Rozdział 30 Matteo i... Chloe?

Ten rozdział jest naprawdę długi, więc rozsiądźcie się wygodnie, weźcie popcorn czy tam chipsy i zapraszam na seans! ;))

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Adrien

Matteo wszedł do sali, pozostawiającej za sobą raczej negatywne wspomnienia i usiadł przy mnie, na jeżdżącym turkusowym krzesełku.

- Cześć. - mruknąłem.

- Jestem. - uśmiechnął się lekko. - Co więc chciałeś mi powiedzieć?

- Matteo... Między nami była ostatnio trochę spina... Chcę ci uświadomić, że tak naprawdę jestem ci niezwykle wdzięczny za ratunek rok temu... Nie wiem kto by mnie uwolnił gdyby nie ty i nie wiem jak by się to potoczyło, gdybyś nam nie pomógł i może nawet nie chce wiedzieć...

Matteo, słysząc moje szczere słowa, uśmiechnął się przyjaźnie.

Postanowiłem kontynuować.

- Wybacz za nieufność z mojej strony i dziękuję, że wtedy na dyskotece gdy... Alice nas oszukała, zająłeś się Marinette. Wiem, że czasem popełniam błędy, ale nie chcę, by mię...

- Każdy popełnia błędy Adrien. Ja też ich dużo popełniłem w młodości. Cha, cha, to znaczy wciąż jestem młody, ale w gimnazjum... Chodzi mi o gimnazjum.

- Rozumiem. Zmieniłeś się, przeszedłeś naprawdę widoczną przemianę, pamiętałem cię jako zadufanego w sobie gnojka.

- Wiem, że mogłeś się czuć czasami zazdrosny o Mari gdy się pojawiałem, doskonale cię rozumiem. - uśmiechnął się, patrząc gdzieś w bok. - Bardzo lubię Marinette, ale no... szanuję, że wybrała ciebie. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwa. - spuścił lekko brwi, patrząc na mnie.

- Jest szczęśliwa. Nikt nie uszczęśliwi ją tak jak ja. To cudowna dziewczyna.

- Wiem o tym, dlatego dla niej ryzykowałem.

- Jest niesamowita i piękna, przy niej czuję, że jestem w stanie zrobić wszystko.

- Nie musisz mi o tym przypominać, wiem, że jest wyjątkowa... - odparł. - Dbaj o nią.

- No oczywiście, a co ty myślisz. Zaopiekuję się nią najlepiej jak tylko potrafię.

- Wątpię czy znajdę dla siebie jeszcze kogoś tak wyjątkowego... - posmutniał nagle.

- Na pewno znajdziesz. - odparłem. - Ale żeby znaleźć musisz się obejrzeć za innymi, a nie za Marinette, która jest już zajęta. - powiedziałem zdecydowanym tonem, który nie znosi sprzeciwu.

Skrzywił się lekko.

- Dobrze - nacisnął - ale moją przyjaciółką może pozostać zawsze. - dodał hardo.

Westchnąłem.

Chciałem mu jeszcze o czymś powiedzieć, ale do sali weszła nagle moja ukochana.

Spojrzała na nas lekko zdziwiona.

- Matteo? Po co przy... A zresztą! Słuchajcie! Już wiem kogo musimy ocalić!

- Na pewno nie mojego ojca, wtrąćmy go do piekła. - wtrąciłem.

Miałem do ojca ogromny żal. Niby przestałem go kochać, ale jednak to co wyrządził mi i mojej mamie już na zawsze pozostanie w lukach mojej pamięci. Wspomnienia z nim ciągną za sobą żal, ale także wściekłość, jak wielkim trzeba być psycholem, żeby czynić zło na dosłownie każdym kroku. Nieokiełznany wariat, który nie waha się nawet zabijać. Wciąż ciężko jest mi przyjąć fakt, że ten człowiek, o którym w tej chwili mówię, i którego z całego serca nienawidzę, to właśnie mój ojciec.

- Ale o co chodzi, dlaczego ocalić? - zapytał zdziwiony Matt.

- Och, potem ci wyjaśnimy! Adrien... Chloe umiera. W jej krew wdało się zakażenie, jej rana nie była taka mała. To ją uratujemy! Zasłużyła na to, zmieniła się i przecież uczestniczyła razem z nami w bitwie z Władcą Ciem, rok temu! Bez niej nie poradzilibyśmy sobie, Chloe wiele zrobiła, starała się jak tylko mogła tak jak my!

Chloe? Tego się nie spodziewałem... Zastanawialiśmy się między moim ojcem, a Alice, a tu dołączyła jeszcze Chloe, dzięki czemu nasze życzenie nie stoi już pod znakiem zapytania. Szczerze sądziłbym, że sprawa skomplikuje się jeszcze bardziej, a jednak, rozwiązanie zostało znalezione.

- Musimy się popytać Mistrza jak ma przebiegać wymówienie życzenia, żeby na pewno zadziałało, bo mamy ponoć tylko jedną szansę! Pójdę do niego, Tikki mnie zaprowadzi, a wy pilnujcie Chloe!

- W porządku... Uważaj na siebie. Ale... ja nie mogę jej pilnować, bo niestety, nie dali mnie z nią do sali. - powiedziałem.

Marinette spojrzała porozumiewawczo na Mattea. Było to zabawne, ale moja ukochana chciała spiknąć Mattea właśnie z Chloe. Jakby nie patrzeć, to naprawdę szli życiową drogą podobnie; z wrednych, zadufanych i fałszywych przemienili się w szlachetnych, służących pomocą i przyjaznych ludzi.

Matteo obrzucił ją pytającym, a nawet trochę oburzonym spojrzeniem.

- Matteo, proszę popilnuj Chloe, bo...

- Ale dlaczego mam jej pilnować, przecież od tego są lekarze. - Matteo miał zwyczaj przerywania komuś w trakcie wypowiedzi. - Wytłumaczcie mi o co chodzi. - dodał stanowczo.

- Chcę, abyś przypilnował Chloe, bo się o nią martwię. Wybacz Matt, ale nie jesteś bohaterem, więc nie wiem czy powinnam ci o tym mówić... Po prostu chcemy uratować Chloe przed śmiercią, a żebyśmy zdołali to zrobić muszę się do kogoś wybrać. Pociesz ją proszę, a ja niedługo wrócę. Przepraszam, że nie mogę ci nic powiedzieć. - patrzyła na niego ze skruchą, dużymi, fiołkowymi oczami.

Matteo chyba wciąż nie wydawał się być do końca przekonany. Mari rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie z uśmiechem. Odwzajemniłem uśmiech i skierowałem głowę do Mattea.

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że się jej wstydzisz? - zagadnąłem, prowokując go, aby wykonał prośbę Marinette.

- Bo Chloe, mimo że wie, iż... jej pomożemy, boi się, jeszcze przed chwilą była niesamowicie załamana. Dlatego nie chcę, by została sama, a ja muszę działać. Poza tym ten cały Victor złamał jej serce. Tak mi jej szkoda, musimy ją ocalić... Życie bohaterki nie jest zbyt spokojne... Proszę Matteo. Polubicie się. - choć Marinette próbowała to powstrzymać, na jej twarzy wykwitł śliczny śmiały uśmiech, gdy z jej ust padły słowa "Polubicie się".

Brązowowłosy patrzył na nią niepewnie, zdaje się bijąc się z myślami.

- Dobra. - powiedział twardo i wstał z miejsca. - Ale nie ukrywam, mam wrażenie, że jest tu jakiś haczyk i coś kombinujecie. - obejmował nas nieufnie wzrokiem.

- Dziękuję! - pisnęła czarnowłosa i podskoczyła jak mała dziewczynka. Była taka urocza.

Marinette była wspaniałą kombinacją uroczego dziecka, anioła oraz inteligentnej kobiety, której nikt ani nic nie przeszkodzi w realizowaniu chcianych celów.

Opuściła pomieszczenie, wzięła ze sobą Mattea, który w drzwiach rzucił mi jeszcze zakłopotane spojrzenie. Odpowiedziałem mu zawadiackim uśmiechem.

* * *

Matteo

Zostałem z dziewczyną sam na sam w sali. Jej blond-włosy utraciły połyskliwość, a cera stała się niezwykle blada. Dziewczyna była bardzo szczupła, wystarczyło spojrzeć na jej drobniutką rękę, która leżała bezwiednie przy jej ciele, żeby to zauważyć.

Przyglądała mi się z zainteresowaniem. Też patrzyłem na nią ciekawie, lecz trochę nieśmiało. Nigdy wcześniej nie miałem okazji tak dokładnie jej się przyjrzeć.

Muszę przyznać, że Chloe, pomimo strasznie bladej i zmęczonej twarzy, była naprawdę urodziwą, zachwycającą oczy dziewczyną.

Niebiesko-szare oczy skanowały moją twarz.

Odważyłem się posłać jej delikatny, przyjazny uśmiech. Odwzajemniła go, a na jej twarz wpłynął subtelny rumieniec.

Wyglądała naprawdę słabo, jakby zaraz miała zemdleć, przez co zacząłem się trochę o nią bać. Spokojnie, Marinette z pewnością ją uratuje. To cudowna dziewczyna. Nie chcieli mi nic mówić, ale ja domyślam się, że to ma coś wspólnego z tymi ich miraculami, czy jak to się tam zwało.

- Nie martw się. Marinette na pewno cię uratuje. - rzekłem do niej pogodnie.

- Wiem. - odparła słabo. - Jestem jej strasznie wdzięczna. - dodała cicho, po czym przymknęła oczy, tak jakby opadła z sił, a ja miałem okazję poznać jej głos.

Był nieco piskliwy, taki dziewczęcy, głos małej dziewczynki.

Przez dłuższy moment nie poruszyła się.

Przeraziłem się, serce zaczęło mi dudnić w piersi znacznie prędzej.

- Chloe? Chloe!? - spanikowałem, gdy leżała zupełnie nieruchomo z lekko rozchylonymi wargami, zupełnie nie reagując.

Po chwili jednak otworzyła oczy, dzięki czemu poczułem ulgę.

- Jestem po prostu zmęczona, jestem taka słaba... - wyszeptała.

- Proszę, wytrzymaj, Marinette niedługo wróci i zrobi to co trzeba.

Złapałem ją za dłoń. Chłodna skóra zetknęła się z moją, bardzo mizernie odwzajemniła uścisk.

Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia. Miałem nadzieję, że to Marinette, lecz niestety przypuszczenia okazały się być błędne, to by było za wcześnie. Skrzywiłem się na widok blondyna o piwnych oczach.

- Co robisz przy mojej dziewczynie, pacanie? - warknął do mnie.

- Opiekuję się nią, bo ty nie potrafiłeś. - sam nie wiem, co skłoniło mnie do takiej wypowiedzi, tak naprawdę przecież pilnuję jej na zlecenie Mari, ale wiedząc ile ten typ sprawił kłopotów naszym wspaniałym bohaterom, miałem ochotę mu nieźle nagadać. Tej ślicznej dziewczyny też nie potraktował zbyt dobrze, a nie jestem głupcem w przeciwieństwie do niego i potrafiłem wywnioskować, że to ona była... Pawicą.

- Nie wtrącaj się w nasze relacje. - syknął. - Pilnuj lepiej swojej Biedroneczki, z którą tak współpracowałeś ostatnio, kto wie, może zamierzasz odbić ją Kotkowi? - zakpił, a na jego twarzy malował się pewny szydzący uśmiech.

Jaki pyskaty.

Bezczelny gnojek.

- Ty jeszcze śmiesz tak mówić, po tym co odwaliłeś?! - ryknąłem. - Przez ciebie... przez ciebie bohaterowie wpadli w pułapkę! Niemal otarli się o śmierć! - gniew zaczął płynąć w moich żyłach.

- To nie było specjalnie, żałuję. - odpowiedział, a mnie totalnie zażenowała jego odpowiedź. Co więcej, porządnie zdenerwowała. - Nie mam nic do bohaterów, potrzebowałem tych pieniędzy, po... a zresztą, nie będę się tobie tłumaczył. Miałem pewne plany i nie twój interes. Chloe... - podszedł do dziewczyny. - Czy ty nie widzisz, że mi zależy? - zwrócił się do niej.

Spojrzała na niego tylko obojętnie, nie odezwała się. (Ciekawe tylko czy z powodu braku siły czy też naprawdę miała go gdzieś, co byłoby najlepszą wersją.)

- Obiecuję, że ci to wynagrodzę. Chloe, miłość zawsze wybacza. Skoro mnie naprawdę kochasz, to powinnaś mi wybaczyć.

Chloe zamyśliła się nad jego słowami, a ja cały czas mierzyłem go nieufnym i wrogim wzrokiem.

- Ale ty przesadziłeś... Dla kasy pozwoliłeś mnie zamknąć. Już ci to mówiłam - jesteś bezmyślny. Nie mogę być z kimś, kto mówi mój największy sekret byle komu, nawet pod wpływem szantażu. Jak ja mam po tym wierzyć, że mnie kochasz? Naraziłeś wszystkich na duże niebezpieczeństwo... Współpracowałeś z tym psycholem... Byłam głupia, że powierzyłam Ci taką tajemnicę. Victor ja...

- Wiem, ale, do cholery, każdy popełnia błędy! Kiedy w końcu to zrozumiesz! - wykrzyczał w jej stronę, a przez jej oczy przeleciał cień strachu. Chłopak przybrał postać agresywnego. - Ten facet... ten facet groził, że mnie zabije.

Zdenerwowany patrzył na słabiutką Chloe, nawet nie zapytawszy o stan jej zdrowia.

- Kocham cię Chloe! Musisz do mnie wrócić!

- Nie. - odpowiedziała słabo, a w jej oczach pojawiały się pierwsze łzy. - Co to znaczy, że muszę? Gdybyś mnie naprawdę kochał, nie postąpiłbyś tak, narażając mnie...

- Słyszysz?! Powiedziała "nie", więc spadaj! - wysyczałem w jego stronę wściekle, bo czułem, iż ona nie ma najmniejszej ochoty z nim rozmawiać.

Ten typ doprowadzał do szału, cokolwiek by nie mówił, irytował.

Otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak po chwili zamknął je, chyba rezygnując.

Z drwiącym uśmiechem na twarzy, pokiwał powoli głową, spojrzał na mnie, a potem patrzył nieustannie na Chloe. Na jego twarzy malowała się złość, ale przede wszystkim pewność siebie.

- A więc znalazłaś sobie pocieszenie u innego. Gratuluję. - palnął wkurzony.- Szybka jesteś. Nie zawahałaś się mnie zdradzić. Najpierw mnie uwiodłaś, a teraz zostawiłaś tak po prostu i poszłaś do innego. Tak robią s*ki.

- Zamknij się! - Chloe zebrała w sobie wszystkie siły, żeby wrzasnąć i lekko się podnieść. - Ty przeklęta gnido, jak możesz tak mówić! Po drugie, nasz związek zakończył się parę dni temu. Skończyłam z takim kretynem jak ty. Wyjdź i nie wracaj pieprzony zdrajco! - wrzasnęła, uroniła łzę, zrobiła się czerwona z tej złości.

Po chwili przymknęła oczy, po czym mechanicznie, bez sił opadła na poduszkę.

- Ku*wa! Źle postępujesz Chloe! - odkrzyknął jeszcze wściekły, po czym energicznie wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi.

- Co za debil! - wrzasnąłem zdziwiony, bo nie sądziłem, że jest aż takim fałszywym palantem.- Wszystko dobrze? - spytałem troskliwie, patrząc na nieporuszającą się blondynkę, która zamknęła oczy i przerażająco szybko uderzyła głową w poduszkę, jakby zemdlała.

- Słabo mi... - szepnęła.

Patrzyłem na nią w strachu.

Wtedy rozbrzmiał mój telefon. Odebrałem. To była Marinette.

- Halo?

- Matteo? Musisz przynieść Chloe do Mistrza. Podam ci adres. To zadanie bardziej dla Czarnego Kota, ale wiesz, że Adrien też nie może teraz uciec, bo to będzie podejrzane, a poza tym boli go jeszcze ramię i...

- Marinette. - przerwałem jej. - Nie zgadzam się. Chyba sobie żartujesz. Jak ty sobie to wyobrażasz, zauważą mnie i co im powiem. Nie pakuj mnie w kłopoty moja droga.

W słuchawce zapadła cisza.

- Wiem, że... rzucam ci rozkazy bez wyjaśnienia, ale... - urwała. Usłyszałem jak nabiera powietrza. - To bardzo ważne. Matt... musimy ją uratować. Myślę, że domyślasz się kim ona jest. Ufam ci i dlatego powierzam ci tę misję. Obiecuję, że ci to wynagrodzę. Jesteś dla mnie ważny i nie są to jedynie puste słowa. Inaczej nie prosiłabym cię o to. Przynieś Chloe. Inaczej ona... umrze.

Jej ostatnie słowa mną wstrząsnęły, mimo że mówiła to samo jeszcze niecałą godzinę temu do Adriena.

Kurde, ona rzeczywiście jest Pawicą! Ocaliła miasto, poświęcała się dla innych ludzi tak jak Biedronka i Czarny Kot! Podziwiam odwagę każdej bohaterki, ludzie powinni składać im pokłon, nikt się nie spodziewał, że ta walka będzie aż tak niesamowicie trudna i... straszna! Nadal ją wspominam, bo na pewno zrobiła na każdym niemałe wrażenie.

- Poza tym... - Usłyszałem jej głos. - Chodź. Sam zobaczysz. Czeka cię niespodzianka.

- No dobrze Marinette. Coś wykombinuję, postaram się. - ostatecznie zgodziłem się.

Marinette podała mi adres Mistrza, opisała ze szczegółami drogę, dodała jeszcze, że jakbym miał z czymś problem, to mam od razu dzwonić, uprzejmie podziękowała, po czym rozłączyła się.

Schowałem telefon do kieszeni dżinsów i spojrzałem na blondynkę. Westchnąłem, patrząc na nią. Wyglądała... słodko. Ale tak bardzo marnie, jakby zaraz miała się rozsypać. Biedna bohaterka! Biedna Pawica, biedna... Chloe! Ocalę ją! I znów będę z siebie dumny. Szczerze jestem dumny, że mogę pomagać Biedronce, choć wyznacza mi coraz trudniejsze i toporniejsze zadania, przyprawiające o adrenalinę.

- Chloe? - odezwałem się.

Dziewczyna jedynie poruszyła się, dając mi tym znak, abym kontynuował. Ściskało mnie za serce, gdy widziałem ją tak mizerną, totalnie bezradną.

Podszedłem nieśmiało bliżej.

- Muszę cię zanieść do... do jakiegoś mistrza. Marinette kazała, to cię uratuje. Wytrzymaj Chloe... Dasz radę.

Otworzyła tylko na chwilę oczy, zdało mi się, że jest jeszcze bledsza niż wcześniej.

Otworzyłem ostrożnie drzwi i zajrzałem na korytarz. Siedziało tam parę ludzi.

Kurde, jak mam ją wydostać z tego budynku? Tu na pewno są kamery, to zadanie dla Czarnego Kota, nie dla mnie! On wyszedłby oknem, a ja bym przypilnował, żeby nikt nie przeszkodził.

Zrezygnowany potarłem czoło.

Cholera, że też Adriena musiał także postrzelić... Co za okrutnik, własnego syna! Psychol! To on powinien konać!

Chyba, że... wydostalibyśmy się oknem w łazience na dole, bo jest chyba dość nisko... Tylko Chloe musiałaby samodzielnie iść, aby nie było to podejrzane.

Albo wracam jednak po Czarnego Kota.

Wiem!

Adrien w kombinezonie Czarnego Kota wydostanie ją prędko przez okno, przejdzie kawałek, dogonię ich i zaniosę do Mistrza, a on wróci do szpitala i przemieni się znów w Adriena, ja zaś spełnię swój obowiązek.

Tak, to brzmi jak plan.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jeszcze jeden rozdział będzie ;p

Dajcie znać czy rozdział się podobał <3

Z góry dziękuję! :)

I wybaczcie, że tak długo nie było nexta, zdaję sobie z tego sprawę. Mam strasznie dużo nauki, (Wy zresztą na pewno też) a w tym tygodniu to już wgl 9 sprawdzianów/kartkówek w jednym tygodniu. No, dwa sprawdziany i reszta to kartkówki😅 Za Wasze oceny też trzymam kciuki😜 Pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top