Rozdział 19 Szukać Akumy czy ratować umierających?
Wyszliśmy wszyscy na zewnątrz. Było strasznie. Ujrzałam z daleka płonące mieszkanie. Zwolennicy Władcy byli dziś wyjątkowo silni, zaawansowani niezwykle sprytni i bardzo podli, bezlitośni, okrutni. Naprawdę nie wiedziałam czy damy radę... Może byłam zbyt pewna siebie i Adrien miał rację?
Próbowałam podbiec pod płonący budynek i uratować niewinnych i przerażonych ludzi, jednak w połowie drogi przewróciłam się. Ale nie sama. Jeden z przeciwników rzucił mi pod nogi dużą drewnianą belkę. Ja nie wiem skąd oni biorą te wszystkie rzeczy. Adrien podbiegł i pomógł mi wstać. Czułam, że się na mnie gniewa. O nic nie pytając poleciał znów zwalczać zło.
Byłam powolna. To nie była moja wina... Tak dawno byłam Biedronką... I och, głupie nogi!
Postanowiłam wziąć się w garść. Udało mi się przebiec kawałek, wyminęłam nawet przeszkody, którymi starali się rzucić we mnie "poddani" Władcy Ciem.
Wtargnęłam do płonącego budynku. Jakaś kolejna, tym razem płonąca belka zwaliła się z góry tuż obok mnie tamując mi drogę wyjścia. Wokół widziałam pełno ognia, szafy, stoły, krzesła pochłonęły płomienie. Postawiłam bardzo ostrożnie krok do przodu, starając się wymijać ogień. Zrobiło mi się gorąco i duszno.
- Pomocy! Na pomoc! - usłyszałam krzyki z góry. Podniosłam wzrok ku górze. Weszłam po ledwie trzymających się już schodach. Zapadały się, cały żar powoli docierał pod schody. W jednym momencie, kiedy w ostatniej chwili zdążyłam wejść na górę, wraz ze schodami zwaliła się z hukiem podłoga na piętrze. Całe, jak na razie dolne wnętrze budynku pochłaniał ogień.
Wszędzie roznosił się też duszący dym, który coraz bardziej piekł mnie w oczy. Podeszłam bliżej do wystraszonej kobiety. Usłyszałam płacz dziecka. Ujrzałam niemowlę w jej rękach.
- Biedronko?
- Tak!
- Uratuj moje dziecko, błagam!
Odebrałam delikatnie kobiecie jej niemowlę, które płakało.
Było tu okno, natychmiast je uchyliłam. Ogień zaczął powoli zbliżać się do nas, na górę.
- Niech pani mocno się mnie trzyma! - rozkazałam, a nieznajoma od razu wykonała moje polecenie. Mocno ścisnęła mnie wokół ramion. Ja natomiast trzymałam w jednej ręce niemowlę a drugą zahaczyłam jojo o pobliski sklep.
- Zaufajcie mi...
Stałam wciąż przy oknie, było stąd trochę wysoko. Poczułam uderzenie gorąca. Zbliżający się ogień o mało co nie pochłonął moich stóp. W tej chwili wyskoczyłam, przeleciałam krótko tuż nad chodnikiem i dzięki magicznemu krążkowi udało nam się bezpiecznie upaść na ziemię.
- Dziękuję! - zawołała z wdzięcznością kobieta i pobiegła się gdzieś schować.
Patrząc na naszych przeciwników, zastanawiałam się jak my ich wszystkich pokonamy... Chyba nie ma innego wyjścia jak po kolei likwidować Akumy...
Jeden, bardzo wysoki mężczyzna biegł w moją stronę. Wyglądał na wściekłego. Od razu się zorientowałam, że to jeden od Władcy. Na głowie miał melonik, pewnie w nim ukryta jest Akuma.
Spróbowałam go zdobyć, jednak nic z tego, dzisiejsi przeciwnicy byli dosyć sprytni. Zbliżał się kolejny, ten miał moc przyciągania wszystkich rzeczy, rzucał we mnie wszystkim po kolei, ławkami z parku, samochodami i innymi pojazdami.
A ja wykonując salta i różne obroty unikałam uderzeń. Raz udało mu się we mnie czymś trafić, a była to duża ozdobna metalowa ramka od sklepu z jego nazwą. Widniał na niej kolorowy napis. Poczułam ból gdzieś w okolicach brzucha. Zwinęłam się z bólu.
Podchodził coraz bliżej. Zapewne po magiczną biżuterię.
Natychmiast wstałam i mimo uciążliwego bólu zahaczyłam jojem o jedno z wysokich mieszkań i wzbiłam się w powietrze. Próbowałam wypatrzyć wrogów z góry.
Jeden stał niedaleko, to ten sam, co miał na głowie czarny melonik.
Ponownie wzbiłam się w powietrze, przeleciałam nad nim i zanim zdążył mnie uderzyć odebrałam mu z głowy kapelusik. Odrobinę porwałam go i wyleciała Akuma. Oczyściłam ją i wypowiedziałam magiczne słowa, jednak jak na razie nic nie powróciło do normy tak jak powinno. Chyba trzeba pokonać najpierw ich wszystkich i wtedy dopiero powróci...
Jednego z głowy. Dopiero jednego. A jest cała armia...
No chociaż jeszcze Chloe i Adrien na pewno też kogoś pokonali.
Miasto nie opustoszało całkiem, gdyż potwory Władcy wyciągały niewinnych ludzi nawet z ich domów. A także paliły i niszczyły te domy co było widokiem mrożącym krew w żyłach.
Nim się spostrzegłam dopadł mnie kolejny z nich. Pchnął mnie mocno w plecy przez co upadłam. Jednak błyskawicznie podniosłam się i sprytnie wyminęłam przeciwnika. Pomyślałam, że może znowu wypatrzę jakiegoś z góry i wtedy zlikwiduję Akumę. Wzbiłam się więc znów w powietrze i będąc na jakimś kolejnym mieszkaniu przyglądałam się ludziom zamienionym przez Władcę w potwory. Wiele ich było. Miasto wyglądało okropnie, było wiele zniszczeń. W wielu domach były wybite szyby w oknach, a wiele też było zburzonych i obok leżało mnóstwo cegieł. Ponadto w niektórych fragmentach miasta pojawił się dym.
Byłam niepewna, nie wiedziałam co robić dalej. Szukać Akumy? Czy ratować tak wielu umierających ludzi?
Nagle poczułam kolejne mocne pchnięcie z tyłu. Zlatywałam z wysoka. W panice rozwinęłam ponownie swój krążek gdzieś w dal i zaczepiłam nim o coś, dzięki czemu mój upadek nie był już taki niebezpieczny.
Jednak przemieszczając się, wisząc na długiej i silnej linie od krążka, kołysałam się w powietrzu, przede mną były wysokie drzewa, gęsto posadzone, zazwyczaj złamane lub przewrócone, lecz znalazły się i te, które pozostały jeszcze całe. Za sprawą mojego rozhuśtanego krążka, wpadłam w nie. Zanurzając się w kujące krzewy, i ostre gałęzie wyrastające z grubych pni, zacisnęłam powieki. Gdy otworzyłam oczy, zorientowałam się, że znajduję się w parku. Próbowałam się poruszyć, rozsuwałam mnóstwo gałęzi na boki, chcąc się stąd jak najszybciej wydostać. Coś jednak zagradzało mi drogę. Na jednej z moich nóg leżał pień drzewa, uparcie uniemożliwiając mi wyjście spośród wielu drzew. Uświadomiłam sobie, że utknęłam między dwoma drzewami. Ktoś z przeciwników, podrzucił jeszcze trzecie. Nie mogłam się wydostać, szarpałam się, słychać było szelest liści oraz gałęzi, ale to na nic się zdało. Postanowiłam wezwać pomoc.
- Czarny Kocie! - zawołałam tak głośno jak tylko mogłam. Czekałam przez chwilę w ciszy, jednak poruszałam się, aby było widać gdzie jestem i nawoływałam pomoc. Udało mi się samej wyciągnąć jedną nogę spośród kłód. Teraz szarpałam się z drugą.
- Biedronko! - usłyszałam głos Adriena.
Począł siłować się z pniem drzewa, po chwili dał radę go unieść, przesunął go w bok, dzięki czemu powstała dla mnie droga ucieczki.
- Dziękuję.- zawołałam i wróciłam do akcji.
Adrien
Walka była strasznie trudna. Plagg miał rację. Za pomocą mojego kociego kija odpychałem wciąż atakujących mnie wrogów. Zlikwidowałem już dwa zaklęte motyle. Ledwie dwa. A było ich pewnie ze sto...
W pewnej chwili wróg przycisnął mnie do muru jednego z mieszkań.
- Oddaj miraculum.
- Nie! Otrząśnij się, ten okrutnik, Władca Ciem tobą włada! Nie jesteś taki! - starałem się mu objaśniać. Uderzył mnie w twarz. Mocno mi się oberwało. Odepchnąłem go za pomocą mojego długiego kija, który cały czas miałem pod ręką. Ujrzałem z daleka płaczące dziecko, jeden z tych potworów chciał zrzucić go z wysoka.
Pobiegłem tam pędem. Stojąc wysoko, na jednym z budynków, puścił je. Zlękniony chłopiec leciał w dół, prosto na autostradę.
W ostatniej chwili zdążyłem podbiec by go złapać. Odstawiłem przerażonego chłopca na ziemię, pod poddaszem pewnego sklepu. Kazałem mu tu zostać i obiecałem, że uratuję jego rodziców.
Wtem spostrzegłem, że w moją stronę lecą trzy ostrza. Cudem uniknąłem głębokich ran. Wypuściłem powietrze z płuc.
Wszystko działo się mega szybko.
Chloe
Zmagałam się teraz ze sporej wielkości przeciwnikiem, rozpoznałam, że był to ten, którego widziałam jeszcze wcześniej przez okno jak bez wahania rzucił kamieniem w chłopaka, który obolały usiłował się podnieść.
Raz trafił mi niewielkim w nogę. Później w bark. Niełatwo było go pokonać, gdy cały czas celował małymi kamieniami, chcąc powalić z nóg, jednocześnie usiłując mnie dorwać i zabrać miraculum siłą. Miraculum Pawia, nie były to już kolczyki jak u Biedronki, a była to niewielka kolorowa spinka, kształtem przypominająca muszelkę lub ogon pawia, przyczepiona do moich włosów ułożonych w jednego, długiego warkocza z tyłu, spiętego niebieską gumką przy końcu.
Mogłam jednak równie jak Biedronka oczyszczać motyle ze zła.
Nie miałam pojęcia gdzie u niego była ukryta Akuma, zamiast próbować z nim walczyć, starać się go pokonać, wykryć schowaną Akumę, poczęłam uciekać, nie chciałam dostać jakimś kamieniem kolejny raz. A on, potężny i zaklęty, gonił za mną.
Uciekałam, biegłam przed siebie jak najprędzej mogłam, omijając inne przedmioty i skręcając w różne uliczki. W mieście panował chaos, wcale nie tak rzadko napotykało się wyniszczone potężną siłą mieszkania, rannych ludzi, uciekających, i tych krzyczących, których próbował dopaść. Napotkałam przed sobą przewróconą paryską lampę, szybko pominęłam ją przeskakując tuż nad nią. I poleciałam dalej, byłam już zmęczona tym długim biegiem, jednak nie poddawałam się. Przeciwnik był coraz bliżej, również nie dawał za wygraną.
Niech to, czy akurat mi musiał trafić się taki gigant?
Miałam przeczucie, że dochodzi właśnie południe. No to cóż, mamy jeszcze cały dzień... A ja już jestem wykończona, nie udało mi się oczyścić jeszcze żadnej Akumy. To jakaś masakra... Jejku, jak my sobie poradzimy... Wiedziałam, że to będzie trudne, wiedziałam. Choć może nie sądziłam, że aż tak. W oddali ujrzałam płonący budynek. Co oni robią z tym miastem? Z Paryżem?
Znajdowałam się teraz na moście, biegłam przez długi most w pogoni przez złoczyńcą. Byłam zdyszana, siły nieco mi opadły, potrzebowałam odpocząć, pragnęłam się zatrzymać i ochłonąć. Nagle poczułam uderzenie w plecy. To na pewno jeden z jego kamieni. Dostało mi się, przez co zwolniłam i zasapana spojrzałam w stronę wroga. Ten, mając jeszcze nieskończenie wiele energii, natychmiast podbiegł bliżej. Zbliżył swoją dużą dłoń i starał się zdjąć z moich włosów magiczną biżuterię.
Tymczasem uniemożliwiałam mu to. Zahaczyłam mocnym niebieskim sznureczkiem o jedną z wysokich lamp w pobliżu, wybiłam się w powietrze, unikając jego mocnych ciosów. Niestety ta paryska lampa była niedaleko i lada chwila mój wróg znalazł się przy mnie.
W pewnej chwili porwał mnie w dwie ręce, starałam się wydostać z jego naprawdę silnych ramion, wszakże bez rezultatów. Nie chciał mnie puścić.
Pod mostem ciągnęła się szeroka i długa rzeka. Spojrzałam na nią w dół z panicznym lękiem kiedy on trzymał mnie jedną ręką prawie nad samą wodą. Pod wpływem jego nieprzezwyciężonej ręki, przekroczyłam krawędź mostu. Zwisałam nad głębokim jeziorem. Trzymał mnie, jedynie on mógł zdecydować o tym czy spadnę w dół.
Lękałam się co zrobi dalej. Przerażona wbiłam tępy wzrok w rzekę. Nie była całkiem czysta, ale też nie zanieczyszczona. Przyglądałam się ze strachem w kołyszące się delikatne fale, które wywoływał wiatr.
Usłyszałam kolejny strzał gdzieś w dali, na co gwałtownie zwróciłam głowę w drugą stronę. Mój oddech był niespokojny. Błagałam w myślach by mnie nie puścił do tej głębokiej wody z tak wysoka...
_________________________________________
___________________________________________________
Jak się podoba ta walka? Nie jest nudnawa? xD
Dzięki za przeczytanie ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top