10.
*Łucja's POV*
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Przecież wczoraj nie piłam aż tak dużo. Poszłam za potrzebą do toalety. Spojrzałam w lustro i.. Ugh.. Chyba nie muszę bardziej tłumaczyć mojego wyglądu. Zeszłam do kuchni, gdzie jak zwykle Kris pił kawę. Wzięłam tabletkę przeciw bólową i popiłam ją wodą.
-Domówki lepsze w Polsce czy tutaj? - zapytał mnie Krystian.
-Wczoraj było spoko, ale jednak tamte towarzystwo z Polski to wszystko- odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem. Przypomniałam sobie moją koleżankę, która po wypiciu ZAWSZE się z kimś przeliże. Wzięłam że sobą butelkę wody i wróciłam do pokoju. Założyłam czarne dresy i czerwoną bluzkę bez rękawów. Nagrałam coś na musical.ly, sprawdziłam media społecznościowe, przejrzałam chyba wszystko a była dopiero 13. Zadzwonię do Kayli, może akurat nic nie robi. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty... Pewnie leczy kaca. Melody wyjechała. Może Livv. Tak, to dobry pomysł.
Ja: Hej Livv! Może jakieś zakupy i kino?
Livv💛: Hej, sorki, ale jestem u rodziny;/
Ja: Okej, do zobaczenia później 😙
Ummm... W sumie miałam wywołać zdjęcia, więc czemu nie dzisiaj. Weszłam na laptopa i zaczęłam przeglądać wszystkie foldery jakie miałam. Po godzinie zgrywałam 124 zdjęcia na pendrive'a. Sporo się tego nazbierało przez pół roku. Poszukałam jeszcze w internecie gdzie najbliżej jest punkt w którym mogę je wywołać. Zmieniłam dresy na rurki, założyłam Pumy, wzięłam telefon, słuchawki, oraz pendrive'a i wyszłam z domu rzucając coś w stylu 'wrócę niedługo, mam telefon'. Włożyłam słuchawki do uszu i po chwili usłyszałam pierwsze słowa piosenki.
"Everest is only a mountain
A pyramid is just a shape
Doesn't have to hold you back
Doesn't have to pin you down
Let your dreams take flight
And your Heart ignite!"*
Rozejrzałam się czy nikt nie idzie i byłam sama na chodniku. Zaczęłam nucić piosenkę uśmiechając się jak głupia. Słuchałam piosenki już 5 raz na odtwarzaniu ciągłym, kiedy doszłam do mojego celu. Przywitał mnie dźwięk dzwoneczka oraz zapach kawy. Stanęłam grzecznie w trzyosobowej kolejce. Pierwsza pani odeszła. Podszedł pan. Odebrał zdjęcia i odszedł. Przyszła moja kolej. Obsługiwał mnie chłopak może trzy, cztery lata starszy ode mnie. Przystojny, zielonooki brunet ubrany w czarny T-shirt opinający jego mięśnie i tego samego koloru dresy. Mogłabym powiedzieć, że czarny gra tu główną rolę.
-Dzień dobry, a co dla pani?- uśmiechnął się zadziornie. Zalatuje mi podrywem. Ciągnąć to czy nie? Ciągnąć.
-Chciałabym wywołać zdjęcia.- Tu pokazałam na pendrive'a w kształcie kotka i zagryzłam dolną wargę. Chłopak chwycił urządzenie i włożył do odpowiedniego miejsca w komputerze.
-124 zdjęcia. Dobrze. Płatność przy odbiorze. Proszę jeszcze tu podpisać.- Brunet podał mi jakaś kartkę i długopis. Jak ciągnąć podryw to ciągnąć. Pochyliłam się tak, że było mi widać dużą część dekoltu. Usłyszałam jego przyspieszony oddech. Może głupio, że tak go traktuję, ale to jest tylko jedno spotkanie. Oddałam mu kartkę i podziękowałam.
-Zdjęcia będą za 2 dni.
-Więc do zobaczenia.- posłałam mu buziaka w powietrzu i wyszłam kręcąc biodrami. Zaszłam po drodze na kebaba. To znaczy wzięłam dwa na wynos. Jeden dla brata. Taka kochana siostra ze mnie. W czasie kiedy moje kebaby były robione, zaszłam do sklepu obok i kupiłam ciastka, żelki, i czekoladę. Zrobię sobie wieczór filmowy. Z zakupami i kebabami weszłam do domu.
-Dobrze, że jesteś bo umieram z głodu.- pomasował swój brzuch na potwierdzenie słów. Staliśmy chwilę w ciszy, po czym wybuchliśmy śmiechem.
-Który mój?- Spytał Krystian.
-Ten w sreberku. Ba dum tsss.- Postanowił sprawdzić to na własną rękę i przeczytał jakie sosy są w którym. W naszym przypadku łatwo odróżnić kebaba mojego od jego. Mój najczęściej sos czosnkowy i koperkowy, jego ostry albo chili. Nie wiem czy to to samo, ale aktualnie jadł z sosem ostry+chili więc to chyba jest różnica.
-Dzięki siostra. Ja będę leciał za godzinę. Kumpel robi domówkę.- rzucił na odchodne- A! Zapomniał bym. Masz gościa. Siedzi u Ciebie w pokoju.
Chwyciłam reklamówkę z jedzeniem i poszłam na górę. Weszłam do pokoju, gdzie zastałam Camerona rozwalonego na moim łóżku.
-Hej Cam! Niezawygodnie Ci?
-Szczerze mówiąc nie. Masz za dużo poduszek.- Podniósł się do pozycji siedzącej żeby móc się ze mną przywitać. Usiadłam na materacu obok.
-Sprowadza Cię coś konkretnego?
-Nuda.
-Dobrze trafiłeś.
Otworzyłam przekąski i zaczęliśmy jeść.
-To co. Maraton "Igrzysk Śmierci"?- Zapytał szatyn z nie małym uśmiechem.
-Czytasz mi w myślach.- poszłam po laptopa na dół i ze zdziwieniem stwierdziłam że Krystiana już nie ma. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do Camerona. Chłopak rozstawił stolik tak, żebyśmy nie musieli trzymać laptopa na kolanach. Podłączyłam sprzęt i zajęłam miejsce od ściany. Cam wziął jedzenie, i zgasił światło, po czym usiadł obok mnie. Włączyłam pierwszą część filmu. Wtulona w bok szatyna patrzyłam jak rozwija się akcja. Kiedy tylko mogliśmy, cytowaliśmy fragmenty tekstu razem z bohaterami. Po skończonej pierwszej części nie zwlekaliśmy z drugą. Jedyny moment w którym się odezwaliśmy brzmiał
"And if we burn
You burn with us."
Poczułam jak kleją mi się oczy. Próbowałam się powstrzymać, ale nie dałam rady i odpłynęłam.
~°~°~°~°°~°~°~°~°°~°~°~°
*Shawn Mendes - "Believe"
Emmm... No.. Ten rozdział był pisany ze zmiennym szczęściem. Za to mam shippa Camerona i Łucji.... Damdamdam #Łuceron 😂😂 Dziękuję Jednorożcowi za złączenie imion. Do nextu. Xx😙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top