6 rozdział

****Perspektywa Sylwii****

Przez jakiś czas rozmyślałam o ostatnim spotkaniu z Arturem i o tym co tam się stało.Wkrótce miał zacząć się rok szkolny więc postanowiłam pójść z Arturem na takie szkolne zakupy.Gdy już się obudziłam od razu sięgnęłam po telefon

Ja-Hej,idziesz ze mną na ,,szkolne zakupy,,?

Arturek-No okej,a o której?

Ja-13?

Arturek-ok.A dokładniej gdzie się spotykamy?

Ja-Przyjdę po ciebie,ok?

Arturek-Ok :*

Ja-To do 13 :*

***2 godziny później***

Zbliżała się już 13.Wyszłam z domu i wyruszyłam w stronę domu Artura.Gdy już doszłam otworzyła mi kobieta gdzieś na oko w wieku 35 lat.Zapewne była to mama Artura.

-Dzień dobry!-powiedziałam energicznie-Czy jest Artur?

-Dzień dobry!Ty to zapewne Sylwia, tak?-zapytała się mnie ta kobieta,a ja przytaknęłam-Artur mi wiele o tobie opowiadał!Za chwile wróci, poszedł do tego liceum po wniosek o stypendium.Jest ci bardzo wdzięczny.Napijesz się czegoś?

-Nie, dziękuję-odpowiedziałam.Po chwili zapytałam się kobiety-Czy Artur w starej szkole też był wyśmiewany?

-Tak-odpowiedziała kobieta ze smutkiem-często mówili na niego ,,grajek przydrożny,,.Do czasu się nawet tym nie przejmował, ale gdy tak zwani przez niego ,,ci lepsi,, wymyślali mu gorsze przezwiska i śmiali się z niego.-to co powiedziała mi mama Artura bardzo mnie zasmuciło.Myślałam, że takimi aroganckimi dupkami są ludzie tylko z mojej szkoły, lecz się myliłam.Po chwili wszedł do domu Artur.Pod okiem miał ogromnego siniaka.

-Artur co ci się stało?!-krzyknęłam-To znowu były te dresy?

-Nie, to był Jakub-odpowiedział Artur-ale spokojnie!wszystko jest okej!

-To, że cię pobił nie jest okej!Boże, jak on będzie chodził z nami do klasy i zrobi to specjalnie to go zabiję!-nie mogłam się opanować.Co prawda znałam Artura tylko dwa tygodnie,ale czułam jakby by był moim bratem...nie licząc tego pocałunku...

-Artur, podam ci lud przyłożysz sobie go do tego sińca-odparła jego mama z troską w głosie.

-Nie, nie trzeba mamo!Jest okej!-odpowiedział Artur

-Artur, znam cię.Weź ten lód i go przyłóż wiesz, że szybko mdlejesz!-Artur na słowa swojej mamy zawstydził się.I to bardzo.

-Artur, nie ma się czego wstydzić!-próbowałam dodać mu otuchy-Ja widzą krew płaczę, i to strumieniami-zaśmialiśmy się oboje-dzisiaj nie pójdziemy na te zakupy.Dzisiaj mogę zostać z tobą w twoim domu.

-Nie!nie musisz-odparł Artur

-Co ty!Nie zostawię cię-uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie.

Resztę dnia spędziliśmy rozmawiając, śpiewając i Artur pograł trochę na gitarze.Nagle przyszło mi coś do głowy i to zaśpiewałam:

-Poukładaj sobie plan, zacznij robić to od poniedziałku!

-Wszystko zrobisz sam,tylko skąd ty weźmiesz chęci na to!-Artur dokończył-Pięknie śpiewasz i wo gule super tekst piosenki!Nie mówiłaś mi, że jesteś tekściarką!-zaśmialiśmy się oboje.

-Nie no co ty,nie jestem-odpowiedziałam-Jacie!Już ta godzina!Pa muszę już lecieć!-przytuliłam Artura i pobiegłam do domu.Gdy już wróciłam wskoczyłam w pidżamę i poszłam spać.


Bez tego równe 400 słów!Ale się rozpisałam!Wieczorem jeszcze dwa rozdziały♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top