9. Ty, który zniknąłeś
Palce Olivii były całe czerwone, w niektórych miejscach pojawiła się nawet krew. Zacisnęła szczękę. Nic nie powiedziała mimo że palce bardzo ją bolały od zaciskania strun. Sama nie wiedziała dlaczego, ale naciskała je najmocniej, jak umiała, tak jak wtedy, gdy była dzieckiem i Thomas dawał jej skrzypce. Wtedy chciała być najlepsza. Tak samo dobra jak brat. Myślała, że kiedy będzie dociskać mocniej struny, wydobędzie się z nich ładny, poruszający dźwięk. Było jednak inaczej. Fałszowała niemiłosiernie. Jednak, po latach treningów, umiała wydobyć z nich piękne nuty, choć nie powinna. Umiała dostosować ruchy smyczka, by dźwięki wydobywały się takie, jak ona chciała. Grała przed nowymi przyjaciółmi utwory, których się nauczyła i nie zaliczały się do muzyki klasycznej. Wiedziała, że Dave i Rossie lubią klasykę, ale reszta grupy wtedy patrzyła na nią znudzona. Dlatego postanowiła zagrać coś innego. Coś, co wszystkim się spodoba. Dlatego postawiła na jedyny utwór, który znała i nie był klasyką- Disturbed "The sound of silent". Uśmiechnęli się, gdy zagrała pierwszy kawałek. Znali go, bo zaczęli śpiewać. Rossie wstała, podeszła do Olivii i przekrzykiwała ich. Jej głos idealnie łączył się z dźwiękiem skrzypiec. Dziewczynka patrzyła na koleżankę obserwując twarz. Kiedy otwierała oczy, kiedy je mrużyła, kiedy wykrzykiwała słowa... Chciała zapamiętać tę chwilę na zawsze.
Gdy utwór się skończył, Anabeth musiała iść. Pożegnała się z nimi i wyszła. Wtedy dopiero się zaczęło. Dave i Rossie wiedzieli, że za niedługo ma kolejny konkurs, dlatego namówili ją na ćwiczenia w sali, przy nich. Olivia się zawstydziła. Nigdy przy nikim nie ćwiczyła, w końcu musiała być idealna, jak brat. A jeśli źle zagra, popełni jakąś pomyłkę, ośmieszy jego imię. Ale mimo wszystko, jest tylko człowiekiem. Miała prawo się pomylić, dlatego wzięła skrzypce, zamknęła oczy i zaczęła grać utwory, które zawsze brała na rozgrzewkę. Były dość trudne, ale po latach ćwiczeń, umiała je zagrać w środku nocy. Rossie zaczęła piszczeć, gdy w małym koncercie, pojawiła się Dance Makabre. Widziała w jej oczach łzy. Nie wiedziała dlaczego. Błyszczały. Miały w sobie własne światło. Własny blask. Pociągała nosem słuchając z uwagą każdej nuty. Przymknęła oczy, a po policzkach spływały łzy. Uśmiechała się. Ale płakała. Olivia nie wiedziała, co o tym myśleć, dlatego na tym utworze zakończyła.
Nastąpiła długa cisza. Nikt się nie odzywał. Pokój wydawał się nagle strasznie mały bez muzyki. Cichy. Spokojny. Było słychać tylko pociąganie nosem. A następnie szloch Rossie. Siedziała na podłodze z kolanami podciągniętymi pod brodę. Włosy zasłaniały jej twarz. Olivia chciała do niej podjeść, ale ta nagle się zerwała na równe nogi i wyleciała z klasy zatrzaskując za sobą drzwi. Była tak zdziwiona, że nie zareagowała, gdy Dave położył jej rękę na ramieniu. Mruknął, że się tym zajmie i pobiegł za nią. Została sama z Warrenem.
- O co chodzi? - zapytała zdziwiona.
Warren wydawał jej się jeszcze wyższy i niewyspany niż zwykle. Spojrzał jednak na nią wesołymi oczami.
- Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć, Olivio - powiedział.
*
Rosie nie mogła wytrzymać w sali. Z jej muzyką. Z utworem, który tak bardzo uwielbiała. Tak bardzo kochała... Bolało ją serce. Nie mogła oddychać. Powietrze wydawało się być za gęste, a w pomieszczeniu- za ciasno. Gdy chodziła na jej występy zachwycała się każdą nutą. Dave musiał ją prawie trzymać, by nie wstać i nie widzieć anioła na scenie oświetlonego setkami lamp. Olivia wtedy wygląda tak pięknie... Aż zapiera wdech. Mała dziewczynka trzymająca w rękach ogromną moc- muzykę. Wydobywała z nich dźwięki, które ludzie nie mogli zrozumieć, pojąć. Szarpały nimi sprzeczne uczucie. Ją- miłość, uwielbienie i wszechogarniający smutek. Czuła się tak, jakby jej świat miał się rozpaść, gdy dopiero go złożyła. Po prostu zdarzyły się rzeczy, których nie mogła przewidzieć, jak pojawienie się Olivii w jej szkole. Myślała, że nigdy jej nie zobaczy. Nigdy nie będzie mogła z nią porozmawiać. Dotknąć. Przytulić. Porozmawiać. Mogła. Robiła to od prawie dwóch tygodni bez przerwy. Czekała na nią pod klasą, by razem zjeść lunch. By choćby zapytać się, jak było na lekcji. Choćby tyle, a ona była szczęśliwa. Dopiero, kiedy siedziała sama, w swoim pokoju, w pustych czterech ścianach, pozwalała sobie na płacz. Chciała, by Olivia widziała w niej siłę, którą wywalczyła. Której tak bardzo pragnęła. Myślała, że jest gotowa... Myliła się.
Uciekła na korytarz. Miała rozmazany obraz przez łzy. Nic prawie nie widziała, jedynie rozmazane ściany, kilku nauczycieli i sprzątaczki. Nikt jej nie zatrzymał. Nawet jakby ktoś ją zawołał, zignorowałaby to. Czuła się słaba i wiedziała, że nikt nie może zobaczyć jej chwilę słabości. Dlatego uciekła. Dave i Warren nieraz widzieli ją płaczącą, ale nie Olivia. Nie chciała, żeby myślała, że jest słaba. Nie była. Chciała być wzorem, na którym Olivia, by się wzorowała. Chciała być opoką, a nie tą "płaczącą koleżanką". Łzy to nic złego, słyszała to wiele razy, ale uważała inaczej.
Zatrzymała się dopiero przy sali od w-fu. Serce waliło, jak oszalałe. Oddech miała urywany, nierówny. Nie mogła złapać tchu. Szybkim krokiem weszła do damskiej szatni mimo że chciała uciekać. Cicho zamknęła drzwi. Pomieszczenie było puste. Puls jeszcze bardziej przyspieszył. Wzięła głęboki oddech i usiadła między ławkami przysuwając kolana pod brodę. Oparła o nie podbródek. Zamknęła oczy. Po policzkach spłynęło kilka pojedynczych łez, gdy myślała o tym...
Skuliła się na samą myśl. Nie chciała tego, ale wiedziała, że nie może tak żyć. A tym zapewne zdenerwuje Olivię... Może nawet nie będzie chciała jej widzieć. To bardzo prawdopodobne. Rose też przez to czuła do siebie zniesmaczenie, obrzydzenie. Nie zdziwiłaby się, gdyby dziewczynka, by się od niej odwróciła... Chciała to zrobić z egoizmu- nie chciała dłużej żyć w kłamstwie.
Drzwi zaskrzypiały. Skrzywiła się. Do szatni wszedł Dave. Rosie nie patrzyła mu w oczy. Spojrzała tylko na niego i spuściła wzrok. Uparcie wpatrywała się w ziemię, nawet wtedy gdy przyjaciel usiadł obok niej. Ich nogi się ze sobą stykały.
- Myślałaś o tym. - To nie było pytanie.
- Skąd wiesz? - zapytała nie patrząc w niego.
W pomieszczeniu było ciemno. Szarość okrywała wszystko. Łącznie z nią i Davem.
- Wtedy robisz się smutna, jakby co najmniej rodzina ci umarła - zauważył. - Dobór słów nie jest przypadkowy.
Rosie się skrzywiła.
- Weź... To nie jest miłe - zauważyła.
- Wiem, ale w końcu trzeba się pozbierać, prawda?
Miał rację. Wiedziała o tym, ale nie mogła się zmusić, by spojrzeć prosto w ogromne ślepia strachu. Wydawało się jej to niemożliwe.
- Nic nie wiesz - warknęła.
Chciała wstać rozzłoszczona zachowaniem przyjaciela, ale ten ją pociągnął za rękę. Poślizgnęła się. Nie pisnęła ani nic, jakby to zrobiła jakakolwiek inna dziewczyna. Milczała, bo wiedziała, że Dave ją złapie. Miała rację. Chwycił ją zanim uderzyła w ziemię, i posadził sobie na kolanach. Zawstydziła się. Zacisnęła palce na materiale spodni i koszulki, tuż pod paskiem spodni. Patrzył jej w oczy. Przeszły ją dreszcze.
- Kochanie - zaczął głębokim głosem - wiem o tobie więcej, niż byś chciała, żebym wiedział.
Pod powiekami poczuła kolejne łzy.
- Ale.. Ale zniszczę jej życie, Dave...
Oczekiwała pocieszenia, jakiś słowa otuchy. Jednak dostała surową, okrutną prawdę, którą szepnął wargami tuż przy jej:
- Już to zrobiłaś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top