8. Ty, który miałeś ambicje


Nie potrafiła zapomnieć tego dnia, gdy nie mogła poruszyć nadgarstkiem. Gdy siedziała przed pianinem ze łzami w oczach. Lśniły na policzkach, by pomału spaść na ziemię. Uderzyła w biały klawisz i jej twarz się wykrzywiła z bólu. Złapała się za nadgarstek nie powstrzymując już łkania. Czuła się jak mała syrenka, która bardzo chciała chodzić, a gdy dostała nogi, każdy krok sprawiał jej ogromny ból. Anna chciała grać i nie mogła. Już nie mogła. Zaciskała zęby z bólu, gdy kliknęła jeden klawisz wydobywając głęboki dźwięk. Jeden klawisz, a jej palce musiałyby klikać kilka wciągu chwili, w ciągu mrugnięcia okiem musiałaby przycisnąć, wydobyć dźwięk, który poruszyłby czyjeś serce. Spróbowała jeszcze raz, ale nadgarstek tylko mocniej zabolał, na tyle, że krzyknęła. 

- Anna! - Jonathan wybiegł z kuchni umazany mąką. Położył jej dłonie na ramionach i zaczął masować. - Co się stało, kochanie? 

Kobieta spojrzała na swoje dłonie. Nie były już magiczne, jak uważał Thomas. Były normalne. Nie umiały wydobyć tego pięknego brzmienia, które tak uwielbiały. Nie mogły wirować nad klawiszami wydobywając cudowne dźwięki. Stały się... Normalne. Każdy przeciętny człowiek takie miał. Mógł robić nimi wszystko, ale nie to, czego pragnęła Anna- grać na pianinie. Grać, rozkoszować się gładkimi klawiszami, pięknymi dźwiękami, wirtuozami, których ona podziwiała, poruszać ludzkie serca. Nie mogła tego robić i to nie była jej decyzja. 

Zacisnęła palce i położyła dłonie na kolanach myśląc tylko o tym, by nie uronić ani jednej łzy przy mężu. 

- Nie. Nic się nie stało - odpowiedziała bez ścienia emocji. 

Kilka dni później kupiła dla swojego syna, Thomasa, skrzypce na tyle małe i lekkie, żeby pięciolatek mógł je utrzymać. Patrzył na nie niepewnie, nawet ich nie dotknął. Oczy wlepił w błyszczące drewno, nie wyjął ich z futerału. Dopiero po jakimś czasie, delikatnie dotknął strun malutkimi paluszkami. Uśmiechnął się i sięgnął po nie. Anna usiadła za nim na łóżku i pomogła mu je poprawnie chwycić, oparła jego policzek o chłodną gładką powierzchnie i sięgnęła po smyczek. Pokazała mu, jak zagrać czysty, prosty dźwięk. Docisnęła jego palce do trzech strun i delikatnie przejechała końskim włosiem po strunach. Thomas patrzył, jak zaklęty. Jakby mógł dostrzec dźwięki. Twarz miał poważną, co było rzadkim widokiem u pięciolatka. Złapał smyczek. Powtórzył ruch matki- docisnął palce na strunach na tyle mocno, że stały się białe i przeciągnął smyczkiem wydobywając z nich dźwięk, dokładnie taki sam, jak Anna. Ich mała córeczka, roczne dziecko, spojrzało na brata i otworzyła usteczka w kształcie wielkiej litery O, jakby wiedziała, że to muzyka klasyczna, która poruszyła jej serce, mimo że Anna wątpiła, że Olivia rozpoznawała ich twarze, a co dopiero dźwięki. Ledwo chodziła opierając się o meble, ale zawsze pędziła do Thomasa. Może dlatego, tak zareagowała? 

Chłopiec uśmiechnął się do siostry i zmierzwił jej blond włoski, zupełnie inne od jego własnych, i znów oparł policzek o skrzypce i powtórzył dźwięk, o wiele ładniejszy, głębszy od wydobytego przez Anne. Wydawało się, że Thomas urodził się z instrumentem w ręku i grał od małego, choć z nimi miał styczność dopiero, gdy ona je kupiła. 

Przez wiele dni, tygodni, miesięcy od razu po szkole biegł do swojego pokoju, by sięgnąć po skrzypce. Przypominał narkomana, który nie mógł znieść chwili bez narkotyku, dlatego gdy widział, że jest gdzieś w pobliżu, od razu do niego szedł. Jadł obiad i grał dalej. Anna siedziała przy nim z Olivią na kolanach i uczyła go podstaw, a gdy już je zapamiętał, wynajęła nauczyciela, który spędzał z nim kila godzin dziennie. Przerwali na dwa miesiące tylko wtedy, gdy mieli trudny okres, który ukrywali przed wszystkim, nawet przed Olivią. Wtedy powstał "brat idealny". Jedna z ich największych tajemnic. Co półtora roku musieli zmieniać nauczyciela, bo Thomas ich przerastał i potrzebował kogoś nowego, kogoś, kto mógł go czegoś nauczyć. Kiedy żaden nie mógł mu dorównać, postanowił ćwiczyć sam oglądając filmiki na YouTubie przedstawiających światowej klasy muzyków. Przesiadywał tyle samo przy komputerze ile ze skrzypcami poprawiając swoją grę. Anna przypatrywała się temu z uśmiechem. Wylewała na niego swoje niespełnione marzenia na zostanie muzykiem. A Thomas mógł spełnić jej marzenia bez większego wysiłku. Zdobywał medale, nagrody. Nigdy nie przegrał rywalizując w konkursach muzycznych z rówieśnikami. Nawet po dwóch miesiącach bez ćwiczeń przewyższał ich poziomem. Po prostu, miał talent, który jeszcze wyćwiczył. 

Olivia chciała być, jak brat, dlatego w wieku sześciu lat dostała stare skrzypce brata, na których ćwiczyła jeszcze więcej niż Thomas- nie rozstawała się z nimi nawet w szkole, ale nie mogła się z nim równać. Ona nie trzymała instrumentu, tak naturalnie, jak on. Musiała się tego nauczyć. Matka co chwilę musiała ją poprawiać. Thomas grał przy niej, pokazywał błędy i naprowadzał. Nie miała talentu, według Anny, musiała to wyćwiczyć. Dlatego postawiła wszystko na Thomasa. Woziła go na wszystkie koncerty, konkursy, przesłuchania. Specjalnie nawet zwolniła się z pracy, by być do jego dyspozycji. Dopiero po jego wypadku, powróciła na starą posadę w gazecie o modzie. Olivia nie potrzebowała takiej uwagi, jak brat. Wystarczyły jej kilka konkursów na rok. Często nawet nie patrzyła na wyniki, szła do szpitala do Thomasa i wracała do Olivii. 

Jednak, czy ideały istnieją? Anna i Jonathan wiedzieli, że nie. Thomas nie był ideałem. To tylko iluzja, którą stworzyli, którą pozwolił udawać, gdy stał w świetle reflektorów. Wydawał się taki, gdy trzymał skrzypce. Udawał nawet, kiedy Olivia się na niego patrzyła. Był idealnym bratem, kiedy kłamał. W końcu, niektóre tajemnice nie powinny ujrzeć światła dziennego. Jego tajemnice... Trzymali je w sekrecie nawet po wypadku, myśląc tylko o tym, że może się wybudzić i wolałby zastać świat, taki jak zostawił. Chciałby zastać siostrę, która grała gorzej od niego, czekająca na jego wskazówki, kochających rodziców i swoją iluzję. 

Anna przeszła obok pokoju córki i nasłuchiwała. Dopiero co wróciła do domu i od razu zamknęła się w pokoju z telefonem i skrzypcami. Z kimś rozmawiała o muzyce. Co chwilę padało imię "Nana". O nikim takim nie słyszała. Olivia ogółem mało z nią rozmawiała, bo córka tego nie chciała. Zostawiła dystans, który córka chciała. Przysłuchała się uważniej. Usłyszała jej śmiech. Dźwięk, którego dawno nie słyszała. Zmarszczyła brwi. 

- Myślałam, że lubię muzykę klasyczną - powiedziała dziewczyna. Chwila przerwy. - Będę musiała im powiedzieć. 

Anna zacisnęła mocno palce i odeszła zostawiając córkę. Jak zawsze. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top