4. Ty, o którym nie można zapomnieć
Słońce świeciło wysoko nad ich głowami. Żar lał się z nieba. Wszystkim koszulki przyklejały się do pleców. Olivia, co jakiś czas, zatrzymywała się i podciągała koszulkę, by choć na chwilę poczuć chłód na brzuchu. Ledwo nabierała oddech. Serce waliło jej w piersi nierównym rytmem. Ścisnęła materiał tuż przy sercu, czując ból w klatce. Zawsze tak miała przy większym wysiłku. A bieganie w prawie trzydziestu stopniach Celsiusza, nie należało do jej ulubionego zajęcia.
— Chamberlain, szybciej! — krzyknęła pani Taylor, która, według wszystkich uczniów, wyglądała jak transwestyta. Olivia też tak myślała. Nauczycielka miała ogromne, owłosione ręce z połamanymi paznokciami, wysuniętą szczękę, włosy zawsze rozpuszczone, chociaż miała ich więcej na nogach niż na głowie i zawsze w niedźwiedziej łapie trzymała gwizdek, nikt jej nigdy nie widział w długich spodniach. Usta zawsze miała idealnie różowe a powieki pomalowane różnymi cieniami.
Olivii zrobiło się słabo. Wszyscy ją wyprzedzali, ale jej to nie obchodziło. Bieganie przez dwanaście minut, w pełnym słońcu, bez cienia przez ani centymetr drogi, było dla niej za wiele. Nienawidziła wysiłku fizycznego. Czuła się wtedy, jakby jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Była stworzona do gry, do rodzaju sztuki, a nie do biegów czy innego wysiłku fizycznego.
— Chamberlain! — krzyknęła jeszcze raz Taylor, gdy Olivia nie biegła dalej. Opierała dłonie o kolana i przyglądała się biegnącym kolegom.
— Ja... ja nie mogę — zdołała wydusić i padła na drogę. Leżała krzyżem na bieżni nie mogąc złapać tchu. Bolało ją w klatce. Oddychała szybko, nierówno. Kręciło się jej w głowie. Miała wrażenie, że zwymiotuje. Przełknęła ślinę, nakazując żołądkowi powrócić na swoje miejsce.
— Ciamajda — usłyszała od dziewczyny, która przeszła obok niej. Olivia odprowadziła ją wzrokiem i, gdy zniknęła z pola widzenia, zacisnęła mocno powieki, walcząc z mdłościami.
Zebrała w sobie siłę i przeturlała się na trawę, w kawałek cienia, gdzie rzuciła wodę. Odnalazła ją wśród innych butelek i zaczęła łapczywie pić, nie zważając, że uczniowie, którzy dopiero przyszli do szkoły lub już wracali do domów, ją widzieli. Wiedziała, że koszulka lepiła się do ciała, materiał był prawie przesiąknięty potem, ale się tego nie wstydziła. Nikt nie miał na czym wzroku zawiesić. Piersi prawie nie urosły, ledwo się zaokrągliły, a biodra nie istniały. Wyglądała jak chłopiec. Woda wylewała się z jej ust, mocząc koszulkę jeszcze bardziej. Zakręciła butelkę, założyła okulary i zaczęła się przyglądać idącym uczniom. Większość była z liceum, palili papierosy, rozmawiali, całowali. Oparła głowę o podbródek i zmrużyła oczy. Wchodzili do samochodów, by tylko otworzyć szyby i okna jak najszerzej. Oczywiście, w centrum była Isabelle. Przyjrzała się jej z uwagą. Jak codziennie była ubrana idealnie. W przewiewną białą sukienkę, przez który lekko prześwitywał wzór stanika. Psie lub kocie łapki. Spodobał się Olivii. Sandałki na niewysokim obcasie.
Olivia zamknęła oczy i wyobraziła sobie siebie w jej stroju. Dopiero po chwili zrozumiała, że na koncerty chodziła w podobnej kreacji. Skoczyła na równe nogi, podeszła do siatki odgradzającej tor do biegania od parkingu i przyjrzała się dokładniej. Ta sama sukienka! Te same lekkie wcięcie tuż pod szyją, na tyle wysoko, że nie odsłaniał ani skrawka stanika. Te same guziczki. Ten sam lekko sfalowany materiał... Nie mogła uwierzyć! Isabelle miała taką samą sukienkę jak ona! Pierwszy raz ją u niej widziała... Zaczęła się zastanawiać, czy to nie ze względu na wczorajszy występ jej nie założyła...
— Chamberlain — zapiszczała jedna z jej koleżanek. — Zmęczyłaś się? Skrzypce nie pomagają z kondycją?
I zaczęła się śmiać z koleżankami.
Olivia wysunęła buntowniczo podbródek, powracając do przyglądania się Isabelle, ale ta zniknęła. Niechętnie powróciła do swojej klasy, w której była niezauważalna... Pani Taylor też przestała zwracać na nią uwagę. Zapisywała coś w notesie i nawet nie zauważyła, gdy Olivia sprintem pobiegła do szatni, żeby znaleźć się tam szybciej od reszty koleżanek. Przebrała się w toalecie w swoje rzeczy- białą koszulę i szarą spódnicę. Uczesała włosy i poszła w stronę swojej klasy.
Zamarła słysząc dźwięki pianina w korytarzu. Było cicho. Jedynie pianino i jej własny oddech. Szybka, wesoła melodia. Nie znała jej. To na pewno nie była muzyka klasyczna. Bardziej muzyka popularna. Pobiegła w tamtą stronę, ignorując zmęczenie. Zajrzała do klasy, skąd dochodziła muzyka. Stanęła na placach i zajrzała przez malutkie okienko. Dobrze znała tę klasę. Sala od muzyki. Często tam przesiadywała, by potrenować, kiedy miała wolną lekcję. Wtedy zauważyła, że nauczycielka siedziała przy pianinie i grała. Palce wydawały się latać nad klawiszami i jakby od niechcenia je naciskała. Nie śpiewała. Po prostu grała. Wsłuchiwała się w łagodne dźwięki. Rozejrzała się po klasie. Wszyscy wydawali się znudzeni grą nauczycielki, która płynnie przeszła do innego utworu, którego Olivia nie znała. Jedynie dziewczyna siedząca w ostatniej ławce wystukiwała rytm nogą. Uśmiechnęła się, widząc to. W końcu ktoś docenił jej grę.
Spojrzała jeszcze raz przez małe okienko i poszła pod klasę. Usiadła tam, wsadziła słuchawki do uszu i zamknęła oczy.
*
Rosie widziała dziewczynkę, która zaglądała do ich klasy i nie mogła uwierzyć. To była Olivia Chamberlain! Zwyciężczyni prawie każdego muzycznego konkursu od trzech lat. Siostra Thomasa Chamberlaina. Nie rozumiała jednego — dlaczego większość stawiała jej brata nad nią? Według niej Olivia była o wiele lepsza. Grała idealnie. On czasem przesadzał z przesłaniem, a ona grała tak, jak każdy, by chciał. Przesyła obrazy, które stworzył kompozytor. Wiele razy siedziała na jej koncertach, jak na szpilkach czekając na występ. Przechodziły ją ciarki, gdy tego słuchała. Nie mogła uwierzyć, że tak mała, krucha dziewczynka umiała wydobyć tyle smutku, tyle szczęścia, tyle sprzecznych uczuć w jednym utworze.
Dzieło sztuki.
— Widziałeś? - szepnęła do Davida.
— Hęę? — Wydawał się znudzony lekcją. Bazgrał coś w zeszycie.
— Tam — Wskazała na drzwi. — Stała Olivia Chamberlain. Wiesz, kto to jest?
Wiedziała, że nie dlatego wyjęła telefon i słuchawki z torby. Szybko wpisała jej imię i nazwisko w Google i podała komórkę Davidowi. Ten szeroko otworzył oczy, widząc, kto to.
— O cholera — syknął tylko.
Uśmiechnęła się.
- Właśnie. Wczoraj miała występ. I ona, nie uwierzysz, była tu! Zaglądała do klasy!
David szybko wstał i podszedł do okienka w drzwiach. Wyjrzał przez nie i coś szepnął. Zawołał Rosie gestem. Podbiegła do niego upewniwszy się, że nauczycielka była pochłonięta graniem.
— Siedzi tam — powiedział.
I na prawdę.
Siedziała.
Podjęła szybką decyzję. Spojrzała na nauczycielkę po raz ostatni i otworzyła drzwi klasy.
— Ros — zawołała nauczycielka.
— Cholera — szepnęła i powiedziała głośniej. — Tak?
— Gdzie się wybierasz?
— Do toalety — skłamała.
— Z Davidem? Raczej nie. Za chwilę dzwonek. Siadajcie.
Przeklęła w duchu i usiadła w ławce, obiecując sobie, że w końcu porozmawia z Olivią Chamberlain. Gwiazdą sceny muzyki klasycznej...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top