26. Ty, która zawsze stałaś w moim cieniu
Kiedy matka mówi do was, że jesteście śmieciem, pierwsza wasza myśl to to, że powiedziała prawdę. Przypominacie sobie wszystkie swoje grzechy, wszystkie przewinienia i czujecie się jak śmieć. W końcu, matka to najbliższa wam osoba. Osoba, która zna was na wylot. Wystarczy jeden grymas, żeby przeczytała z was jak z otwartej książki. Tylko tyle. Drgnięcie mięśnia i już. Też tak uważałem. Że musiała coś we mnie widzieć, zobaczyć, że nazwała mnie śmieciem. Dopiero z czasem zrozumiałem, że po prostu uznała mnie za dziwaka ze względu na to, że urodziłem się w złym ciele. Myślała, że to moje dziwactwo, gdy mówiłem jej to lata temu. Mogła mi pomóc. Zabrać do psychologa, czy coś takiego. Może otworzyłby mi oczy, pokazał, że Rosie nie istnieje. Ale niestety, nie pomogła mi. Ignorowała, udawała, że problem nie istnieje, gdy rozwijał się we mnie. Woleli udawać, że nic złego się nie działo. Woleli udawać, że ich syn jest normalny. A gdy iluzja okazała się fałszem, zwalili całą winę na mnie.
Moja własna matka okazała się suką.
Przez wiele dni, tygodni, może miesięcy żyłem w przekonaniu, że powiedziała prawdę. Że naprawdę jestem śmieciem. Moja pewność siebie spadła jeszcze bardziej. Nie wiedziałem, że to możliwe, ale udowodniła mi, że owszem. Możliwe. Zamknąłem się w sobie. Nie chciałem nikogo widzieć. Zacząłem w sobie spostrzegać same wady, żadnych zalet. Byłem chodzącą klęską, która jedynie, co umiała robić, to ranić najbliższe jej osoby i grać na skrzypach. Dlatego chodziłem automatycznie. Robiłem wszystko automatycznie, jak robot. Czułem się, jak maszyna. Mój mózg, żeby mnie chronić, zamknął emocje. Nic nie czułem. Nawet żalu, gdy warczałem na Olivię mimo że nic nie zrobiła. Chciała się bawić? Trudno. Ja nie miałem na to ochoty. Chciała się przytulić? Odsuwałem się. Chciała mnie pocałować w policzek? Wstawałem, żeby nie mogła mnie dosięgnąć. Raniłem ją, bo chciałem kogoś zranić. Kogoś, kto poczułby to samo, co ja, gdy mama nazwała mnie "śmieciem". Ale Olivia się nie poddawała. Cały czas walczyła o moją uwagę. Cały czas była przy mnie. Wydawała się czekać, aż mi przejdzie. Nie obrażała się, nie krzyczała. Nic. Była jak zawsze, choć wiele razy słyszałem, jak płakała w nocy. Na pewno to przeze mnie, ale wtedy byłem zaślepiony własnym bólem. Istniałem tylko ja i mój ból. Siostra gdzieś zniknęła. Nie obchodziła mnie. Bardzo tego żałuję. Bardzo żałuję, że wiele nocy przepłakała przez głupotę swojego brata. Ale ona nigdy mi tego nie wypomniała. Nigdy nie powiedziała złego słowa. Była przy mnie mimo tego, jak ją traktowałem. I to chyba dzięki niej zrozumiałem, że nie jestem śmieciem. Że jestem człowiekiem. W końcu, czy to moja wina, że urodziłem się w złym ciele? To nie był mój wybór. Chciałbym być normalny, ale nie mogłem. Czułem się źle. To moja wina? Może wmówiłem coś sobie? Nie. Wiele razy o tym myślałem i zrozumiałem, że to nie moja wina. Że po prostu to był błąd Boga. Powinienem urodzić się jako dziewczyna, a nie chłopak. Stałem się więźniem własnego ciała i umysłu. Coraz częściej myślałem o sobie, jako o płci przeciwnej, a coraz rzadziej jak o chłopaku. Rosie zaczęła przejmować kontrolę. Chodziłem do sklepów i kupowałem dla siebie kosmetyki, sukienki i inne rzeczy, bo matka je przede mną ukrywała. Robiłem wszystko co chciała mimo że wciąż mnie nie przeprosiła za swoje słowa. Trudno. Nie musiałem z nią rozmawiać. Chodziłem na koncerty, konkursy i inne tego typu rzeczy. Spędzałem z Olivią coraz więcej czasu. Coraz więcej czasu spędzałem przy lusterku stawiając się Rosie. Uczyłem się robić makijaż, ubierać się, jak dziewczyna. Przypominałem swoje koleżanki. Przestałem kłamać przed samym sobą. Cieszyłem się, że odkryłem swoje własne ja.
Nikt nie znał mojej tajemnicy. Wolałem milczeć. Skrywałem Rosie, choć rosła we mnie, stawała się silniejsza. Przejmowała władzę nad moim ciałem. Ale wciąż byłem Thomasem przy rodzicach. Chciałem powiedzieć Olivii, ale była zbyt mała... Nie zrozumiałaby. I także się bałem. Mimo wszystko była dojrzała jak na swój wiek i mogła zrozumieć, ale niekoniecznie. Mogła coś przez przypadek powiedzieć rodzicom. Wolałem tego uniknąć, dlatego udawałem przed wszystkimi. Udawałem, że ze mną wszystko okay. Tak było lepiej, łatwiej. Prawda?
Pewnego dnia, przeglądałem na Facebooka, jak normalny nastolatek. I wtedy zobaczyłem profil ze zdjęciem chłopaka, który wyglądał jak ja. To zwraca uwagę, prawda? Profil ze zdjęciem twojej twarzy. Ale to nie byłem ja. Nie kojarzyłem jego ubrań, pieprzyka prawie niewidocznego przez brwi, miejsca. Wyglądał jak ja. I miał to same nazwisko i imię mojego ojca.
Moje życie w tamtej chwili miało się zmienić.
Napisałem do Jamesa. Nawet nie pamiętam, co dokładnie. Miałem także na profilu swoje zdjęcie. Nie odpisywał przez wiele godzin, ale jego odpowiedź wyrażała także moje myśli.
James: Czemu wyglądasz jak ja?
Chciałem mu odpisać. Naprawdę. Ale nie znałem odpowiedzi. Chciałem dowiedzieć się o nim, jak najwięcej, chciałem wiedzieć, czemu jesteśmy prawie identyczni. Naiwnie wierzyłem, że to zbieg okoliczności, ale po wielu dniach, może nawet tygodniach pisania spotkaliśmy się. Mieszkaliśmy półtorej godziny od siebie. Spotykaliśmy się przy sklepie z komiksami, które się okazało, uwielbiał James. Mieliśmy wtedy po prawie piętnaście lat. Brakowało nam kilku miesięcy. Rozmawialiśmy przez wiele godzin. Pokazał mi zdjęcie swojego taty i... Był bardzo podobny do mojego. Byliśmy pewni, że to nie przypadek. Urodziliśmy się tego samego dnia, mieliśmy podobne gusta żywieniowe, byliśmy podobni z wyglądu i mieliśmy prawie identyczne głosy. To nie przypadek. Byliśmy braćmi.
Spotykaliśmy się wiele razy. Rozmawialiśmy nie tylko o rodzinie. Jak się okazało, James także miał problemy z rówieśnikami, ale nie dlatego, że był taki jak ja. Nie czuł się źle we własnej skórze. Po prostu nigdy nie podobały mu się dziewczyny. Był gejem. Kiedy się przede mną otworzył, także to zrobiłem. Nie wyśmiał mnie ani nic. Zaśmiał się. Stwierdził tylko, że jesteśmy dziwnymi bliźniakami. To był jego jedyny komentarz.
James był bardzo miły i uczynny. Umiał się postawić w mojej sytuacji. Przyjeżdżał do miasta, kiedy tylko mógł, by ze mną spędzić czas. Oboje postanowiliśmy milczeć na temat tego, że się poznaliśmy. Może chcieli nas poznać? Ale dlaczego nas rozdzielili? Nie wiedzieliśmy, ale zostaliśmy przyjaciółmi. Dobrymi przyjaciółmi. Uczył mnie grać na komputerze, a ja grać na skrzypach. Oboje się czegoś uczyliśmy.
Ale pewnego James wpadł na dziwny pomysł, który był początkiem jego katastrofy i sieci kłamstw. Powiedział do mnie:
— Tom, a co ty na to, żebyśmy się zamienili? Żebym zamieszkał u ciebie a ty u mnie?
Pytanie było głupie, prawda?
Głupsze było tylko to, że się zgodziłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top