24. Ty, która mnie nie zostawisz
Cisza nigdy nie była zła. Jest wspaniała. Tylko ludzie czasem nie umieją jej docenić i mówią, że "panowała niezręczna cisza". Rosie kiedyś się tego bała, ale klękając na podłodze z Olivią w ramionach, tuląc ją do siebie, czuła się wspaniale. Jak nigdy. Myślała, że zawsze będzie musiała milczeć, kłamać, ukrywać swoje tajemnice. Ale dziewczynka... Szybko połączyła fakty. Była ciekawa jak, ale nie mogła się zmusić do otworzenia ust. Chciała tak tkwić przez wieki. Czuła się... Kochana. Akceptowana. Czuła, że mimo swoich lęków, Olivia nigdy jej nie znienawidziła. Nie krzyczała. Po prostu przytuliła się do niej i... I razem płakały. Bez słów wyrażały swój ból i tęsknotę. Trzymały się siebie kurczowo, jakby nie chcąc, żeby ktokolwiek je rozdzielił. Żeby zostały razem na zawsze.
Po kilku, może kilkunastu minutach wstały i trzymając się za ręce, usiadły na kanapie. W oczach wciąż miały łzy. Dave niezauważalnie przemieszczał się po mieszkaniu szykując dla nich wszystkich herbatę.
— Cholera... — syknęła Rosie. Śmiała się, ale po jej policzku potoczyła się pojedyncza łza.
— Co się stało? — zapytała z troską dziewczynka. Dotknęła twarzy brata. Bez obrzydzenia, do którego przywykła Rosie. To był czysty, pełen czułości gest. Nie oceniała go przez pryzmat jego dziwactwa. Jakby nie zauważyła, że ukrywał się pod damskim ubraniem, makijażem, fryzurą... Wyglądał na dziewczynę. Czuł się, jak dziewczyna, ale siostry to nie obchodziło. Położyła dłoń na jego policzku. Otarła łzę kciukiem. Przymknął oczy. Czuł się... Tak cholernie dobrze.
— Spodziewałam się innej reakcji — przyznała.
Olivia zmrużyła oczy.
— Jakiej? — szepnęła dziewczynka.
— Że... — Dave podszedł i położył kubki z gorącą herbatą tuż przed nimi. Rosie podziękowała uśmiechem. Chłopak usiadł na fotelu. Wyjął telefon. Chciał być przy rozmowie, ale jako obserwator. Dał im na tyle prywatności na ile sam miał ochotę. Wzięła głęboki oddech. — Że zareagujesz na to — Wskazała na siebie. — jak rodzice. To znaczy... Anna i James.
Dziewczynka zabrała dłoń z twarz i splotła z nim palce.
— To znaczy jak?
Rosie zamknęła oczy. To wspomnienie, to skreślenie przez osoby, które kiedyś kochała i myślała, że są jego rodzicami, odrzucili ją, taką jaką była. To bolało.
— Jak myślisz, Olivio, dlaczego nie wiedziałaś, że... Że urodziłam się w nie tym ciele, w którym powinnam żyć?
Zrobiła wielkie oczy.
— To... To dlatego uciekłeś...
— Nie uciekłam. To znaczy w pewnym sensie. Cholera, tak trudno to wszystko wyjaśnić! Nie widziałyśmy się dwa lata, Oli! Musisz mieć masę pytań! Proszę, mamy czas. Zadawaj. Pytaj. Odpowiem na wszystko.
Dziewczynka spojrzała na nią a następnie na Dave'a, który grzebał coś w telefonie. Nie mogła się zdecydować, o co pierwsze zapytać.
— Jedno mnie męczy... Odkąd się dowiedziałam... — przyznała szeptem.
— Tak? — Rosie pochyliła się i ujęła jej dłonie. — Śmiało. Nie wstydź się. Dave wszystko wie. Nie mam przed nim tajemnic.
Jeszcze raz spojrzała na nich, jakby zbierając odwagę, by zadać pytanie. W końcu zapytała:
— Jak mam do ciebie mówić? Jako o Thomasie czy Rosie?
Rosie spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami. Nie mogła zaprzeczyć. Zdziwiła ją tym pytaniem. Spodziewała się pytań na temat, kiedy odkryła w sobie tą inność, kiedy uciekła z domu... Ale nie tego. Dlatego zakryła usta dłonią i zaczęła się śmiać. Wybuchła śmiechem. Nawet Dave się uśmiechnął. Olivia się zawstydziła. Jej policzki zapłonęły purpurą. Patrzyła na swoje buty. Rosie mocno złapała ją za dłoń.
— Olivio, przepraszam. Po prostu... Zaskoczyłaś mnie tym pytaniem. Zaskoczyłaś mnie. Spodziewała się innego typu pytania. Przepraszam.
— Zaskoczyłam cię? — Olivia spojrzała jej w oczy. — To JA CIEBIE zaskoczyłam? A co ja mam powiedzieć, Thomasie aka Rosie?
Obie się zaśmiały.
— Okay, ale odpowiadając na twoje pytanie— ciągnęła Rosie — możesz mnie nazywać, jak chcesz. Myślę o sobie jak o dziewczynie, ale Thomasem także jestem. Wolałabym Rosie, ale musisz przywyknąć, więc nazywaj mnie jak chcesz. Ale przy wszystkich, mów mi Rosie, okay? Tylko Dave i Warren wiedzą o... o mnie.
Olivia skinęła głową.
— Dobrze. Rozumiem. Kolejne pytanie, dlaczego to przede mną ukrywałeś?
— Hm... Chyba dlatego, że bałam się twojej reakcji. Mimo wszystko, na transwestytów nie patrzy się... Łagodnie. Opuściłam cię, gdy miałaś dziewięć lat. Nie znałam twojego spojrzenia na... Na to.
— Kiedy zapytałbyś mnie, gdybym jeszcze nie znała prawdy, że Rosie to ty, odpowiedziałabym. Zapewne bym nie połączyła faktów.
— Przepraszam, Olivio, ale chciałam, żebyś sama wszystko odkryła. Chciałam ci powiedzieć u matki. Ale kiedy dowiedziałam się, że jestem owocem zdrady... To mnie zabolało. Bardzo zabolało. Myślałam, że byłam owocem miłości, a nie dość, że jestem dziwakiem, bo jestem transwestytą to jeszcze to... Czuję się lekko, jak dziwak, wiesz? — Zaśmiała się zdenerwowana.
— Okay. Rozumiem. To musiał być cios.
Rosie przytaknęła ruchem głowy.
— To może inne pytanie... — ciągnęła dalej Olivia.
— Chętnie ci na wszystkie odpowiem.
— Kto leży w twoim łóżku szpitalnym? To James Junior?
— Tak. Mój brat. Nie powiedziałam, że nasz, bo nie wiem, czy mamy tego samego ojca.
Olivia uśmiechnęła się.
— Spokojnie, nie mam tego za złe. Po prostu... To wszystko dla mnie dziwne. Trudno mi to wszystko zrozumieć.
Rosie puściła jej dłoń i sięgnęła po herbatę. Napiła się. Olivia po chwili, zrobiła to samo. Zrobiła zdziwioną minę wyczuwając swój ulubiony smak — toffi z wanilią.
— Pamiętasz... — szepnęła.
— Oczywiście, że tak — oburzyła się Rosie. — Miałam tylko nadzieję, że nic się w związku z tym nie zmieniło.
— Ale...
— Jesteś moją siostrzyczką — przerwała jej. — Jak mogłabym zapomnieć?
Olivia otarła łzy wzruszenia. Mały gest. Jedynie pójście do sklepu i kupienie herbaty, ale to był jej ulubiony smak od dzieciństwa. Thomas podczas przerw gry na skrzypach, szedł do kuchni i robił im herbatę. Uwielbiał ją! Nawet w termosie chodził z nią do szkoły. Olivia za nią nie przepadała, ale znalazła jeden smak, który pokochała — toffi i wanilię z trzema łyżkami cukru. Nie piła jej od jego wypadku. Zapomniała o niej, choć zapewne, wciąż była u nich na szafce. Ale on wciąż pamiętał. Zrobił idealną. Smakowała, jak ta z dzieciństwa.
Postawiła kubek na stoliku. Pochyliła głowę, tak że włosy zasłoniły jej twarz. Ramiona lekko podskakiwały. Po chwili zakryła twarz dłońmi i rozpłakała się na dobre. Rosie ją przytuliła. Dave patrzył na nie, jakby upewniając się, że przyjaciółka da sobie radę.
— Braciszku... — szepnęła jej w ramię. Głos drżał przez szloch. — Tak bardzo tęskniłam. Jak mogłeś pomyśleć, że będę czuć do ciebie obrzydzenie? Proszę, nie myśl tak. Nigdy. Proszę. Nie opuszczaj mnie. Zostań ze mną. Nie zostawiaj mnie, Rosie.
Przytuliła ją mocno szepcząc, że obiecuje jej nigdy nie zostawić. Tkwiły tak przez kilka minut dopóki Olivia się nie uspokoiła.
— Przepraszam. — Uwolniła się z uścisku brata. — Strasznie... To mnie wzruszyło. Jestem taka słaba...
— Nie, spokojnie. Wiesz ile ja płakałam, gdy zobaczyłam cię w gimnazjum? Chryste, ile ja godzin nie przespałam! To normalne.
Złapała mocno brata za rękę i szepnęła błagalnym głosem patrząc mu prosto w oczy:
— Proszę, nie będę cię osądzać. Proszę, opowiedz mi wszystko.
— Oczywiście, Olivio. Liczysz się tylko ty.
I zaczął opowiadać, a Olivia milczała i jak obiecała — nie oceniała go.
//
Witam, ludki, w ten sobotni wieczorek.
Olivia zbliża się ku końcowi. Będzie zapewne max dziesięć rozdziałów, a minimum pięć. Serdecznie zapraszam do dalszego czytania.
Ale nie piszę tej notki po to. Nie. Piszę, żeby Wam podziękować i się pochwalić. Otóż... Olivia jest na pierwszym miejscu w General Fiction!! To wielkie wyróżnienie! Cieszę się, że tak się spodobała, że aż tak wylądowała. Wiem, ranking jest jakoś dziwnie liczony, itp. Ale kiedyś, jak mój chłopak powiedział, że Olivia może kiedyś będzie na pierwszym miejscu— wyśmiałam go. A dziś co? Patrzę, a tam pierwsze miejsce!
Bardzo Wam dziękuję!
Życzę dobrego dnia, ludki!
Gabi "Kreona"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top