22. Ty, która kochałaś mnie mimo wszystko


Ludzie to istoty samolubne, które żyją w stadach. Nie lubią zbyt długiej samotności. Robią wszystko to, co najgorsze. Wszyscy tego nienawidzą, ale wszyscy to robią. Wszyscy kłamią, zdradzają, odwracają się plecami do osób, które potrzebują pomocy. Nie zauważają bólu drugiej osoby. Liczą się tylko oni. Ja ja ja ja ja. Nikt inny. Zaczynają dopiero doceniać rzeczy, ludzi, których stracili. Kiedy jest już za późno. Tak samo było z matką Olivii — tuliła się do córki łkając i szepcząc przeprosiny. Dziewczynka rozumiała postawę kobiety, ale także... Czuła obrzydzenie. Jak mogła zdradzić ojca? To najlepszy człowiek, jakie poznała. Co on musiał poczuć, gdy dowiedział się o zdradzie żony? I jeszcze to, że nosiła w łonie nie jego dzieci! To musiał być koszmar. Ale dla kogo większy? 

Po kilkunastu minutach kobieta zasnęła. Olivia położyła delikatnie jej głowę na poduszce i na palcach pobiegła do swojego pokoju przy okazji starając się dodzwonić do Rosie. Nie odbierała. Była pewna, że zdążyłaby wrócić do domu. Ale wybiegła z pokoju... Mogła gdzieś indziej pójść. Gdzie? Kiedy miała wrócić? W końcu, po kilku próbach, się poddała i zaczęła szukać rzeczy w pokoju. Na biurku znalazła swoje okulary. Szybko je założyła i... Prawie ją przytkało. Zapomniała już, jak to mieć je na sobie. W końcu wszystko widziała. Szybko jednak się opamiętała i zaczęła szukać czegoś, w co mogłaby się spakować. Rozumiała matkę — tak to prawda, ale to nie zmieniało, że przez całe życie dziewczynki traktowała ją, jak coś gorszego, jakby nic nie znaczyła. Chciała wrócić do Rosie. I to jak najszybciej. Przeszukała szafę, pułki, szafeczki, nawet biurko, ale nic nie znalazła. Wszystkie znalezione torby były za małe. Dlatego, po chwili wahania, weszła na korytarz i... Skierowała się do pokoju brata. Dlaczego? Pamiętała, że miał duży plecak wojskowy. Idealny na jej rzeczy. 

Pierwszy raz od jego wypadku, miała tam wejść. Nogi lekko się jej trzęsły, sama nie rozumiała czemu. W końcu, to tylko pokój! Ale Thomasa... Mogła tam wejść, gdy go tam nie było? Zawsze chętnie ją przyjmował, ale bała się. To głupie. Wiedziała, że zapewne już do niej nie wróci, ale wciąż wierzyła, żyła z nawykami, które zdobyła, gdy jeszcze był przy niej. Nie musiała nigdy pukać. Wchodziła, kiedy chciała. A on uśmiechał się do niej czule, miło i wstawał chcąc się z nią pobawić... Myśląc o tym, oczy zaszły łzami. Szybko je otarła wyciągając dłoń ku klamce. Zacisnęła palce na zimnym metalu. Klamka była chłodna, jak jego skóra. Wzięła głęboki oddech, otworzyła drzwi i wślizgnęła się do środka zamykając je za sobą. Oparła się o drewno i... Rozejrzała się. Ściany wciąż były pełne karteczek z nutami, jakimiś uwagami napisanymi jego pochyłym, chłopięcym pismem. Rodzice nie zmienili koloru pokoju — wciąż granatowy. Wisiały obrazy, plakaty w antyramach. Biurko tuż przy szafie, a po drugiej stronie łóżko i biblioteczka. Znała to pomieszczenie. Znała je tak dobrze, jak swój własny pokój, ale dla niej był czymś więcej. Czymś wręcz mitycznym. Pamiętała go z wczesnego dzieciństwa. Spędziła w nim wszystkie wolne chwilę. To tu słuchała prywatnych musicali Thomasa. Uśmiechnęła się przypominając sobie to wszystko. 

Wzięła głęboki oddech i stanęła prosto o własnych siłach. Starała się prawie niczego nie dotykać. Czuła, że nie powinna. Czuła, że narusza prywatną przestrzeń Thomasa. Nikt tutaj nie wchodził od wypadku. Kilka razy tylko matka, ale później, zamknęła drzwi i tyle. Olivia i ojciec nie czuli takiej potrzeby, jak ona. Pocieszała samą siebie, że brat, by jej pozwolił. Brała jego rzeczy wiele razy. Nigdy jej nie odmawiał, więc dlaczego teraz, by miał? 

Dotykała wszystkiego delikatnie, wręcz z namaszczeniem. Każdej rzeczy, każdego skrawka, którego przez przypadek musnęła. Przeszukiwała pomieszczenie najciszej jak umiała. Kilka razy sięgała po telefon i próbowała się dodzwonić do Rosie. Bezskutecznie. Zrezygnowała z dalszych prób i dalej szukała plecaka. Wszędzie, gdzie mogła go położyć matka i sam Thomas. On zazwyczaj, gdy wracał ze szkoły, kładł tornister na krześle. Nie było go tam. Nie było, gdzie mogła zobaczyć go od razu. Dlatego, na klęczkach, szukała wspominając dzieciństwo i nasłuchując, czy matka nie wstała. 

Thomas przez wiele godzin dziennie siedział w swoim pokoju odrabiając lekcje i ćwicząc grę na skrzypach. Kobieta zabraniała jej wtedy wchodzić do pomieszczenia, ale brat znalazł sposób— włączał nagrane utwory i po cichu bawił się z siostrą. Robił tak prawie codzienne, dopóki Olivii się nie znudziło. Uwielbiała się z nim bawić. Bała się, że rodzice ich przyłapią, ale wchodzili, gdy przestawał "grać". Dlatego zajmowali się sobą przez większą część ćwiczeń. Uwielbiała ten czas spędzony w jego towarzystwie. To najwspanialsza rzecz, która mogła ją spotkać. Mienie takiego brata. Więc dlaczego pragnęła, żeby nigdy się już nie wybudził? 

Olivia podskoczyła, gdy jej telefon zawibrował. Wtedy głowę miała pod biurkiem. Uderzyła w deskę z głośnym hukiem. Pisnęła cicho wyjmując komórkę z kieszeni. To był SMS. 

Rosie: Przepraszam. Nie mogłam znieść tego pieprzenia. Wkurwiają mnie takie osoby. Daj mi trochę czasu. Muszę ochłonąć, bo przez to pieprzenie przywaliłabym Twojej matce. Wybacz mi. Za niedługo będę. Chyba, że chcesz zostać z matką :D 

Przeczytała wiadomość z uśmiechem i odpisała: 

Ja: Chcę zostać z Tobą. Nie zostawiaj mnie :c 

Rosie: Ez. Daj mi trochę czasu. Pakuj się i nie zapomnij o okularach :D 

Ja: Jasne :D Znajdę plecak u Thomasa i już idę pod dom :D Spakowana. 

Wtedy Olivia, gdy wyczołgała się z pod biurka, zobaczyła plecak Thomasa. Czarny, ogromny leżał tuż przy biurku, przy skrzypcach. Sięgnęła po instrument. To nie był ten, na którym grał podczas konkursów. To te, na których ćwiczył. Były jasnobrązowe, z delikatnego drewna, ale nie tak drogiego, jak te koncertowe. Uwielbiał je. Wiele razy obserwowała, jak zmieniał w nich struny. Jedna była prawie pęknięta. Najwyższy czas. Miała ochotę je wymienić, ale się powstrzymała. Zajęła dłonie sięganiem po plecaka. Wzięła go. Coś zaszeleściło. Co to? Książki wydają inny dźwięk. Co mógł mieć w plecaku, co brzmiało, jak... Ubranie? 

Otworzyła go i sięgnęła do kieszeni. Nie mogła uwierzyć. Było w nim kilka zeszytów i... sukienka. Prosta, fioletowa sukienka, jaką nosiły nastolatki. I dziewczyna. Zdjęcie dziewczyny i nastolatka. Spojrzała na tył fotografii. Ledwo ją obróciła. Trzęsły się jej ręce. Omal nie krzyknęła widząc opis.

Wszystko zaczęła rozumieć... Ale jak?  

Bóg był kłamstwem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top