11. Ty, który broniłeś
Ja: Powiem im.
Kiedyś, dla Olivii, skrzypce były wszystkim. Czymś, dzięki czemu, matka ją postrzegała, czymś co łączyło ją z Thomasem, czymś dzięki czemu mogła ukryć samą siebie, czymś czemu chciała się poświęcić, czymś czym chciała się stać, stanąć na miejscu brata. Nigdy jej to jednak nie wyszło. Nawet po zapadnięciu w śpiączkę, chłopak był od niej lepszy we wszystkim. Nie mogła go pokonać, wyrzucić z serca matki, by ona mogła zająć to miejsce. Od zawsze rodzicielka uważała ją za słabsze dziecko i pokazywała to na każdym kroku. Gdy Thomas czegoś chciał, od razu to dostawała, a ona musiała błagać, prosić, a czasem, nawet sama zarobić. Nawet większość ubrań, jako dziecko i nastolatka, miała po nim. Nie dostawała nowych zabawek, rzeczy. Żyła z jego rzeczami, meblami ukryta za jego cieniem. Zawsze była kilka kroków za nim ukryta za blaskiem chłopaka. Chłonęła każde słowo, gest, uśmiech zapisując je w pamięci. Wszyscy traktowali go jak bóstwo, dlatego ona także. Bóg był jeden i okazał się jej bratem.
Skrzypce, to piękny instrument. Osoba mająca choć trochę wprawy, wyobraźni, samozaparcia mogła wydobyć z kawałka drewna i metalu cudowne dźwięki. Nuty zapierające wdech w piersiach. Mogła przed oczami widzów tworzyć obrazy, sytuacje, które twórca sam stworzył. Olivia ich podziwiała. To jak otworzenie serca przed obcymi. Nigdy tego nie robiła. Bała się. Bardzo. W końcu, jej wizja nie musiała spodobać się wszystkim. A wizje Thomasa... Były idealne. Pod każdym względem. Nosiła jego nazwisko, dlatego każdy chciałby zobaczyć obrazy godne tego nazwiska. A ona nie umiała. Nie chciała ich tworzyć.
Siedziała przy biurku, pochylona nad kartką, ze skrzypcami na kolanach i długopisem w ręku. Zapisywała wszystkie obrazy, które stworzył Thomas. Wszystkie jakie pamiętała. Druga kartka, leżąca tuż przy pierwszej, była całkowicie pusta. Nie mogła wyobrazić sobie niczego, co chciałaby przekazać publiczności. W uszach miała słuchawki i przesłuchiwała wszystkie występy brata, które mogła znaleźć w internecie. Raz na jakiś czas rzucała okiem na monitor, na jego twarz. Krzywiła się i wracała do pisania.
Nie chciała już grać muzyki klasycznej. Dzięki nowym przyjaciołom zrozumiała, że istnieje wiele gatunków i klasyczny przestał być dla niej czymś wyjątkowym. Chciała grać utwory, do których Rosie mogłaby śpiewać. Olivii podobał się ten ochrypnięty, lekko męski głos. Umiała przekazać w nim emocje, treść poruszającą serca. Chciała widzieć Rosie na scenie, a siebie tuż obok niej. Uśmiechnięte, roześmiane.
Szczęśliwe.
Otrząsnęła się, gdy ktoś do niej zapukał.
— Proszę— powiedziała zdejmując okulary i przecierając oczy.
Do pokoju wszedł ojciec.
— Co robisz? — zapytał pochodząc do biurka.
— Nic. — Ukryła kartki pod laptopem, ale zobaczył na telefonie obraz grającego Thomasa.
— Ah, twój brat... — Uśmiechnął się. — Pamiętam ten występ. Miał jedenaście lat i nie chciał tam grać. Chciał być na twoich urodzinach. Dlatego, po występie, uciekł, ale zabłądził i musieliśmy go szukać.
Olivia spojrzała na malutkiego brata na scenie. Miał zmarszczone brwi, zaciskał szczękę. Ludzie zapewne myśleli, że skupił się na grze, ale ona wiedziała, że był zły.
— Nie pamiętam tego — przyznała.
— Byłaś za mała, kochanie.
— Prawdopodobnie — przytaknęła, choć nie była pewna. Pamiętała sytuacje, gdy miała pięć lat. Tą historię zapewne zataiła matka.
— Ktoś na ciebie czeka przed domem — poinformował ojciec prostując się.
Olivia otworzyła szeroko oczy.
— Ktoś na mnie czeka?
Przytaknął.
— Powinnaś iść. Robi się ciemno, dlatego wracaj za niedługo.
— Jasne.
I wyszedł.
Olivia szybko ubrała grubsze rzeczy i pobiegła przed dom. Na huśtawce siedziała Rosie. Nie zauważyła jej. Wpatrywała się w ziemię trzymając dłonie na łańcuchach i odpychała się jedną nogą od ziemi. Ciemne włosy spływały na ramiona. Nie była prawie pomalowana. Pierwszy raz widziała ją bez szminki na ustach. Wargi miała pełne, o kuszącym kształcie i delikatnym różowym kolorze. Wyglądała... Na młodszą.
Dziewczynka podeszła i zajęła miejsce na huśtawce tuż obok Rosie. Ich nogi się stykały, ale żadna nie zwróciła na to uwagi.
— Jestem tak cholernie dziwna, Olivio... — szepnęła Rosie nie patrząc na przyjaciółkę, która czekała na dalszy ciąg monologu. — Chciałabym dla ciebie jak najlepiej, a zabieram ci to co tak kochasz. Muzykę klasyczną. Żyjesz nią, oddychasz, a ja jestem egoistką i to ci zabieram, bo chcę śpiewać przy tobie... Chcę... Chcę być przy tobie.— Spojrzała na nią. Oczy miała pełne łez. — Wiem, że od dziecka grasz. Wiem, że to kochasz. Więc błagam, nie przestawaj. Znajdziemy inną skrzypaczkę. Nie chcę...
— Nie lubię muzyki klasycznej — przerwała jej Olivia.
Rosie zrobiła zdziwioną minę.
— Ale... Ale... Jak to? Przecież widziałam cię na koncertach, jak grasz...
— Grałam. Myślałam, że to lubię, ale — Wzruszyła ramionami.— Przestało mi się podobać. Miałam swój powód, dlaczego grałam. Ale powód... Zniknął. Już mnie nic nie trzyma przy muzyce klasycznej. Chcę spróbować czegoś nowego. A wasza muzyka mi się podoba.
— Więc... Rezygnujesz z muzyki klasycznej?
Olivia przytaknęła ruchem głowy.
— Mój powód nie żyje — powiedziała pewnym głosem. W końcu to powiedziała! Bóg nie żyje. Jego szansa na wybudzenie była bliska zeru. Pokonała go już. Nawet, jakby się wybudził, jego mięśnie byłyby za słabe, żeby mógł grać. Pokonała samego boga. W końcu. Była od niego lepsza.— Chcę czegoś nowego.
Rosie uśmiechnęła się.
— Czyżby chodziło o Thomasa?
Dziewczynka się skrzywiła. Na głos brzmiało to źle.
— Tak... On już od kilku lat jest w śpiące... Nie ma prawie szansy, żeby się wybudził. Chciałam go zastąpić. Na początku była to fajna zabawa, ale kiedy matka cały czas rozpaczała za nim, nie chwaliła mnie... Miałam tego dosyć, ale bałam się zrezygnować. Teraz, gdy wiem, co chcę robić, mam motywację i dalszy plan. I chcę zrezygnować z muzyki klasycznej. Dla was.
Rosie patrzyła się na przyjaciółkę otwierając usta i co chwilę je zamykając. Potrząsnęła głową z niedowierzaniem.
— Chryste, nie mogę uwierzyć, że tylko przez to grałaś.
— Chciałam pomóc rodzicom — broniła się Olivia.
— Rozumiem, ale to takie... Altruistyczne. Zawsze taka byłaś.
— Nie znasz mnie zbyt długo... — zauważyła.
— Mylisz się. — Wstała z huśtawki. — Dałaś mi szansę, żebyśmy trzymały się razem. Chciałam żebyś to przemyślała, ale widzę, podjęłaś decyzję. Dlatego, na własne życzenie, zniszczę ci życie, Olivio. Będę ukrywać swoje tajemnice, ale kiedy wyjdą na światło dzienne, zniszczą ci życie. Bo tego chciałaś.
Zanim Olivia zdążyła choćby otworzyć usta, Rosie odeszła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top