prolog 1.1

Witam, w nowej książce
Nie będę przedłużać tylko od razu przejdę do rzeczy…

To jest pisane dla BEKI proszę nie brać nic na poważnie.
TO NIE MA NA CELU OBRAŻAĆ NIKOGO A SZCZEGÓLNE BOHATER.

Z góry przepraszam za wszelkie błędy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Październik 2001

   Młody dwudziestodziewięcioletni mężczyzna o przy nawet długich sięgających do ramion ciemnobrązowych włosach siedział na jednym z głośników przy scenie, na której miał grać zespół – dla którego obecnie pracował jako technicznych – majstrował coś przy jednej z gitar lidera zespołu w sumie to nie majstrował, a pogrywał na niej.

Robił to do momentu, aż nie przyjechał szary duży bus wtedy chłopak szybko odłożył gitarę na głośnik i zabrał się za ustawianie reflektorów, by nie wyszło na to, że siedział i nic nie robił.

Gdy ustawiał jedną ze świecących już lamp usłyszał głośny wrzask zdenerwowanego mężczyzny – ale Michał po głosie poznał, że to krzyk – lidera, by przyszedł do niego. Mężczyzna porzucił do tych czasową pracę i szybko pomaszerował do swojego szefa.

Gdy podszedł na tyle blisko, by móc dojrzeć co trzyma jego szef dłoni skarcił się w duchu, że nie odłożył gitary na miejsce. Spojrzał niepewnie w oczy swojego szefa, chcąc zobaczyć jak bardzo jest zły, ale nic takiego nie zobaczył wyprostował się bardziej, bo cały czas chodził skulony i spojrzał na gitarę. Po chwili usłyszał odchrząknięcie, że strony lidera wtedy postanowił się odezwać.

– Przepraszam – przeprosił, spuszczając wzrok na swoje czerwone trampki

– Za co?–zapytał zdziwiony lider – nie chcę, żebyś mnie przepraszał za dotykanie mojej gitary -– oznajmił, na co chłopak poniósł wzrok na faceta – Michał chce, żebyś pokazał co umiesz– poinformował, a w jego głosie udało się usłyszeć nutę zaciekawienia – bo skoro dotykasz mojego cudeńka to musisz coś przecież potrafić – dodał.

Ciemny brunet podniósł brwi ze zdziwienia, bo nie mógł uwierzysz w to, co usłyszał…

Pan Jan chce zobaczyć jak gram? – zapytał się w myślach – przecież to nierealne! On! Sławny gitarzysta chce usłyszeć moją grę?! Przecież to ABSURD – zbeształ się w myślach

– to pokażesz? – zapytał ponownie lider, gdy ciemny brunet nie odpowiadał zbyt długo

– jasne szefie – odpowiedział niepewnie lider uśmiechnął się i podał gitarę chłopakowi.

Michał chwycił za instrument, po czym spojrzał na starszego faceta o włosach ciemnych jak węgiel ten zaś kiwnął zachęcająco głową. Młodszy przełknął ślinę i zaczął grać tego, co nauczył się patrząc, jak inni grają.

Starszy na początku się skrzywił, słysząc grę bruneta, ale później uśmiechnął się promienie, gdy zaczęła się z tego tworzyć muzyka.

Ten młody ma potencjał – pomyślał starszy.

Kiedy młody skończył grać spojrzał speszony na starszego licząc, że nie zobaczy na jego twarzy rozczarowania jednak zdziwił się, gdy zobaczył ogromny uśmiech.

Teraz mi będzie wytykał błędy jak nic – pomyślał młodszy

– i jak? – odważył się zapytać, gdy lider wziął od niego gitarę

– było… nieźle – odpowiedział, chcąc odwrócić się w drugą stronę, lecz zatrzymała go dłoń łapiącą za prawy bark spojrzał na właściciela kończyny… i.

Trochę się rozczarował

– nieźle? Janek! Kurwa! To było cudo! – krzyknął podekscytowany wokalista, na co lider przewrócił oczami, ale w głębi duszy zgadzał się z nim.

Wokalista, a dokładniej Janusz Panasewicz – Znany nie tylko z tego, że umie pomieścić w swoim organizmie beczkę alkoholu, ale też z wcześniejszego składu zespołu. – był wysokim, nawet chudawym brunetem o włosach kręconych bardziej niż makaron w zupce chińskiej.

– Sitarski! Chodź mi pomóż! – krzyknął nagle jeden z technicznych, na co chłopak niechętnie poszedł pomóc.

Gdy ciemny brunet zniknął z horyzontu obydwóm mężczyznom wokalista zawiesił się na barku szatyna tym samym, irytując go jeszcze bardziej.

– i co teraz zamierzasz? – zapytał Janusz, odsuwając się od lidera, natomiast szatyn spojrzał na niego niezrozumiale – no chyba mi nie powiesz, że nie wykorzystasz jego talentu! – oburzył się

– a co mam zrobić? He? Przecież nie szukam kolejnego gitarzysty – zdenerwował się lider co wokalista miał głębokim poważaniu – poza tym nie mam czasu… przecież koncert gramy za trzydzieści minut – przypomniał, na co drugi prychnął

– yhm… ta jasne – mruknął pod nosem brunet – ja idę się ogarnąć…- poinformował, odwracając się w drugą stronę – a i Łabęcki coś chce od ciebie – rzucił na odchodne, po czym odszedł od lidera i udał się w kierunku busa, w którym siedziała reszta zespołu.

Jezu co on chce ode mnie? – zapytał w myślach, po czym ruszył w kierunku sprzętu, bo tam zawsze siedział Łabęcki.

Gdy dotarł na miejsce zastał mężczyznę strojącego gitarę, przez, co mimowolnie się uśmiechnął. Podszedł bliżej, bliżej i usiadł na przyczepie obok Andrzeja – Łabęcki to jego nazwisko – na co drugi chwilę spojrzał na niego i odwrócił wzrok do gitary.

– Coś chciałeś – przypomniał szatyn, gdy drugi nie raczył zacząć mężczyzna wreszcie spojrzał na niego i westchnął

– odchodzę… gram dzisiaj ostatni koncert z wami – poinformował a szatyn wytrzeszczył oczy

– że kurwa co!? Andrzej i co ja mam teraz zrobić? Przecież nie mam drugiego gitarzysty! Żeby mógł cię zastąpić! – uniósł głos zdenerwowany i równocześnie załamany lider, zdając sobie sprawę, że ma problem.

Nie tylko że musi znaleźć drugiego gitarzystę, ale też go wyszkolić, a to nie zajmie mu jeden dzień. Lider częściowo był wkurzony na już prawie byłego gitarzystę, ale też rozumiał, że powody, dla których kończy współpracę są ważne.

– no niestety muszę odejść też nie jestem jakoś z tego szczęśliwy… i przepraszam, że mówię to dopiero teraz, ale nie wiedziałem, jak co, to powiedzieć

– ożeż kurwa – przeklął pod nosem załamany lider, chowając twarzy w dłoniach – dobrą wierzę, że musisz – westchnął a Andrzej poklepał go po plecach

– hej jeszcze jestem tu i przypominam, że mamy koncert do zagrania – przypomniał a szatyn wstał jak poparzony i pobiegł po swoją gitarę

– kurwa właśnie koncert – mruknął pod nosem spanikowany, pędząc do busa po swą ukochaną czerwoną gitarę z rączką swojej córki odbitą na niej przy pomocy białej farby.

Otworzył drzwi od strony kierowcy i wdrapał się na siedzenie, by sięgnąć po kluczyki ze stacyjki. Wziął klucze, otworzył bagażnik i wyjął futerał, w który była zapakowana gitara.

Wziął instrument zamknął bagażnik, po czym ruszył do namiotu rozstawionego za sceną specjalnie dla zespołu. Wszedł pod namiot tym samym zwracają uwagę osób siedzących tam.

Szatyn spojrzał na wszystkich, po czym na rozkładany, biały stolik, na którym stała flaszka zmarszczył brwi i podszedł do wokalisty.

– Chuchnij – rozkazał stanowczo, na co Janusz zacisnął usta w wąską linię

– y-y –mruknął, kręcąc głową, na co lider zdenerwował się jeszcze bardziej podszedł do perkusisty i spojrzał na niego wrogo

– To był pomysł Janusza – wypalił od razu perkusja, zanim Jan zdąży otworzyć usta.

Lider odwrócił się do wokalisty i zabił go wzrokiem. „Przecież miał nie pić.
!”‐ jęknął w myślach

– No co? Ty też chlejesz przed koncertem to oni nie mogą? – mruknął Panasewicz, udając obrażonego.

Jan tylko westchnął, złapawszy za otwartą flaszkę upił z niej łyk, po czym usiadł obok Janusza i wyjął swoją gitarę. Perkusista Kuba zagwizdał na widok instrumentu, na co, natomiast zaśmiał się basista.

Szatyn spojrzał z politowaniem na młodszych — perkusistę i basistę— po czym zaczął grać jakąś znaną tylko sobie melodię.

– A czego chciał Andrzej? – zapytał obojętnie wokalista, wyciągając z kieszeni jeansowych spodni małpkę o smaku wiśniowym

– A co cię to – warknął podirytowany szatyn.

Jan nienawidził, gdy ktoś mu przeszkadzał, a szczególnie jak grał na gitarze wtedy szybko się denerwował. Czasami krzyczał na osobę, która ośmieliła się mu przeszkodzić i zwykle ta osoba już nigdy nie przerywała mu jego zajęcia. Ale na nieszczęście lidera Janusz miał to gdzieś i nie interesowało go, czy coś robi, czy nie. Też nie obchodziły go humorki Jana, bo były tak samo zmienne jak u kobiet podczas miesiączki bądź ciąży.

Wokalista otworzył małpkę i duszkiem wypił jej zawartość, na co basista zaczął klaskać, a Jan irytować się jeszcze bardziej.

– Zaraz cię zwiąże jak nie przestaniesz – ostrzegł mocno zdenerwowany, na co Krzysztof się wzdrygnął i zaprzestał czynności – Andrzej odchodzi – westchnął zmęczony, odkładając gitarę.

Cały zespół wytrzeszczył oczy i wszyscy rzucili się głośne:

– CO?!

– No odchodzi dzisiaj gra ostatni koncert – dodał, na co chłopacy spojrzeli po sobie – od razu mówię nie ma żadnej imprezy – dodał szybko widząc uśmiech Janusza

– No ale weź! Nie chcesz przyjacielowi imprezy pożegnalnej zorganizować? – zapytał wokalista, na co Jan się złamał

– Po co? Żebyś się najebał w trzy dupy? Nie dzięki – mruknął szatyn, wstając – dobra kurwa koniec pogaduszek i do roboty! – krzyknął i cały zespół, jak na zawołanie wstał i pomaszerował po sprzęt, który znajdował się na przyczepie.

Zapowiada się trudny tydzień – pomyślał Jan, zabierając swoją gitarę i wychodząc z namiotu.

W tym czasie Michał podłączał mikrofon do głośnika na scenie. Kiedy wszystko było sprawdzone na scenę wbiegł Janusz i podbiegł do ciemnego bruneta i schował się za jego plecami, jakby to miało go uratować przed najgorszym.

Po chwili na scenę wszedł wkurzony Jan i rozejrzał się po otoczeniu, po czym zatrzymał wzrok na brunecie i zanim chowającym się wokalistą.

– co zrobiłeś? – szepnął przestraszony chłopak, bo nigdy nie widział aż tak zdenerwowanego lidera

– wylałem na niego przez przypadek flaszkę i…- przerwał, podnosząc się po czym cofnął się gwałtownie, gdy szatyn był przy jego boku

– chodź tu! – krzyknął lider, próbując złapać wokalistę, lecz ten zasłonił się zdezorientowany i przestraszonym Michałem

– patrz szukasz nowego gitarzysty, a Michałek umie grać! Nawet lepiej od cię…- przerwał gwałtownie Janusz, widząc jeszcze większą wściekłość na twarzy Janka – od Andrzeja! – poprawił się szybko zmieniając temat, by uniknąć gniewu lidera.

Jan automatycznie złagodniał na te słowa zaczął rozważać propozycję, którą zasugerował mu wokalista.

Miał jednak wątpliwości, czy młodszy da sobie radę, ale też wiedział, że ma potencjał i nie chciał go marnować. Musiał się nad tym zastanowić. Jednak teraz musiał ukatrupić wokalista zaoblanie go alkoholem i za dotykanie go po jego czarno kręconych włosach.

Nim, jednak zdołał się obudzić z transu Janusz zdążył się ulotnić, więc zrezygnował z chęci dania mu nauczki. Zszedł ze sceny, zostawiając wciąż zdezorientowanego ciemnego bruneta samego.

*****

Koncert dobiegł końca i zmęczeni muzycy maszerowali do samochodu, jednak lider zatrzymał się przed drzwiami od strony kierowcy i wzrokiem przeszukał teren w poszukiwaniu jednej osoby. Gdy dopatrzył ją zawołał, by podeszła, na co ta porzuciła pracę i jak posłuszny piesek przybiegła do niego.

– wołał mnie szef – odezwał się Michał, spoglądając na uśmiechniętego szatyna, który podjął ważną decyzję

– nie szefie a Janku…–zaczął, na co ciemny brunet podniósł brwi z niedowierzania – mówienie do lidera po imieniu wiązało się z tym, że jest się jego przyjacielem lub kolega, a takie miano było zaszczytem.

– słucham? – zapytał, myśląc, że się przesłyszał

– no będziesz zastępował Łabędzkiego… a i żeby było jasne nie dołączysz do zespołu chcę, by już było nas tylko czterech, więc zostajesz „pomocniczym”… czyli prosto mówiąc dostajesz awans, a teraz wsiadaj i jedziemy do hotelu, zanim ci tam usnął – poinformował na ciemnym brunet zamrugał kilka razy.

  Michał z lekką obawą wsiadł do busa, który gdy tylko zamknął drzwi odjechał, zostawiając po sobie tylko ślady opon…

_______________________________________
Witam ♤

Ja tylko na chwilę

Mam nadzieję,że książka wam się spodoba...dawajcie znać co o niej sądzicie..
 
Do zobaczenia!

Miłego dnia!❤️/nocy❤️!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top