Rozdział 10
Przekręciłam się na drugi bok i moim oczom ukazał się brunet. Jeszcze spał. Zobaczyłam na budzik,który był na szafce nocnej, wskazywał on godzinę 7, czyli za godzinę zaczynamy pracę, przynajmniej ja. Odkryłam kawałek kołdry i wyszłam z łóżka. Skierowałam się do kuchni, aby zrobić sobie kawę. Podeszłam do blatu i zaczęłam szukać jakiejś kawy, mleka i cukru. Po chwili wszystko wylądowało już na blacie i zabrałam się za robienie porannej kawy.
Gotową postawiłam na stole i usiadłam przy nim. Pijąc napój, rozmyślałam o wczoraj. Może jest to i szlone, że śpię praktycznie codziennie z kimś kogo znam dwa tygodnie, ale on niesamowicie na mnie działa. Chyba warto zaryzykować chociaż raz, a nie uciekać przed każdym poznanym chłopakiem. Może akurat się uda.
Upijając kolejny łyk, podeszłam do okna i obserwowałam jak miasto się budzi. Coraz więcej ludzi wychodzi na zewnątrz i śpieszy się do pracy.
Poczułam w pomieszczeniu czyjąś obecność, więc odwróciłam się w kierunku postaci.
- Nie uciekłaś mi. - brunet podszedł do mnie i dał mi buziaka w policzek.
- Obiecałam. - przytuliłam się to jego nagiego torsu, a chłopak objął mnie w pasie.
- Cieszę się, że zostałaś. - uśmiechnął się do mnie.
- Colin? - zapytałam, patrząc na niego.
- No?
- Odwieziesz mnie do domu, żebym się przebrała? Za godzinę muszę być w pracy.
- To zrobimy tak, że teraz zjemy razem śniadanie, potem cię odwiozę do domu i pojedziemy razem do pracy. - podszedł do lodówki i zaczął wyciągać składniki.
- Okey, tylko musimy się wyrobić w godzinę. - odłożyłam kubek na stół. - A ty też masz na 8? - zapytałam, pomagając mu robić śniadanie.
- Tak.
- Czyli kończymy o tej samej godzinie? - popatrzyłam na niego przelotnie, zauważając, że cały czas się uśmiecha.
- Yhym.. - przysunął mnie bliżej siebie. - I zabieram cię w końcu gdzieś. - dał mi buziaka we włosy.
- To randka? - uniosłam brwi i patrzyłam w jego czekoladowe tęczówki, a w odpowiedzi kiwnął tylko twierdząco głową.
****
Po zjedzonym śniadaniu ruszyliśmy pod mój dom. Colin zaparkował na podjeździe.
- Za 10 minut wracam, okey? - wysiadłam z samochodu i ruszyłam do domu.
Wchodząc do domu zobaczyłam, że buty taty jeszcze są, czyli nie podszedł jeszcze do pracy.
- Tato! - krzyknęłam, wchodząc do kuchni.
- Tak, skarbie. - moim oczom ukazał się tata w białej koszuli.
- Jeszcze nie w pracy? - zostałam, całując go w policzek.
- Za chwilę wychodzę, a ty gdzie byłaś? - zobaczyłam, że nalewa sobie kawę do kubka.
- Uu.. U Emily. - otworzyłam szerzej oczy i trochę zrobiłam się czerwona.
- Aa okey. - uśmiechnął się do mnie.
- Ja idę się przebrać i lecę do pracy. - powiedziałam, wychodząc z kuchni.
Pobiegłam na górę, aby szybko się przebrać i trochę ogarnąć makijaż.
Gdy robiłam makijaż usłyszałam dzwonek do drzwi. Poprawiłam jeszcze włosy i zbiegłam na dół.
- Co ty tutaj? - zaptałam, patrząc raz na Colina, raz na tatę, którzy sobie rozmawiali.
- Nie chciało mi się tak samemu czekać w samochodzie, to sobie pomyślałem, że poznam twojego tatę. - uśmiechnął się do mnie.
- Yhy.. - zabrałam torebkę. - Chodź idziemy już. - chwyciłam go za rękę. - Pa tato.
- Miło było pana poznać. - podali sobie ręce.
- Ciebie też, Colin. - tata poruszał znacząco brwiami, aby dać mi do zrozumienia, że wszystko wie.
- Colin, debilu.. Oszalałeś? - wyciągnęłam go z domu.
- Ja? - pokazał na siebie. - Ależ nie.
- Ale mój tata...
- Bardzo miły człowiek. - na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech.
- Ugh.. - wsiadłam do samochodu.
- Co ty obraziłaś się? - złapał mnie za rękę, kiedy odpalił samochód.
- Nie tylko, po prostu okłamałam go, że byłam u Emily, a nagle bum ty wchodzisz. - spojrzałam na nasze splecione dłonie.
- Przepraszam. - ścisnął mocniej moją dłoń.
- Nie, nie masz za co. - posłałam mu pocieszający uśmiech. - Wiesz co, ja chyba przebywam w twoim domu częściej niż w swoim.
- Mi to odpowiada. - chłopak był skupiony na drodze.
Po chwili Colin zaparkował na parkingu obok kawiarni i oboje weszliśmy do środka.
Ben i Monica widząc nas uśmiechęli się tylko i chyba wszystko już zrozumieli. Przywitaliśmy się z nimi i zabraliśmy się do pracy.
W przerwie wyszłam na zewnątrz, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Usiadłam na ławce, zamknęłam oczy i chwytałam wszystkie promienie. Wzięłam kilka głębokich wdechów, ciesząc się świeżym powietrzem. Uwielbiałam lato, wtedy wszystko było takie piękne i jasne.
Siedząc tak sobie, poczułam kogoś ramię, które stykało się z moim. Otworzyłam leniwie oczy i powoli odwróciłam w bok głowę. Obok mnie siedział brunet, który także miał zamknięte oczy.
- Lisa? - chłopak cały czas miał zaciśnięte powieki.
- Tak?
- Mam dość. - otworzył lekko oczy, zasłaniając je od razu dłonią.
- Czego? Kogo? - poprawiłam się na ławce.
- Rodziców.
- Co się stało?
- Znowu się z nimi pokłóciłem. - wypuścił głośno powietrze.
- O co poszło? - zapytałam zmartwionym głosem.
- Jadą na wakacje... - zacisnął mocniej pięści.
- I co w tym złego? - zmarszczyłam brwi.
- Sami, chciałem abyśmy pojechali razem, ale jak oni to powiedzieli nie będą sobie zawracać mną głowy i chcą mieć spokój. - na jego twarzy pojawił się smutek.
- Chciałeś poprawić z nimi relacje, prawda? - złapałam, jego dłoń.
- Wiesz co, miałem ci to powiedzieć wieczorem, ale już nie wytrzymam. Chcę cię zabrać na wakacje, jeśli oczywiście się zgodzisz.
- Colin, ale...
- Zrozumiem, jeśli odmówisz, bo znamy się tak krótko, bo nie ufasz mi jeszcze, bo nie możesz, bo boisz się. Ja to wszystko rozumiem. - spuścił wzrok.
- Tak znamy się krótko, może i jeszcze nie ufam ci stu procentowo, trochę się boję, ale chcę z tobą jechać. Nie chcę się już bać, nie chcę już myśleć o chłopakach jako gwałcicielach. Chcę tak po prostu cię mieć. - przytuliłam się do niego.
- Każdego dnia będę się starał, abyś mi coraz bardziej ufała. - otulił mnie swoim silnym ramieniem. - Zgadzasz się jechać?
- Tak. - odchwyliłam lekko głowę i popatrzyłam na niego.
- To za miesiąc, więc mam jeszcze dużo czasu, aby przekonać cię do siebie. - pocałował mnie w czoło.
- Kończy nam się przerwa. - poklepałam go po nodze.
- Idziemy? - uwolniłam się z jego objęć.
- Yhym. - przytaknęłam i wstaliśmy oboje, a później ruszyliśmy do środka.
- Zastąpisz mnie za chwile? - zwróciła się Monica.
- Jasne.
- Stolik numer 5, klient właśnie przyszedł. - pokazała na sale i szybko wyszła na zewnątrz.
- Już idę. - przeglądnęłam się w lustrze i weszłam uśmiechnięta na salę.
Wzięłam kartkę i długopis do ręki i już miałam iść do stolika, kiedy zauważyłam kto przy nim siedzi.
Od razu zawróciłam w drugą stronę i wybiegłam z sali. Z moich oczu zaczęły spływać łzy. Znowu on.
Usiadłam z powrotem na ławce, ciężko oddychając. Podciągnęłam kolana i schowałam w nich twarz.
- Lisa, wszystko dobrze? Co jest? - kucnał obok mnie.
- On tutaj przyszedł. - oparłam głowę o kolana, a nasze spojrzenia się zetknęły.
- Kto? - zmarszczył brwi.
- Chris. - zacisnęłam mocniej powieki, aby łzy nie opuściły już moich oczu.
- Jest w środku? - Colin zacisnął pięści i był zdenerwowany.
- Ta..tak. - widziałam jak brunet podnosi się. - Stój, nie idź tam. - złapałam go za nadgarstek i szybko wstałam.
- Nie będziesz cierpiała przez tego gnoja. - jego oczy przepełnione były wściekłością.
- Nie Colin, nie pozwalam ci tam iść. - ścianęłam mocniej dłoń.
- Ja go bardzo mile obsłuże. - posłał mi uroczy uśmiech i ruszył do środka.
A ja tylko mogłam się temu przyglądać w ukryciu. Colin podszedł do niego i jakby nigdy nic zapisał jego zamówienie. Podszedł do mnie i się tylko uśmiechnął. Kątem oka zauważyłam, że co Chrisa dosiada się jakaś dziewczyna i czule go całuje.
Będziesz płakać przez niego.
Brunet nalał do szklanek sok pomarańczowy i nałożył na talerzyki ciasto. Przeszedł po raz kolejny obok mnie cały czas się usmiechając i sobie gwizadjąc.
Coś tu nie gra.
Patrzyłam cały czas na Colina, który był taki kochany i słodki. Dlaczego on musi tak na mnie działać? Jego dotyk działa na mnie tak kojąco, czuję się tak bezpiecznie.
Obserwuje chłopaka, który powoli podszedł do Chrisa i tej dziewczyny.
Podaje chłopakowi kawę, a po chwili wylewa ją na niego, a ma dziewczynę spada kremowe ciasto.
- Debilu co ty robisz?! - krzyczy na niego blondi.
- Ty chuju! - Chris patrzy na swoją koszulkę, a ja zaczynam się śmiać.
- Ups.. - łapie się za buzię. - Ojć, wybaczcie to mój pierwszy dzień.
- I ostatni chyba. - mówi zdenerwowany blondyn.
- Do twarzy ci w tej bluzce. - Colin zwraca się do dziewczyny.
- Naprawdę? Dziękuję. - uśmiechnęła się do niego, a Chris cały czas próbował strzeć chusteczkami plamę.
- Tak samo brzydka jak ty. - posłał jej szydzący uśmiech, a Chris mimowolnie zaczął śmiać się z dziewczyny. - Życzę smacznego. - powiedział Colin i ruszył w moją stronę.
- Jesteś beznadziejny. - rzuciła dziewczyna i wybiegła z kawiarni, a blondyn kręcił tylko przecząco głową i się podśmiechiwał.
Colin nie doszedł jeszcze do mnie, kiedy zobaczyłam, że Chris idzie tutaj. Od razu schowałam się za ścianą i patrzyłam gdzie pójdzie.
- Dzięki. - zwrócił się do bruneta. - Już dawno chciałem z nią zerwać, słaba w łóżku jest. - kpił.
- Spierdalaj gościu stąd. - zacisnął mocniej pięści i powstrzymywał się, aby go nie uderzyć.
- Spokojnie. - podniósł ręce w geście obronnym i wyszedł.
- Wszystko okey? - podszedł i mnie przytulił.
- Tak. - wybuchnęłam śmiechem.
- Ej ty się na pewno dobrze czujesz? - zmarszczył brwi.
- Tak, tak. - nie mogłam powstrzymać śmiechu. - Jesteś genialny. - rzuciłam się na niego i oplotłam nogi wokół jego bioder.
- Bo się zarumienie. - podciągnał mnie i mocno wtulił.
- Dzięki tobie dzisiaj nie rozryczałam się jak dziecko. - przywarliśmy do siebie. - Dziękuję.
- Cała przyjemności widzieć cię uśmiechniętą.
- Za chwile kończy.. - odstawił mnie ma ziemię.
- I gdzie mnie zabierzesz?
- Niespodzianka. - pocałował mnie w policzek i poszedł po sprzątać sok, który rozlany był po podłodze.
___________
Hej
To znowu ja.
Mam nadzieję, że się cieszycie i rozdział się podoba.
Piszcie w komentarzach swoje wrażenia, wasza opinia jest dla mnie ważna.
Dziękuję z góry za wszystko.
Jak myślicie gdzie Colin zabiera Lisę? I czy będzie między nimi wszystko okey? A może ktoś im przeszkodzi? A co z Nathanem i Chrisem?
Do zobaczenia miśki. ❤❤💘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top