Rozdział 29

- Jak mogłeś?! - zaczęłam bezsilnie krzyczeć na niego. - Po co to wszystko było?

- Miałem cię rozkochać, potem Chris miał cię uprowadzić i zabić, suko - podszedł do mnie powoli, zakładając kosmyk włosów za ucho.

- Jesteś nikim!

- Mylisz się, jestem kimś, to ty jesteś nikim - fuknął, a mnie przeszły ciarki. - To nie był przypadek, że cię uratowałem przed sklepem - prychnął. - Jesteś taka naiwna. To nie bajka kochanie - szepnął mi do ucha, a ja miałam ochotę wybiec stamtąd.

- Nienawidzę was! - krzyknęłam na tyle głośno, na ile pozwolił mi organizm, po czym wybiegłam z mieszkania.

Byłam w samym podkoszulku i bieliznie, ale w tamtym momencie nie miało to najmniejszego znaczenia. Chciałam poczuć się znowu bezpiecznie. Nie wiedziałam dokąd iść, nie miałam kompletnie nic, byłam zraniona. Chciało mi się wyć. 
Przypomniałam sobie, że zaraz przy wejściu, na komodzie mam telefon. Zaczęłam rozważać czy dobrym pomysłem będzie tam wrócić i zabrać to co moje, aby skontaktować się z Nathanem.

Ta sytuacja uświadomiła mi jedno, oprócz Emily i Nathana nie mam nikogo i nigdy już nikomu więcej nie zaufam. Postanowi wyjechać na studia z brunetem. Już wiele razy chciałam odciąć się od przeszłości, teraz muszę to zrobić.

Powoli uchyliłam drzwi do mieszkania. Słysząc głosy Colina i Sophi, cofnęłam się, ale za chwile szybko i zwinnie zabrałam telefon z szafki, zamykając następnie bardzo dolikatnie drzwi.

Wybrałam numer do Nathana. Powoli traciłam już nadzieję, kiedy usłyszałam w telefonie piąty sygnał.
Otarłam z policzka łzy, który kapały na ziemię.

- Halo? - usłyszałam po drugiej stronie.
- Nathan, przyjedź po mnie, proszę.
- Gdzie jesteś? - od razu się ożywił.
- U Colina, tylko szybko..błagam
- Co się stało? Lisa?
- Powiem ci później.
- Będę za pięć minut.

To były najdłuższe minuty w moim życiu. Przez ten cały czas siedziałam na parterze na schodach i szlochałam. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą się wydarzyło. To musi być sen. Uszczypnęłam się w rękę, ale to nic nie dało, nadal siedziałam na tych schodach, w tej samej koszulce, z tymi samymi czerwonymi oczami.
Dlaczego ja nic nie zauważyłam? Przecież musieli się jakoś kontaktować. I dlaczego Colin mnie odnalazł? Przecież nie musiał tego robić? A może zaczął szukać, dopiero wtedy kiedy Nathan się zaniepokoił i już nie miał wyjścia. Dlaczego pobił Chrisa?

Robił to tylko dla tego, żeby nikt nic nie wyczuł, stworzył pozory troszczącego się chłopaka. Wszyscy na to się nabraliśmy.

To takie popieprzone.

- Jezu.. Lisa - uniosłam głowę do góry, widząc jak Nathan do mnie podbiega, a po chwili czułam jego ciepłe dłonie na moich.

- Zabierz mnie stąd - wyszlochałam.

- Co się stało? - w jego głosie można było wyczuć, że na prawdę się o mnie troszczy.

- Nie teraz, nie chcę o tym na razie rozmawiać - przełknęłam głośno ślinę, próbując unormować oddech, który był przyśpieszony.

- Chodź, zabieram cię stąd - wstał i wystawił do mnie rękę, w momencie ją chwyciłam i przytuliłam się do przyjaciela. - Już dobrze - zaczął gładzić moje włosy, a ja wybuchnęłam niekontrolowanym płaczem.

*******

Docierając do domu rodzinnego Nathana, zobaczyłam, że mama Nathana nerowo wyczekuje na syna, który wziął jej samochód. Poczułam wyrzuty sumienia, ale nie miałam w tamtym momencie do kogo zadzwonić.

- Nathan, jestem spóźniona - podniosła głos i wzięła od syna kluczyki.

- Przepraszam to moja wina.. - spuściłam wzrok.

- Dziecko.. co ci się stało? - otworzyła szerzej oczy, patrząc na mój ubiór.

- Mamo, nie teraz - chłopak objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.

- Dobrze, Nathan daj jej jakieś ubrania i niech weźmie gorącą kąpiel - poleciła. - Na pewno dobrze ci to zrobi - zwróciła się do mnie z uśmiechem na twarzy.

- Dziękuję i przepraszam jeszcze raz.

- Nie ma za co, jak wrócę to opowiecie mi o wszystkim - powiedziała, wchodząc do samochodu.

- Nie było tak źle - wzruszył ramionami zadowolony brunet, otwierając drzwi i wpuszczając mnie pierwszą.

- Nie chcę ci robić problemów - ocierałam ostatnie łzy.

- Głupia jesteś - podszedł do mnie i chwycił za ramiona. - Ty nigdy nie będziesz robić mi problemów.

- Mogę wziąć kąpiel? - spytałam, zaciskając powieki i mrugając oczami, aby pozbyć się łez.

- Jasne, zaraz przyniosę ci wszystko co potrzebne - powiedział, po czym wyszedł z pomieszczenia, a ja ruszyłam do łazienki.

Kiedy Nathan przyniósł mi ręcznik i jakiś swój duży podkoszulek i spodenki, podłożyłam je na pralce i nalałam do wanny wodę.
Zdjęłam z siebie koszulkę Colina, przyłożyłam sobie ją do nosa i wąchałam jego zapach, ten od którego jestem uzależniona. Chociaż brunet mnie skrzywdził nadal go kocham, kocham go jak nikogo innego. Jest dla mnie narkotykiem, bez którego nie można żyć.
Wracając wspomnieniami do wydarzeń z tego ranka, zacisnęłam szczękę i rzuciłam koszulkę Colina w kąt.

Weszłam do wanny, która wypełniona była ciepłą wodą, a na jej powierzchni uniosła się gęsta piana.
Kilka razy już brałam prysznic u Nathana, były to dni, w którym nocowałam u chłopaka. Zanim brunet nie wyjechał na studia, praktycznie w każdy weekend nocowaliśmy u siebie. Wtedy miałam z nim lepsze relacje niż z Emily, jednak gdy wyjechał, bardzo zbliżyłam się do dziewczyny, w takim stopniu, że nie wyobrażałyśmy życia bez siebie.

Kiedyś było lepiej.

****

- Nathan? - zaczęłam niepewnie, podchodząc do chłopaka, który robił śniadanie.

- Huh.. - odwrócił się w moim kierunku.

- Muszę ci coś powiedzieć - spojrzałam w jego piękne oczy, a brunet zmarczył brwi.

- No słucham - uśmiechnął się do mnie.

- To poważna sprawa - na moje słowa Nathan wyłączył gotującą się
jajecznicę i oparł się o blat, zakładając za siebie ręce.

- Boję się trochę.

- Powinieneś - zaśmiałam się.

- Mów, bo nie wytrzymam dłużej.

- Umm.. Jak by ci to powiedzieć - zaczęłam myśleć.

- Lisa.. - wywrócił oczami.

- No dobra, raz się żyje - wypuściłam głośno powietrze. - Chcę jechać z tobą na studia.

- Żartujesz? - w jego oczach, zobaczyłam zdziwienie.

- Nie - rzuciłam. - Ale nie martw się, ja nie będę ci wchodzić w drogę, nie będę ci przeszkadzała.

- Lisa.. Stop, stop - po kręcił z  niedowierzaniem głową. - To najlepsza informacja, jaką mogłem usłyszeć - jego kąciki ust uniosły się.

- Cieszysz się? - uśmiechnęłam się delikatnie.

- Jeszcze pytasz? - wyciągnął do mnie ręce i w momencie przyciągnął do siebie. - Kiedy chcesz lecieć?

- Z tobą, za kilka dni.

- Tak szybko?

- Nic mnie tutaj nie trzyma.

- Okey, jak chcesz - pocałował mnie we włosy.

*****

- Co się dzisiaj stało? - padło z jego ust pytanie, które raczej nie chciałam dzisiaj słyszeć.

- Colin to CHUJ.

- Księżniczko, hola hola.. Jak cię wychowałem - zaśmiał się.

- Na zimną sukę.

- Co? - zmarszczył brwi, przestając jeść śniadanie.

- Colin mnie nie kocha.

- Nie mów tak, przecież to nieprawda.

- Prawda. Pamiętasz jak ci opowiadałam w szpitalu o Sophi? - zapytałam, patrząc w jego oczy, które nie wyrażały żadnych emocji.

- No tak, była Colina - położył ręce po obu stronach talerza.

- Ją kocha, była dzisiaj u nas jak ja spałam. Podsłucham ich rozmowę i Colin jej powiedział... - mój głos się załamał, a brunet otarł pojedynczą łzę z mojego policzka. - To wszystko była ściema, to kolega Chrisa, nic nie było przypadkiem, oni się znają i on robił to dla Chrisa, a także żeby Sophia była zazdrosna. Umówił się z nią, wiedział, że przyjdzie i udawał przed nią.

- Już spokojnie - podszedł do mnie i przytulił mnie. - Kochanie, już cię nikt nie skrzywdzi, obiecuję.

- Obiecujesz?

- Tak.

- Chcę pojechać na cmentarz - rzuciłam.

- Przywiozę ci ubrania z twojego domu, a potem odwiozę na cmentarz, okey?

- Okey, ale nie masz samochodu.

- A taty? - uniósł i poruszał zabawnie brwiami.

- On nie pozwala przecież.

- Nie dowie się, no chyba, że ty mu powiesz - zmrużył oczy i podszedł do szafki, wyciągając klucze.

- Kiedy wraca? - zapytałam, wstając z miejsca.

- Za 2 dni - powiedział, ubierając buty. - Zamnij sobie drzwi - rozkazał.

- Okey.

- Będę za 15 minut - podszedł do mnie i dał mi buziaka w policzek, a następnie zniknął za drzwiami.

*****

- Ja jadę załatwić jeszcze przy okazji jedną sprawę, będę za 30 minut? - powiedział, idealnie i równo parkując.

- Jasne - chwyciłam za klamkę w samochodzie. - Dziękuję jeszcze raz.

- Nie masz za co, księżniczko - założył z powrotem na nos okulary przeciwsłoneczne, a ja pomachałam mu odchodząc.

Stanęłam na krawężniku patrząc czy jedzie jakiś samochód. Jeden, drugi przejechał, a trzeci był na tyle daleko, że prawdopodobnie uda mi się przebiec.
Ruszyłam przez ulicę, patrząc tylko przed siebie. Nawet nie wiem kiedy, poczułam ból, a po chwili ciemność, przed oczami.

- Lisaa!! - usłyszałam męski, dobrze mi znany głos.

_________

Zbliżamy się do końca 😭😭
Jeszcze Ze 2/3 rozdziały.
Nadal zastanawiam się nad końcówką.
Sama nie wiem jak potoczą się losy bohaterów.

Koniecznie piszcie, co myślicie o rozdziale.

Do zobaczenia ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top