Rozdział siódmy. Nim zajdzie słońce.
Cersei (Gra o Tron)
„Miłość to trucizna. Jej smak jest słodki, ale zabije cię niezawodnie"
Adrien.
Kiedy w końcu zapadł zmierzch, to małe wnerwiające dziewczę zasnęło. Nawet przed domkiem słychać było jej miarowy oddech. Próbowała ze mną rozmawiać. To śmieszne. Dziwiło mnie jednak jedno. Czemu czułem się źle, kiedy płakała? Miałem ochotę ją zabić, tylko po to by pozbyć się tego dziwnego uczucia. Tak. Jej krew spływająca po moich dłoniach na pewno by mnie uspokoiła. Musiałem jednak czekać.
Spojrzałem w niebo. Słońce zdążyło już schować się za horyzontem, jednak dalej niebo pozostało w kolorze ciemnego fioletu. Z dala słychać było auta jadące po autostradzie. Kiedy pomyślałem o kierowcach, przypomniałem sobie że gdy nastanie świt muszę wybrać się na jakieś polowanie. Niebawem miałem stoczyć najważniejszą bitwie w moim życiu. Potrzebowałem sporo siły. Niewiele słyszałem o swoim przeciwniku. Z tego co opowiadał ojciec Patryk potrafił jednym uderzeniem ręki zburzyć mały budynek z cegły. Musiałem przyznać to niesamowite. Postanowiłem sobie, że kiedy będę stał przed nim używając mojej techniki i trzymając nóż na gardle zapytam go, dlaczego zabił moją matkę. Bo była wampirem? Tylko dlatego? Instynktownie złapałem się za kieszeń. Oh! Nie miałem w niej noża. Zostawiłem go pewnie na stoliku w pokoju, w którym spała teraz Sara. Powinienem go szybko zabrać. Podniosłem się i rzuciłem ostanie tęskne spojrzenie na niebo. Chciałbym zniknąć, rozpłynąć się w nim.
W pokoju panował półmrok, jednak moje bystre oczy widziały to co trzeba. Nóż na szczęście bezpiecznie leżał tam, gdzie go zostawiłem. Moją uwagę przykuło jednak coś innego. A raczej ktoś. Podszedłem powoli do śmiącej dziewczyny. Wyglądała....Uroczo? Miała taką spokojną twarz. Lekko rozchylone usta aż prosiły się, by złożyć na nich pocałunek. Zaraz... O czym ja kurwa myślę? Powinienem czuć tylko żądze mordu. Nie chęć lizania się z jakąś laską.
Sara zamamrotała coś pod nosem i skuliła się. Zorientowałem się, że po prosu jest jej zimno. Ja przecież nie czułem chłodu. Rozejrzałem się za jakimś kocem, jednak nawet jeśli tu gdzieś był, musiał nasiąknąć już wilgocią czy pleśnią. Westchnąłem i zdjąłem z siebie bluzę. Przykryłem nią dziewczynę. Uśmiechnęła się przez sen, a ja poczułem dziwny uścisk w sercu. Tak jakby... Ucieszyłem się? To jednak nie było możliwe. Przecież nie umiałem. Nigdy nie czułem szczęścia. Czemu? Jakim cudem? Tylko dlatego, że było jej teraz ciepło? To jakieś pojebane. Zabij ją! Teraz! Uniosłem pięść w górę. Wystarczy roztrzaskać jej głowę. Na miazgę. Nie mogłem... Ja, wyszkolony zabójca. Nie mogłem jej zabić... Co by na to powiedział mój ojciec? Czułem, że tracę grunt pod stopami. Usiadłem na podłodze i opuściłem głowę. Jestem przegrany. Zwyciężyła.
Sara.
Kiedy obudziłam się nad ranem , odkryłam dlaczego w końcu przestałam dygotać z zimna. Ten popieprzony szaleniec okrył mnie własną bluzą. Dlaczego? Wtedy zorientowałam się, że on siedzi na podłodze tuż obok łóżka. Spał? Na poduszczę obok mnie leżał nóż. Chyba zapomniał go schować, gdy mnie przykrywał. Taka szansa mogła się nie powtórzyć. Złapałam za broń i zamachnęłam się. Trafiłam go w bok szyi. Adrien podskoczył jak oparzony, lodując w drugim końcu pokoju. Z rany wyciekała szkarłatna krew.
- Ty głupia suko - syknął wyciągając sztylet - Myślisz, że takie coś mnie zabije?! Jestem wampirem! Nie czuje nawet bólu. Nie zapominaj o tym!
Jego złote oczy, aż pociemniały ze złości a usta wykrzywił brzydki grymas. Chłopak podszedł bliżej. Bardzo powoli. Nie wiedziałam co mam robić. Przycisnęłam się plecami do ściany.
- Prosiłaś się o śmierć - warknął.
W tym samym momencie z ogromną siła uderzył pięścią w ścianę, tuż obok mojej głowy. Odłamki cegły poraniły mi policzki. Krzyknęłam. Nasze twarze dzieliło teraz zalewie kilka centymetrów, więc zobaczyłam przerażenie jakie go owładnęło. Otworzył szeroko oczy, na jego czole pojawił się pot. Nie odsuwając się wyszeptał :
- Nie mogę... Nawet teraz....
Kompletnie nie wiedziałam o czym on bredzi. Po chwil, która zdawała mi się wiecznością wyprostował się, lecz nadal tępo wpatrywał się we mnie. Jakby doznał szoku. Korzystając z tego szybko wstałam i skuliłam się w kącie obok szafki na książki. Chciałam znaleźć się jak najdalej od niego. Chłopak jednak nie zawracał sobie mną głowy. Usiadł na fotelu i zamknął oczy. Wyglądał na bardzo zmartwionego. Czym do cholery?! Może nie będzie mnie teraz gonił? Moje myśli pędziły jak szalone. Postanowiłam nie czekać. Zerwałam się z miejsca i zaczęłam biec w stronę drzwi. Zawadziłam jednak nogą o dywan i ległam jak długa na podłogę, waląc zamaszyście japą w panele. Po pomieszczeniu rozeszło się głuche ,, plask ''. Adrien zrobił wtedy coś, czego nie spodziewałabym się chyba nigdy w życiu. Roześmiał się.
- Żyjesz? - spytał wciąż chichocząc jak idiota.
- Pierdol się - warknęłam wstając.
Usiadłam obrażona na łóżku. Chłopak spoważniał nagle i wstał z fotela. Wyskoczył z pokoju tak szybko, ze ledwo dało się go zauważyć.
Adrien.
Kurwa,kurwa,kurwa! Co ja wyprawiam?! Co się ze mną dzieje?! Miałem ochotę krzyczeć z bezradności. Ja się śmiałem? Nigdy wcześniej tego nie robiłem. To było takie przyjemne.... Działo się ze mną coś złego, a to wszystko przez nią. Małą ślicznotkę imieniem Sara. Niech ją szlag. Wskoczyłem na gałąź wysokiego drzewa i obserwowałem dom z bezpiecznej odległości. Miałem zamiar unikać dziewczyny ile się da. Moje ciało oblały promienie wschodzącego słońca a wiatr rozwiewał mi włosy. Zamknąłem oczy próbując się uspokoić. W ten rozdzwonił się mój telefon. Ojciec? Cholera. Tego mi brakowało.
- Tak? Słucham?
- Nie doszły mnie jeszcze słuchy o przerażającej i bolesnej śmierci Patryka. Co ty odpierdalasz? Miał być już martwy. - warknął.
- Spokojnie, jestem na dobrej drodze. Najpóźniej jutro się go pozbędę.
- Dopiero jutro? Skąd to usunięcie?
- Musiałem porwać dziewczynę z osady, by go z niej wybawić. Sam wiem, że atakowanie w pojedynkę wszystkich wilków to samobójstwo.
- Kogoś ty porwał? - jęknął.
- Sarę.
- Sarę? - jego głos się załamał.
- To siostra dowódcy straży - uśiśliłem.
- Ach tak..
- Skąd twoje zdziwienie jej imieniem?
- Znałem kiedyś pewną Sarę... To długa historia, a ty i tak już się spóźniasz. Mam nadzieje, że mnie nie zawiedziesz. Pamiętaj, on zabił twoją matkę. Musisz się zemścić.
- Pamiętam ojcze.
Przez jedną, małą sekundę chciałem mu opowiedzieć o tym co się ze mną dzieje. Powstrzymałem się jednak. I dobrze. Co by sobie o mnie pomyślał? Z jednym miał rację. Musiałem działać. Patryk nie zginie jutro, tylko dziś nim zajdzie słońce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top