Rozdział 22. Sweter.



Posmakowałem jej, i do mnie dotarło. Całe życie głodowałem.


Adrien.

Nie mogłem zasnąć. Pozwolono mi spać w starym pokoju Magdy. Miała naprawdę wygodne łóżko, ale wierciłem się niemiłosiernie. Tyle się wydarzyło. W końcu miałem rodzinę. I to tak dużą. Zdawałem sobie sprawę z faktu, że będę musiał uczyć się żyć od nowa. Nie wiedziałem nawet jak mam zachowywać się przy stole. Byłem tak zestresowany, że zjadłem ludzkie jedzenie. Nawet mi smakowało. Może wcale nie musiałem pić krwi?

No i miałem mamę. Piękną, dzielną i kochaną. Wymarzoną. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Po tak długim czasie mroku, w moim życiu wzeszło słońce. Byłem taki szczęśliwy. Nagle coś uderzyło w okno, chyba kamyczek. Poderwałem się. Zauważyłem Damiana. Stał pod drzewem. Chyba na mnie czekał, bo machnął mi lekko ręką. Zeskoczyłem na ziemię, uważając by nie podeptać kwiatów w rabatce.

- Nie obudziłem cię? - spytał chłopak.

- Nie, spokojnie. - włożyłem ręce do kieszeni bluzy.

Rany, jakież to było niezręczne. Jeszce nie tak dawno walczyliśmy na śmierć i życie. Przecież poważnie go zraniłem.

- Ja chciałem tylko powiedzieć... Dbaj o nią - wydukał - To moja siostra i kocham ją. Jeśli ją skrzywdzisz, albo pozwolisz by coś jej się stało... Cóż. Powiedzmy, że zrobię ci krzywdę.

- Rozumiem.

- To dobrze.

- Tylko po to tu przyszedłeś?

- Nie. Pokłóciłem się z Magdą. Stwierdziłem, że skoro wyleciałem z domu to mogę z tobą porozmawiać.

- Och...

Nie zamierzałem nawet pytać. Wyglądał marnie. Nie widziałem go jeszcze smutnego. Myślałem, że potrafi się tylko śmiać i denerwować. Ciągle drapał się po starej bliźnie na twarzy.

- Skąd ją masz? - spytałem by zmienić temat.

- Weksony - mruknął.

- Kto?

- Nie kto, a co. Potwory. Wielkie, brzydkie i szybkie. Ze szponami. Nie chciałbyś go spotkać w swoim łóżku.

- Zaatakował cię?

- Tak. Byłem wtedy dość młody. Mieliśmy pilnować wejścia do jaskini. Pomagała nam twoja matka. Tak jednak zagapiła się na Michała, że nie zdołała oślepić wampira i doskoczył do mnie.

- Więc tak poznali się moi rodzice? Przez Huberta? - zdziwiłem się.

- On wróci - wypalił Damian i spojrzał w niebo - I coś czuje, że rozpocznie się druga Wielka wojna.

- Hubert coś wspominał mi o pierwszej. Ponoć Amelia go oszczędziła.

- Tak, to kobieta o złotym sercu.

- Gdyby tego nie zrobiła, nie byłoby teraz problemu....

- Nie byłoby ciebie - zauważył.

- Mała strata. - warknąłem.

- Kiedy patrzysz w oczy Sary, nadal tak uważasz?

Zbił mnie z tropu. W sumie miał rację. Patrzyła na mnie z uwielbieniem. Nadal na nie, nie zasługiwałem.

- Bądź co bądź - kontynuował - Jeśli będziemy brali udział w bitwie nie używaj tej swojej zdolności na Hubercie. Patryk sobie z nim poradzi.

- Coś czuje, że będziemy walczyć z demonami. To dziwne...

- Powiedział Adrien, syn wampira i wilka, wnuk człowieka i wilka. - zaśmiał się Damian.

Także się roześmiałem. Usiedliśmy na trawie. Rozmawialiśmy potem jeszcze długo. O wszystkim i o niczym. W pewnym momencie Damian spytał, czy nie wybrałbym się na patrol z samego rana.

- Wiesz, jestem dowódcą straży, ale i tak wybrałem sobie jedno stado i jestem jego opiekunem. Pięciu chłopców, jedna dziewczyna. Młodzi, ale dobrzy. Może chciałbyś zobaczyć co cię ominęło?

- Ominęło?

- Jesteś w połowie wilkiem. Powinieneś należeć do jakiegoś stada. Sądzę, że byłbyś alfą.

Cóż. Zgodziłem się,


Około ósmej rano podszedłem pod dom Damiana. Poranek był zimny, zapowiadało się na deszcz. Patrzyłem w niebo z niepokojem. Nie lubiłem moknąć. Po chwili usłyszałem ciche kroki i drzwi drewnianego domu otworzyły się. Wyszła przez nie Sara. Była jeszcze zaspana, widocznie dopiero wstała. Ubrała się w za dużą bluzę i dżinsy a i tak prezentowała się ślicznie. Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało. Zauważyłem, że trzyma coś za plecami.

- Cześć. Damian już się zbiera. - Wspięła się na palce i pocałowała mnie delikatnie.

Pogładziłem ją po policzku. Rany. Była taka piękna. I to mnie całowała. Urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą.

- Jest zimno. Weź to proszę - podała mi... Sweter?

Paskudny. Ciemno-różowy, z niebieskim serduszkiem po środku. Zacząłem się zastanawiać czy aby na pewno był kupiony w dziale z męskimi ciuchami. Przełknąłem nerwów ślinę i wziąłem to coś do rąk. Nawet w dotyku był strasznie nieprzyjemny.

- Eee.... Dziękuje?

- Jest tak zimno, w nim nie zmarzniesz. Kupiłam go dla ciebie, jakiś czas temu. Wiedziałam, że się przyda. Jest bardzo cieplutki.

- Ja.... Em... - Nie wiedziałem co powiedzieć.

Dziewczyna zauważyła moje wahanie a jej usteczka wygięły się w podkówkę. Wyglądała jak zbity szczeniaczek. Cholerka. Szybko zarzuciłem sobie sweter przez głowę.

- Rzeczywiście od razu mi cieplej - uśmiechnąłem się do niej.

- Ślicznie ci w nim.

Rozpromieniła się i przytuliła mnie. A co mi tam... Będę paradował w tym... Czymś. Dla niej warto. Chociaż wyglądałem zapewne tragicznie. Zwykle ubierałem się w ciemne dżinsy i czarne koszulki. Czas na róż.

Po chwili dołączył do nas Damian. Otworzył szeroko oczy na mój widok. Przemilczał jednak mój wygląd. Złapałem Sarę za rękę i wzruszyłem lekko ramionami. Chyba zrozumiał. Wtedy ich usłyszałem. Szli do nas nieśpiesznie przez las. Sześć wilków. Stado, którym opiekował się Damian. Byli młodzi. Góra piętnaście lat. Wyłonili się spomiędzy drzew. Najwyższy z nich machnął swobodnie do Damiana. Pewnie Alfa. Wtedy jeden z wilczków spojrzał na mnie i zachichotał. Reszta poszła w jego ślady.

- Cześć laseczko - zawył jeden z nich - Kupiłaś nowe buciki do sweterka?

Poczułem jak dłoń Sary zaciska się mocno na mojej. Zrobiło jej się przykro a we mnie krew się zagotowała.

- Nic bardziej pedalskiego nie dało się chyba założyć.

- Nie obrażaj tej cipci bo się popłaczę.

Jeśli chodzi o mnie, nie przejmowałem się takimi komentarzami. Sara jednak była bliska płaczu. Zerknąłem na Damiana. Kiwnął potakująco głową.

- Dzięki - mruknąłem i ruszyłem na alfę.

Powaliłem go na ziemię jednym sprawnym ruchem, na pomoc swojemu przywódcy skoczyła reszta stada. Odparłem każdy atak, po sekundzie wszyscy leżeli na ziemi. Ja się nawet nie potargałem. Usiadłem okrakiem na gnojku i uśmiechnąłem się do niego.

- Nawet nie wyobrażasz sobie ile ten sweter dla mnie znaczy - szepnąłem -a Jeśli jeszcze raz go obrazisz poznasz najprawdziwsze piekło. Chcesz?

- To ty... Ty walczyłeś z Alfą....

- Dokładnie. A co? Z tobą też mam?

- Nie ja... Ja... Przepraszam - skomlał.

Podniosłem się i poprawiłem na sobie sweter. Był trochę za krótki i podwinął mi się, gdy się biłem. Nie. Biłem to za dużo powiedziane. Dawałem nauczkę. Tak.

Posłałem Sarze szeroki uśmiech. Nie wyglądała jednak na zadowoloną. Machnęła na mnie i poszliśmy sami za dom.

- Zdejmij go - poprosiła - Nie chcę żeby się z ciebie śmiali.

- Nie zdejmę, podoba mi się - zapewniłem.

- Nie kłam...

- Jestem z tobą szczerzy. Ten sweter to oznaka tego, że się o mnie troszczysz. Oznaka tego, że mnie kochasz. Dlatego jest dla mnie wspaniały.

Nagle przybiegł do nas Damian.

- Tajna narada Alf, za godzinę. My też jesteśmy zaproszeni!

- Czy to oznacza ... ?

- Tak. Nadchodzi Druga Wielka Wojna. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top