Rozdział piętnasty. Powinien umrzeć.
Adrien.
Po dwóch stoczonych walkach z tym wilkiem rozpoznawałem jego zapach z odległości trzech kilometrów. Mocno krwawił, co ułatwiało mi pogoń za nim. Gdy przebiegałem obok miejsca ostatniej bitwy coś przykuło moją uwagę. Tuż obok ciała Amandy poczułem dziwny zapach. Jakby znajomy. Wtedy mnie olśniło. Hubert znalazł niegdyś dziwną księgę. Ponoć leżała nieopodal ciała jakieś czarownicy, która przywróciła do życia Patryka. Studiował ją praktycznie co noc pomrukując coś pod nosem. Najbardziej interesowały go demony. Od tych małych zaczynając a kończąc nad samym Aranoksie. Nigdy jakoś specjalnie się w to nie zagłębiałem. Była to dla mnie głupota. Uważałem, że to ja jestem najgorszym demonem, rządnym krwi... Pewnej nocy jednak ojcu udało się. Przed domem z pyłu wynurzyła się mała kreatura przypominająca królika. Cała czarna, jak popiół. Hubert omal nie skakał z radości. Muszę przyznać, że się wtedy zdziwiłem. Potem wraz z Amandą przyzywali coraz to większe demony. Jednak Arkanoksa nigdy im się nie udało wezwać. Może dlatego, że potrzebował by się pojawić.... Ofiary z ciała nieśmiertelnego.... Ponownie zerknąłem na Amandę. Czyżby on... Nie... To przecież niemożliwe. Spróbowałem sobie przypomnieć dokładnie stronę z księgi, która opisywała Arkanoksa. Pamiętałem na pewno, że wyglądem przypominał trochę wilka z taką różnicą, że z jego ciała wychodziły macki. Mógł nimi walczyć a każde dotknięcie ich powodowało u przeciwnika natychmiastową śmierć. Według tamtego spisu, służył niegdyś samej Śmierci ( czyżby ona też istniała jako postać materialna? Cholera), ale się zbuntował. Gdyby Hubert go przyzwał.... Już nikt by go nie powstrzymał. Już dawno chciał to zrobić, jednak ofiara musiała zginąć z rąk kogoś ze swojej rodziny. Jeśli to nie Magda ją zabiła jesteśmy bezpieczni. Spróbowałem się uspokoić. Amanda musiała wezwać jakieś mniejsze demony stąd ten zapach. Podniosłem się i rozejrzałem. Damian pobiegł w stronę miasta wątpię jednak by akurat tam się ukrył. Miałem także nadzieje, że nie wpadł na pomysł by szukać Huberta na własną rękę. Nie wyszedłby z tego cało. Chociaż mógł na to liczyć po tym jak pobił Magdę. Sam chciałbym umrzeć po czymś takim. Pobiegłem dalej. Miałem mało czasu.
Sara.
Nie miałam wyboru. Musiałam poprosić kogoś o pomoc. Doskonale wiedziałam, że nie dogonię sama wampira. To fizycznie niemożliwe dla takiego marnego człowieczka jak ja. Potrzebowałam kogoś szybkiego, kogoś kto nie będzie mi prawił morałów a tym bardziej zatrzymywał. Pobiegłam więc prędko do domu Patryka. Wszyscy oprócz niego i mojego ojca wciąż tam byli. Magda leżała na kanapie w salonie. Wyglądała marnie. Uklęknęłam przy niej i pogłaskałam ją delikatnie po czole. Otworzyła opuchnięte powieki i uśmiechnęła się do mnie blado.
- Adrien wyruszył. Znajdzie go. - zapewniłam.
- Będę musiała mu podziękować - szepnęła słabym głosem. - Tak się o martwię...
- Spokojnie, jest idiotą ale kocha cię.
- Dlatego uciekł - wtrącił się Sylwek.
Kiedy go usłyszałam rozbłysły mi oczy. To właśnie jego potrzebowałam. Następnego idioty. Podskoczyłam do niego i złapałam go za ramię.
- Chodź, chcę z tobą pogadać.
- Z.. Ze m..mną? - wydukał. - Jasne, chętnie, zawsze....
Wyszliśmy na zewnątrz. Chłopak wpatrywał się we mnie dużymi oczyma, jakby czekał na cukiereczka. Nie wiedziałam co mu jest. Złapałam się pod boki, postanowiłam walić prosto z mostu.
- Potrzebuje pomocy. Muszę znaleźć Adriena, który podążył za Damianem.
- Adriena? Ale.... Dlaczego?
- On... Nie zamierza wracać. Głupek chce załatwić Huberta.
- I to ja mam ci pomóc?
- Bardzo bym się ucieszyła.
- A co z naszą.... Z naszą randką? - wyszeptał.
Zdębiałam. Muszę przyznać, że zupełnie wyleciało mi to z głowy. Westchnęłam .
- To nie jest chyba najlepszy moment.
- Ach tak...
Po jego minie wywnioskowałam, że domyślił się wszystkiego. Bardzo posmutniał.
- Pomogę ci, ale nie odpuszczę. - warknął. - Już dawno ci to chciałem powiedzieć.... Zakochałem się w tobie Saro.
- Sylwek...
- Potem pogadamy. Ruszajmy!
Zmienił się w wilka. Uśmiechnęłam się niepewnie i wskoczyłam na jego plecy. Ruszyliśmy w las.
Adrien.
Znalazłem go kilka kilometrów za miastem. Leżał nieprzytomny na ziemi. Z daleka wyglądał jak martwy i muszę przyznać, wystraszyłem się lekko. Kiedy uklęknąłem obok niego usłyszałem jego ciężki oddech. Zastanowiło mnie jednak jedno. Skoro był tak blisko, że znalezienie go zajęło mi zaledwie dwie godziny.... To gdzie był Patryk? Miał tak samo czuły węch jak ja. Coś musiało go zatrzymać.
- Damian? - szturchnąłem go lekko.
Nic. Zero reakcji. Musiał stracić sporo krwi. Przewróciłem go na plecy. Jego rana na szczęście prawie się zagoiła. Był po prostu wyczerpany. Zarzuciłem go sobie na plecy i powoli zmierzałem w stronę domu. Po wielu przemyśleniach stwierdziłem, że póki Hubert sam nie zaatakuje, ja nie będę go szukał i zostanę z Sarą. Teraz już wiedziałem co to za dziwne uczucie. Po prostu ją kochałem. Tą małą wariatkę. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie jej uroczej twarzyczki.
Po około trzydziestu minutach powolnego marszu wyczułem czyjąś obecność. Powęszyłem. Sara! Więc podążyła za mną. W sumie się ucieszyłem. Chciałem pochwalić się jej, że już odnalazłem Damiana, pragnąłem by z radości mnie pocałowała. Wtedy poczułem kogoś jeszcze. Niby znajomy zapach, na pewno już go kiedyś czułem. Wilk. Czyżby ten wyrośnięty ciemny blondyn? Co on tu z nią robił? Odłożyłem delikatnie chłopaka i wskoczyłem na czubek drzewa by mieć lepszy widok. Stali na polu nieopodal. Wilk się zmęczył. Lub udawał. Bądź co bądź stał oparty o samotne drzewo. Sara rozglądała się po okolicy, wyglądała na zniecierpliwioną. Wtedy moje oczy i oczy tego chłopaka napotkały się. Nawet z takiej odległości widziałem jak marszczy brwi. Chyba nie ucieszył się na mój widok. Tylko dlaczego?
Nagle wilk złapał Sarę za ramię, przyciągnął ją do siebie i.... Pocałował.
Zabij go.
Zniszcz go.
Rozszarp go.
Sara.
Odskoczyłam do Sylwka i spróbowałam go spoliczkować, złapał mnie jednak za nadgarstek. Byłam wciekła.
- Co ty sobie myślisz? Ty cholery dupku!
- Chciałem ci pokazać, że jestem lepszy od niego! Miałaś iść ze mną na randkę, więc muszę ci się podobać! A on wszystko zepsuł!
- Puść mnie, bym mogła ci strzelić w pysk - poprosiłam.
- Chciałaś tego! Jestem pewien ja...
Nie dokończył. Jak grom z jasnego nieba spadł na niego Adrien i kopnął go z rozmachem w tors. Sylwek wbił się w drzewo, które złamało się pod tak mocnym uderzeniem. W powietrze poleciały drzazgi i odłamki drzewa, zamknęłam oczy jednak nic do mnie nie doleciało. Adrien zakrył moją twarz swoim ramieniem. Sylwek opadł na ziemię dopiero kilkanaście metrów dalej, złamane drzewo tuż za nim. Rozległ się potężny huk.
- Zabije cię ty skurwielu - wycedził Adrien. - Ona jest moja!
- Byłaby moja, gdyby nie ty - warknął Sylwek próbując uśiąść.
Adrien zrobił krok w jego stronę więc szybko złapałam go za rękę.
- Proszę, nie rób mu krzywdy.
- On.Musi.Umrzeć.
- Adrien... Nie możesz.
- NIe będę się ciebie słuchał za każdym razem. Zostanie ukarany. To postanowione.
Stanęłam przed chłopakiem i położyłam mu dłonie na piersi.
- Uciekaj, ja go zatrzymam! - krzyknęłam do Sylwka.
- Zginiesz! On zrobi ci krzywdę!
- Nie zrobi.... Prawda?
Adrien w końcu na mnie spojrzał. Skrzywił się lekko ale odwrócił się i zaczął iść w stronę lasu. Odetchnęłam z ulgą i obejrzałam się na Sylwka. Chciałam ponownie kazać mu spadać. Wtedy zauważyłam, że ma w ręku kołek. Przypomniałam sobie słowa Adriena ,, Tylko kołek może mnie zabić. ''. Kiedy Sylwek się zamachnął wiedziałam co muszę zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top