Rozdział osiemnasty. Lekcje historii.
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wisława Szymborska.
Adrien.
W końcu. Znalazłem go. Po tylu godzinach szukania. Wiedziałem, że również mnie wyczuł jednak kiedy go ujrzałem siedział sobie spokojnie na kamieniu na brzegu strumienia. Miał pogodną twarz. Jakby kilka dni temu nie zabili mu kurwa żony! Jej również nie kochał? Ta biedna kobieta oddała życie za nic nie wartego dupka.
- Witaj Adrienie, jak nowa rodzina?
- O! Więc to teraz chcesz ze mną rozmawiać? Poczekaj, skoczę po naszą ulubioną herbatę!
- Ta reklama była mierna - mruknął.
Prychnąłem gniewnie i zarzuciłem głową na bok. Nie miałem ochoty na niego patrzeć.
- Och Adrienie, Adrienie... Wychowałem cię jak własne dziecko. Karmiłem cię, kupowałem ci jakieś durne książki, po to byś na koniec odwrócił się do mnie plecami żeby nie powiedzieć dupą.
- Nie wychowałeś mnie, wyszkoliłeś mnie. Byłem bronią - warknąłem.
- Jesteś bronią i jeśli myślisz, że będziesz wiódł teraz życie jak w pieprzonej bajce, to jesteś w błędzie. Masz w sobie zbyt wiele nienawiści mój chłopcze.
- Wiem o tym.
Mężczyzna w końcu zerknął w moją stronę, zauważyłem kątem oka jak rzuca mi ironicznie spojrzenie. Westchnął i ponownie wbił wzrok w wodę.
- Chcesz mnie zabić, prawda? Domyślam się również w jaki sposób. To wręcz fascynujące. Chcesz oddać życie za ludzi, których poznałeś ,, przed chwilą ''. Wszystko przez jedną dziewuszkę. Gdybym mógł urwałbym jej głowę.
- Nie zdążyłbyś nawet o tym pomyśleć. - zapewniłem.
- Być może. Ach, miłość. Ludzie od niej głupieją. Gdyby nie ona, już dawno byłbym martwy.
- Chyba nie rozumiem.
- Wiele lat temu, moja matka była więziona w jaskini tu, w lesie. Wcześniej mieszkaliśmy razem w pięknej rezydencji może z cztery kilometry stąd. Kiedy zwiedzałem Amerykę południową, do naszej willi wpadły wilki. Po zażartej walce udało im się zwabić moją matkę oraz kilkunastu jej podopiecznych do jaskiń. Piotr, wtedy Wielki Alfa w jakiś sposób zapieczętował wejście do niej i od tej pory tylko słabe wampiry mogły sobie wchodzić i wychodzić. Musiały polować, ale wilki pozwalały im tylko na zwierzęcą krew. Gdy tylko próbowały dorwać człowieka zostały albo zabijane, albo odprowadzane. Dlatego powstały stada, zamiast jednego wielkiego. Każde miało swojego alfę, a każdy alfa słuchał się swojego władcy.... Mniejsza, odkryłem co się stało i wręcz zawrzałem z wściekłości. Moja matka była damą, nie przystoi by musiała mieszkać pod ziemią. Nie mogłem się jednak do niej dostać.... Zaplanowałem atak na Patryka. Był wtedy naiwnym dzieciakiem. Moje wampiry miały go zabić i zranić jego ojca... Zrobiły jednak na odwrót. Od tej pory obserwowałem tego młodego sukinsyna. Chciałem go zabić, z czystej zemsty. Odczekałem aż trochę podrośnie. Niesłusznie. Powinienem był uśmiercić go od razu. Stawał się coraz silniejszy. W końcu jednak pojawił się na horyzoncie jego słaby punkt. Niziutka jasno-włosa dziewczyna z twarzą anioła. Przejąłem kontrolę nad jej ciałem, ale była tak zdeterminowana by nie skrzywdzić swojego ukochanego, że wiesz mi lub nie wbiła sobie nóż w udo. Atakowałem potem wiele razy, porwałem nawet Amelię ale moja była żona ją uratowała. W końcu nadszedł dzień, w którym dowiedziałem się, iż wystarczy krew Patryka by uwolnić Annę. Dorwałem sukinsyna na wojnie, sam ją wywołałem. Myślałem, że go zabiłem. Zadałem mu kilka ciosów prosto w tors a on kurwa jego mać wstał i poszedł do domu! Przy naszej kolejnej walce, ponownie prawie go zabiłem ale wtedy jeden z wilków Emil... Zabił ją. Moją mamę. Na moich oczach! Dlatego umarł później jako pierwszy. Dorwałem go kilka lat temu. Nikt nie wiedział, że to ja. Wracając jednak do jeszcze wcześniejszych czasów... Chciałem ich wszystkich wyrżnąć w pień. Rozerwać na strzępy... Jednak zostałem zaatakowany od tyłu. Z wrażenia nie słyszałem, że skrada się za mną cała horda łowców. Kiedy leżałem plackiem topiąc się we własnej krwi stanął nade mną Patryk. Chciał mnie wykończyć, ale Amelia go powstrzymała. Dlatego postanowiłem sobie, iż nigdy jej nie zabiję. Mam trochę honoru.
- Nadal nie rozumiem...
- Gdyby Patryk nie kochał Amelii, miałby gdzieś jej zdanie i zajebałby mnie.
- Chcesz mnie w ten sposób zagadać? Żałosne.
- Nie. Dałem ci lekcję historii. A teraz rób co chcesz.
Coś mi nie pasowało. Czemu Hubert chciał się tak po prostu poddać? To nie w jego stylu. Znowu coś planował? Postanowiłem jednak nie czekać i od razu zacząłem działać. Nawiązałem duchowe połączenie z jego ciałem. Byłem gotowy. Nawet troszkę cieszyłem się, że umrę. Robiłem to w dobrej wierze. Nie mogłem wymarzyć sobie lepszego końca. Sara będzie bezpieczna. Uśmiechając się zdjąłem koszulkę. Hubert przyglądał mi się obojętnie. Sięgałem właśnie do kieszeni, gdzie trzymałem broń, gdy ktoś złapał mnie za obie ręce i wykręcił je do tyłu.
- Spróbuj tylko smarkaczu.
- Patryk?! - zdziwiłem się.
Musiał być cholernie szybki i cichy. Tuż za nim pojawił się Michał. Dyszał ciężko, nie nadążał jeszcze za ojcem.
- Coś ty chciał zrobić- wysapał - Dopiero cię odzyskałem i już mam stracić?
- Tak poza tym , to półapka - mruknął Patryk odsuwając się ode mnie.
Rozejrzałem się. Wtedy do moich nozdrzy doszedł ten okropny zapach spalenizny. Oto spod ziemi wyłoniła się wielka bestia. Płonący wilk! Arkanoks?! Zamiast ogona posiadał kilkanaście czarnych macek. Aż mnie obleciał strach... Aż wstyd przyznać.
- Patryku, jak zwykle zepsułeś mi niespodziankę. Tym razem po raz ostatni. Nawet ty nie przeżyjesz walki z moim nowym pieskiem.
- Mamy ostro przejebane - mruknął mój dziadek.
Sara.
Magda przyszła, ku mojemu zdziwieniu tuż za nią dreptał jak piesek Damian. Uśmiechał się głupkowato, omal nie wpadał na przedmioty. Rzuciłam na niego pytające spojrzenie, ale Magda machnęła tylko ręką.
- To co? Gdzie zaczynamy? - spytałam.
Damian nagle oprzytomniał i zwinnie wskoczył na dach pobliskiej kamieniczki.
- Ja bym poszedł dam - wskazał.
Na wschodzie pojawiły się ciemne chmury, wręcz czarne, co dziwniejsze miały lekko czerwonawą poświatę. Usłyszałam zaniepokojone szepty. Rozglądając się zauważyłam jak wiele osób patrzy z przestrachem w niebo.
- Wyczuwam coś dziwnego - szepnęła Magda.
- To jest aż ciężkie - mruknął Damian.
Mimo, że ponoć rzucił wyjął paczkę papierosów i szybko zapalił jedngo.
- Saro... Powinnaś jednak zostać...
- Nie ma takiej mowy! Musze porozmawiać z Adrienem, nie ważne co na nas tam czeka!
Mój brat westchnął ciężko i zeskoczył na ziemię. Stanął tuż przede mną i złapał moją dłoń.
- Błagam, trzymaj się blisko mnie. Nie mógłbym cię stracić - szepnął.
- Masz to u mnie jak w banku.
- Dziękuje.
Wtedy do Magdy podeszła młoda wilczyca, nie pamiętałam jej imienia. Kobieta trzymała się za spory brzuszek.
- Czy coś nam grozi?
- Póki ja i mój ojciec żyjemy, nic wam nie grozi - zapewniła gorliwie.
Uspokoiła chyba tymi słowami przyszłą matkę, bo uśmiechnęła się nieśmiało i lekko pochylając głowę odeszła.
Damian przemienił się w wilka i kazał mi wskoczyć na swój grzbiet. Kiedy już się tam znalazłam, złapałam się mocno jego sierści. Ostatnią rzeczą, którą chciałam teraz zrobić to zabić się spadając z niego.
- Mamy ostro przejebane - mruknęła Magda.
Hej. Wiem, że miałam dodać 2 część specjalu do ,, Należysz do mnie 2 '', ale jestem tak padnięta po pracy w święto, że dodaje to bo napisałam rozdział już jakiś czas temu. Jutro w nocy, albo w sobotę pojawi się coś i tu i tu :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top