Rozdział dziewiętnasty. W ogniu walki.
Dwa najważniejsze dni Twojego życia to ten, w którym się urodziłeś oraz ten, w którym dowiedziałeś się po co. - Mark Twain
Adrien.
Nawet Patryk stał zszokowany. Nie dziwiłem mu się, o ile ja widziałem juz podobne stwory, on nawet nie spodziewał się, że istnieją. Demon stojący przed nami syczał jak zdenerwowany kocur. W co ja ich wpakowałem? Nie mieliśmy szans z tym czymś, a Hubert doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Uśmiechał się szeroko jakby zobaczył Świętego Mikołaja. Jak jakiś psychopata! Zagryzłem wargę i podniosłem z ziemi mój miecz, który miałem przyczepiony na pasku do koszulki. Trzymając go w dłoni poczułem się nieco pewniej.
- Czy ktoś mi wytłumaczy co to kurwa jest? - zdenerwował się Patryk.
- To demon. Bardzo silny, niebezpieczni i rządny krwi. Przez te wszystkie lata próbowałem go przywołać, ale dopiero twoja córka mi w tym pomogła.
- O czym ty bredzisz?
- Zapytasz ją, gdy już oboje będziecie mieli skrzydełka i aureole.
Wiedziałem jedno. Jeśli zabiłbym Huberta, to coś również by zniknęło. Jak jednak miałem to zrobić, skoro Patryk najwyraźniej za swój nowy życiowy cel przybrał sobie aby nie dopuścić do mojej śmierci? Dlaczego? Czemu wciąż myślał o innych tylko nie o sobie?
Kiedy patrzyłem w oczy tego.. Czegoś przez myśl przeszło mi nawet , że to się nie musi tak skończyć. Zapragnąłem znaleźć inne wyjście z tej sytuacji. Po chwili jednak powróciło mi trzeźwe myślenie, a nadzieja ulotniła się wysoko w niebo.
- Nawet o tym nie myśl ty głupi kretynie! - warknął Patryk rzucając mi mordercze spojrzenie.
- Tato... Głupi i kretyn to to samo...
- A weź się ucisz.
- Skoro nie pozwalasz mi użyć mojego talentu, jak mamy go zabić? - spytałem poirytowany.
- Nie zadawaj zbędnych pytań, łap za ten swój miecz i jazda!
Prychnąłem widząc pewność w oczach mężczyzny. Doszedł do siebie, jakby szok którego przed chwilą doznał rozpłynął się w powietrzu.
- Pamiętaj, że nie możesz go ugryźć więc walka w postaci wilka odpada - mruknąłem - Nie daj się dotknąć mu ogonem. Umrzesz.
- Zrozumiano! A teraz jazda!
Ruszyliśmy jednocześnie. Ramię w ramię, noga w nogę . Czułem się dziwnie szczęśliwy walcząc u boku ojca i dziadka. Jakbym pojechał z nimi na ryby, a nie leciał na łeb na szyję na pewną śmierć.
Patryk dopadł demona pierwszy i z mocą rozpędzonej ciężarówki uderzył go w łeb. Kiedy Arkanoks padł na ziemię, wskoczyłem na niego i ugodziłem go w szyję. Z gardła trysnęła ciemna ciesz, a bestia zawyła złowrogo jednocześnie próbując wyrwać się. Czułem jak pracują jego mięśnie, pod moimi stopami. Potwór dyszał ciężko, wyginając się we wszystkie strony, przewracał czerwonymi ślepiami na lewo i prawo. Futro, które płonęło na jego grzbiecie parzyło mnie od pasa w dół, jednak nie zamierzałem się poddać. Chciałem odciąć mu łeb. Poczułem leciutki powiew na karku, odwróciłem głowę by ujrzeć jedną z jego ohydnych macek, zrobiłem unik o centymetry unikając śmiercionośnej broni przeciwnika. Opadłem pewnie na zgiętych kolanach, przeklinając to iż mój miecz został w ciele demona. Nie miałem czasu go wyrwać. Nie zdążyłem się podnieść, gdy usłyszałem świst. Odchyliłem lekko głowę, a tuż przed moimi oczami przeleciał drewniany kołek. Do moich nozdrze dostał się zapach starego dębu. W następnej sekundzie Hubert zacisnął mi swoje łapska na szyi, próbując najwyraźniej oderwać mi głowę. Jeśli chociaż przez chwilkę pomyślał, że mu to się uda, to był skończonym głupcem. Za dobrze mnie wyszkolił bym nie umiał wyswobodzić się z takiego chwytu. Z impetem odbiłem się w tył, tak by uderzyć Hubertem o najbliższe drzewo. Zrozumiał co chcę zrobić i szybko ze mnie zeskoczył, ja w ostatnim momencie zrobiłem salto i wskoczyłem na najbliższą gałąź. Wtedy tuż obok nas przebiegł Patryk krzycząc tylko :
- KurwaKurwaKurwaKurwa!
Tuż za nim sunęła w powietrzu macka demona. Zlokalizowałem Arkanoska i szybko do niego doskoczyłem, by odebrać swój miecz. Wyrywając go z ciała poczwary omal nie zostałem pozbawiony połowy głowy. Ostre zębiska zacisnęły mi się dosłownie przed nosem. Nie zważając na to ruszyłem na ratunek Patrykowi. Odciąłem mackę tuż przed tym jak miała owinąć się wokół niego.
- Dzięki. - wydyszał - Chyba już jestem na to za stary.
Oparł się rękoma o kolana i posłał mi zmęczony łobuzerki uśmiech.
Zdziwiłem się. Wyglądał przecież na góra trzydzieści lat. Zastanawiałem się więc, o czym on bredzi. Zerknąłem pytająco na Michała, wtedy dopiero policzyłem sobie że skoro mój ojciec ma jakieś dwadzieścia-trzy lata, to Patryk musi być już koło pięćdziesiątki! Wilki jak widać bardzo wolno się starzeją.
- Przesadzasz, cały czas masz świetną kondycję - zapewnił Michał.
- Trudno jej przy was wszystkich nie mieć! Odkąd poznałem waszą matkę non stop biegam!
No tak. Rodzina. To czego tak bardzo zawsze chciałem posmakować. Tego ciepła, rozmów, śmiechu i troski. Czy wciąż miałem jakąś szansę by tak żyć? Zacząłem sobie wyobrażać jak jem obiad z moją rodziną. Całą, że siedzę przy stole i uśmiecham się do innych, a oni do mnie. Za bardzo się zamyśliłem.... Gdy się zorientowałem, że kolejna z macek jest tuż nade mną było już za późno na unik. Jedyne co zdążyłem zrobić to podnieść wzrok by zobaczyć... Co?
- Żryj to!
Tuż przede mną pojawiła się Magda, odcinając mackę Arkanoska. Jej czarne włosy smyrgnęły mnie w nos, aż zachciało mi się kichać.
- Adrien za drzewami jest Sara. ...Gdybym wiedziała, przyrzekam nie zabrałabym jej tu. Damian się z tobą wymieni. Zabierz ją stąd w bezpieczne miejsce. - poprosiła. - Potem wracaj. Przydasz się.
Kiwnąłem lekko głową i ruszyłem.
Sara.
No szlag! Poszłam z nimi po to by sprowadzić Adriena, a teraz nie pozwolili mi się ruszać z miejsca. Damian ostrzegł mnie, że będzie stał w takiej odległości by mnie widzieć. Co to miało być? Zabrali mnie bym sobie posiedziała na kamieniu pod drzewkiem? Cholera i w dupę psią mać. Gdybym była wilczycą... Mogliby mi naskoczyć. Westchnęłam kopiąc czubkiem buta w ziemi. Jeszcze chwila i oszaleję.
- Jesteś chora psychicznie? - usłyszałam ten piękny głos.
Podniosłam głowę. Przede mną stał mój upadły anioł o jasnych włosach i złotych oczach. Miał poważną minę i mroczne spojrzenie. Nie posiadał na sobie koszulki, jedynie pas na którym wisiał miecz. Wyglądał tak pięknie. Takie ciało mogły mieć tylko istoty z innego świata. Patrzyłam zachwycona.
- Pytałem cię o coś. - warknął.
- Chciałam cię powstrzymać.
- Nie prosiłem cię o to. Zaprowadzam cię do domu, a potem daj mi święty spokój!
Aż drgnęłam. Co w niego wstąpiło? Wyglądał tak... Ozięble. Jak na początku naszej znajomości. Co tam się stało? Wstałam i podeszłam do niego powoli. Nie spuszczał ze mnie wzroku jakbym stanowiła zagrożenie.
- Bałam się o ciebie.
- Niepotrzebnie.
- Adrien....
- Wracamy. Potem nawet mnie nie szukaj.
Odwrócił się i zaczął iść w stronę domu. Zaszkliły mi się oczy, ale dzielnie podążyłam za nim. Stawiał długie kroki, musiałam prawie biec.
- Mógłbyś mi powiedzieć o co chodzi?
- O nic.
- Więc czemu taki jesteś?
- Jaki?
- Oschły.
Chłopak stanął raptownie i rzucił mi ironiczne spojrzenie.
- To, że cię dwa razy pocałowałem nie oznacza że mam być dla ciebie teraz jak książe z bajki. Było, minęło.
- Powiedziałeś, że mnie kochasz...
- Przesłyszałaś się.
- Wiem, że nie! - krzyknęłam.
- Proszę... - szepnął nagle.
- O co ty mnie do cholery....
- Nie kochaj mnie...
- Chyba żartujesz.... Myślisz, że tak można?!
- Nie wiem co mam zrobić aby ci pomóc.
- Zachowywanie się jak dupek nie zadziała, wiem kiedy kłamiesz - łgałam.
Tak na prawdę strasznie mi ulżyło, że mówi to wszystko by mnie od ciebie odsunąć.
- Inaczej będziesz cierpieć. Hubert wezwał demona. Reszta właśnie z nim walczy... Jest potężny i niebezpieczny. Muszę go pokonać, nie wiem czy wyjdę z tego cało....
W ten chłopak zaklął i zasłonił mnie, tak abym stała za jego plecami. Tuż przed nami pojawił się Hubert.
- Nie wyjdziesz z tego cało, masz absolutną rację.
- Daj jej odejść.
- Tej dziewczynce? Chciałbym, wierz mi jednak.... To przez nią tobie odbiła szajba. Zabrała cię.
- Jeśli tylko spróbujesz ją skrzywdzić.... Rozerwę cię.
- Chyba zaryzykuje....
Złapałam Adriena za ramię, jakbym mogła go powstrzymać.
- Mogę cię o coś prosić? - szepnął do mnie. - Uciekaj ile sił w nogach do domu. Nie mogę cię stracić. Zatrzymam go. ...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top