Rozdział czwarty. Bogini.


Chociaż raz
warto umrzeć z miłości.
Chociaż raz.
A to choćby po to,
żeby się później chwalić znajomym,
że to bywa.
Że to jest.

„Umrzeć z miłości" A. Osiecka  


Adrien.

Czekali na mnie. Już w odległości trzech kilometrów od osady spotkałem strażników. Zabiłem ich, to oczywiste. Nie musiałem nawet używać mojej zdolności. Nie zdążyli kiwnąć palcem. Jednego z całej szóstki zostawiłem przy życiu. Chciałem by powiadomił swojego władcę. Miał się mnie bać.

Biegnąć przez las, podniosłem swój miecz i zlizałem z jego ostrza krew. Wilki były dziwne w smaku. Wolałem ich nie pić. Samo patrzenie na ich śmierć wystarczało mi całkowicie. Mogłem przyznać, że to dość piękny widok. Umieranie w męczarniach. Coś jak dobry serial. Aż nie możesz przestać patrzeć.

Byłem już naprawdę blisko, kiedy tuż przed moją twarzą przeleciał osikowy kołek. Oho! Zaczyna się robić poważnie. Zatrzymałem się tak raptownie, że wbiłem się butami w ziemię. Wyczuwałem czworo. Dwa wilki, dwie wilczyce. Uśmiechnąłem się pod nosem i stanąłem nonszalancko opierając się o miecz. Chciałem ich poniżyć. Mogłem się przecież trochę zabawić zanim dopadnę Patryka.

Po kilkunastu sekundach ukazali mi się. Wszyscy uzbrojeni po zęby. Niska czarnulka szła dumnie na przodzie. Czyżby ich Alfa?

- Czego chcesz? - warknęła.

To było tak bezpośrednie pytanie, że na moment zbiło mnie z tropu. Spytała o to, tak po prostu jakby chciała się dowiedzieć która godzina. Wilczyca miała jaja, to musiałem jej przyznać.

- Przybywam zabić waszego Wielkiego Alfę - wzruszyłem ramionami.

Wysoki wilk stojący obok swojej przywódczyni drgnął lekko i zmarszczył brwi. Wpatrywał się prosto w moje oczy. Co? Jemu także się nie podobały? Chyba wybrałem swoją pierwszą ofiarę. Ten chłopak z blizną na twarzy musiał zdechnąć pierwszy. I nikt nie mógł nam przeszkadzać.

- Ty, - wskazałem na niego palcem - Wyzywam cię na pojedynek. Jeden na jednego.

- Chyba śnisz - szczeknęła wilczyca

- Spokojnie Magdo. Pójdę z nim. Załatwię go zobaczysz. Zostańcie tutaj.

Zaśmiałem się w duchu. Wydawał się być silnym przeciwnikiem. Dobry trening przed Wielkim Alfą. Ruszyłem w las. Słyszałem, że wilk biegnie za mną. Pozostali grzecznie siedzieli na dupskach. Wybornie.


Sara.

Nie mogłam uwierzyć, że Patryk pozwolił im iść tylko w czwórkę. Był święcie przekonany, iż sobie poradzą. Ja jakoś nie dałam się przekonać. Kiedy z samego rana Damian, Magda, Sylwek i Leo wyszli mu na ,, powitanie '', nie mogłam usiedzieć na miejscu. Miałam bardzo złe przeczucia. W końcu nie wytrzymałam i postanowiłam się przejść. Spacer po lesie zawsze mnie uspokajał.

- Maciuś! Chodź - klepnęłam się w udo.

Zza domu wyleciał do mnie mój owczarek i łypnął na mnie okiem. Chyba także marzyła mu się przechadzka. Mama pielęgnowała ogródek. Postanowiłam jej nie przeszkadzać. Nie musiała wszystkiego wiedzieć.

Zaraz po wejściu w las Maciek złapał jakiś trop. Zazdrościłam mu węchu. Jako wilk nie musiałabym polegać tylko i wyłącznie na psie. Westchnęłam i pogłaskałam go po łbie. Polizał mnie w dłoń i pobiegł w las.

- Hej! Maciek! Noga!NOGA! - krzyknęłam za nim -Cholera jasna!

Pobiegłam za psem. Nie powinien latać samopas po lesie. Czyhało w nim sporo niebezpieczeństw.

Po kliku minutach musiałam się zatrzymać. Ledwo łapałam oddech. Kurczę! Byłam już dość daleko od domu, a po tej cholerze ani śladu. Miałam już dzwonić do taty, by pomógł mi szukać, gdy usłyszałam głośny huk. Całkiem niedaleko. Jakby znad jeziora? Powlekłam się w tamtą stronę.

Kiedy wyjrzałam zza drzew ukazał mi się wręcz przerażający widok. Na ziemi leżał Damian. Chyba był ranny. Nie mógł się podnieść więc czołgał się w tył. Kilka metrów przed nim stał młody chłopak. Jego jasne włosy rozwiewał wiatr. W dłoni dzierżył ogromny miecz. Nie widziałam jego twarzy, nie byłam pewna czy chce ją ujrzeć. Wyglądał tak przerażająco...

- Myliłem się. Czułem, że jesteś wymagającym przeciwnikiem. Nawet mnie nie zmęczyłeś - mruknął dziwny gość.

- Pierdol się - warknął Damian.

- Lepiej to zakończmy. Chyba wrócę do twoich przyjaciół. Naprawdę potrzebuje treningu. Tylko nie zamykaj oczu. Chcę widzieć ich wyraz, gdy wbije ci mój miecz prosto w serce....


Adrien.

Podniosłem miecz nad głowę i naprężyłem mięśnie. Miałem skoczyć, jednak usłyszałem jakiś szmer w krzakach na prawo od nas. Zerknąłem w tamtą stronę. Z gęstwiny wyleciał pies. Stanął niedaleko i zaczął ujadać. Więc to nie żadne z tamtych wilków. Szkoda.

Na nic już nie czekałem. Rzuciłem się na przeciwnika. Odbiłem się od ziemi, by zadać ostateczny cios z powietrza.

Wtedy....


Boże...


Ja....


Nie rozumiem...


Nagle przed chłopakiem, jak z pod ziemi wyrosła dziewczyna i zakryła go swoim ciałem. Jej długie brązowe włosy powiewały na wietrze, a zielony oczy przeszyły moją duszę. Nie wiem co mi się stało. Poczułem się jakbym dostał czymś w głowę. W moim umyśle ukazały się dwa słowa. Została wybrana. Co do do cholery miało znaczyć? I dlaczego moje serce zaczęło kołatać się w mej piersi? Ja... Nie mogłem jej zabić. Wbiłem miecz w ziemię kilka centymetrów przed jej nogami. Uklęknąłem i zamknąłem oczy. Dlaczego? Zabijałem już tyle razy. Wampiry, ludzi a nawet dzieci... Nie czułem przy tym nic a nic. Więc czemu teraz? Czemu się zawahałem? Czułem, że nie mogę jej skrzywdzić i szczerze mówiąc przeraziło mnie to. Cholera! Co się ze mną działo.

- Nie pozwolę ci go zabić - odezwała się dziewczyna.

Miała melodyjny, słodki głos. Jakby tuż nad uchem zaćwierkał jakiś ptaszek. Zapragnąłem, by mówiła dalej.....

Przerażony swoim zachowaniem poderwałem się na nogi i odskoczyłem w tył.

- Sara! Wypierdalaj stąd! On jest popierdolony! - wrzasnął wilk.

- Nie dam mu cię zabić idioto!

- Zabije nas oboje ty idiotko!

Dopiero wtedy zauważyłem jak bardzo są do siebie podobni. Więc to rodzeństwo. Czemu mi ulżyło?

- Obronię cię!

- Co mu zrobisz? Zakłapiesz go na śmierć?!

Wiatr zawiał w moją stronę, a w moje nozdrza dostał się zapach dziewczyny. Była człowiekiem i... Pachniała jak konwalie. Tak... Pięknie... A jej twarz... Wyglądała jak bogini. Doskonała.

Nie mogłem na nią dłużej patrzeć. Mogłem oczywiście posłużyć się swoja umiejętnością i zabić wilka, ale nie umiałem zrobić tego na jej oczach. Cierpiałaby. Dlaczego chciałem jej tego oszczędzić? Dlaczego?! Zakląłem pod nosem i wskoczyłem między drzewa. Postanowiłem schować się gdzieś i wszystko sobie na spokojne przemyśleć.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top