Rozdział czternasty. Ochronię was.
*
Adrien.
Patryk poprosił bym poczekał na zewnątrz. Chciał najpierw wybadać sytuację. Ogromnie się denerwowałem. Nadal nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Osoba, którą opłakiwałem całe życie czekała na mnie za drzwiami tego domu. Swoją drogą, budynek miał bardzo dobre ściany. Nie słyszałem nic ze środka. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. To czekanie zdawało się ciągnąc w nieskończoność.
Drzwi otworzyły się tak nagle, że podskoczyłem. Tak. Ja ,jak się okazuje dziwna hybryda wilka i wampira, o czułym słuchu i bystrym oku drgnąłem. Przede mną stanęła młoda kobieta. Była piękna. Miała duże jasne oczy, długie rzęsy i idealny nos. Rozchyliła lekko wydatne, różowe usta. Na jej plecy i piersi spływały kaskadą długie blond włosy, które lekko falowały na końcach. Była dość niska, i szczuplutka. Wydawała się być podatna na obrażenia, jednak coś w jej spojrzeniu kazało mi myśleć, że umie zadbać o siebie.
- Adrien? Mon fils? - szepnęła do mnie - C'est toi! Vous vivez!
Kobieta rozpłakała się i doskoczyła do mnie. Uczony od maleńkiego wyłącznie obrony i walki, z początku chciałem zrobić unik, jednak powstrzymałem się. Wampirzyca przytuliła mnie. Stałem sztywno jak słup soli, czułem się wręcz niegodny tych ramion.
- Tu me manques, bébé. Cały czas cię szukaliśmy. - szlochała. - Nie wierzę, że znów cię mam.
- Mamo...
- Synku?
- Kochasz mnie?
Mama odsunęła się ode mnie kawałek, by spojrzeć w moje oczy. Wydawała się być zdziwiona moim pytaniem. Przechyliła delikatnie głowę i zmarszczyła brwi.
- Oczywiście, że cię kocham. Cały ten czas cię kochałam.
- Robiłem okropne rzeczy mamo.
- Interesuje mnie tylko to, czy byłeś dobrze traktowany. Nie chodziłeś głodny? Albo zmarznęty? Merde, zabije Huberta! Tak bardzo cię skrzywdził.
Nie wytrzymałem. Popłakałem się i wtuliłem w moją mamę. Pachniała tak cudownie, jak rześki letni poranek. Sara miała rację.
- Już mój maleńki. Jestem tutaj. Boże, dziecko.... Nie doświadczyłeś wcześniej miłości, prawda?
- Ktoś chyba powoli zaczął mnie jej uczyć - wyznałem.
- Masz dziewczynę? Nie dziwię się, jesteś taki przystojny.
Mama poprawiła mi moje rozczochrane włosy i uśmiechnęła się ślicznie.
- Nie mam, ale chyba kogoś kocham.... Sam nie wiem.
- Może sobie ją wybrałeś. Jak twój tata mnie.
- Co to znaczy?
- Potem ci to na spokojnie wytłumaczę. Chodź, poznasz resztę rodziny i przyjaciół. Wszyscy tam są.
- Mógłbym najpierw gdzieś pójść? Bo niestety kogoś brakuje.... Zaraz wrócę, obiecuje.
- Zarzuć coś na siebie chlopie - przez uchylone oko wyleciała koszulka, którą rzucił do mnie Patryk. Chyba była jego.
Kiwnąłem mu głową i nie czekając już na nic wskoczyłem między drzewa.
Sara.
Położyłam się do łóżka. Nie miałam już ochoty na nic. Chyba zakochałam się w tym psycholu, a on teraz planował wyjazd. Myślałam, że on też coś do mnie poczuł. Przez otwarte okno do pokoju wpadało rześkie wieczorne powietrze. Zamknęłam oczy i ułożyłam się na boku, plecami do okna. Zamknęłam oczy, jednak sen nie chciał nadejść. Zbyt dużo myślałam. Wyobrażałam sobie minę Adriena, gdy zobaczył Julie i zaczęłam żałować, że mnie przy tym nie ma. Westchnęłam ciężko. Wtedy poczułam, że coś legło na łóżku tuż za mną. Chciałam się poderwać jednak nie zdążyłam. Objęło mnie silne ramię.
- Dlaczego sobie poszłaś? - spytał Adrien.
Z wrażenia zapomniałam języka w gębie. Chłopak przytulał mnie tak swobodnie, jakbyśmy leżeli już tak nie raz. Ośmielił się nawet pocałować mnie delikatnie w szyję. Zadrżałam.
- Nie chciałam ci zawadzać.
- Nie zawadzasz mi. - Chociaż nie widziałam jego twarzy poczułam, że się uśmiecha.
- Więc zabierz mnie ze sobą... - szepnęłam.
Poczułam jak chłopak napręża mięśnie, przez dobrą chwilę nic mi nie odpowiadał. Zdążyło mi się zrobić głupio, że tak z tym wypaliłam.
- Przepraszam. Nie powinnam była... - wydukałam by przerwać ciszę.
- Tak. Nie powinnaś. Muszę odejśc. Sam. Tak będzie lepiej.
- Więc to pożegnanie?
- Odejdę jutro, więc chyba jeszcze nie.
- A co jeśli powiem, że się w tobie zakochałam?
Adrien odsunął się ode mnie i usiadł na łóżku. Odważyłam się na niego spojrzeć. Miał szeroko otwarte oczy.
- Chcesz mnie takiego? Jeszcze tydzień temu chciałem cię zabić. - wyznał - Tyle, że nie mogłem. Idąc po lekarstwa dla ciebie zabiłem aptekarkę. Zraniłem ci brata... Mam wymieniać dalej?!
Wbiłam wzrok w swoje splecione palce. Zachciało mi się płakać, ale jakimś cudem powstrzymywałam się. Nakryłam głowę kocem. Zrobiło mi się tak cholernie głupio. Wiedziałam, że to cholernie dziwne ale widziałam w tym chłopaku to czego on w sobie nie widział. Nie znał żadnych pozytywnych uczuć, skąd mógł wiedzieć że może żyć inaczej? Chciałam mu pokazać inny świat.
- Zapomnij - wymamrotałam.
- Odpowiedz mi - zażądał.
Zerwał ze mnie koc by móc widzieć moje oczy. Wydawał się być bardzo przejęty.
- Gdybyś mi pozwolił.... Naprawiłabym cię. Poskładała do kupy.
- Ja....
Chłopak przerwał nagle i doskoczył do okna. Zacisnął mocno dłonie na parapecie. Wtedy ja również coś usłyszałam. Ktoś przebiegał koło mojego domu krzycząc coś do innej osoby.
- Patryk wraz z twoim ojcem ruszyli w pogoń za Damianem. - mruknął Adrien. - Chcą go sprowadzić do domu. Pomińmy fakt, że Patryk chce go najpierw obedrzeć ze skóry.
- Co się stało?!
- Mój ojciec.... Hubert przejął nad nim kontrolę i Damian pobił Magdę, potem uciekł. Jeest ranny. Tyle zdołałem usłyszeć.
- Och nie.... Boże... Damian!
- Znajdę go!
- Proszę! Zabierz mnie ze sobą. Tylko ja przemówię mu do rozsądku.
- Wolałbym abyś została. Jeśli natrafimy gdzieś na Huberta, będę z nim walczył. Mogłoby ci się coś stać.
- Nawet ty nie pokonasz go w pojedynkę!
- Chcesz się założyć?
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się łobuzersko. Nie... Czy on zamierzał użyć na nim swojej techniki? Aby zabić tego stukniętego wampira musiałby również zabić siebie.
- Nie możesz...
- Tylko tak mogę odpokutować swoje winy.
- Pomyśl o swojej matce! Dopiero cię odzyskała! I teraz chcesz się zabić?!
- Jeśli tego nie zrobię Hubert nigdy nie da wam spokoju. Ochronię was.
- Proszę!
- Miałaś rację. To pożegnanie. Odeślę Damiana do domu, potem zajmę się Hubertem.
Adrien podszedł do mnie, pochylił się i złożył delikatny pocałunek na mych ustach. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć już go nie było.
- Niedoczekanie twoje - warknęłam i zaczełam się zbierać do wyjścia.
Sama znajdę Damiana. A potem powstrzymam tego kretyna przed zwykłym samobójstwem.
* Czytałam właśnie i przypomniało mi się jak uwielbiam ten cytat. Soczysty buziak dla tego, kto wie z jakiej książki pochodzi ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top