Rozdział 32. Krótka chwila, ale jakże wzniosła.
Czuje, że umrę młodo choć tak bardzo nie chcę.
Że umrę młodo nieraz wiatr mi szepnie.
Sara.
Wiedziała, że po nią idę. Czekała na mnie nieopodal bram do osady. Siedziała sobie swobodnie na gałęzi niskiego drzewa i wymachiwała nogą do tylko jej znanego rytmu. Zmierzając powoli w jej kierunku nie czułam zupełnie nic. Smutku, strachu czy złości. Jakbym umarła od środka. Anna skierowała na mnie wzrok. Nie uśmiechała się już.
- Odejdź stąd dziecko, nie chcę cię zabijać. Nie mam w tym żadnego celu.
- Już to zrobiłaś.
- Hę? Chyba nie rozumiem...
- Zabiłaś mnie, kiedy odebrałaś mi Adriena.
- Ach tak. - Pokiwała głową - Z jednej strony naprawdę ubolewam nad tym co zrobiłam.
Prychnęłam i założyłam ręce na piersi. Kobieta uśmiechnęła się niepewnie i spojrzała w niebo. Zapadał zmierzch a chłodny wiatr szarpał naszymi włosami.
- Dawnymi czasy w takie właśnie wieczory lubiłam wychodzić na ogrody mej posiadłości by raczyć się bukietem zapachów. Niektóre kwiaty wabiły zmysły tylko po zachodzie słońca. Hubert bawił się pomiędzy drzewkami ganiając Arta, naszego wyżła. To były wspaniałe czasy, tuż przed pierwszą wojną światową. Byłam wtedy człowiekiem jak ty. Doskonale pamiętam tę słabość, niemoc... Musisz być bardzo odważna stając ze mną oko w oko bez żadnej broni.
- Nie obchodzi mnie czy zginę, ważne by zabrać cię ze sobą.
Anna zaśmiała się cicho i zniknęła. Pojawiła się za mną, poczułam powiew na szyi. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
- Mocne słowa, jak na małą dziewczynkę - syknęła mi prosto do ucha - Poznałam już taką jak ty. Niziutką blondyneczkę pachnącą jak bez. Jej na pomoc przyszedł wasz Wielki Alfa. A tobie kochanie? Obawiam się...
- Spokojnie, ona również nie zginie z twojej ręki popaprana suko! - krzyknął Damian kopiąc ją prosto w głowę.
Wampirzyca upadła zgrabnie na czubkach palców kawałeczek od nas. Mój brat stanął pomiędzy nami. W dłoni dzierżył.... Miecz Adriena. Coś zakuło mnie w sercu. A raczej w jego pustej skorupie.
- Gdzie zgubiłaś swojego amanta? - spytał - Chciałem mu to oddać.
Odpowiedź nie chciała przejść mi przez gardło. Ból wstrząsnął moim ciałem i upadłam na kolana. Musiałam złapać się za ramiona bo bałam się zaraz się rozpadnę. Zaczęłam ciężko oddychać, by powstrzymać kolejny napad płaczu.
- Saro? - Damian obejrzał się na mnie - Co się stało?
- Adrien nie żyje. Zgładziłam jego duszę. - Pochwaliła się Anna.
Brat z wrażenia wypuścił miecz z dłoni. Patrzył to na mnie, to na kobietę jakby nie chciał nam uwierzyć.
- Oddał za mnie życie - zakwiliłam w końcu - Oddał swoją duszę za moją.
- Siostrzyczko... Tak... Tak mi przykro...
- Dlatego ta kurwa zginie ! - wrzasnęłam.
- I tu się z tobą zgodzę, ale pozwól że ja się tym zajmę.
Nie czekając na moją odpowiedź rzucił się naprzód. Anna również nie próżnowała. Zdołała uniknąć ciosu, zrobiło majestatyczne salto w powietrzu a opadając mocno kopnęła Damiana w tył głowy. Chłopak wbił się twarzą w ziemię. Zanim zdążył się podnieść wampirzyca złapała go za bluzę i rzuciła nim o drzewo, które złamało się pod tak silnym uderzeniem. Dopiero wtedy to do mnie dotarło. Damian był już po prostu wyczerpany. Walka z Arkanoksem, potem poszukiwania mamy. Każdy by się zmęczył. Jakby na potwierdzenie moich myśli Damian podniósł się ociężale spomiędzy roztrzaskanych gałęzi dysząc jak lokomotywa. Po jego twarzy spływała stożka krwi. Mocno oberwał. Nie zamierzał się jednak poddać. Nie pozwalając sobie na odpoczynek ponownie doskoczył do Anny ona unikała jednak doskonale jego zaciśniętych pięści. Chłopak w końcu zdenerwował się i przybrał wilczą postać. Próbował złapać zębiskami za głowę wampirzycy, jednak był za wolny. Podejrzewam, że gdyby nie jego stan szybko by się z nią uporał. Nie była wybitnie wyszkolona w walce. Z daleka to widziałam. Tak bardzo chciałam mu jakoś pomóc.
W pewnym momencie Anna znudziła się unikami, wymijając zręcznie ostre zębiska wilka drapnęła go paznokciami w oczy. Damian szczeknął cicho próbując odskoczyć, jednak mu na to nie pozwoliła. Wampirzyca wbiła się kłami w jego gardło szarpiąc wcale nie gorzej od wilka. Wyglądało to przerażająco. Targnięta strachem o brata sama do niej doskoczyłam. Złapałam jej rękę próbując odsunąć tą szajbniętą sukę od Damiana. Anna owszem puściła go, jednocześnie uderzając mnie drugą dłonią. Poczułam ogromny ból w głowie, poleciałam dobre dwa metry zanim upadłam na ziemię. Pociemniało mi przed oczami. Krew zalała mi usta, widziałam tylko zamazane kontury.
- Sara!!! Sara, odezwij się! - krzyknął Damian.
Zamknęłam na chwilę oczy, by szybciej dojść do siebie, ale przejmujący ból znacznie mi to utrudniał. Czułam krew spływającą po mojej twarzy. Cholera jasna! Urządziła mnie tak ledwie machnięciem ręki. Tak bardzo chciałam się podnieść, ale ciemność wzywała mnie do siebie. Była taka kusząca. Spadałam coraz niżej, jak do studni.
Z błogiego niebytu wydobył mnie krzyk Damiana. Otworzyłam oczy. Mój brat leżał niedaleko. Nie ruszał się. Nie wiedziałam nawet co się stało, ale nie wyglądało to dobrze. Anna zmierzała powoli w jego kierunku. Uniosłam się na łokciach i podczołgałam się do miecza. Nie. Damiana mi nie zabierze. Na to już na pewno nie pozwolę. Z bronią w dłoni podniosłam się ociężale. Splunęłam krwią i ruszyłam powoli przed siebie.
- Zostaw go!
- Podniosłaś się. Masz mój podziw.
- Saro... Uciekaj.... - wycharczał Damian.
O Boże był przytomny. Jak mi ulżyło.
- Ja zamiast niego! Lubisz takie układy, prawda? - spytałam z pasją.
- Przysięgam, zabije cie ty bachorze ! - Warknął Damian i spróbował się podnieść. Na marne.
- W porządku. Zdążyłam już zgłodnieć. Przydasz mi się.
Wampirzyca posłusznie zmieniła kierunek, idąc teraz wprost na mnie. Damian zaklął i zaczął się za nią czołgać. Więc stało się. W końcu. Uratuje komuś żyje. Przydam się. To moja chwila, chociaż króciutka ale jakże wzniosła. Szłam bez strachu prosto w objęcia zimnej śmierci i uśmiechałam się.
- Zaraz powiesz swojemu Adrienowi jak bardzo go kochasz. - wyszeptała Anna.
- Nie mylisz się... - Ten głos. Nie... To musiały być omamy.
Obie spojrzałyśmy w bok. Nieopodal oparty o drzewo stał Adrien. W dłoni trzymał niebieską różę.
- To jest kurwa niemożliwe! - wykrzyknęła wampirzyca cofając się o kilka kroków. - Jakim cudem?!
- Sam nie wiem. Kiedy się obudziłem na płatkach tej róży lśniły łzy Sary. Może to one spowodowały, że znowu zakwitła. Bo widzisz ,,babciu'' ,jest coś silniejszego od śmierci.
- Adrien - szepnęłam. - Jesteś tu.
Chłopak doskoczył do mnie w mgnieniu sekundy i przytulił mnie. Znowu się rozpłakałam. To był on. Naprawdę on! Cały i zdrowy.
- Odpocznij malutka. Teraz moja kolej. - pocałował mnie w czubek obolałej głowy.
- Ty żyjesz! - wychlipałam.
- Tylko dla ciebie. - Uśmiechnął się ciepło.
- Nie na długo - syknęła Anna.
Adrien odsunął się i złapał za swój miecz. Od razu go puściłam. W jego dłoni prezentował się znacznie groźniej.
- Zaopiekujesz się tym Saro?
Podał mi różę. Przytuliłam ją do serca. Była taka piękna. Trzymałam w dłoniach jego duszę. Zamierzałam bronić jej do ostatniej kropli krwi.
- Piekło cię woła Anno, a ja zamierzam cię do niego zesłać - krzyknął Adrien wystawiając miecz, jego ostrze zalśniło w ostatnim promieniu słońca.
- Cały Patryk - westchnął Damian - Nie do zajebania.
Opamiętałam się i uklękłam przy bracie. Miał połamaną całą prawą rękę, i kilka innych groźnie wyglądających ran mimo to patrzył z uśmiechem na swojego ,, szwagra ''.
Czy teraz wszystko miało potoczyć się po naszej myśli? Cholera... Oby.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top