Rozdział 26. Hubert kochał za mocno.

Sara.

Chyba nigdy nie czułam się tak niepotrzebna. Wszyscy wokół wciąż opowiadali o tym jak lub czym będą walczyli na wojnie. Osada zatrzęsła się w posadach. Po ulicach chodziło mnóstwo wilków, każdy z szerokim uśmiechem na twarzy. Patryk bacznie obserwował z pałacowego okna młodzików, bo tak jak kiedyś zarządził, że nikt poniżej szesnastego roku życia nie może pojawić się na polu bitwy. Pewnym było, że ktoś spróbuje ominąć ten zakaz a wtedy musiałby zmierzyć się z gniewem naszego Wielkiego Alfy.

Siedziałam na murku nieopodal pałacu. Nie miałam zbyt dobrego humoru to muszę przyznać. Chciałabym móc jakoś pomóc, chciałabym walczyć jednak w tym pospolitym ludzkim ciele nie było zbyt wiele siły. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że padłabym martwa w pierwszej minucie walki. Patrzyłam więc tylko na każdego szczęśliwca, który nie był czymś tak zwykłym jak ja. Czemu musiałam urodzić się człowiekiem? Doszczętnie zrezygnowana opuściłam głowę i spojrzałam na swoje różowe trampki. To takie dziecinne. I ja oczekiwałam od innych by nie patrzyli na mnie z góry?

- Siostra, mała załamka? - Obok mnie pojawił się Damian.

Wciąż wyglądał marnie po wczorajszym chlaniu, podkrążone oczy , blada skóra. W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Chłopak westchnął i objął mnie ramieniem.

- O co chodzi?

- Doskonale wiesz o co. - warknęłam.

- Ach tak, rozpaczasz bo nie naraźisz życia na wojnie?

- Wy nie wydajecie się być przestraszeni.

- Ja się boje.

Otworzyłam szeroko oczy. Mój brat się czegoś bał? To coś nowego.

- Czego?

- O Magdę na przykład, o przyjaciół. Doskonale zdaje sobie sprawe, że ktoś z nas umrze i to już niebawem. Może to być Michał, Sylwek, nasz tata, Adrien...

- Lub ty.

- Lub ja - przytaknął mi.



Nie chciało mi się wracać do domu postanowiłam więc przejść się samotnie nad jezioro. To miejsce zawsze działało na mnie uspokajająco. Zapadł zmierzch, przechadzałam się nieśpiesznie po plaży. Od razu zrobiło mi się jakoś lżej na sercu.

- Piękny wieczór, nieprawdaż?

Na sam dźwięk tego głosu dostałam gęsiej skórki. Mimo niewyobrażalnego lęku, odwróciłam się. Bardzo powoli. Tuż za mną stał Hubert. Uśmiechał się pogodnie, rześki wiatr rozwiewał jego jasne włosy, które wyjątkowo nie były ulizane przy samej głowie. Wyglądał jak anioł. Pierwszy raz mogłam podziwiać go z tak malutkiej odległości. Miał idealne rysy twarzy, jakby został wyrzeźbiony przez samego Fidiasza. Nie zdziwiłabym się widząc podobiznę Huberta tuż obok sławnego pomnika Ateny w zachodniej części Akropolu. Grecki bóg. Tak, to lepie go opisywało. Musiałam przyznać, że zachłysnęłam się jego widokiem. Sama nie wiem czy nie mogłam, czy raczej nie chciałam się odsuwać. Hubert odwrócił ode mnie wzrok by spojrzeć na jezioro. To mnie ocuciło, bo w końcu oderwałam się od jego hipnotyzującego spojrzenia. Zrobiłam krok w tył.

- Nie kłopocz się. I tak byś mi nie uciekła. 

- Chcesz mnie zabić?

- Później może tak. Już jutro napadnę na waszą osadę i zmiotę ją z powierzchni ziemi. Tym razem mi się uda. Król upadnie, królestwo pójdzie jego śladem. - Miał bardzo spokojny głos.

- Armia demonów, co?

- Nie tylko dziewczynko. Mam wielu znajomych, trochę dalszej rodziny. Muszę przyznać, wypowiadając pierwszą Wielką Wojnę wykorzystałem tylko moich podwładnych i sługusów matki. Miałem o sobie zbyt wysokie mniemanie i dostałem w kość.

- Nie... Nie musisz tego robić. Po co nam wojna? To głupie.

- Muszę zniszczyć Patryka, a chcę zadać mu przy tym jak najwięcej bólu. Będzie patrzył jak umierają jego podwładni, jego przyjaciele... Jego rodzina. Przy życiu zostawię tylko Amelię.

- Nie musisz tego ciągnąć. Nienawiść rodzi nienawiść, zemsta rodzi zemstę. Ktoś na pewno przeżyje wojnę i będzie chciał cię dopaść.

Wampir zaśmiał się nagle i ponownie spojrzał na mnie z błyskiem w oku.

- Uwierz mi dziecinko, nikt tego nie przeżyje. Osobiście zarżnę wszystkie kobiety, dzieci oraz starców. Krew spowije cały las, a ja będę się w niej taplał.

- To wręcz nieprawdopodobne, jak można być tak nieczułym skurwysynem? . Znam doskonale całą twoją historię. Najpierw nic nie obeszła cię śmierć twojej pierwszej żony, która poświęciła życie dla Amelki, potem ta udawana przyjaźń, a Adrien... On... Sądzę, że cię kochał. W końcu uważał cię za ojca. Nie ruszyła cię również śmierć Amandy. Umarła dla ciebie. Chciała cię ochronić byłeś dla niej całym światem. Kimś najważniejszym a ty ucieszyłeś się z jej śmierci...

- Zamilcz. - wyszeptał.

Przestał się uśmiechać, zbladł a jego oczy zrobiły się przerażająco duże.

- Co ty możesz wiedzieć? Może posłuchasz tej całej opowieści z mojej perspektywy?! Miałem wszystko! Matkę, rodzinę, wielką willę . Żyliśmy nie wadząc nikomu. Pożywienia dostarczali nam nasi ludzcy służący. Oni chcieli byśmy się nimi żywili w zamian za to, że kiedyś przemienimy ich w wampiry. Nie zabiliśmy żadnego człowieka. Nie w taki sposób jak myślisz. Wyjechałem dosłownie na pół roku. Chciałem zwiedzić Amerykę Południową gdy dowiedziałem się, że jakiś pieprzony Wielki Alfa jakiejś zasranej osady postanowił wparować nam z koleżkami do domu, spalić go i zamknąć moją mamę w pieczarach beż żadnego pożywienia. Dlaczego? Bo jakieś zupełnie obce nam wampiry polowały w okolicy na ludzi! Nie sprawdzili czy to my! Bo po co? Piotr został bohaterem! Zapieczętował ,, Księżną Wampirów '' i większości jej poddanych. Chwalmy Wielkiego Alfę! Nigdy nie zapomnę płaczliwego głosu mojej matki kiedy rozmawialiśmy przez małą szczelinę. Była tak głodna... Nie muszę ci tłumaczyć dlaczego. Z całego serca zapragnąłem ją uwolnić, jednak przez wiele lat nie udało mi się zrobić nic. Zwątpiłem na tyle by porzucić ją i wyjechać w góry. Tam poznałem Sarę. To po niej masz swoje imię. Tak podejrzewam bo Amelia dużo o niej wspominała przy twojej matce. Sara... Ona była taka piękna. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Moje obumarłe serce w końcu zabiło mocniej, jednak ona odrzuciła moje zaloty. Bardzo, bardzo niegrzecznie. Obserwowałem później jej gogusia. Głupia, była taka zakochana a on ciągle ją zdradzał z cycatą Marylką z baru obok. Nie zrobiłem wiele, przejąłem jej umysł by weszła na zaplecze tej speluny. Wybiegła stamtąd o własnych siłach a gdy Dorian wrócił do domu po prostu go zabiła. Chciała popełnić samobójstwo, więc przemieniłem ją w wampira. Przez jakiś czas było nam cudownie, ale gdy dowiedziała się że umiem przejmować umysły ludzi ubzdurała sobie... Myślała, że to ja kazałem jej zabić narzeczonego. Odsunęła się ode mnie, ale wciąż ją kochałem. Potem, jak wiesz zginęła. Nie muszę ci również opowiadać, iż wróciłem w końcu tutaj. Tym razem jakby na stałe. Koniec końców zobaczyłem śmierć mojej matki. Nie wiesz jak piękne kołysanki śpiewała... Jak przyjemnie pachniała, jak ciepłe miała ramiona kiedy mnie obejmowała. Straciłem drugą najważniejszą osobę w swoim życiu. Jeśli chodzi o ,, udawaną '' przyjaźń. Cóż. Spotkałem Amandę, i znów poczułem to ,, coś ''. Była taka inna. Wesoła, czasami cyniczna. Zakochałem się. Zapragnąłem być z nią już wiecznie, więc i jej podarowałem nieśmiertelność. Jednak lata mijały a mimo naszych usilnych starań nie zaszła w ciąże. Widziałem jak cierpi. Ciągle namawiała mnie, bym wybaczył Patrykowi. Naprawdę próbowałem, przecież byłem szczęśliwy mając Amandę u boku. Ponownie przyjechaliśmy. Poznałem dzieci Patryka. Powtarzałem wciąż w myślach, że to się uda ale żal jaki we mnie pozostał nie pozwalał mi na to. Przecież uratowałem Magdę bo chciałem, pomogłam Damianowi bo chciałem! Nie planowałem wtedy nic niecnego. Mimo wszystko jemu nie mogłem wciąż normalnie spojrzeć w oczy. Opowiedziałem o wszystkim Amandzie. Nie chciała by jej dawnym przyjaciołom coś się stało, ale rozumiała mnie. Kiedy usłyszałem, że Julia jest w ciąży... Tak. Wiedziałem, że dziecko wilka i wampira będzie wyjątkowe. Tak bardo chciałem by Amanda była szczęśliwa. Porwałem Adriena dla niej, by miała synka jednak... Nie pokochał go tak jak chciała. Ja... Ja owszem. Nie musisz mi wierzyć. Wmawiałem sobie, że potrzebuje tej jego zdolności ale sam już nie wiem... Cieszyłem się bo miałem syna, i mogłem dzięki niemu dokonać zemsty o której tak długo już marzyłem. Musiał być silny psychicznie więc nie rozpieszczałem go. Dopiero po jakimś czasie zauważyłem, że zrobiłem mu krzywdę ale powtarzałem sobie, iż to dobrze. Wysłałem go do walki z Patrykiem ale bałem się o niego i wciąż dzwoniłem, niby go pośpieszać... Tak naprawdę chciałem się upewnić czy żyje. W końcu wyruszyłem za nim, by zapewnić mu bezpieczeństwo. Dlatego poszedłem z nim, jednakże zostałem zdradzony. Nie wiesz ile razy miałem możliwość zabicia go. Nie mogłem tego zrobić. Nawet wtedy na polanie. Słyszałem Julie, czekałem aż mnie zaatakuje. A jeśli chodzi o śmierć Amandy... Nie. Ten demon nie powstaje z krwi wampira zabitego z ręki członka rodziny. Arkanoks pojawia się, gdy zmiesza się krew z wampirzymi łzami. Długo płakałem nad jej ciałem. Mała wesoła iskierka odeszła na zawsze. Kiedy nad nią klęczałem z mojej kieszeni wyleciał notatnik. Przypomniałem sobie wtedy o Arkanoskie i wykorzystałem po prostu sytuację. Teraz wiesz dlaczego chcę was wszystkich zniszczyć. Bo kochałem za mocno, zbyt wiele razy. - jego głos załamał się przy ostatnim zdaniu.

Nie wiedziałam co mam powiedzieć, może to dziwne ale uwierzyłam mu. Wyglądał tak żałośnie opowiadając swoją historię. Mimo wszystko nie zamierzałam rzucać mu się na szuję i go pocieszać. Nada był naszym wrogiem.

- I co ci to da? Zginiemy. A ty? Myslisz, że poczujesz się lepiej?

- Bardzo bym chciał - wyszeptał.

Nagle spojrzał w bok i skrzywił się nieznacznie. Pomiędzy nas wleciał Adrien. Przyłożył swój miecz do szyi Huberta.

- Chcesz walczyć już dziś?

- Nie. Przyszedłem porozmawiać z niedoszłą synową.

- Kochanie, czy on cię skrzywdził? Powiedz prędko, bo jeśli tak to rozerwę mu gardło kłami.

- Wszystko w porządku Adrienie, naprawdę tylko rozmawialiśmy.

Chłopak opuścił broń jednak nie rozluźnił mięśni. Nie ufał Hubertowi. Ja także nie powinnam.

- Cóż. Chyba już pójdę. Czeka nas jutro ciężki dzień. Adrienie, Saro - Hubert pochylił głowę i wskoczył między drzewa.

Adrien odwrócił się do mnie, upewniając się czy aby na pewno wszystko ze mną dobrze. Potem przytulił mnie mocno wolną ręką.

- On jest taki dziwny... Przyszedł z tobą porozmawiać mimo, że mi odgrażał się... Cóż mówił... Chciał oderwać ci głowę. - wyznał w końcu.

- Może potrzebował milej pogawędki - siliłam się na żarty.

- Błagam, nie oddalaj się tak sama. Nie zdążyłbym do ciebie dobiec. - zadrżał.

- Nie oddale się od ciebie.

- Aż do jutra...

- Aż do jutra...

O rany ! Piąte miejsce. Musiałam się tym tutaj pochwalić. Jesteście cudowni  ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top