Rozdział 24. Szczera rozmowa.


Adrien.

Jakże ja się myliłem! W nocy obudziło mnie ogromne pragnienie, paliło  od środka, wręcz uniemożliwiało racjonalne myślenie. Poderwałem się na łóżku i przyłożyłem dłonie do głowy. Trzęsłem się jak w febrze. Musiałem napić się krwi, ale nie chciałem nikogo zabijać. Zwierzęca krew nie zadowoliłaby mojego organizmu. Szczególnie na kilka dni przed bitwą. I co ja miałem zrobić? Cholera, fakt iż na dole spała Amelia wcale mi nie pomagał. Postanowiłem wyjść z domu. Może rześkie nocne powietrze jakoś mi pomoże? Bardzo tego chciałem.

Las nocą budzi w ludziach zazwyczaj uczucie niepewności, a nawet strachu. Nie potrafię pojąć, czemu ktokolwiek czuje się lepiej w dzień niż w nocy. Kiedy ciemność ogrywa świat swoim płaszczem, o wiele łatwiej jest się ukryć. Słyszałem przelatujące mi nad głową nietoperze, polujące sowy. Niedaleko lis czaił się na małą myszkę. Gdybym nie szalał właśnie, na pewno usiadłbym i poobserwował sobie zwierzęta. Musiałem znaleźć ,, coś '' do jedzenia. I to szybko. 

Najlepszym rozwiązaniem dla mnie byłoby opuszczenie okolicy, chociaż na kilka dni. Nie chciałem dorwać kogoś znajomego. Tylko.. Czy ja.... Czy potrafiłem zabić? Po tym wszystkim co przeżyłem? Teraz, gdy poznałem ludzkie uczucia? By się pożywić, musiałem kogoś uśmiercić. Nie umiałem wymazywać pamięci a wątpię by ktokolwiek tak sam z siebie....

Nie. Nie mogłem jej nawet o to prosić. Wtedy musiałem, umierałem. To była zupełnie inna sytuacja. I nie może się powtórzyć, chociaż jej krew...Była taka słodka, to aż nieprawdopodobne. Doprawdy... Miód. 

Mimo wszystko postanowiłem iść i powiedzieć Sarze, co planuje. Mogłaby się niepokoić gdybym zniknął na jakiś czas. Na szczęście okno jej pokoju było otwarte. Zakradłem się po cichu do środka. Rany, wyglądała tak prześlicznie, tak błogo.... Tak niewinnie. Nadal uważałem, że powinna trzymać się ode mnie z daleka. Zostałem potępiony. Za te wszystkie czyny nie mogłem liczyć na odkupienie mojej starganej, mrocznej duszy. Na nią czekało ciepłe miejsce w niebie. Uśmiechnąłem się krzywo. Czyste zło zakochało się w dobrze. Czy to się kiedykolwiek zdarzyło? 

Dziewczyna leżała twarzą do mnie, miała leciutko uchylone usteczka. Idealne do całowania. Cóż. Pokusa była nazbyt silna. Położyłem się obok i objąłem ją, ona zamruczała coś niezrozumiale i wtuliła się w mój tors. Momentalnie zapomniałem o palącym pragnieniu. Była tylko ona, jej cudowny zapach, ciepło jej delikatnego ciałka. Ucałowałem ją z czcią w czoło i zamknąłem oczy. 


Sara. 


Zrobiło mi się dziwnie gorąco. Poczułam, że się pocę. Hę? Leżałam przytulona do... Ach... To Adrien. Wszędzie rozpoznam ten zapach. Pachniał... Sobą. Westchnęłam błogą. Co on tutaj robił? Uchyliłam powieki i uniosłam lekko głowę. Na śpiącą twarz chłopaka padały pierwsze ciepłe promienie wschodzącego słońca pieszcząc ją pomarańczowym blaskiem. Jak długo tu był? Cholera. Bez makijażu wyglądałam jak potwór. Uniosłam dłoń i pogłaskałam go po policzku. Nie obudził się. Więc tego nie odziedziczył po ojcu. Wilki przecież miały bardzo leciutki sen. Krążyłam palcem, od brody po nos potem zjechałam na wargi. 

Nagle Adrian wciągnął gwałtownie powietrze przez nos i uchlał mnie w palec! Krzyknęłam wystraszona, a on otworzył oczy i z szybkością błyskawicy zeskoczył z łóżka. Uklęknął prawie pod ścianą i złapał się za głowę. Szybko zrozumiałam o co chodzi. Był po prostu głodny. Starał się oddychać ustami więc widziałam dwa śnieżnobiałe kły. Nawet oczy miał dziwne. 

- Przepraszam - wysapał. 

- Nic się nie stało, wystraszyłam się - odchyliłam kołdrę, by wstać.

- Nie! Nie zbliżaj się! - syknął. 

Zamarłam z jedną nogą na podłodze. Chłopak zamknął oczy, cały drżał. Z całych sił zechciałam go przytulić. Zagryzłam wargę. 

- Chcesz się ze mnie napić? - spytałam cicho. 

- Nie, przyszedłem ci powiedzieć, że znikam na jakiś czas. Muszę się pożywić...

- Pożyw się mną...

- Nie kuś mnie! - warknął - wiem, że cię to boli!

- Wolę to, niż spędzić chociażby jeden bez ciebie - szepnęłam. 

Otworzył oczy i wbił we mnie zdezorientowany wzrok. Jakby zaczął się przekonywać. Uśmiechnęłam się łagodnie i zsunęłam się na podłogę. Podpełzłam do niego powoli i złapałam jego twarz w dłonie. Był wystraszony. 

- Proszę.... Chociaż troszkę. Nic mi nie będzie. 

- Nie mogę... - wydukał niepewnie. 

Przyłożyłam mu palec do ust. Ten sam, w który mnie ugryzł. Wiedziałam, że jest na nim krew. Ucałował go, potem zlizał krew z warg. Smakowała mu. Wygrałam. Odchyliłam głowę, by wyeksponować mu szyję. Tak robili na filmach. Adrien pochylił się nade mną, objął mnie w pasie i złożył na szyi delikatny pocałunek. Jęknęłam cicho.

- Nie bój się - poprosiłam. 

Wtedy wgryzł się we mnie. Stęknęłam z bólu, to rzeczywiście nie należało do przyjemnych rzeczy. Po chwili było już po wszystkim. Chłopak odsunął się tak, by móc spojrzeć mi w oczy. Wyglądał dużo lepiej, ja za to czułam się dość słabo. Adrien widząc to westchnął ciężko i zaniósł mnie do łóżka. 

- Nigdy więcej mnie do tego nie namawiaj! - fuknął. 

- Położysz się ze mną? 

Zbiłam go z tropu. Kiwnął tylko głową i wlazł pod kołdrę. Ułożyłam głowę na jego piersi. Było mi tak dobrze. Mogłabym tak trwać do końca życia. Świat powoli budził się do życia, a ja leżałam w ramionach ukochanego. Idealny poranek. Musiałam jednak przerwać tą sielankę. Opowiedziałam Adrienowi o wizji staruszki. Wysłuchał mnie cierpliwie. 

- Więc zginę ja, albo Damian? - upewnił się. 

-Tak, to mi powiedziała. Ktoś bardzo dla mnie ważny...

- Nadal sądzę, że nie powinienem być dla ciebie priorytetem. 

- Och, przestań pieprzyć - zdenerwowałam się. 

Chłopak parsknął śmiechem i wolną ręką przeczesał jasną czuprynę. Mogłabym słuchać godzinami tego dźwięku. 

- Wybacz, tak śmiesznie się denerwujesz. 

- Ciesze się że poprawiłam ci humor, ale przypominam. Wizja. 

- Sugerujesz, że obaj mamy zostać w domu? O ile ja z niechęcią mógłbym na to przystać, Damiana nie przekonasz.  Pali się do walki bardziej niż Balrog. 

- Jak kto? 

- Nie czytałaś Władcy pierścieni? To taki jakby duch ognia,  płonący. No wiesz. Pali się do walki. Jak płonący duch ognia. 

- Proszę, proszę nasz Adrien poznał ciemne techniki żartu - zakpiłam. 

- To było zabawne ! - zaperzył się. 

Zapadła cisza. Wsłuchiwałam się w miarowy oddech Adriena. Zaczęłam się zastanawiać czy zasnął. Tak długo się nie odzywał. Uniosłam głowę. Wpatrywał się w sufit. Co mu chodziło po głowie? 

- Kocham cię - wyszeptał naglę. - Ochronię cię za wszelką cenę. 

- Powiedziałeś to bez przymusu - próbowałam zażartować. 

Spojrzał na mnie tak poważnym wzrokiem, że uśmiech spełzł mi z twarzy. W jego oczach błysnęła determinacja. 

- Dałaś mi życie. Takie prawdziwe. Pokochałem cię tego samego dnia, gdy cię porwałem. Mama powiedziała, że cię wybrałem. Zachowywałem się tak paskudnie, bo chciałem to przerwać. Nie umiałem cię skrzywdzić... Dostałem rozkaz zamordowania cię, ale ja... Nie mogłem. 

- Wybrałeś mnie? 

Zapiekły mnie oczy. Więc... Och...To się stało. Mój ukochany wybrał mnie jako partnerkę na całe życie. Jego wilcza strona pozwoliła mu na to. 

- Owszem.  - westchnął głęboko - Dlatego zatroszczę się o ciebie. Zwyciężymy Huberta, i będziemy już na zawsze razem. Obiecuje. Będę przy tobie do końca świata, dopóki śmierć nas nie rozłączy na wieki. 

- Jeśli sugerujesz mi tym, że trawisz do piekła to uwierz mi zrobię wszystko by się tam dostać. 

- Saro...

- Będę grzeszyć. Parz. Kurwa! Widzisz? Bluźnierstwo. 

Adrien uśmiechnął się blado. Chyba go nie przekonałam. Mówiłam prawdę, za nim nawet w piekielne płomienie! 




Adrien. 


Kiedy Sara zasnęła ponownie wymknąłem się cichutko z jej ramion i zapukałem do drzwi na końcu korytarza.  Damian otworzył mi zaspany jak jasna cholera. Był tak wymęczony, że nie słyszał krzyku siostry, i chwała niebiosom. Wolałbym nie walczyć z nim w jej pokoju. 

- Co ty tu robisz? - ziewnął. 

- Sara opowiedziała mi o jakiejś wizji. Jeden z nas zginie na wojnie. 

- I co? Sugerujesz, że mamy zostać w domu? Czekaj, przygotuje lakiery do paznokci. Chyba cie pojebało kolego! 

- Też nie uśmiechałoby mi się siedzenie na tyłku. Może po prostu obiecamy sobie, że będziemy się wzajemnie pilnować. Wiesz, chronić plecy. 

- Na to mogę przystać - mruknął. 

- Nadal nie rozmawiasz z Magdą? 

- Ta idiotka też wybiera się na wojnę! W ciąży! Jeśli straci moje dziecko... Nie wiem czy będę w stanie jej wybaczyć. 

- Rozumiem. 

- Zawsze była ,, ciężka ''. W końcu charakterek ,ojciec pełną gębą i zwykle mi to nie przeszkadzało, ale teraz... Nie. Nie tym razem. 

- Kobity, co? - posłałem by smutny uśmiech. 

- A, szkoda gadać. Wiem, że jest jakaś szósta rano ale może napijemy się czegoś? 

- Ja.... Ja, nigdy nie piłem alkoholu. 

- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Mam szkocką. Dostałem kiedyś na urodziny i zupełnie zapomniałem zabrać ją podczas przeprowadzki. 



Sara. 

Obudził mnie głośny śpiew. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Dziesiąta. Zaraz zaraz.... Na pewno wył Damian, ale.... Niemożliwe. Adrien? Zarzuciłam na siebie szlafrok i podreptałam do pokoju brata. Drzwi były otwarte. Chłopcy siedzieli na podłodze i śpiewali razem jakieś denne disco polo. 

- O proszę! Czy to nie moja piękna dziewszyna? Chodź szkarbie! - Adrien wystawił ku mnie ręce. 

Matko... Obaj byli kompletnie pijani. 

- Co wam odbiło?! 

- Szaro, Szaro, Szaro... Ty nic nie roszumiesz - bąknął Damian i czknął. 

- Ja? Pijany? - oburzył się Adrien - jestem tsześwy... 

Mówiąc to padł płasko na podłogę. 

- Hehe szybki zgon - zarechotał Damian i sam rozłożył się na dywanie. 





Faceci....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top