•3•

Przez parę następnych dni po ataku na Złotego Strażnika Lea chodziła cała w nerwach. Ciągle spodziewała się zobaczyć skautów z Cesarskiego Kowenu, którzy przyszliby ją zabrać do Konformatorium lub w jakieś jeszcze gorsze miejsce. Jednak wszystko wydawało się wskazywać, że całe zajście uszło jej na sucho. Dodatkowo posłańcy z Cesarskiego Kowenu przestali nawiedzać sklep jej rodziców w sprawie eliksirów i wydawało się, że jakimś magicznym cudem jej decyzja wyszła wszystkim na dobre.

Po jakimś czasie wiedźma zaczęła nawet zapominać o całej sytuacji. Nadal czasami nawiedzały ją myśli na temat Cesarskiego Kowenu, ale oprócz tego jej życie wróciło do normy. Jedyną niecodzienną rzeczą było pojawienie się w Czarum inspektora rzekomo wysłanego przez Cesarski Kowen, który okazał się być wysysającym magię bazyliszkiem, ale akurat tego dnia Leę dopadło przeziębienie i, spędzając go w domu, ominął ją cały rozpętany przez potwora chaos.

Od spotkania ze Złotym Strażnikiem szesnastolatka zaczęła także pomagać rodzicom w sklepie. Tu ułożyła jakieś eliksiry na półkach, tu kupiła potrzebne składniki, tu obsłużyła paru klientów. Nie wiedziała, dlaczego tak nagle polubiła pracę w sklepie, ale podejrzewała, że przywiązała się do niego przez zapobiegnięcie jego zamknięciu.

Także gdy pewnego słonecznego popołudnia maszerowała korytarzami Czarum z zamiarem powrotu do domu, a jej myśli były zajęte właśnie sklepem, nie było niespodzianką, że wpadła na kogoś, wytrącając tej osobie rzeczy z rąk. Własne myśli pochłonęły ją tak bardzo, że zorientowała się, co się stało, dopiero gdy owa osoba schyliła się, by pozbierać przedmioty.

— O jejku, strasznie przepraszam — powiedziała, schylając się, by pomóc.

— Nic się nie stało — odpowiedziała ciemnoskóra dziewczyna, kiedy obie się wyprostowały. Lea, zauważając zaokrąglone uszy towarzyszki, rozpoznała ją od razu.

— Chwila. Ty jesteś Luz, prawda? Ten człowiek, który mieszka u Sowiej Damy? — spytała, oddając jej książki. Dopiero po chwili dotarło do niej, że mogło to zabrzmieć niezbyt miło.

— Tak, to ja we własnej osobie! Chcesz autograf? — Luz posłała jej uśmiech, który wiedźma z chęcią odwzajemniła.

— Nie trzeba. Jestem Lea Carter, miło cię w końcu poznać. Anita dość sporo o tobie mówiła. Szczególnie o tym, jak udawałaś abominację Witki Park.

— Ah, to był cudowny dzień. — nastolatka uśmiechnęła się na wspomnienie.

— Więc zdecydowałaś się uczyć wszystkich rodzai magii, tak? — spytała szesnastolatka, zerkając na ubiór towarzyszki.

— Tak. Jest zbyt duży wybór. A ty? Chciałaś się uczyć tylko na jednym profilu?

— Tak szczerze, to od dziecka marzyłam o nauce uzdrawiania, eliksirów i magii roślin, ale kiedy zaczynałam szkołę, można było wybrać tylko jeden kierunek. Każde mieszanie magii było karane.

— I nie chciałaś się buntować? — dopytała Luz, a wiedźma w odpowiedzi pokiwała głową. — Rozumiem. No ale muszę już lecieć na zajęcie. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy! — czternastolatka pomachała Lei na pożegnanie, po czym pognała korytarzem szkoły. Wiedźma podążała za nią wzrokiem, a uśmiech zszedł jej z twarzy. Parę lat wcześniej nie była w stanie pokłócić się z dyrektorem na temat uczęszczania na raz na parę profili, mimo że znała osoby, które to zrobiły, a teraz zdołała zaatakować prawą rękę Cesarza Belosa. Zmieniła się i niezbyt jej się to podobało.

Po chwili nastolatka otrząsnęła się z zamyślenia i skierowała się w stronę wyjścia ze szkoły. Powrót do domu zajął jej trochę dłużej niż zwykle, bo na ulicy zaczepiła ją sąsiadka. Po krótkiej rozmowie Lea znalazła się w domu. Odłożyła swoje rzeczy i na szybko zrobiła sobie kanapkę, po czym skierowała się prosto do sklepu.

— Cześć — rzuciła do rodziców. — Pomóc wam?

— Nie powinnaś najpierw trochę się pouczyć? — spytał jej tata, zerkając na nią zza półki z eliksirami.

— Nie mam zbyt wiele do nauki, ogarnę to wieczorem. Zresztą, i tak większość umiem.

— Cóż, to chyba dobrze — stwierdził mężczyzna, wracając do układania fiolek.

— Prawdę mówiąc, zamierzaliśmy wieczorem zajrzeć do Latissy po składniki. — matka dziewczyny oderwała wzrok od listy, którą spisywała, i zerknęła na męża. — Ale skoro masz trochę czasu, to mogłabyś przypilnować sklepu, a my udalibyśmy się tam teraz. Dasz radę?

— Jasne. — Lea posłała rodzicom uśmiech, po czym dokończyła kanapkę.

— Dziękuję, córciu. — kobieta podeszła do wiedźmy i ucałowała ją w czoło. — Wiesz, gdzie co jest, prawda?

— Tak, nie musicie się martwić.

— Dobrze, myślę, że możemy już iść. Postaramy się wrócić, jak najszybciej.

— Pamiętaj, listę eliksirów, które kupują stali klienci, znajdziesz pod ladą. — rzucił jeszcze na pożegnanie ojciec, zakładając płaszcz. Później oboje wyszli ze sklepu i Lea straciła ich z oczu.

Nastolatka rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym podeszła do jednej z półek i dokończyła układać fiolki z eliksirami. Ogarnęła jeszcze parę rzeczy i zorientowała się, że najpewniej czeka ją parogodzinna nuda. Rodzice potrafili spędzić dość sporo czasu na poszukiwaniu odpowiednich składników i znając życie do domu wrócą dopiero wieczorem, a popołudnie było porą, kiedy sklep odwiedzało dość mało osób.

— No cóż, Nagietku, czeka nas niezbyt ciekawe popołudnie. — Lea uśmiechnęła się do motyla, który właśnie przysiadł na jej ramieniu. Upewniła się, że na pewno zrobiła wszystko, co można było zrobić, po czym usiadła na krześle za ladą i zaczęła przeglądać Penstagrama. Nie przyniosło jej to zbyt wiele rozrywki; oprócz Edrica i Emiry, którzy ponownie demonstrowali, w jaki sposób żartują sobie z Anity, nie działo się nic ciekawego.

Godziny wlekły się strasznie powoli. Lea obsłużyła paru klientów, dopisała parę rzeczy do listy rzeczy do kupienia, a nawet pograła ze swoim palizmanem w kółko i krzyżyk, ale czas w żaden sposób nie chciał przyspieszyć.

Wszystko zmieniło się pod wieczór, gdzieś koło godziny dziewiętnastej, kiedy drzwi sklepu gwałtownie się otworzyły i do środka wkroczyła Idalina Cierńszpon. Szesnastolatka, zajęta w tym czasie czytaniem kłótni Edrica i Anity, niemal spadła z krzesła. Szybko jednak zdołała się otrząsnąć i stanąć za ladą, gotowa na sprzedanie eliksiru.

— Nie spodziewałam się zobaczyć ciebie — stwierdziła Ida, opierając się jedną ręką o ladę. — Lea, tak? Luz mówiła, że wpadła dzisiaj na ciebie w szkole.

— Witaj, Sowia Damo — odparła Lea. — Co podać?

— Co tak oficjalnie? Mów mi Ida — poprosiła. — I poproszę to, co zawsze.

Szesnastolatka wyszukała nazwisko Sowiej Damy na liście od rodziców, po czym zaczęła szukać na półkach podanych eliksirów.

— Przekaż rodzicom, że ich eliksiry są naprawdę świetne — powiedziała Ida, zaczynając zbierać fiolki z lady. — A tak na marginesie, świetnie załatwiłaś Złotego Strażnika w zeszłym tygodniu. Należało mu się.

Lea poczuła, jak serce jej staje.

— Nie wiem, o czym mówisz. — dziewczyna wypuściła gwałtownie powietrze.

W odpowiedzi Sowia Dama się zaśmiała.

— Widziałam wszystko, nie musisz kłamać — odparła. — Uhu zauważył, że coś się święci i mnie zawołał. Zachowałaś się jak prawdziwy kryminalista i, mówiąc szczerze, zaimponowałaś mi tym, dziecko.

Wiedźma uśmiechnęła się niepewnie, nie wiedząc, czy pochwała od poszukiwanej na całych Wrzących Wyspach przestępczyni powinna ją ucieszyć czy raczej nie.

— Wiesz, jakbyś chciała, to po skończeniu szkoły możesz się do mnie zgłosić. Mogę cię trochę poduczyć na temat dzikiej magii i łamania prawa. — Ida mrugnęła w jej stronę.

— Podziękuję. To był jednorazowy przypadek. Nie zamierzam tego powtarzać — zapewniła Lea, posyłając towarzyszce wymuszony uśmiech.

Ida ponownie się roześmiała.

— Też tak mówiłam, dziecko — powiedziała. — Tak czy siak, gdybyś zmieniła zdanie, wiesz gdzie mnie szukać. Dzięki za eliksiry! — po tych słowach kobieta wyszła ze sklepu, zamykając z hukiem drzwi. Wiedźma jeszcze przez chwilę obserwowała, jak jej sylwetka znika w ulicznym tłumie, po czym zrezygnowana opadła na krzesło.

— Skoro Sowia Dama widziała, jak zaatakowałam Złotego Strażnika, to ktoś inny też mógł to widzieć — wyszeptała. Nagietek usiadł na jej kolanach, po czym wtulił się w dziewczynę, starając się ją pocieszyć i uspokoić. W miarę mu się to udało i Lea zdołała obsłużyć jeszcze jednego klienta, zanim, zgodnie z godziną, zamknęła sklep. Uporządkowanie fiolek z eliksirami pozwoliło jej zapomnieć o obawach, a gdy jakiś czas później siadała w swoim pokoju do nauki, myśli na ten temat już niemal całkowicie zniknęły.

~•~

Liczba słów: 1241

Każda kolejna część ma trochę więcej słów niż poprzednia xD

Mam wrażenie, że jak na razie ta część wyszła mi najgorzej hah

Ogólnie, ten fanfik ma lepsze rankingi, niż myślałam, że będzie mieć. Szczególnie ten z Anitą mnie zaskoczył xD

Tak czy siak dziękuję za wszystkie gwiazdki i wyświetlenia, których może nie jest za wiele, ale jak dla mnie wystarczająco

Opinie mile widziane ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top