•18•

Promienie słoneczne wpadały przez uchylone okno, a wiatr lekko poruszał zasłonami. Na ulicy panował niewielki ruch, charakterystyczny dla godzin porannych, ale oprócz tego wszędzie panował spokój i względna cisza.

Ciszę tę rozproszył głośny budzik, który zaczął się drzeć na pół domu. Nie minęła chwila, kiedy został skutecznie uciszony przez ciśnięty w jego stronę but.

Lea przejrzała się w lustrze, szeroko się uśmiechając. Tego dnia wyjątkowo wstała wcześniej niż zwykle i właściwie była już gotowa do wyjścia do szkoły.

Jej mundurek z ciemnoniebieskimi rękawami i leginsami idealnie pasował do jej błękitnych włosów, które spięła w kucyka. Pojedyncze kosmyki, za krótkie, by dać się śpiąc, okalały jej twarz.

Dzisiaj w końcu nadszedł ten dzień. Ten dzień, do którego odliczała już od jakiegoś czasu.

Dzień, w którym odbywały się Targi Kółek Uczniowskich.

Kiedyś Lea nie była pozytywnie nastawiona do tej organizowanej przez szkołę imprezy. Nie przepadała za dodatkowymi zajęciami. Jednak ostatnimi czasy zaczęła coraz bardziej udzielać się w popołudniowych zajęciach, coraz bardziej się w nie wciągając. Obecnie należała do Klubu Krawieckiego, który dosyć się wyróżniał na tle innych kółek. Większość wiedźm wolała korzystać z magii przy szyciu, jednak znalazła się mała grupka uczniów, którzy zdecydowali się to robić w inny sposób. Nastolatka zakochała się w tym już podczas pierwszego zebrania, nawet pomimo tego, że jej dłonie przez parę pierwszych zajęć wyglądały tragicznie (ciągle, zamiast w materiał, wbijała igłę w swoje palce).

Niebieskowłosa odetchnęła i po raz kolejny uśmiechnęła się do siebie. Dzięki Targom Kółek Uczniowskich mogła zarazić innych uczniów pasją, którą kochała i która pozwalała jej chociaż na trochę zapomnieć o Złotym Strażniku i Cesarskim Kowenie.

— No dobra, no to lecimy — mruknęła do siebie, po czym zarzuciła sobie na ramię torbę, chwyciła swój palizman i wybiegła ze swojego pokoju. Zbiegła na parter, przeskakując po dwa stopnie i w przeciągu chwili znalazła się przy drzwiach.

— Wychodzę! — krzyknęła do rodziców, którzy zapewne znajdowali się w kuchni.

— Poczekaj! — głos matki zatrzymał ją, kiedy była już pół kroku poza domem. — A co ze śniadaniem? Musisz coś zjeść, nie pójdziesz głodna.

Dziewczyna klepnęła się dłonią w czoło. No tak! Tak bardzo była podekscytowana Targami, że kompletnie zapomniała o śniadaniu.

— Zjem po drodze — zadecydowała, po czym cofnęła się do kuchni i porwała ze stołu naszykowane kromki.

— Widzę, że rozpiera cię energia. — jej ojciec roześmiał się szczerze na ten widok, odkładając na bok czytaną gazetę.

— Jakoś tak wyszło. — Lea także się zaśmiała. — Wrócę wieczorem. Pa! Kocham was!

Po tych słowach wybiegła z domu i ruszyła ulicami Kościogrodu, podgryzając w międzyczasie kanapkę. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, a sama dziewczyna miała ochotę śpiewać. Powstrzymywał ją jedynie fakt, że strasznie fałszowała i pewnie oberwałaby przez to jakimś kwiatkiem od osoby, którą w ten sposób obudziła.

Właściwie Lea sama nie wiedziała, dlaczego ma aż tak dobry humor, ale w sumie wolała w to nie wnikać i po prostu cieszyć się dniem.

W drodze do Czarum zajrzała jeszcze do cukierni i kupiła ciastka i babeczki dla znajomych z Klubu. Na każde spotkanie jedna osoba przynosiła jakieś jedzenie i tego dnia padło akurat na Leę.

Kiedy dziewczyna dotarła do szkoły parę minut później, większość stoisk była już ustawiona. Widziała stoisko poświęcone Czaropokerze, eliksirom i magicznym stworzeniem, a także grze w Mazgaja. Szła pomiędzy nimi, wypatrując pozostałych członków Klubu Krawieckiego, aż w końcu udało jej się dostrzec jaskrawozielone włosy Jude, które zniknęły za rogiem.

Szesnastolatka uśmiechnęła się, po czym przyspieszyła kroku, by dogonić koleżankę. Wymijała pozostałych uczniów, aż końcu, po wyjściu zza kolejnego zakrętu, dostrzegła stoisko Klubu Krawieckiego. Wielkie nożyce lśniły w porannym słońcu, a igła z nitką oplatały podpory daszku jak bluszcz. W jego okolicy krzątali się już członkowie Klubu, ustawiając uszyte przez nich przedmioty. Lea z dumą dostrzegła zrobiony przez nią płaszcz.

Wiedźma już miała ruszyć w ich kierunku, kiedy kątem oka dostrzegła jakiś ruch w pobliżu. Odwróciła się w jego stronę, ale zdołała dostrzec tylko jakieś czerwone stworzenie przelatujące obok i ucznia o jasnych włosach w mundurku z profilu eliksirów, który zniknął za najbliższym straganem.

Nastolatka zamarła. Przeczucie mówiło jej, żeby ruszyć za tą osobą, żeby upewnić się, kto to był. Ale z drugiej strony...

Dziewczyna potrząsnęła głową, wyrzucając z niej niepotrzebne myśli. Zaczęła poważnie się zastanawiać, czy nie popada w paranoję. Teoria, która zrodziła się w jej głowie po zobaczeniu tamtego ucznia, była kompletnie bezsensowna.

Westchnęła, jeszcze raz zerknęła na miejsce, gdzie widziała nieznajomą osobę, po czym ruszyła w stronę znajomych, nie zawracając sobie więcej głowy tamtą sytuacją. Przywołała na twarz szczery uśmiech, kiedy stanęła przy straganie.

— Cześć — powiedziała, poprawiając wiszącą na jej ramieniu torbę. Trzy pary oczu od razu skierowały się na nią.

Oprócz zielonowłosej Jude, uczącej się na profilu Abominacji, do Klubu Krawieckiego należeli jeszcze trzy lata młodszy od Lei Estous oraz niewiele starsza od niego Cynthia, oboje uczęszczający na profil Wyroczni.

— Lea! Hej! — Cynthia objęła wiedźmę i przez dłuższą chwilę nie wypuszczała jej z objęć. — Masz ciastka?

Szesnastolatka się zaśmiała.

— Jeszcze chwila i pomyślę, że zadajecie się ze mną tylko dlatego, że wiem, gdzie znaleźć najlepsze ciastka — stwierdziła, wyciągając torebki z świeżymi wypiekami.

— Nie no, czo ty — mruknął Eustous, który już wcisnął sobie do ust garść ciastek i wyglądał jak chomik.

Dziewczyna ponownie się zaśmiała, po czym obrzuciła spojrzeniem stoisko. W oczy rzuciły jej się poduszeczki ułożone z boku. Podeszła do nich i wzięła pierwszą lepszą do ręki. Była fioletowa z naszytym symbolem Kowenu Abominacji. Szybki rzut oka na pozostałe poduszeczki upewnił ją, że każda z nich ma naszyty symbol jednego z Kowenów.

— Wow, jakie cudowne! — wykrzyknęła, odwracając się do reszty. Jude lekko się zarumieniła.

— Dzięki. Pomyślałam, że fajnie urozmaicą nasze stoisko. Na następnym spotkaniu mogę was nauczyć, jak takie poduszeczki robić — zaproponowała. Oczy Lei rozbłysły z entuzjazmem.

— No pewnie!

— Jesztem jak najbardziej ża! — dodał trzynastolatek, nadal opychając się ciastkami, które znikały w podejrzanie szybkim tempie. Cynthia, która też to zauważyła, odsunęła je z zasięgu jego ręki.

— Byłoby cudnie — powiedziała, uśmiechając się lekko.

Jude także się uśmiechnęła, po czym skierowała swój wzrok na stoisko.

— No dobra, kochani! Trzeba jeszcze parę rzeczy dokończyć, zabieramy się do pracy!

~🦉~

Czas leciał podejrzanie za szybko. Zanim wszyscy się obejrzeli, wszystkie stoiska były już zagospodarowane, a uczniowie z nauczycielami krążyli pomiędzy nimi, szukając czegoś, co by ich zainteresowało. Lea minęła się z Luz i Anitą, którym posłała wesoły uśmiech, do stoiska Klubu Krawieckiego zajrzeli także Edric i Emira (rozważali dołączenie, ale finalnie stwierdzili, że to jednak nie dla nich), a niedaleko przechodził Case, wyraźnie jej szukając (momentalnie schowała się pod blatem, nie miała tego dnia ochoty na rozmowy z nim. Nie żeby kiedykolwiek miała).

Mniej więcej w połowie Targów panujący wokół spokój zakłóciły jakieś krzyki i zamieszanie w poprzedniej alejce. Lea, która właśnie zachęcała dziewczynę z jej rocznika do dołączenia do Klubu, urwała w połowie zdania. Obie skierowały wzrok w stronę hałasu i ich oczom ukazał się gryf goniący jakiegoś jasnowłosego chłopaka. Śledziły, jak uczeń wykonywał uniki, jasne włosy powiewały mu na wietrze, jednak w pewnym momencie zwierzę zdołało zerwać mu buta, ukazując czerwoną skarpetkę z ptasim motywem. Obie parsknęły śmiechem (choć Lea nie powinna oceniać, sama miała skarpetki w uśmiechnięte muffinki), nadal śledząc akrobacje chłopaka, który zdecydował się odzyskać swojego buta. Stety niestety chwilę później przedstawienie się skończyło, kiedy zielone pnącza oplotły i gryfa i ucznia i ściągnęły go na ziemię.

— Wow. To było... Niespodziewane — skomentowała uczennica.

— Taa — mruknęła niepewnie Lea, czując coraz większy niepokój. Coś jej w tym chłopaku wydawało się znajome, coś w jego sposobie poruszania się i ogólnie wyglądzie. Jego palizman także przywoływał jakieś wspomnienia, chociaż nie mogła skojarzyć jakie.

— Polecę sprawdzić, czy nie potrzebują pomocy — oznajmiła towarzyszka, po czym popędziła do kolejnych straganów, nie czekając na odpowiedź. Szesnastolatka podążyła za nią wzrokiem, po czym westchnęła. Skupiła się na wytworach Klubu, jednak jej spokój nie trwał długo.

— Hej, podobno ma być jakiś pokaz! — zakrzyknęła Cynthia, opierając się o blat.

— Pokaz? Jaki pokaz? — zainteresowała się Jude, odkładając na moment poduszkę, którą akurat robiła.

— Jakiegoś klubu sportowego czy czegoś takiego. Idziemy?

— W sumie mogłoby być ciekawie...

— Idźcie, przypilnuję stoiska — zaproponowała Lea.

— Dzięki! Wrócimy za moment. — po tych słowach cała trójka pobiegła w stronę wejścia do szkoły. Wiedźma westchnęła cicho, po czym usiadła na krześle. Nagietek przycupnął na jej kolanach. Posłała mu lekko wymuszony uśmiech.

— Ta, nie wiem, czemu ciągle mam wrażenie, że Hunter tu jest i to jeszcze w szkolnym mundurku. No błagam, co Złoty Strażnik miałby robić w Czarum? — parsknęła śmiechem, chociaż nadal miała wątpliwości. Dobra, raz mogło jej się przewidzieć, ale dwa razy?

Z ponurych myśli wytrącił ją głos kolejnego ucznia, który podszedł do stoiska. Podniosła się i z uśmiechem na ustach wciągnęła się w rozmowę.

~🦉~

Wieczorem Lea wracała do domu padnięta. Całodzienne stanie przy stoisku Klubu okazało się o wiele bardziej męczące niż myślała. Największym wyzwaniem był moment, kiedy profesor Hermonculus podszedł do nich, rozważając, czy Czarum na pewno jest potrzebna grupa krawców. Trochę czasu spędzili na argumentowaniu swoich pomysłów, ale w końcu (po tym jak Jude wcisnęła mu poduszkę z logo Kowenu Abominacji) udało się go przekonać, żeby zaakceptował jego działalność.

Wiedźma szła, ziewając, ciemnymi i pustymi ulicami Kościogrodu. Było już zbyt późno, żeby normalni mieszkańcy wybierali się na spacery, ale równocześnie za wcześnie, żeby ci, co charakteryzowali się tymi mniej legalnymi rzeczami, rozpoczynali działalność.

Kiedy w końcu dziewczyna doczłapała się do domu, wszystkie światła były już zgaszone. Nastolatka cicho otworzyła drzwi, starając się nie obudzić rodziców, po czym skierowała się do swojego pokoju na piętrze. Szybko się ogarnęła i parę minut później stanęła w piżamie na balkonie, wpatrując się w nocne niebo i rozkoszując się wieczornym chłodem. Jakimś cudem cała senność wyparowała.

Gwiazdy świeciły jasno na niebie, a delikatny wietrzyk poruszał pobliskimi drzewami i rozwiewał włosy Lei.

Niespodziewanie jej wzrok przykuła jakaś postać, przelatująca nad ulicami na palizmanie. Większość jej sylwetki była nie za dobrze widoczna przez panującą ciemność i odległość, w jakiej się znajdowała, ale szesnastolatka dostrzegła charakterystyczne jasne włosy i pelerynę z bardzo krzywo naszytym symbolem Złotej Straży. Zanim zdołała się dobrze przyjrzeć, postać zdążyła zniknąć za pobliskimi budynkami.

Lea jeszcze przez chwilę stała bez ruchu na balkonie, po czym prychnęła rozkojarzona i wróciła do swojego pokoju. Przez chwilę pokręciła się bez celu po pomieszczeniu, po czym usiadła na krześle przy biurku. Nagietek usiadł obok niej na podłokietniku.

— Trzy razy — powiedziała po chwili milczenia. — Trzy razy, Nagietku. Tyle razy widziałam dzisiaj Huntera, a przynajmniej tak mi się zdawało. To jest naprawdę dziwne. I nie wiem, co niepokoi mnie bardziej: że kręcił się bez swojego kostiumu czy że ja zaczynam go wszędzie dostrzegać.

Palizman złożył skrzydła i wpatrywał się w swoją właścicielką, jakby uważnie analizował jej słowa.

Wiedźma westchnęła, po czym włączyła swojego Penstagrama.

— Nieważne — mruknęła i zaczęła przeglądać posty. Większość postów jej znajomych dotyczyła Targów Kółek Uczniowskich, natknęła się też na post Idy, gdzie Sowia Dama wraz z Królem i Uhu szykowała jakiś eliksir czy coś takiego... W każdym razie wyglądało to na nie do końca legalne.

W pewnym momencie w oczy rzucił jej się post Witki. Przemknęła po nim wzrokiem i uśmiechnęła się, widząc, że dziewczynie udało się założyć szkolną drużynę Lotnych Derby. Jak rozmawiała z nią jakiś czas temu, uczennicy profilu roślin wydawało się bardzo na tym zależeć.

Lea napisała szybki komentarz z gratulacjami, po czym skierowała swoją uwagę na dołączone zdjęcie. Gusa i Witkę znała, dwie inne osoby kojarzyła i wiedziała, że zamieniła z nimi kiedyś parę słów, jednak niestety nie potrafiła sobie przypomnieć ich imion. Co do ostatniego członka Szmaragdowych Trzewi (jak nazywała się drużyna Witki) nie była pewna. Z jednej strony wydawało jej się, że go zna, ale z drugiej nie kojarzyła, by chodził z nią do Czarum.

Nastolatka zmrużyła oczy, próbując się zorientować, skąd kojarzy tego chłopaka. Kiedy do niej to dotarło, prawie upuściła trzymany przedmiot.

Przez zieloną farbę na jego twarzy, inny niż zwykle strój i szczery uśmiech początkowo go nie rozpoznała, ale teraz nie miała wątpliwości: na zdjęciu Witki znajdował się Złoty Strażnik we własnej osobie.

Kiedy pierwszy szok minął, Lea uśmiechnęła się lekko do siebie. Wątpiła, żeby Hunter tak bez powodu kręcił się po Czarum i dołączał do szkolnych drużyn, ale miło było widzieć go szczerze szczęśliwego. Nie przypominała sobie, żeby przy którymkolwiek ich spotkaniu miał na ustach taki uśmiech.

— Cóż, dobrze wiedzieć, że jednak mi się nie wydawało. — dziewczyna parsknęła śmiechem, po czym włączyła Penstagrama. Przeciągnęła się, po czym w końcu ułożyła się w łóżku. Chwilę przed zaśnięciem przez myśl przebiegło jej, że to trochę dziwne, że ostatnimi czasy Hunter dosyć często kręci się w pobliżu jej znajomych, ale ta myśl zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.

~•~

Liczba słów: 2055

Hahah

Dzień dobry

Powracam w chwale

Ponad rok części nie było heh. No cóż, przez pierwsze pół roku próbowałam znaleźć czas, żeby obejrzeć odcinek, który był mi potrzebny do tej części (to wcale nie tak, że w międzyczasie zdążyłam obejrzeć pół 4 sezonu Mii i ja oraz wszystkie odcinki Helluvy Boss (dwa razy)-), a jak go w końcu obejrzałam, to przez kolejne pół roku pisałam hah. Szczerze mówiąc myślałam, że uda mi się to wstawić jakoś w sierpniu/wrześniu, bo miałam wtedy z połowę gotowe, ale nie wyszło heh

Usprawiedliwienia nie mam żadnego, po prostu strasznie mało czasu na pisanie mam i nie piszę prawie nic (nie licząc one shotów z Helluvy raz na miesiąc i wspólnego fanfika z bś raz na jakiś czas, w zależności jak się inni z pisaniem wyrobią)

No ale dzisiaj zaczynam ferie i jestem w drodze na weekendowy wyjazd, więc siadłam i dokończyłam. Niesamowite, że nadal znajdują się osoby, które to czytają. Ja serio myślałam, że to umrze, a tu nadal co parę miesięcy się ktoś nowy pojawi

Kolejna część... Cóż, jeśli się w ogóle pojawi, to raczej dopiero w maju, bo trza te matury dobrze napisać

Trochę nudny mam wrażenie ten dzisiejszy rozdział. Tak prawie nic się nie dzieje hah

Bawi mnie w ogóle ilość wyświetleń pod konkretnymi rozdziałami. Pierwszy ponad 1000, później wszystkie poniżej 500, nagle z dupy rozdział 14 ponad 2000 (w sumie prawie 3000) i ponownie mniej niż 500 xD

No i cóż. Żegnam was na razie. Bardzo przepraszam, że tak rzadko się części pojawiają, wiem, jaki to ból hah

Iii zaprosiłabym was na serwer dubbingowy, na którym egzystuję, ale nie chce mi się włazić na discorda, więc jak ktoś byłby zainteresowany dołączeniem, to piszcie, a po wyjeździe wyślę mu linka

A na dole Stolitzø i... Jakkolwiek się ich ship nazywa xd. Miłego dnia ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top