•11•
Kiedy jasne światło znikło, Hunter przez chwilę myślał, że oślepł. Dopiero po chwili jego wzrok zaczął przyzwyczajać się do panującej wokół ciemności, chociaż to, co zobaczył, nie poprawiło mu humoru. Znajdował się w ciemnym i dosyć wielkim pomieszczeniu. Sufit tonął w mroku, a korytarze wychodzące z każdej z czterech ścian także były pogrążone w ciemności.
Złoty Strażnik rozejrzał się wokół siebie i dostrzegł leżący tuż obok niego kostur. Odetchnął z ulgą, chwytając go, bo mimo wszystko wolał nie znaleźć się w takim miejscu bez żadnej broni. Po upewnieniu się, że w zasięgu jego wzroku nie leży jego maska, chłopak skierował wzrok na sprawczynię całego zamieszania. Lea Carter znajdowała się w pewnej odległości od niego i próbowała pozbierać się z ziemi. Wyglądała na dosyć pokiereszowaną, a we włosy zaplątały jej się liście i pojedyncze gałązki.
Hunter jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym, dochodząc do wniosku, że są rzeczy ważne i ważniejsze, i że pretensje do wiedźmy może zostawić na później, podniósł się z ziemi.
— Gdzie jesteśmy? — rzucił pytanie, rozmasowując łokieć, który właśnie zaczął go strasznie boleć.
— Chyba powinieneś wiedzieć, skoro to ty nas tu ściągnąłeś — stwierdziła dziewczyna, wyjmując z włosów liście.
Złoty Strażnik prychnął, mimo że wiedział, że Lea po części miała rację.
— Po pierwsze, skąd od razu przekonanie, że to ja nas tu ściągnąłem? Po drugie, wiedziałbym, gdzie jesteśmy, ale ktoś mi przeszkodził i nie trafiłem tam, gdzie zamierzałem. — chłopak rzucił towarzyszce oskarżycielskie spojrzenie.
Tym razem to szesnastolatka prychnęła.
— Nic takiego by się nie wydarzyło, gdybyś trzymał się z dala od Kościogrodu. Chyba wyraźnie powiedziałam, że nie życzę sobie tego.
— I myślisz, że mnie to obchodzi? W życiu. Będę robił, co chcę, i nie możesz mi tego zabronić. Poza tym, skoro nie pasuje ci moja obecność w Kościogrodzie, to dlaczego nie wyrzuciłaś mnie z domu, kiedy parę tygodniu temu do ciebie przyszedłem? — Hunter z trudem powstrzymał pełen satysfakcji uśmiech na widok zmieszania towarzyszki.
— Moi rodzice nie byliby zbytnio zachwyceni, gdyby dowiedzieli się, że...
— Że wdałaś się w dość poważny konflikt z prawą ręką Cesarza? — dokończył za nią Złoty Strażnik. — No ja myślę. Chociaż dziwne, że jeszcze się sami nie zorientowali. Muszą być albo ślepi albo głupi. Albo i to i to.
W oczach Lei błysnął gniew.
— Jak śmiesz! — wrzasnęła, wyciągając równocześnie w stronę nastolatka swój kij z palizmanem. — Mnie możesz sobie obrażać do woli, ale moich rodziców zostaw w spokoju, ty...
Niestety Hunter nie dowiedział się, kim jest, bo wypowiedź wiedźmy przerwał głośny ryk dobiegający z jednego z korytarzy. Towarzysze posłali sobie lekko przerażone spojrzenia, po czym Złoty Strażnik za pomocą swojego kostura wyczarował kulę światła, która pomknęła w stronę korytarza, z którego dobiegł odgłos. Nie była w stanie oświetlić całości, jednak udało im się dostrzec przemykający tamtędy wielki cień.
— Tędy! — krzyknęła Lea, łapiąc Huntera za rękę i ciągnąc go w stronę jednego z korytarzy.
— Niby dlaczego mam za tobą biec? — chłopak wyszarpnął rękę z uścisku towarzyszki, ale nadal biegł obok niej. — Poza tym, może to był jakiś opiekun tego miejsca? Mógłby nam powiedzieć, gdzie się znaleźliśmy. — Hunter sam nie wierzył w to, co mówił, ale czuł wewnętrzną potrzebę nie zgadzania się z Leą.
— O tak, na pewno. Wielki, ryczący opiekun, który na pewno nie chce nas pożreć. Na pewno. — głos Lei był przesiąknięty sarkazmem. Złoty Strażnik nic na to nie odpowiedział, po części dlatego, że za ich plecami ponownie rozległ się ryk, a po części dlatego, że niezbyt miał pomysł, co mógłby powiedzieć.
Towarzysze biegli przed siebie, skręcając co chwilę. Niekiedy natrafiali na rozwidlenia, ale bez wahania wybierali pierwszą lepszą drogę. Ryk nadal im towarzyszył, czasami dalszy, a czasami bliższy, jednak było pewne, że istota ich ściga.
— Cholera, ślepy zaułek — przeklęła Lea, kiedy w pewnym momencie prawie zderzyli się ze ścianą.
— Cóż, widocznie będziemy musieli zmierzyć się z... No, z czymkolwiek to, co nas goni, jest — stwierdził Hunter, przygotowując swój kostur. Z trudem powstrzymał się od komentarza na temat oczywistych faktów, wiedząc, że w obecnej sytuacji przyniosłoby to więcej kłopotów niż korzyści.
Lea także przyszykowała swój palizman i teraz oboje w pełnej gotowości czekali na przeciwnika. Ryk teraz nieustannie się przybliżał, zdawało się, że ścigająca ich istota jest już za rogiem.
— Hej! Wy tam! Chodźcie tu! Tylko szybko! — niespodziewany szept dotarł do uszu Lei i Huntera, którzy wzdrygnęli się na jego dźwięk. Zerknęli w kierunku, z którego dobiegał, i zobaczyli wysoką kobietę stojącą w przejściu w ścianie. Miała jasne włosy, opadające jej falami na ramiona. Wpatrywała się w towarzyszy niebieskimi oczami, w których widniała stanowczość, równocześnie przywołując towarzyszy ruchem dłoni. Jej pastelowo-różowa suknia zdawała się kompletnie nie pasować do otoczenia, a przejście, w którym stała kobieta, na sto procent wcześniej się tam nie znajdowało.
Ten, kto choć przez miesiąc mieszkał na Wrzących Wyspach, dobrze wiedział, że czasami te najgroźniejsze potwory wyglądają najładniej, a tymczasem te wyglądające najbrzydziej i najbardziej przerażająco często okazywały się przyjazne. Jednak, mając do wyboru nieznanego przeciwnika, którego ryki nie brzmiały zachęcająco, oraz ową kobietę, którą przynajmniej widzieli, Lea i Hunter, po rzuceniu sobie szybkiego spojrzenia, ruszyli w stronę tej drugiej. Jak tylko dołączyli do niej, machnęła ręką, zamykając przejście. Mimo że z logicznego punktu widzenia w tym pomieszczeniu wielkości schowka na miotły w pałacu Cesarza powinna zapanować ciemność, to każdy szczegół był dokładnie widoczny. Zdawało się, że towarzysząca im kobieta jakby emanuje własnym światłem.
Złoty Strażnik rozejrzał się po owym pomieszczeniu. Było dosyć klaustrofobiczne.
— Niezbyt odpowiednie sobie miejsce na randkę wybraliście. — głos kobiety wyrwał chłopaka z zamyślenia, sprawiając, że zaczął się poważnie zastanawiać, czy nie wolałby jednak zmierzyć się z istotą, która ich goniła.
— Nie jesteśmy tu na randce. — Lea od razu zaprzeczyła, a po tonie jej głosu i minie dało się wywnioskować, że słowa kobiety też jej nie przypadło do gustu.
— Tak właściwie, gdzie my jesteśmy? — Hunter szybko zmienił temat.
— W Labiryncie Wspomnień — odparła kobieta z lekkim uśmiechem na ustach. Wyglądała, jakby nadal była przekonana, że Lea i Hunter są w tym miejscu na randce.
Złoty Strażnik pokiwał głową. Czyli jednak trafił do tego miejsca, gdzie zamierzał. Szkoda tylko, że nie do pomieszczenia, które pierwotnie miał w planach odwiedzić.
— W czym? — szesnastolatka zmarszczyła brwi.
— Labirynt Wspomnień to sieć podziemnych korytarzy ciągnąca się pod częścią Wrzących Wysp. Ukrywa wiele starych artefaktów i drogocennych skarbów, jednak większość mieszkańców nie wierzy w jego istnienie albo w ogóle o nim nie wie. Podobno można w nim spotkać emocje i wspomnienia, które przybrały cielesną formę, jednak nikt tego nie potwierdził — odpowiedział Hunter.
— Dokładnie. — towarzysząca im kobieta posłała mu promienny uśmiech.
— Czyli — Lea wyraźnie się nad czymś zastanawiała — ta istota, która nas goniła, to ucieleśnione emocje?
— Wiesz, nie sądzę, żeby... — zaczął Złoty Strażnik, szykując się do wymienienia wszystkich możliwych stworzeń, które mogły zamieszkiwać tego typu korytarze, a których istnienie wydawało się bardziej prawdopodobne, ale towarzysząca im kobieta mu przerwała.
— Niestety tak. — po raz pierwszy w jej głosie pojawił się smutek. Machnęła ręką, tworząc coś w stylu okna w przejściu. Na widok znajdującej się za nim istoty, Lea cofnęła się z przerażeniem wypisanym na twarzy. Sam Hunter lekko się wzdrygnął. Nie był to potwór, z którym chciałby się kiedykolwiek zmierzyć.
W sumie dosyć trudno było określić jej wygląd. Posturą przypominała człowieka — ale na tym właściwie kończyło się całe podobieństwo. Była wysoka — na tyle, że gdyby nie to, że właśnie pochylała się ku ziemi, jej głowa byłaby najpewniej niewidoczna przez panujący przy suficie mrok. Ręce wydawały się nieproporcjonalnie długie do reszty ciała i znajdowały się na nich wyglądające na kolce wypustki. Cała postać wydawała się być także lekko rozmyta.
— To jest ucieleśnienie wszystkich negatywnych emocji i wspomnień, które kiedykolwiek wydarzyły się w ścianach tego labiryntu. — kobieta westchnęła, machając ponownie ręką, sprawiając, że okno zniknęło. — Z jakiegoś powodu Labirynt Wspomnień przyciąga ludzi pełnych złości i skłonnych do kłótni, przez co rośnie ono w siłę. Kiedyś przypominało zwykłą wiedźmę.
— To... Trochę smutne — stwierdziła Lea.
— Niestety. Chociaż w sumie nie odczuwamy tego aż tak bardzo.
— Chwila. My? — Hunter rzucił kobiecie uważne spojrzenie. — Ty też jesteś emocjami, które przybrały cielesną postać?
Kobieta pokiwała głową.
— Wyglądasz inaczej niż on. — szesnastolatka ruchem głowy wskazała na przejście.
— Ja jestem ucieleśnieniem miłości, szczęścia i ogólnie radosnych wspomnień, przez co wyglądam przyjaźniej, ale gdyby tylko pojawiło się tu więcej szczęścia, pewnie przypominałabym ucieleśnienie negatywnych emocji tylko w bardziej pozytywnej wersji i byłabym tak samo niebezpieczna. Mimo wszystko mówcie, co was tu sprowadza. Chętnie wam pomogę.
Jeśli Hunter miał być szczery, wcale nie ufał tej istocie. Jednak mimo wszystko wydawała się być bardziej skłonna do pozostawienia ich przy życiu niż ta druga, a dodatkowo chłopak chciał jak najszybciej opuścić to przeklęte miejsce i pozbyć się towarzystwa Lei, więc chcąc nie chcąc postanowił skorzystać z jej propozycji.
— Chciałbym dostać się do pomieszczenia z artefaktami znajdującego się najbliżej wyjścia — oznajmił.
— Da się załatwić — odparła towarzyszka. — Chodźcie za mną.
~🦉~
Ciemne korytarze ciągnęły się bez końca. Minęło już dobre pół godziny, odkąd Hunter i Lea rozstali się z kobietą, a jakiejkolwiek zmiany otoczenia nie było widać. Towarzysze maszerowali także w milczeniu, bo istota ostrzegła ich, że kłótnie mogą doprowadzić do nich owego emocjonalnego potwora, więc woleli nie ryzykować.
— Tak właściwie, dlaczego zaczęliście nie płacić pełnej ceny za nasze eliksiry? — Lea w końcu nie wytrzymała i przerwała ciszę. Hunter nigdy by tego nie przyznał, ale to pytanie nawet go ucieszyło. Mimo wszystko w pałacu Cesarza Belosa czuł się samotny i rozmowa z osobą w jego wieku brzmiała zachęcająco. Nawet jeśli owa osoba na początku ich znajomości go zaszantażowała.
— Przestały działać i musieliśmy używać większej dawki. — niebieskowłosa uniosła brwi w zdziwieniu, dlaczego musieli używać większej ilości tak silnego eliksiru, ale nie skomentowała tego pytaniem. — Kikimora wpadła na pomysł, żeby płacić połowę ceny, skoro i tak używamy dwóch eliksirów na raz.
— Kikimora? Dlaczego z jakiegoś powodu mnie nie dziwi, że to właśnie ona to zaproponowała?
— Znasz ją?
— Parę lat temu byłam na wycieczce w pałacu Cesarza i właśnie Kikimora oprowadzała moją klasę. Szczerze mówiąc nie nadaje się na przewodnika. Kompletnie nie potrafiła nas zaciekawić, połowa klasy się nudziła. Dodatkowo nawrzeszczała na mnie i parę innych osób, bo jedną stopą zeszliśmy z dywanu. A to chyba nie nasza wina, że było trochę mało miejsca! Także nie zyskała mojej sympatii.
— Brzmi prawdopodobnie. — zaśmiał się Hunter. — W Cesarskim Kowenie też za nią nie przepadają. Dużo osób ciągle robi sobie z niej żarty. Dodatkowo Kiki ciągle się wywyższa i próbuje zaimponować Cesarzowi, mimo że... — chłopak niespodziewanie urwał, uświadamiając sobie, że Lea za niedługo dołączy do Cesarskiego Kowenu i dobrze by było, gdyby okazywała Kikimorze chociaż minimalny szacunek (mimo że demon na to nie zasługiwała).
Pomiędzy nastolatkami ponownie zapanowała cisza. Każdy ich krok było wyraźnie słychać. Niespodziewanie w ciszy rozległ się szelest, sprawiając, że towarzysze mocniej chwycili swoją broń. Przez chwilę nic się nie działo i Hunter zamierzał już opuścić swój kostur, kiedy do jego uszu dotarło ciche skomlenie.
— Słyszysz to? — Lea zmarszczyła brwi i, w przeciwieństwie do Złotego Strażnika, którego czujność wzrosła dwukrotnie, opuściła swój kij z palizmanem.
— Tak — odparł chłopak, czujnie rozglądając się, próbując wykryć źródło dźwięku. — Ale nie sądzę, żeby to było coś godnego uwagi.
— Jak nie? Przecież to brzmi, jakby jakieś zwierzę potrzebowało pomocy — stwierdziła nastolatka, ruszając przed siebie. Hunter przewrócił oczami, ale mimo wszystko ruszył za nią. Po paru krokach doszli do rozwidlenia, gdzie w jednym z korytarzy znajdowało się niewielkie, skrzydlate stworzonko. Było całe puchate, a na głowie miało dwie pary rogów. Patrzyło na towarzyszy zielonymi ślepkami, wyraźnie dając do zrozumienia, że jedno z jego skrzydeł utknęło pod górą kamieni i nie da się go wyciągnąć.
— O nie, co za biedaczek — jęknęła Lea, podchodząc do zwierzaka i klękając koło niego. — Trzeba mu pomóc.
— Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł — stwierdził szesnastolatek, nadal wypatrując potencjalnego zagrożenia. Teoretycznie mógł dziewczynę zostawić samą, ale jakoś nie widziało mu się później walczyć z jakimś stworzeniem, które niespodziewanie by go zaatakowało po tym, jak nastolatka je wybudziła.
— W tym Cesarskim Kowenie uczą was braku empatii czy jak? — spytała wiedźma, próbując uwolnić skrzydło stworzonka.
Hunter zignorował pytanie, przypominając sobie wszystkie możliwe potwory, o których kiedykolwiek czytał. Było w nich parę przyjaźnie wyglądających, ale żaden nie pasował do wyglądu stworzonka, któremu pomagała Lea. Może naprawdę nie było groźne? Tylko wtedy co, do cholery, robiłoby w takim miejscu jak Labirynt Wspomnień?
— No, już jesteś wolny — powiedziała wiedźma, kiedy w końcu udało jej się wyswobodzić skrzydło spod gruzu. Zwierzę parę razy podskoczyło i obróciło się wokół własnej osi. Hunter już myślał, że wszystko dobrze się skończyło i chciał przypomnieć Lei, że muszą się spieszyć, kiedy parę rzeczy wydarzyło się równocześnie.
Stworzonko wskoczyło na gruz i przybrało jego barwę, za to kamienie poruszyły się i gdzieś u góry pojawiły się dwie błyszczące pary oczu. Po chwili z gruzu wyłoniły się także czarne kończyny.
— Co to, na Tytana, jest?! — wrzasnęła Lea, gwałtownie odsuwając się od potwora, kiedy ukazały się także jego ostre zęby.
Złoty Strażnik nie odpowiedział, tylko rzucił się do ucieczki, a dziewczyna popędziła za nim. Nie wiedział, z czym się zetknęli, ale wiedział, że nie było przyjazne, więc wolał nie tracić ani jednej sekundy na niepotrzebne gdybanie.
— I właśnie dlatego w Cesarskim Kowenie bardziej cenimy sobie rozsądek niż empatię! — krzyknął Hunter.
— Oh, mógłbyś się chociaż raz zamknąć! — odkrzyknęła mu Lea.
Istota nadal ich goniła, a po odgłosach, jakie docierały do towarzyszy, dało się wywnioskować, że równocześnie rozwaliła z połowę korytarza. Skręcając w kolejne rozwidlenia mieli nadzieję, że potwór w końcu zgubi ich trop, jednak nadal ich uparcie gonił. Towarzyszom zaczęło już powoli brakować sił, a Hunterowi przez myśl przemknęło, że skończą jako kolacja. Zaczął nawet rozważać, jak wykorzystać Leę, żeby potwór się nią zajął, a on mógł uciec, kiedy niespodziewanie dziewczyna się zatrzymała, a chłopak, zbyt późno się w tym orientując, wpadł na nią i oboje zaczęli spadać w jakąś przepaść.
Ziemia zbliżała się nieubłagalnie, a ostre kamienie były coraz lepiej widoczne. Najgorsze było to, że Złoty Strażnik wypuścił swój kostur, przez co nie miał, jak się uratować. W ciągu paru sekund zdążył już pogodzić się ze śmiercią i zaczął się nawet zastanawiać, czy Cesarz zainteresuje się tym, że długo nie wraca, i odnajdzie jego ciało, kiedy niespodziewanie poczuł, jak ktoś ciągnie go za kaptur peleryny. Materiał wbił mu się niemiło w szyję i utrudniał oddychanie, kiedy chłopak powoli zaczął wzbijać się w górę. Chwilę później Hunter upadł na ziemi po drugiej stronie rozpadliny. Próbując zaczerpnąć oddechu, zobaczył stojącego po przeciwnej stronie potwora, który najwyraźniej nie był w stanie przedostać się przez przepaść.
— Carter! Prawie mnie udusiłaś! — wrzasnął Złoty Strażnik, rozmasowując obolałą szyję. Jego towarzyszka właśnie zsiadała ze swojego kija, a w ręku trzymała upuszczony przez chłopaka kostur.
— Tak, jasne, nie ma sprawy. Nie musisz dziękować za uratowanie życia — burknęła, rzucając mu broń. Wyglądała, jakby już żałowała, że uchroniła go od niemiłego spotkania z kamieniami.
Hunter poczuł lekkie wyrzuty sumienia. Mimo wszystko powinien być wdzięczny za ocalenie go, a nie czepiać się, że przy okazji na chwilę utrudniła mu oddychanie.
Podnosząc się z ziemi, Złoty Strażnik uświadomił sobie, że Cesarski Kowen zniszczy Leę. Nikogo w nim nie obchodził los innych, każdy skupiał się wyłącznie na sobie i na tym, by sam przeżył, i dziewczyna także będzie musiała się tego nauczyć, równocześnie pozbywając się swojej chęci pomocy innym.
Hunter potrząsnął głową. Nie będzie odwoływał swojej decyzji, więc nie powinno go martwić to, co się stanie z dziewczyną. Wyrzucił z głowy myśli i podbiegł do Lei, która zdążyła już trochę odejść wgłąb korytarza. Przez chwilę maszerowali w milczeniu.
— Dziękuję — mruknął w końcu cicho Hunter. Szesnastolatka mu nie odpowiedziała; może zignorowała to albo po prostu nie dosłyszała podziękowania.
Towarzysze maszerowali jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu na końcu korytarza dostrzegli metalowe drzwi. Podeszli do nich i Złoty Strażnik pchnął je, a następnie wszedł do środka. Musiał zmrużyć oczy, bo po dłuższym czasie spędzonym w ciemnych korytarzach jego wzrok nie był przyzwyczajony do panujących w pomieszczeniu jasności. Kiedy w końcu jednak światło już go nie oślepiało, dostrzegł pomieszczenie pełne poukładanych wszędzie skarbów.
Hunter odetchnął z ulgą. Pomieszczenie wyglądało tak, jak opisał je Belos, więc w końcu udało mu się trafić tam, gdzie początkowo zamierzał.
— Wow. Ile tu drogocennych przedmiotów — szepnęła Lea. Rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym ostrożnie zaczęła iść w głąb pomieszczenia. Hunter przez chwilę ją obserwował, zastanawiając się, jakie są szanse, że wiedźma przypadkowo uruchomi jakąś pułapkę, po czym skupił się na zadaniu, z którym przyszedł. Cesarz wysłał go, żeby znalazł złoty kielich wysadzany jasnozielononymi kamieniami. I mimo że początkowo wydawało się to być prostym zadaniem, teraz Złoty Strażnik niezbyt wiedział, gdzie zacząć poszukiwania.
Szesnastolatek w końcu podszedł do pobliskiego stolika, uznając, że lepiej wszystko sprawdzić po kolei, żeby zmniejszyć szansę przegapienia poszukiwanego przedmiotu. Przeglądał starannie każdą rzecz, nawet taką, która pewnie nigdy nawet nie leżała obok kielichów.
Niespodziewanie z zajęcia wytrącił go głośny huk. Chłopak odwrócił się, automatycznie chwytając swój kostur, pewien, że jakiś strażnik tego miejsca się przebudził, jednak okazało się, że to tylko Lea upuściła złotą tarczę.
— Przepraszam — powiedziała zmieszana nastolatka, podnosząc tarczę i odkładając ją na miejsce. Przez chwilę Złoty Strażnik miał ochotę trzepnąć ją jakimś zaklęciem, ale rozmyślił się, dochodząc do wniosku, że nie ma to ani grama sensu. Poza tym ten wypadek skierował jego wzrok na stronę pomieszczenia, gdzie znajdowała się jego towarzyszka, dzięki czemu udało mu się dostrzec poszukiwany kielich stojący na jednej z półek.
Hunter podszedł do owej półki i zdjął z niej kielich. Dokładnie mu się przyjrzał, po czym, upewniwszy się, że to ten, którego szukał, schował go pod pelerynę.
— Tak właściwie, czego tutaj szukasz? — dotarło do chłopaka pytanie Lei.
— Nie twój interes — odpowiedział Złoty Strażnik, odwracając się w stronę towarzyszki. Dziewczyna stała w oddaleniu od półek i stołów, widocznie nie chcąc już niczego strącić. — Ale wiem, gdzie jest wyjście. Więc jeśli cię to ciekawi, możemy już opuścić to miejsce.
— Byłabym wdzięczna — stwierdziła nastolatka.
Po tej wymianie zdań towarzysze ruszyli w stronę znajdujących się po drugiej stronie pomieszczenia i zakrytych kotarą drzwi. Hunter odsunął materiał i otworzył je. Uderzyło w niego świeże i chłodne nocne powietrze, powodując u niego uśmiech.
Chłopak wyszedł z sali, a młoda Carter podążyła za nim. Znaleźli się na tej samej polanie co wcześniej, z tą jedynie różnicą, że tym razem księżyc znajdował się wyżej niż wcześniej. Drzwi zamknęły się automatycznie za nimi i nie pozostał po nich nawet najmniejszy ślad.
Złoty Strażnik podniósł swoją maskę, która leżała nieopodal, po czym przez chwilę jej się przyglądał w zamyśleniu.
— Proponuję ci współpracę — oznajmił w końcu, odwracając się w stronę Lei, która stała pośrodku polany i zastanawiała się, w którą stronę się udać, żeby trafić z powrotem do domu.
Dziewczyna posłała mu zdumione spojrzenie.
— Jeśli będę potrzebował pomocy w jakiejś sprawie związanej z Kościogrodem, pomożesz mi w tym — kontynuował Złoty Strażnik. — W zamian zastosuję się do twojej prośby i będę się trzymał od tego miasta z dala, chyba że nie będę miał innego wyjścia.
— Nie brzmi uczciwie — stwierdziła nastolatka, zakładając ręce na piersi.
— Oprócz tego może wynagrodzę ci to jakoś w Cesarskim Kowenie. — chłopak wyciągnął w stronę towarzyszki dłoń. — To jak będzie?
Lea jeszcze przez chwilę przypatrywała mu się uważnie.
— Dobrze — odparła, ściskając jego dłoń na potwierdzenie umowy. Zrobiłaby wszystko, byleby tylko uratować rodziców od problemów finansowych, które mogły spowodować jej przeszłe decyzje. Nie ufała do końca Złotemu Strażnikowi, ale ta umowa wydawała się sensownym wyjściem.
— No to świetnie. — Hunter puścił dłoń nastolatki i założył na twarz maskę. — Do zobaczenia, Carter.
Po tych słowach chłopak odwrócił się i wsiadł na swój kostur. Skierował się w stronę zamku Cesarza. W sumie nie był pewny, czy dotrzyma swojej części umowy, ale przynosiła mu i tak więcej korzyści niż strat. Poza tym, nawet gdyby zdenerwował Leę niedotrzymaniem jej, dziewczyna nic mu nie mogła zrobić. Mimo wszystko wydawała się słabsza od niego, a on zdecydowanie drugi raz nie da się zaskoczyć.
~•~
Liczba słów: 3235
Well, część miała być wcześniej. Dużo wcześniej. Ale trochu źle oceniłam długość tej części xD. Znaczy, od początku oceniałam, że będzie przeraźliwie długa, ale nie sądziłam, że aż tak xD
And nie pytajcie mnie, co tu się odwaliło (szczególnie na początku). Ja tylko opisałam to co skrótowo miałam zapisane w notatkach, a że pisałam to, jak byłam chora, to logicznym jest, że jest to trochu dziwne xD
No i zastanawiam się, jakim cudem wy to czytacie. Przecież to z każdą częścią jest coraz gorsze XD
Soo, przechodzimy do oceny finałowego odcinka toh🥰
!!!Spoilery!!!
Ogólnie to odcinek nawet spoko. Myślałam, że jakoś bardziej będzie mi po nim smutno, ale okazało się, że nie. To było zakończenie, na które toh zasługiwało🥰
Ogólnie, jak zobaczyłam to tuż na początku, to niemalże zawału dostałam xD. W sumie wygląda spoko, jednak zastanawia mnie, dlaczego w jednym oku ma Uhu xD
A ta scena to było w ogóle cudo. Szkoda, że nie zadziałało xD
Ogólnie, tak strasznie mi się miło zrobiło, gdy na koniec Darius podszedł do Huntera. No kocham ich relację🥰🖤
A to upamiętnienie Franka cudne🖤 Postawmy mu jeszcze znicze, niech nie zostanie zapomniany [*]
A Ida w tym odcinku wygląda cudownie. Naprawdę. Świetnie do niej pasuje ten strój
Od razu, gdy zobaczyłam Huntera pod koniec, zorientowałam się, że wygląda ładniej. Ale dopiero następnego dnia dotarło do mnie, że nie ma cieni pod oczami. Biedak zaczął się w końcu wysypiać🖤
Kocham relację Huntera i Dariusa v2🥰🖤
Ogólnie, ta mina Aladora z tyłu trochu mnie przeraża xD
Soo, a wy co sądzicie o tym odcinku?
Tak więc do kolejnej części (którą mimo wszystko postaram się wstawić :>)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top