Rozdział


-Czy ty właśnie?-chlopak spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami.

Już miał coś odpowiedzieć, lecz ja szybko chwyciłem go za koszulę i zakryłem usta dłonią, aby po chwili puścić go i szybkim ruchem wyjąć nóż, ktory przystawiłem chlopakowi do gardła.

-Posłuchaj kolo, ty nic nie wiesz i ja nic nie wiem, to z przed chwili nie miało miejsca, ale jeśli-w tym momencie przycisnąłem nóż do jego skóry tak, że po szyi spłynęła mała kropelka krwi-jesli ktoś się dowie, to osobiście poderżnę ci gardło na dachu budynku, a potem skocze do wody ciągnąć twoje ciało za łeb w głębinę morza, Rozumiesz?-spojrzałem mu w oczy z wzrokiem wypranym z emocji, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

Zdziwiłem się sam sobie, że nie wyraziłem żadnej złości, nie krzyczałem, a byłem spokojny.  Jednakże żyjąc tu, już wiedziałem, ze to jest coś, co najbardziej przeraża. Puscilem chłopaka i odjechałem na wózku do stolika, skąd wyciągnąłem rewolwer, pod którym była maskotka i nici, wraz z igłą.

Szybko rozporułem pluszaka i włożyłem nóż między wate w jego wnętrzu. Sięgnąłem dłonią po nici i igle, po czym zacząłem precyzyjnie zaszywać pluszaka. Czułem na sobie spojrzenie mojego "towarzysza", lecz zbytnio się nim nie przejmowałem. Kiedy patrzyłem w jego oczy widziałem bezbronność, niewinność, smutek, a zarazem bezradność. Lepiej ukrywać swe emocje w sercu niż w oczach. Z nich ludzie czytają jak z księgi.

-Przepraszam.

Gwałtownie obróciłem wózek przy czym ukułem się igłą w palec.

-Co?-nie odpowiedział.

Po chwili zdałem sobie sprawę, ze chłopak drży. Chwilę zastanawiałem się o co mu chodzi i w końcu zrozumiałem że mam udawać nie mowe.

-Posłuchaj, jak jesteśmy sami to możesz i tylko w godzinach, kiedy nikt nie patrzy ok?-zapytałem, a chłopak spojrzał na mnie. Zamarlem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top