Biały lew
- Ściągaj ciuchy Kotku. - Wowa mocno zacisnął dłoń na karku swojego partnera warcząc niecierpliwie, jego wilk potrzebował natychmiast zatwierdzić swego przeznaczonego. Warknął kiedy kot spróbował mu się wyrwać, patrząc na niego z przerażeniem. - Pospiesz się, muszę cię pieprzyć inaczej oszaleję.
- Orientuj się napaleńcu. - Wowa błyskawicznie pochwycił metalowy przedmiot który rzucony przez Tori groził uderzeniem jego partnera. Zdumionym wzrokiem wpatrywał się w klucz do mieszkania nad barem. - Tylko zmieńcie pościel jak skończycie. Tylko pospiesz się mam wam jeszcze coś do powiedzenia.
Wowa zatrzymał się w półkroku, ignorując powarkującego w jego wnętrzu wilka, coś w głosie Tori kazało mu zostać. Mocno przygarnął do siebie lwa otaczając mniejszego mężczyznę ramionami w zaborczym geście. Zachichotał słysząc jak w odpowiedzi na jego postępek kot zaczyna cicho mruczeć ocierając się pośladkami o jego sterczącą męskość. Spojrzał na wciąż skamieniałą w szoku siostrę swojego partnera i posłał jej lekki uśmiech, pocierając policzkiem o włosy blondyna.
- Wiecie że Fionn jest przeklęty prawda. - Wowa sapnął w szoku patrząc na Tori pocierającą swój kark - Dlatego jego dzieci zawsze zwracały się przeciw niemu i dlatego nie ma partnera, umm znaczy partnerki. Klątwa zawarta w jego krwi dotyka wszystkich jego dzieci i ukrywa przed nim tożsamość jego bratniej duszy.
- Więc czemu nas to nie dotknęło - Wowa mocniej przygarnął do siebie drobne ciało lwa spoglądając z niepokojem na rudowłosą. Drgnął słysząc jej śmiech w odpowiedzi.
- Myślę, że to z mojego powodu, dusze feniksów są wieczne i związane z duszami ich parterów. Zgodnie z naszymi podaniami dusza feniksa istnieje na długo przed jego narodzeniem, w chwili gdy na świat przychodzi feniks dusza dzieli się na dwie jedna połówka należy do feniksa druga do jego partnera. Kostia urodził się na długo przede mną, babcia twierdzi, że wtedy dusza mojego feniksa się podzieliła i jedna część zagnieździła się w Kostii wiążąc go ze mną na zawsze, a skoro dzielicie tą samą krew zgodnie z naszym prawem związała ze mną także was. Klątwa nie miała na was aż takiego wpływu, ponieważ feniks chronił swojego partnera. Myślę, że Fionn będzie chciał mnie użyć do złamania klątwy.
- Więc to uwolnienie to lipa sukinsyn nas nie wypuści. - Kola uderzył pięścią w ścianę.
- I tak i nie - Tori lekko się uśmiechnęła - Fionn potrzebuje po prostu zmiennego na tyle potężnego i głupiego by poszedł prosto do jamy smoka i przyniósł mu jego krew. Tylko smocza krew zdejmie klątwę.
- Super tyle, że smoki nie istnieją a nawet gdyby istniały to zbyt ryzykowne abym ci na to pozwolił. - Kostia przytulił swoją wybrankę a pozostali lekko skinęli głowami.
- Umm widzicie - Tori nerwowo przygryzła wargę
Lena stojąc dotąd spokojnie wybuchnęła nagle histerycznym śmiechem.
- Kurwa kpisz sobie. - Lwica potrząsnęła nerwowo głową, patrząc na uśmiechającą się wesoło Tori. - Ale one muszą być cholernie wielkie przecież ktoś by je zauważył.
- Fionn wiedział o smokach spotkał się z moją babką to ona kazała mu wtedy przystać na propozycję zmiennych i posłać Kostię za Malikiem, obiecała mu klucz do złamania klątwy w zamian za jego egzekutorów. Widzicie feniksy dość późno przechodzą pełne przebudzenie a ja na dodatek mam w sobie krew anioła mój feniks potrzebował swojego partnera inaczej mogłabym oszaleć. Wyrocznia obiecała Fionnowi że po zdjęciu klątwy on również odnajdzie swoją bratnią duszę ponieważ ona już się narodziła.
Kola opadł na najbliższe krzesło blady niczym ściana, przełknął nerwowo zanim zwrócił się do Tori.
- Powiedz, że to nie smok. - Szepnął dygocąc.
- Nie, smoki się nie parują i nie ma wśród nich samic. Tylko zmienny albo człowiek może zbliżyć się do leża smoka. A do środka wejść może tylko kobieta.
Tori popatrzyła na wtulonego w objęcia Wowy Tomasa, lekko się uśmiechnęła kolejny niezwykły okaz.
- Wowa możesz na chwilę puścić swojego futrzaka i podejść do mnie.
W chwili gdy Wladimir oddalił się na kilka kroków od swojego partnera Tori powaliła go silnym mentalnym ciosem.
Tomas widząc jak oczy jego partnera uciekają w tył a jego ciało bezwładnie osuwa się na ziemię rzuciła się w jego stronę, jednak drogę zagrodziły mu tańczące tuż nad ziemią płomienie.
- Przemień się. - Oczy Tori pozbawione były jakiegokolwiek ciepła zimne niebieskie tęczówki feniksa przewiercały ciało lwa na wylot. - Powiedziałam przemień się lwiątko.
Tomas spanikowany wpatrywał się na zmianę w feniksa, nieprzytomnego partnera i siostrę nadaremnie szamoczącą się w silnym uścisku panterołaka. Kiedy jeden z płomieni niebezpiecznie zbliżył się do ciała powalonego wampira ryknął wściekle bez chwili zawahania rzuciła się do przodu zmieniając w locie postać przykrył ciało partnera swoim. Skonsternowany uniósł głowę czemu go nic nie bolało skoro skoczył prosto w ogień.
- Wspaniały biały lew, wiedziałam nawet go nie osmaliło. - Tori z ciepłym uśmiechem i wesołymi iskierkami wpatrywała się w niewielkiego białego lwa stojącego nad nieprzytomnym wampirem. - Spokojnie Tomas nic mu nie zrobiłam, dobra Wowa wstawaj bo twój kociak ma stracha.
Lew ryknął potężnie i zaczął lekko trącać pyskiem swojego partnera niecierpliwie oczekując od niego jakiegoś znaku.
- Dlaczego? - Wowa jęknął cicho spod ciała swojego partnera
- Biały lew który nie jest albinosem to dość niezwykłe zjawisko, rodzą się bardzo rzadko to urodzeni protektorzy jednak moc białego lwa jest ściśle związana z jego partnerem. Jeśli gniazdo ma mieć z niego pożytek musiałam go przebudzić. A właśnie lwiątku zmień się szybko, mamy gościa.
Tomas prychnął gniewnie i przemienił się z powrotem w człowieka.
- No co? - Spojrzał po zaskoczonych minach obecnych. Wowa szybko ściągnął koszulkę i podał ją partnerowi. - Rany jakby nigdy nie widzieli zmiennego po przemianie.
- I raczej nie będą oglądać Kochanie. - Wywarczał Wowa wściekle.
Tori obróciła się do drzwi stając pomiędzy nimi a zgromadzonymi w środku członkami jej gniazda. Wypuściła swoje czarne skrzydła lekko muskając ich końcówkami stojących po jej obu bokach Kolę i Kostię.
Potężny podmuch otworzył drzwi a do środka wkroczył wysoki dobrze zbudowany mężczyzna, długie do ramion ciemnokasztanowe włosy i oczy koloru burzowego nieba przyciągały uwagę. Przesunął wzrokiem po zgromadzonych, gdy jego oczy spoczęły na Kostii usta wykrzywił mu lekko w chłodny uśmiech. Przechylił lekko głowę i zaśmiał się cicho.
- Znów się spotykamy Łowco.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top