Rozdział 2
W tym momencie zrozumiałam, że właśnie to mi się w nim spodobało - że zawsze był gdzieś obok, troszczył się, że mu na mnie zależało. I te jego przepiękne, niebieskie oczy. Z rozmyślań wyrwało mnie lekkie szturchnięcie w ramię.
- Skoro mamy chwilowo spokój to... możemy porozmawiać? - spytał Ellis. - W cztery oczy?
- O-oczywiście - odparłam lekko zaskoczona.
Odeszliśmy parę metrów od reszty ocalałych.
- B-bo wiesz, ty mi się... się podobasz - powiedział brunet po paru minutach ciszy.
- Z wzajemnością - powiedziałam cicho, spuszczając wzrok.
Nim Ellis zdążył zareagować, pocałowałam go lekko w policzek. Biedak dostał chyba laga mózgu, bo zamarł w bezruchu i z rozchylonymi ustami patrzył przed siebie.
-Ellis? Zrobiłam coś nie tak?
Chłopak uśmiechnął się promiennie i pewnie złapał mnie za rękę.
- Chodźmy do reszty - powiedział, ciągnąc mnie za sobą.
***
Po dłuższym czasie udało nam się dostać na dach hotelu. Nie obyło się bez narzekań Coacha i docinków Nicka, ale przynajmniej nie było nudno.
Przed naszymi oczami rozciągało się prawie bezchmurne, pomarańczowe niebo. Z oddali nadlatywał helikopter ewakuacyjny i wszystko wydawało się być już skończone. Niestety, nasza radość nie trwała długo.
- Cholera, mamy tylko jedno miejsce! - zaklęła Rochelle.
Nim ktokolwiek zareagował, Ellis wziął mnie na ręce, wepchnął do helikoptera i kazał pilotowi odlecieć. Po głowie chodziło mi tysiące myśli, nie wiedziałam, co robić. Nim wzlecieliśmy, zobaczyłam, że brunet coś mówi, ale przez hałas śmigieł niczego nie usłyszałam. Z ruchu jego ust wyczytałam "kocham cię". W tym momencie się rozpłakałam.
***
Od tamtego wydarzenia minęło wiele dni, tygodni albo nawet miesięcy, nie liczyłam. Martwiłam się, że już nigdy nie zobaczę tych zatroskanych, błękitnych oczu. Z ponurych myśli wyrwał mnie dźwięk lądującego helikoptera. Jak zawsze w takiej sytuacji, wybiegłam ze schronu pełna nadziei. Gdy tylko zobaczyłam znajomą brązową czuprynę, rozpłakałam się ze szczęścia. Jego twarz zdobiło kilka zadrapań i drobnych siniaków, ale bez wątpienia to był on. Nim ochrona zdążyła zareagować, podbiegłam i wtuliłam się w niego. Przez chwilę stał oszołomiony, a potem odwzajemnił uścisk.
- Tęskniłam...
- Ja też, ja też.
- Nigdy więcej mi tak nierób! Tak się martwiłam...
- Wybacz, obiecuję, że to się nie powtórzy. Kocham cię.
I wtedy stało się coś, na co nie byłam przygotowana. Pocałował mnie.
The End
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top