Rozdział 4.

Chojnacki anulował fakturę we wtorek z samego rana. Klara uśmiechnęła się pod nosem, gdy napisał do niej krótkiego SMSa sugerującego chęć ustalenia terminu kolejnego spotkania. Przemyślała jego propozycję, ale nie zdecydowała się odpowiedzieć. Wiedziała, że jego apetyt wzrośnie, jeśli będzie musiał poczekać na informację zwrotną. Poza tym, należała mu się nauczka po tym jak próbował zaszantażować ją nadprogramowym rachunkiem.

O ósmej Anka zapukała do jej drzwi i Klara momentalnie poderwała głowę.

— Jarek chce się z tobą widzieć. Teraz — powiedziała z naciskiem sekretarka.

Klara pomachała ręką na znak, żeby go wpuścić. Po chwili dyrektor operacyjny numer dwa stanął w jej gabinecie.

— Golden Stocks się nie pojawi. Znaleźli innego wykonawcę — oznajmił bez przywitania. — Straciliśmy kontrakt na milion dwieście tysięcy!

Klara wyprostowała się jak struna i popatrzyła na niego poważnie znad bezprzewodowej klawiatury.

— Mówisz serio?

— A uważasz, że to dobry powód do żartów?

Klara wstrzymała oddech, analizując informację. Golden Stocks było ich szansą na zdobycie nowych środków. Clever Soft zajmował się kompleksowym tworzeniem systemów i aplikacji zarówno na komputery stacjonarne, jak i urządzenia mobilne. Ich standardowy projekt zaczynał się w głowie kapryśnego klienta, który miał pomysł na apkę bez pojęcia o tym, jak wdrożyć go w życie, a specjaliści Clever Softu zajmowali się resztą, tworząc cały software, dbając o każdy element front-endu, od grafiki po chwytliwe copy, i niepowtarzalne UX.

Od dwóch lat Clever Soft zajmował się również marketingiem, oferując w ten sposób pełny pakiet usług, dzięki czemu ich klienci mogli spać spokojnie, bez potrzeby poszukiwania kolejnych podwykonawców. Taki stan rzeczy miał jeszcze jedną niewątpliwą zaletę — cała kwota przeznaczona na inwestycję zostawała w jej spółce, a akcjonariuszom oczy świeciły się z ekscytacji za każdym razem, gdy kolejny raz jakiś „polski Mark Zuckerberg" pukał do ich drzwi.

Kontrakt z Golden Stocks doskonale pasował do profilu ich działalności. Mieli im napisać, a później wypromować aplikację do obrotu akcjami i papierami wartościowymi. Milion dwieście tysięcy miało być miłą zaliczką na dobry start.

— Podpisali umowę z naszą konkurencją — dodał Jarek znacząco.

Nie musiał uzupełniać o kogo chodziło. Nowe start-upy pojawiały się na rynku co tydzień, ale tylko jedna firma upominała się o tych samych bogatych klientów. Najbardziej irytujący był fakt, że konkurowali nie tylko cenami, ale także jakością świadczonych usług i zdawali się zawsze wyprzedzać Clever Soft o krok, idealnie dopasowując ofertę do klienta.

— By to szlag — podsumowała. — Nie da się nic zrobić?

Jarek wzruszył wściekle ramionami. Rzadko widywała go tak wzburzonego.

— Nie. Podzielili się tą radosną nowiną na wszystkich portalach branżowych i LinkedInie.

Eksmałżonek pogrzebał w kieszeni i wyjął starego Samsunga z dotykowym wyświetlaczem. Stuknął kilka razy w ekran i podsunął Klarze to antyczne urządzenie. Zmarszczyła brwi, widząc krzykliwy nagłówek i zdjęcie dwóch biznesowych rekinów ściskających ręce dla tle banera z pretensjonalnym logiem. A więc to było oficjalne. Oddała byłemu mężowi telefon bez słowa. Nie zostało tu już nic więcej do zrobienia.

Jarek położył dłonie na oparciu drewnianego krzesła naprzeciwko i posłał jej wściekłe spojrzenie, jakby strata klienta była jakimś cudem jej winą.

— Chojnacki skorygował fakturę — powiedział, zamiast odnieść się do najnowszej klęski.

Klara uciekła wzrokiem w dół i wpatrzyła się w pustą tabelkę Excela. Kursor migał smutno w pierwszej komórce.

— To świetnie — stwierdziła, siląc się na niewinną wesołość.

— Do zera — podkreślił Jarek.

Nie kontynuował, dopóki na niego nie spojrzała.

— Nie wiem co ty kombinujesz, Klara, ale mam nadzieję, że to nie skończy się katastrofą.

Serce zabiło jej mocniej. „On wie", przeszło jej przez myśl. Przełknęła ślinę, ale wytrzymała jego oskarżycielskie spojrzenie.

— Mam wszystko pod kontrolą.

— Wiem. To twoja specjalność. Po prostu nie wpakuj nas w kłopoty.

„Już wpakowaliśmy się w kłopoty", pomyślała, ale nie chciała znów zawracać mu głowy formalnościami. Zaakceptowała wstępnie nowy projekt R&D, więc wolała, by eksmałżonek skupił się na tworzeniu kolejnych błyskotliwych patentów zamiast przejmować się nudnymi jak flaki z olejem cyferkami. A już tym bardziej, żeby myślał o tym, co robiła z Chojnackim.

Klara skinęła głową. Doceniała to, że wciąż, po tylu latach od rozwodu, rozumieli się z Jarkiem praktycznie bez słów. Były mąż był jej jedynym przyjacielem. Jedyną osobą, której tak naprawdę ufała. Jedynym mężczyzną, który potrafił do niej dotrzeć i zrozumieć jej punkt widzenia.

— Obiecuję, Jarek — powiedziała poważnie. — Nie martw się.

Jarosław wyszedł bez pożegnania, a Klara przeklęła cicho. Nie spodziewała się, że stracą Golden Stocks. Znała ryzyko biznesowe i zdawała sobie sprawę, że niektóre deale po prostu się nie udawały, ale i tak na końcu języka czuła gorycz porażki.

Clever Soft potrzebował pieniędzy. A konkurencja podkradła im żyłę złota w ostatniej chwili. Wklepała adres branżowego portalu i faktycznie: już na pierwszej stronie przeczytała o „obiecującej współpracy" oraz „synergii dwóch gigantów". Wyłączyła ze złością przeglądarkę i wpatrzyła się w uporządkowany pulpit.

Folder zatytułowany „wywiady" zdawał się z niej kpić. Rzuciła niechętne spojrzenie w bok, na ścianę chwały, jak lubiła ją po kryjomu nazywać — i prychnęła. Ze złością spojrzała na swoje zdjęcie z pierwszej strony Forbes Woman. Mogła świecić przed obiektywami utalentowanych fotografów i występować na najróżniejszych okładkach do woli, oszukując opinię publiczną, ale nie mogła w ten sposób wpłynąć na głupie rachunki.

Westchnęła. Jarek musiał myśleć dokładnie o tym co ona: bez Golden Stocks powinni zacząć rozważać zwolnienia. Nie mieli nawet tyle zleceń, by zapewnić wszystkim pracownikom zajęcie. O zatrudnieniu legendarnych nazwisk, na które polowało Google, nie było mowy. I tak już długo bronili się przed redukcją stanowisk. Może Marcin miał rację i powinni zamknąć oddział w Warszawie?

Na domiar złego, były mąż musiał się domyślać, jak udało jej się anulować fakturę wystawioną przez Chojnackiego. Zapewne podejrzewał już wcześniej, że zdarza jej się sypiać z niektórymi klientami, ale nigdy nie robił jej z tego powodu wyrzutów. W końcu nie dość, że płacili im regularnie, to jeszcze nigdy nie zgłaszali zastrzeżeń do oddanych projektów. Nie było więc „katastrofy" — jeśli już, widać było raczej korzyści.

Klara nie rozważała swojego podejścia w kontekście posądzenia o prostytucję. Uwielbiała seks i mężczyzn, którzy mieli władzę i pieniądze. Wymiana usług następowała dopiero później: ona trzymała romanse w tajemnicy przed ich wypudrowanymi, leniwymi małżonkami, a oni szybko rozliczali się z jej firmą i znikali z jej życia, zostawiając po sobie zaledwie garstkę mniej lub bardziej przyjemnych wspomnień.

Nagłe najście Anki wybudziło ją z rozmyślań.

— Spotkanie — rzuciła zdawkowo asystentka i opuściła pomieszczenie.

Klara poprawiła włosy, nałożyła na usta matową szminkę i poszła do salki konferencyjnej, wygładzając sukienkę. Ściągnęła łopatki i uniosła dumnie podbródek. „Czas złapać byka za rogi", pomyślała, stawiając przed sobą kroki tak, jakby cały świat należał do niej.

***

Druga część wtorku i środa minęły jej jak z bicza strzelił. Klara wracała do pustego mieszkania po dwudziestej drugiej i zrywała się na nogi przed szóstą. Dział prawny w pocie czoła pracował nad planem audytu, a Klara dwoiła się i troiła, by wymyślić strategię wyciągnięcia firmy z dołka bez wzbudzania podejrzeń akcjonariuszy.

Czwartek zapowiadał się jednakowo, jednak tym razem ciążyła na niej o wiele większa presja. Drugi klient z jej listy prospektów wycofał się z oferty w ostatnim momencie i Clever Soft został z niczym. Jedyną szansą uniknięcia zwolnień i uratowania nieskazitelnego wizerunku było spotkanie, na które szykowała się dzisiaj.

Klara jak zwykle zaparkowała Mercedesa w garażu podziemnym o siódmej. Ziewnęła szeroko, wjechała na swoje piętro, przywitała się z panem Darkiem, odebrała od Anki podwójne czwartkowe espresso i zamknęła się w swoim gabinecie. Nie wiedziała, czego spodziewać się po nowym potencjalnym kliencie, więc wypiła kofeinową esencję w kilka minut i skupiła się na ekranie.

Lata doświadczenia w biznesie nauczyły ją przede wszystkim bycia przygotowaną. Nic nie łechtało ego wielkich przedsiębiorców jak fakt, że CEO pełnej sukcesów firmy technologicznej znała całą ich historię, imiona dzieci i nazwę ulubionej restauracji. Klara tylko czasem wzbogacała swój research o zagadnienia erotyczne.

Za kwadrans dziesiąta weszła do zarezerwowanej przez Ankę salki. Rzuciła okiem na wypucowany ekspres do kawy, talerze wypełnione kolorowymi canapé i tartaletkami ozdobionymi świeżymi owocami. Całe szczęście asystentka przeszła samą siebie w przygotowaniu poczęstunku.

— W czym mogę pomóc? — zwróciła się do ubranego w jasne dżinsy i T-shirt mężczyzny stojącego przy przeciwległej ścianie.

Klara zgadywała, że któryś z jej programistów zaprosił kolegę z polibudy na wczesny lunch i partyjkę Fify w pokoju socjalnym. Nieznajomy odwrócił się na pięcie i od razu zwątpiła w swoje przypuszczenia. Mężczyzna miał miękkie, czarne włosy opadające mu swobodnie na ramiona i ciemne oczy ukryte pod długimi rzęsami południowca. Czaił się w nich dziwny blask, który nie mógł należać do żadnego studenciaka. Klara oczyściła niezręcznie gardło, unosząc brwi.

— Czeka pan na któregoś z moich pracowników? — zapytała.

— Och, wydaje mi się, że czekam na panią — odparł nieznajomy, a ona uśmiechnęła się z profesjonalną uprzejmością.

Dlaczego wszystkim zawsze wydawało się, że ich sprawy są na tyle ważne, by fatygować CEO?

— Zaraz zacznie się tutaj spotkanie — poinformowała zdawkowo przybysza i rozłożyła swój komputer, dając mu do zrozumienia, że przeszkadza.

Mężczyzna zaśmiał się pod nosem i przestąpił dwa kroki do przodu.

— Może będzie prościej, jeśli się przedstawię — zaczął i wyciągnął rękę. — Nazywam się Diego Podolski.

Klara drgnęła, a na jej twarzy wykwitł rumieniec. Cholerny Diego Podolski oczekiwał dokładnie takiej reakcji, bo jeszcze bardziej wyszczerzył zęby. Uścisnęła jego dłoń, przełykając ślinę i robiąc dobrą minę do złej gry.

— Pozwoliłem sobie powiedzieć pani asystentce, że jestem tu w sprawie cateringu.

— Jestem pewna, że zaraz przyjdzie reszta uczestników spotkania — odparła przesłodzonym głosem, nie nawiązując w niczym do niewinnego oszustwa, choć mina jej stężała.

Clever Soft był pod ścianą, a Diego Podolski rzucił im koło ratunkowe mogące ocalić cały statek przed zatonięciem. A przynajmniej przed częściowym podtopieniem, dlatego przeczesała cały internet w poszukiwaniu wiadomości na jego temat.

Nie dowiedziała się zbyt wiele, oprócz kilku nic nieznaczących detali zapisanych na łamach biznesowych periodyków. Zagadkowy Diego Podolski zrobił karierę maklera, najpierw grając na giełdzie pieniędzmi zamożnych klientów, a później obracając własnym kapitałem. Nikt właściwie nie wiedział, skąd się wziął i jakim cudem osiągnął tak wiele w tak krótkim czasie. Zbudował swoją markę na tajemniczości i niedostępności. W internecie nie znalazła ani jednego zdjęcia, które byłoby podpisanego jego nazwiskiem.

Z tego, co wyczytała, finansista wycofał się z branży rok wcześniej i przepadł jak kamień w wodę, podróżując po Indonezji. Teraz wrócił do Polski, by zrealizować kolejny sekretny projekt. Przy udziale jej firmy. Odchrząknęła.

— Napije się pan czegoś? — zapytała uprzejmie, choć podawanie drinków było ostatnią rzeczą, jaką powinna zajmować się CEO.

Podolski wskazał na kubek z bombillą ustawiony na blacie za jego plecami.

— Pijam tylko yerbę.

Klara pokiwała głową z uznaniem, choć uważała to za wyjątkowo dziwny zwyczaj. Nie miała pojęcia, dlaczego ktoś rezygnowałby z całej gamy najrozmaitszych napojów tylko po to, by w nieskończoność popijać napar z gorzkich liści ostrokrzewu paragwajskiego przez metalową rurkę. Usiadła na fotelu i wbiła zaniepokojone spojrzenie w szybę za sobą. Gdzie wszyscy nagle się podziali? Czyżby zapomnieli, że od tego spotkania zależało ich być albo nie być?

Klara zwykle radziła sobie sama. Wiedziała przecież, jak rozmawiać z klientami i prowadzić negocjacje, owijając sobie kontrahentów wokół małego palca, ale Podolski ją zaskoczył. Zrobił wyłom w jej doskonałym porządku i bezczelnie się z niej naigrywał, wlepiając w nią nieruchome spojrzenie z ciekawością godną botanika badającego rzadkie odmiany trujących roślin w amazońskiej puszczy.

— Podoba się panu nasze biuro? — zagadnęła, przeklinając w myślach.

Powinna jeszcze zapytać o pogodę i o to, czy jego włosy są prawdziwe, by spełnić wszystkie punkty z listy „jak nie otwierać rozmów biznesowych". Podolski się skrzywił i wreszcie przestał przygniatać ją wzrokiem, rozglądając się z ciekawością.

— Wygląda na pozbawione duszy — stwierdził.

Klara w ostatnim momencie powstrzymała prychnięcie. Wnętrza Clever Softu prezentowały się elegancko, minimalistycznie i designersko. Osobiście kochała tę przestrzeń pełną asymetrycznych rzeźb, obrazów aspirujących twórców i prostych mebli z nowoczesnych materiałów. Zaskoczyło ją, że Podolski bez zastanowienia wyraził swoją opinię. Może jednak nie był tak inteligentny, za jakiego wszyscy go uważali.

Uśmiechnęła się blado w odpowiedzi i zajęła odpisywaniem na maile. Podolski sięgnął do plecaka pod stołem i wyjął z niego komputer. Klara próbowała się skupić na treści nieskończonych wiadomości, ale mimowolnie obserwowała mężczyznę kątem oka. Potencjalny kontrahent podłączył nowoczesny sprzęt do kabla HDMI i upewnił się, że przesyłanie obrazu działa bez zarzutu. Klara zmarszczyła nieświadomie czoło.

— Musi pan włożyć ten niebieski kabel do przekaźnika — poinstruowała go, widząc, że szukał powodu, dla którego nie działał dźwięk.

— Cenna uwaga — odparł Podolski, mrugając do niej frywolnie.

— Zazwyczaj to my przygotowujemy prezentację dla klienta — dodała z konsternacją wypisaną na twarzy.

— Może odwrócimy nieco porządek tego arcypoważnego spotkania. Nie będzie miała pani nic przeciwko?

Kąciki jego pełnych ust poszybowały w górę, a ona pokręciła bez słowa głową. Po raz pierwszy zdarzyło się, by to klient przejął spotkanie w jej towarzystwie, w jej salce konferencyjnej, w jej własnej firmie, ale jego rozbrajający urok i bezpośredniość sprawiały, że bardzo trudno było z nim polemizować.

Ulżyło jej, gdy w drzwiach pojawili się Jarek, Patryk i Michał. Bez trudu rozpoznali bohatera finansowej legendy i przywitali się z nim uściskami dłoni. Najwyraźniej wśród plemników komunikacja odbywała się nieco sprawniej. Klara podniosła się z miejsca, gdy wszyscy pozostali usiedli.

— Cieszę się, że zgodził się pan na spotkanie w naszej siedzibie. Z naszej korespondencji mailowej nie wynika jednak jasno, czego dotyczy pana projekt. Wspominał pan o postawieniu aplikacji mobilnej i platformy online. Czy chodzi o branżę finansową?

Miała nadzieję, że uda im się wykorzystać dane, które zgromadzili, przygotowując się do podpisania kontraktu z Golden Stocks. Gdyby Podolski zlecił im wykonanie takiej samej aplikacji jak gigant, złapaliby pana boga nie za kostki, a za kolana. Musieliby co prawda zrobić wszystko, by dorównać konkurencji, ale gdyby Jarek pospieszył się z pracami nad nową inwestycją, zatrudnił doświadczonego inżyniera z licencją brokerską i zmotywował team do podwojenia wysiłków...

Głos Podolskiego przerwał jej snucie dalekosiężnych planów.

— Nie — uciął. — Ten projekt bynajmniej nie jest związany z finansami — powiedział, a ona prawie skrzywiła się z rozczarowania. — W naszej korespondencji udzieliłem minimum informacji. Jeśli pani pozwoli, przedstawię zamysł mojego przedsięwzięcia, a później podejmę decyzję, czy warto z panią współpracować.

Ręce zadrżały jej nieznacznie. Fakt, że zwracał się wyłącznie do niej nie robił na niej wrażenia, ale to, że nie zaszczycił siedzących wokół niej mężczyzn ani jednym spojrzeniem, wprawiało ją w zakłopotanie.

— Zaraz, zaraz... sądziłam, że jest pan zainteresowany współpracą z nami — zaoponowała, uświadamiając sobie konsekwencje jego słów.

— Pani Klaro, każda firma w pani branży chce realizować to zadanie — odrzekł z czarującym uśmiechem. — Dlatego wybiorę tę organizację, która nie tylko wykona dla mnie techniczną robotę, ale zrozumie to, co właściwie chcę przekazać, poczuje misję i zrealizuje moją wizję.

Klara o mały włos nie przewróciła oczami. Powstrzymała się. Podolski i jego święty projekt misyjny, cokolwiek facet miał na myśli, były jedyną deską ratunku dla Clever Softu. Nawet gdyby zlecił im stworzenie Wirtualnego Kościoła Wyznawców Latającego Potwora Spaghetti, wpisałaby się na listę wyznawców i przemaszerowała przez korytarz firmy w durszlaku na głowie. Pochwyciła ostrzegawcze spojrzenie byłego męża, skinęła głową i wróciła na miejsce.

Mężczyzna uruchomił prezentację. W piętnastu slajdach szczegółowo wyjaśnił, o co właściwie mu chodziło: proponował im stworzenie serwisu streamingowego, aplikacji i platformy dla zarejestrowanych użytkowników, które Jarek wycenił na ponad trzy miliony polskich złotych. Trójkę i sześć zer. Od połowy tej kwoty Klarze świeciły się oczy, ale nie to było najciekawsze.

Podróż po archipelagu Małych Wysp Sundajskich najwyraźniej odmieniła osobowość finansisty o sto osiemdziesiąt stopni, bo Podolski zamierzał stworzyć internetową przestrzeń dla joginów, nauczycieli medytacji, mindfulness, dobrego życia, szczęścia, filozofii i połączenia z naturą. Klara obserwowała jego wywód ze sceptyczną miną. Pracowała w biznesie nie od dziś; wiedziała, że wszystko dało się zapakować w ładny papierek i sprzedać, ale Podolski wyglądał jakby naprawdę wierzył, że za jego koncepcją stoi jakaś wyższa idea, a nie zwykły, przyziemny biznesplan.

— To Netflix dla duszy — zakończył podniośle. — Wisienką na torcie jest projekt ukrytej w lesie wioski, w której będą odbywać się stacjonarne warsztaty z zakresu rozwoju osobistego.

Klara ziewnęła demonstracyjnie. Choć zdawała sobie sprawę z tego, że „personal growth retreat" odbywały się na zachodzie, nie wiedziała, jak zareagować na te wynurzenia. Pierwszy odezwał się Jarek.

— Jesteśmy skłonni podjąć się tego wyzwania, choć stworzenie kompatybilnej z portalem i stroną aplikacji zajmie więcej niż dwa miesiące — powiedział ostrożnie spec.

— Czas nie ma znaczenia — odparł lekceważąco Podolski.

— Zatem jakie są kryteria wyboru pana wspólnika? — zapytała Klara.

Podolski wyłączył komputer i oparł silne ramiona o stół.

— Muszę wiedzieć, że pani firma i ja nadajemy na tych samych falach.

Nikt nie podjął rękawicy. Klara odchrząknęła, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Było w nim coś... magnetyzującego. Jakiś nieokreślony błysk w oku, nonszalancja, które skutecznie zbijały ją z pantałyku.

— Jak mamy to udowodnić? — drążyła najbardziej profesjonalnym tonem, na jaki było ją stać.

— Właściwie, już to pani zrobiła. Pani sceptyczna mina, ciche prychnięcia i kpiący uśmiech wyrażają więcej niż tysiąc słów.

Klara poruszyła się niespokojnie. Była pewna, że Podolski nie zwrócił uwagi na jej zachowanie, ale okazało się, że był doskonałym obserwatorem. Poczuła przypływ paniki. Nie mogli stracić tego klienta.

— Ja... — zaczęła, ale Podolski jej przerwał.

— Czytałem wywiady z pani udziałem. Jest pani twardo stąpającą po ziemi ateistką, przyzwyczajoną do myśli, że nie ma nic oprócz fizycznego tu i teraz, dążącą do sukcesu, uznania społecznego i gnającą za tymczasowym zaspokojeniem podstawowych potrzeb. Rozumiem — podkreślił, a jej zrobiło się głupio. W którym magazynie doszukał się takich treści? Klara wyjątkowo ostrożnie dobierała słowa podczas rozmów z dziennikarzami. Czyżby ktoś inny chlapnął jęzorem, dzieląc się z prasą informacjami, które zwykle zostawały za drzwiami jej eleganckiego gabinetu? Poczuła mrowienie na udach i momentalnie straciła nadzieję na pozytywny finał spotkania. — Dlatego myślę, że będzie pani wspaniałym obiektem badawczym — zakończył Podolski. — Zapraszam panią do mojego projektu.

— Proszę? — zapytała głupio, sądząc, że się przesłyszała.

Podolski podszedł do niej i wlepił w nią palące spojrzenie, odsłaniając równe zęby godne modela wybielającej pasty do zębów.

— Podejmie pani wyzwanie. Weźmie pani udział w organizowanym przeze mnie wyjeździe, gdzie usłyszy pani zdecydowanie więcej o wszystkim tym, czym pani gardzi. Jeśli po czterech tygodniach okaże się, że pani podejście do życia nie zmieniło się ani o stopień, uznam, że moja misja nie ma sensu i pogodzę się z porażką. Jednak jeśli uwierzy pani w sens przedsięwzięcia, podejmę współpracę.

Klara popatrzyła po wszystkich, jakby Podolski właśnie opowiedział nieśmieszny żart.

— Chyba nie mówi pan poważnie?

— Jestem poważny jak zawał serca — odparł Podolski z grobową miną. — Cztery tygodnie w pięknych okolicznościach przyrody, spędzone w towarzystwie najlepszych w swojej dziedzinie. Prawdziwy detoks dla duszy i ciała. Zasłużony odpoczynek od prozy dnia codziennego.

Klara miała dość tej wyliczanki. Nabrała powietrza głęboko do płuc.

— Skąd pomysł, że chcę „odpocząć od prozy dnia codziennego"? — Nakreśliła w powietrzu cudzysłów, cytując mężczyznę.

Kąciki ust Podolskiego uniosły się nieznacznie, a Klara odniosła wrażenie, że pozostali uczestnicy spotkania rozpłynęli się w powietrzu, zostawiając na negocjacyjnej arenie wyłącznie ją i Podolskiego.

— To, że pani tego nie chce, jeszcze nie oznacza, że tego nie potrzebuje — stwierdził, a Klara poczuła elektryczny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. — Proszę dać mi znać, jeśli się pani zdecyduje. Telefonicznie — dodał, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Rzucił szybkie spojrzenie na jej otwarty komputer. — Nie cierpię maili. Pociąg odjeżdża w poniedziałek rano.

Pożegnał się skinieniem głowy z pozostałymi, zarzucił plecak na plecy i wyszedł z pomieszczenia, machając wesoło do skonfundowanej Anki. Gdy zamknęły się za nim drzwi, wszystkie oczy zwróciły się w stronę Klary.

— Chyba nie myślicie, że to dobry pomysł? — zapytała z oburzeniem, przypatrując się ich zdezorientowanym twarzom.

Pochwyciła spojrzenie byłego męża.

— Fatalny — przyznał Jarek, wzdychając przeciągle. — Ale jedyny, który pozwoli nam utrzymać się na powierzchni.

Klara znieruchomiała. Co, do cholery, działo się z jej perfekcyjnym życiem?


Front-end — opracowanie graficzne interfejsu, dzięki któremu użytkownik może wchodzić w interakcję ze stroną

Copy — skrót od „copywriting", wszystkie teksty i hasła na stronie lub w aplikacji

UX — user experience, czyli dostosowanie interfejsu, by był jak najbardziej przyjazny dla użytkownika

Prospekt — potencjalny klient

Bombilla — metalowa rurka zakończona sitkiem przeznaczona do picia yerba mate

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top