5.
Rankiem byliśmy już pod moim domem. Jack postanowił zostać u mnie na jeden dzień. Gdy stałam przed moimi drzwiami, usłyszałam:
~ Miło, że wróciłaś ~
Tygrys! Zapomniałam!
~Wiem, że zapomniałaś~
- Przepraszam - wypowiedziałam na głos.
- Ale za co ?
Kurcze, zapomniałam, że jest ze mną Jack !
- Eee...że...się tak zagapiłam.
- Okay. Otwieraj już te drzwi.
Powoli przekręciłam klucz w zamku i przekroczyłam próg domu. Zaraz za mną wszedł chłopak.
- Wow. Masz piękny dom i to w idealnym miejscu.
- Wiem. Jack ja muszę na chwilę wyjść. Zaraz wracam.
- Okay. Alice, czy coś się dzieje.
- Nie! Eee...nie. wszystko jest w porządku.
Wybiegłam zatrzaskując za sobą drzwi. No to się zdemaskowałam.
~ Dobrze. Wejdź w las. Idź prosto~
Tak też zrobiłam. Po chwili znalazłam się na pięknej polanie. Było ciepło. Wszędzie rosły kwiaty, różowe, czerwone. Na środku polany siedział tygrys. Przemówił do mnie.
~ Okay. Znów się widzimy. Dobrze, że jesteś.~
- Dlaczego mnie cały czas męczysz. Czego ode mnie chcesz ?
~ Bardzo wiele. Jesteś jedną z nas ~
- Nie jestem Tygrysem.
~ Jesteś, ale jeszcze o tym nie wiesz ~
- Chyba jakieś żarty.
~ Tylko ja mogę cię zmienić w tygrysa, jeśli zechcę ~
- Dlaczego mnie wybrałeś ?
~ Zdejmij buty. Spójrz na stopę ~
Miałam tam małe znamię. Nie miało konkretnego kształtu. Było małe i białe.
- Mam to od urodzenia.
~ Właśnie. Otóż to ~
- I co mam robić ?
~ Jesteś bardzo silna. Masz wyjątkowe zdolności. Prawdopodobnie woda cię słucha. Tak jak mnie ~
- Phh. Większych głupot nie słyszałam, ale chyba zwariowałam, skoro gadam z Tygrysem.
Usłyszałam szelest za sobą. Odwróciłam się. Za mną stał Jack. Wytrzeszczał oczy ze zdumienia.
- Jack...ja...
- Nie mów nic. Ty gadasz z...TYGRYSEM.
- Tak. Nie jest groźny.
- Wiem...to znaczy...
- Skąd wiesz?
- Bo ja też mam Tygrysa.
Zamilkłam. Czyżbym nie była sama?
- Pokaż stopę.
Chłopak zdjął buta. Miał takie samo znamię, na tej samej stopie, w tym samym miejscu i o tym samym kształcie.
- No to ekstra. Słyszałeś mojego tygrysa, gdy staliśmy przy drzwiach ?
-Tak. Dlatego za tobą poszedłem.
~ Koniec tych pogaduszek, jestem White. Jak nazywa się twoja opiekunka ? ~
- Asha.
~ Co !? Jakim cudem !? Przecież to moja córka. Nie może jeszcze uczyć ! ~
- No cóż...chyba czeka cię poważna rozmowa.
~ Tak, wybaczcie muszę biec. Zamienię was w tygrysy. Pobiegajcie sobie ~
White zniknął za drzewami. Zostaliśmy sami. Faktycznie, byłam białym tygrysem. Jack był biały w czarne paski i miał zielone oczy. Takie same, jakie ma naprawdę.
- No to...chodźmy biegać.
Mijaliśmy drzewa i tyko drzewa. W pewnym momencie dotarliśmy do skał. Za nimi zobaczyliśmy czarne tygrysy. Chcieliśmy iść się przywitać, ale nagle coś pociągnęło nas w tył.
- White! Co ty robisz ?
~ Nie możecie tu być ~
- Dlaczego?
~ A chcesz jeszcze trochę pożyć ? No właśnie! Szybko do brzegu lasu ~
Po chwili staliśmy na polanie przemienieni w ludzi.
~ Jutro zaczynamy szkolenie ~
- Po co ?
~ Żeby was nic nie zeżarło! A teraz do domu ! ~
Tak też zrobiliśmy. Byliśmy bardzo zmęczeni. Od razu położyliśmy się do swoich łóżek i zasnęliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top