4.
Słońce grzało mnie w plecy. Opalałam się na plaży, a chłopaki kąpali się w morzu. Dobrze, że się dogadali. Już myślałam, że Patrick nie polubi Jacka. Najwyraźniej się pomyliłam.
- Hej! Alice chodź do wody! - wykrzyczał Jack.
- Nigdzie nie idę.
- A jednak.
Chłopak wyszedł z wody, złapał mnie mokrymi i zimnymi rękami, a na końcu wrzucił do wody.
- Oszalałeś!? Teraz mi zimno !
- Oj nie przesadzaj.
- Nie przesadzam.
Wstałam i ruszyłam w stronę mojego koca. Chłopcy postanowili wyjść już z morza. Wytarli się w ręczniki i położyli obok mnie.
- Głodni ?
- Taaak - odpowiedzieli chórem.
Podałam im drożdżówki z dżemem i poszłam budować zamek z piasku.
- Pomogę ci.
Koło mnie usiadł Jack i zaczął usypywać górę z piasku. Patrick nadal siedział na kocu.
- Jesteś fajna, Alice. Inna niż wszystkie.
- Tak...często to słyszę.
Poczułam pocałunek na policzku, a gdy się odwróciłam zobaczyłam Jacka z krwawiącym nosem.
- Patrick coś ty mu zrobił !? - wykrzyczałam.
Pobiegłam na koc po chusteczkę i przytknęłam ją do nosa Jacka.
- Musimy jechać do szpitala - zarządziłam.
- Nigdzie nie jadę z tym...
Patrick przerwał widząc moją wymowną minę.
- No dobra.
- Szybko, bo się wykrwawi.
----------1 h później ---------
- Co mu się stało ? - zapytał lekarz.
- Dostał od kolegi - wyjaśniłam.
- Założymy kilka plastrów i będzie dobrze. Proszę zmieniać swojemu chłopakowi opatrunek.
- E...to nie jest...
Jack mi przerwał.
- Tak, ona się zastosuje.
- Dobrze. Więc żegnam.
Opuściliśmy szpital. Przed hotelem Jack chciał porozmawiać w cztery oczy. Patrick poszedł do pokoju, a ja zostałam sama z chłopakiem.
- Słuchaj - zaczął - bo ty...strasznie mi się podobasz...czy nie chciałabyś dać nam szansy?
Jack bardzo mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się tego po nim. Znaliśmy się tylko dzień, a ja już go polubiłam. Podoba mi się, ale nie jestem pewna, czy coś by z tego wyszło.
- Jack...tak. Dam nam szansę...tylko najpierw się lepiej poznajmy.
- Ale jesteśmy parą ?
- Jasne.
- To jutro o 12 będę na ciebie czekać pod pokojem.
Chłopak odprowadził mnie pod drzwi, a sam poszedł do siebie.
- Co on od ciebie chciał ? - zapytał Patrick.
- Nic. Nie ważne.
- Bardzo ważne. Chcę wiedzieć.
- To nie twoja sprawa.
Chłopak podszedł do mnie i pocałował. Chciałam uciec, ale za mocno mnie trzymał. W końcu udało mi się wyrwać. Wybiegłam z pokoju i wpadłam jak burza na Jacka.
- Alice? Co się stało?
- Co ty tu robisz? - wyjąkałam łkając.
- Idę wyrzucić śmieci. Chodź do mnie.
Chłopak przytulił mnie i zaprowadził do siebie.
- Co jest ?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- To Patrick. Prawda ?
- Tak.
Zaczęłam zalewać się łzami. Nie rozumiałam, dlaczego on mi to robił. Zmuszał mnie do tego. Czułam coś wyjątkowego, gdy mnie całował, ale potrzebowałam delikatności, a nie przymusu.
- Ja mu zaraz...
- Nie. Nie rób mu nic. Muszę to przemyśleć.
- Dobrze. Przenocujesz u mnie ?
- Tak.
-Będę spać na kanapie.
- Nie. Śpij w łóżku. To ja jestem gościem.
- No co ty. Musisz się wyspać. Idź pod prysznic. Potem ja pójdę.
Zrobiłam tak, jak Jack mi polecił i już po chwili leżałam w ciepłym łóżku. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Nie otwieraj - zawołał Jack - zaraz wyjdę.
Po 2 minutach chłopak otworzył drzwi. Stał przed nimi Patrick. Schowałam się tak, żeby mnie nie widział.
- Jest Alice? Musze z nią porozmawiać.
- Może...ale ona nie chce się z tobą widzieć.
Jack zatrzasnął drzwi.
- Idź spać.
Położyłam się do łóżka, przymknęłam oczy, ale nie do końca, bo chciałam poobserwować Jacka. Sięgnął on po jakąś książkę.
- Co czytasz? -zapytałam.
- Pismo Święte.
- Co ? - powtórzyłam ze śmiechem.
- To co słyszałaś.
Zdumiałam się tym. Nie myślałam, że Jack jest wierzący.
- Chodzisz do kościoła ?
- Tak, ale to nie wystarcza.
- Ja nie byłam tam od lat - prychnęłam.
- To może pora wrócić ?
Zastanowiło mnie to. Czy życie ma jakiś sens. Po co żyjemy. Jaki jest cel tego wszystkiego.
- Wierzysz w Boga Jack ?
- Tak.
- Ale skąd wiesz, że...
- Wiesz, wyjaśnię to tak. Jeżeli Bóg nie istnieje, to i ty nic nie stracisz i ja. Ale jeśli istnieje i Jezus umarł za nas na krzyżu, to chyba nie spotkamy się na tamtym świecie.
Jack miał rację.
- To gdzie Bóg był przez te kilkanaście lat ? Gdzie był, gdy cierpiałam?
- Szukał cię, Alice. Chciał cię pocieszyć, ale ty go odrzuciłaś.
- Jack. Chcę się zmienić. Pomóż mi odnowić kontakt z Bogiem.
- Oddaj swoje życie Jezusowi - chłopak patrzał mi prosto w oczy - szczerze. Powiedz mu wszystko, tak, jakbyś rozmawiała z przyjacielem.
Tak też zrobiłam. Czułam się lepiej. Odnowiona. Wybaczyłabym Patrickowi, ale to było dla mnie jeszcze za trudne. Może jutro z nim porozmawiam. Potraktował mnie jak przedmiot.
- Jack ?
- Tak ?
- Przytulisz mnie ?
Chłopak uśmiechnął się, podszedł i przytulił. Leżał tak przy mnie, aż zasnęłam.
----- 8 .00 --------
Obudziły mnie wspaniałe zapachy dochodzące z kuchni. Udałam się tam.
- Co tak pachnie ? - zapytałam.
- Tosty z serem. Głodna ?
- Jak wilk.
Chciałam, żeby Jack przytulił mnie i pocałował, ale chyba chciał być ostrożny. Bał się, że mnie zrani. Niepotrzebnie. Ufałam mu. Kochałam go strasznie mocno, choć znamy się jeden dzień. Wczorajszy wieczór zbliżył nas do siebie.
- Skąd jesteś ? - zapytałam.
- Z Szczecina. A ty ?
- Tak samo ! A ile masz lat ?
- 17. Rodzice pozwalają mi samemu podróżować. Jeżdżę pociągiem. Opuściłem trochę szkoły.
- Ja tak samo. Dasz mi numer telefonu ?
- Oczywiście.
Chłopak podał mi numer i tosty.
Po skończonym posiłku przyszła pora na rozmowę z Patrickiem.
- Alice! - wykrzyknął - jak dobrze, że Cię widzę.
- Słuchaj, traktujesz mnie jak przedmiot, ranisz mnie.
Zamilkł.
- Ja...nigdy nie chciałem cię zranić...myślałem...
- Nie ważne. Wybaczam ci.
- To dobrze.
- Wracajmy już do domu. I weźmy ze sobą Jacka.
- Dobrze.
Spakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top