3.

Cała godzina spędzona przed twarzą Patricka. A myślałam, że nie ma nic gorszego. Inne laski aż pękały z zazdrości, zupełnie nie wiem czemu.
Po dzwonku szybko opuściłam klasę i skierowałam się pod następna salę lekcyjną. Nagle ktoś złapał mnie za koszulkę i pociągnął do tyłu. Już myślałam, że to znowu Patrick, ale nie tym razem.
- Masz się odczepić od naszego wychowawcy! - wysyczała mi prosto w twarz jakaś blondyna.
- Oh, nawet nie wiesz jakbym chciała. Tyle, że to nie ja za nim latam.
- Jeśli się od niego nie odwalisz, to pożałujesz.
Puściła moją bluzkę i odeszła. Ten idiota sprowadza na mnie same kłopoty.
________________________
Po skończonych lekcjach zeszłam do szatni, ubrałam się I wyszłam ze szkoły, gdzie przy samochodzie czekał kto ? Patrick ! W sumie, to wolę z nim jechać, niż żeby znowu spotkać to coś.
- Hej! Alice ! Jedziesz ze mną ?
- Tak, chętnie.
Wsiadłam do samochodu i dojechaliśmy. Niestety, ta blondyna mnie widziała.
- Co robisz dziś o 18 ?
- Nic...ale...
- No to super. Do zobaczenia.
- Słuchaj. Muszę Ci coś powiedzieć. Nie możemy się spotykać.
- Pff. Niby czemu ?
- Po prostu jakaś laska się mnie uczepiła i nie mam zamiaru ryzykować dla ciebie mojej reputacji w tej szkole.
- Nie przejmuj się nią. Jeśli będą jakieś problemy, to powiedz, a ja to załatwię.
- Okay.
W samą porę przyjechaliśmy pod mój dom.
- To do zobaczenia śliczna - Patrick puścił mi oczko i odjechał.
Chciałam wejść do domu, ale w krzakach coś się poruszyło. Postanowiłam chwilę poczekać. To był błąd. Zza krzaków wyszedł duży, biały Tygrys. Zastygłam w bezruchu. Zwierzę zbiżało się do mnie. Po jakiejś minucie potwór stał naprzeciwko mnie. Nie zaatakował, a ja nie bałam się. To było coś niesamowitego.
~ Witaj. Jestem White ~
Rozglądałam się dookoła zdezorientowana, dopóki nie dotarło do mnie, że rozumiem mowę tego zwierzęcia.
- Ehm... Ja jestem Alice.
~ Wiem to ~
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zadać tego pytania.
- Zjesz mnie ?
~ No pewnie ~ prychnął Tygrys.
Przeszł mnie dreszcz. Spanikowałam.
~ Spokojnie. Żartowałem ~
Od razu mi ulżyło.
- Co ode mnie chcesz ?
~ Bardzo wiele. Spotkajmy się jutro, kiedy dzwony kościelne wybiją 12 w południe, pod twoim domem ~
- Dobrze..to...do zobaczenia.
Weszłam do domu i od razu padłam na kanapę. Znowu sen. Mój dom, ja i Tygrys. Czuje się świetnie. Nagle, nie wiadomo czemu, upadam na ziemię i...znów się budzę. Widocznie walenie do drzwi nie dało mi dokończyć snu.
- Już idę !
Otworzyłam drzwi. Znów zobaczyłam chłopaka całego zasapanego i spoconego.
- Niech zgadnę...zaspałaś?
- Tak...ja...
- Takie coś się leczy. Martwię się o ciebie.
- Niepotrzebnie.
Ubrałam się szybko i wsiadłam do samochodu chłopaka.
- Gdzie jedziemy ?
- Nad morze.
- Że...CO ?
- Weźmiesz sobie małe wolne.
- Od szkoły ? A kto mi to usprawiedliwi ?
- Ja.
Faktycznie. Zapomniałam, że Patrick to mój wychowawca.
- No dobra...ale nie mam nic na zmianę i...
- O to się nie martw. Wstąpimy po drodze do sklepu.
Nagle coś mi się przypomniało. Spotkanie z Tygrysem! Już chciałam powiedzieć Patrickowi, że ma wracać, kiedy usłyszałam w głowie:
~ Jedź z nim. Spotkamy się w piątek ~
Był wtorek. To oznaczało, że chłopak zabierał mnie na dłużej niż jeden dzień. Zaczynałam mieć wątpliwości, czy dobrze robie jadąc z nim.
- A właściwie, to dlaczego się tak mnie uczepiłeś?
- Jeszcze nie wiesz ?
- Nie. I chciałabym wiedzieć.
- Bo jesteś inna niż wszystkie dziewczyny jakie znam. Nie starasz się o mnie i nie denerwujesz mnie. To mnie pociąga.
- Mhm. Super.
- Nie lubisz mnie. Prawda ?
- Średnio. Musiałbyś się bardziej postarać o moją sympatię.
- Cały czas się staram. Może to kiedyś docenisz.
Odwróciłam głowę w stronę szyby. Było mi trochę głupio, że cały czas tak traktowałam Patricka. Po paru minutach zasnęłam.
Obudziłam się sama w samochodzie, przykryta kocem. Chłopak musiał stanąć na stacji benzynowej, żeby zatankować. Boję się. Nigdy nie lubię zostawać sama i to jeszcze w nocy. Była 23. Po chwili z budynku wyszedł Patrick i ruszył do samochodu.
- Widzę, że wstałaś.
- Tak.
- Głodna ?
- Baaardzo.
- Może być Hot Dog ?
- Jasne!
Chłopak podał mi dużego Hot Doga, którego zjadłam ze smakiem.
- Dzięki Patrick.
- Nie ma za co. To dla mnie przyjemność.
Ruszyliśmy w dalszą drogę.
Około 7 rano byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu. Ja poszłam pod pokój 232, a Patrick po klucz do niego. Po chwili z pokoju obok wyszedł młody chłopak, wysoki, dobrze zbudowany blondyn.
- Cześć - przywitał się - Jestem Jack.
- Hej. Alice - podaliśmy sobie dłonie.
- Z daleka przyjechałaś ?
- No...chyba tak. W sumie to nawet nie wiem do końca gdzie jestem.
- Jak to ?
- Mój kolega mi nie powiedział gdzie jedziemy.
- Jesteś w Białogórze. Nad morzem.
- Dzięki.
- Słuchaj...dałabyś swój numer telefonu ?
- Jasne.
Podałam chłopakowi numer i pożegnaliśmy się. Po chwili przyszedł Patrick i otworzył drzwi. Pokój nie był za duży, ale przytulny. Żółte ściany i białe kafelki ładnie ze sobą wyglądały. Na szczęście łóżka były osobno, ale dzieliła je tylko szafka nocna. Jak dla mnie to za mało. Nie wiem czego się po nim spodziewać. Miałam potrzebę odświeżenia się. Dobrze, że w łazience było wszystko, czego mi potrzeba, bo przecież nic ze sobą nie zabrałam. Postanowiłam wziąć prysznic. Po 5 minutach byłam gotowa. Wyszłam z łazienki i usiadłam na łóżku. Mój telefon się prawie rozładował.
- Patrick ?
- Hmm?
- Masz ładowarkę ?
- Tak.
Chłopak podał mi przedmiot.
- Dzięki.
- Idziemy się wykąpać?
- Niby gdzie ?
- Do morza !
-No...dobra, ale nie mam stroju.
- Zabrałem ci.
Chłopak podał mi strój w kwiaty. Ciekawe skąd wiedział, że to mój rozmiar. Ubrałam się szybko i wyszłam. Potem do toalety wszedł chłopak i po chwili wyszedł.
- Spakowałem nas na plażę. To idziemy ?
- Jasne.
Wyszliśmy z budynku. Przed drzwiami stał Jack i się nam przyglądał.
- Hej Alice. Wybieracie się na plażę ?
- Tak. A ty ?
- W sumie też się wybieram. Mógłbym iść z wami?
- Oczywiście.
Ruszyliśmy w stronę morza. Patrick nie był zadowolony obecnością Jacka, ale jakoś to wytrzyma. W końcu nie może mieć mnie na wyłączność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top