21. Kiełbaska, ciasto i lotnisko
Serena POV
-ToClemontiBonniebardzofajneosobyznalzłemichbozgubiłemsięnabazarzejakposzedłempochlebzSerenąjananichwpadłemaoninamnieibyłemtakiszczęśliwywkońcudawnosięniewidzieliśmyboostatnioichzobaczyłemwKalosbowyleciałemtutajanagleonitutajsąmoiprzyjacielezinnegoregionusupernie?! - Powiedział najszybciej jak tylko mógł Ash, nadal trzymając ramiona Clemonta i Bonnie
Nastąpiła niezręczna cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć, pewnie dlatego bo nikt nie zrozumiał co powiedział chłopak. Nawet ja, mimo że doskonale wiedziałam o co chodziło.
- Więc... Kto to jest? - Spytała się Lilie, wskazując na moich dwóch przyjaciół
- Przecież tłumaczyłem! - Oburzył się Ash
- Tłumaczyłeś... Ty po prostu coś nawijałeś! Za nic nie dało się tego zrozumieć
- To może je wytłumaczę... - Wtrąciłam się, bo inaczej nikt niczego by się nie dowiedział, i wszyscy mieliby tylko gorszy humor. - To jest Bonnie, a to Clemont. Nasi przyjaciele z Kalos.
- I co Ash? Tak się nie dało?
- Przecież ja tak zrobiłem!
- Jasne... W każdym razie, alola! Jestem Malllow - przedstawiła się zielonowłosa, wyciągając rękę w kierunku nowo poznanej dwójki
- Sopholces!
- Kiawe!
- Lana!
- Lilie!
Wszyscy mieli ręce wyciągnięte przed siebie, w kierunku rodzeństwa. Wyglądało na to, że ta dwójka nie wiedziała co zrobić. Chociaż, kto by wiedział w takiej sytuacji... 5 osób które dopiero co masz poznać przedstawia się, oczywiście wszyscy naraz, i próbuje potrząsnąć twoją rękę. Pięć dłoni.
- Cześć! Bonnie, Bonnie, Bonnie, Bonnie, Bonnie! - Przywitałasię dziewczyna, mówiąc swoje imię za każdym potrząsnieniem dłoni. Nieźle sobie poradziła.
- Cześć...? Clemont, Clemont, Clemont, Clemont, Clemont. - Przynajmniej próbował zrobić to co jego siostra... Eh...
- Więc... Skoro przyjechał ktoś nowy, to może by tak... Urządzić jakieś powitanie...? Wiecie, takie z ciastem, i jedzeniem, i ciastem - zaproponował Sohpcles, który jak zwykle chciał wykorzystać okazję żeby zjeść coś dobrego za darmo
- Tak! Chciałabym ciasto! Proszę! - Poparła swojego nowego znajomego Bonnie, i zaczeła prosić... W sumie to nie wiem kogo, albo Clemonta albo wszystkich wokół
- Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! - Skandowała dwójka, najgłośniej jak się dało. - Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Ciasto! Cia-
- Dobra, dobra! Będzie ciasto
- JEJ! Ciasto!
Widać że ta dwójka już się polubiła. I pomyśleć, że to wszystko przez ciasto... Chociaż, z tego co pamiętam, Bonnie bardzo lubiła kiełbaski. Zwłaszcza znad ogniska. Huh, to chyba przeznaczenie.
- Dobra, ciasto się załatwi ot tak, ale co z miejscem? I wszystkim co jeszcze jest potrzebne do powitania?
- A ciasto nie wystarczy? - Spytał się skołowany Sophocles. Mallow przez to strzeliła facepalma. I to serio, udeżyła się dłonią w twarz. Sophocles ją kiedyś wykończy tym swoim... Czymś. Czym on ją w ogóle wykańcza? Głupotą? Gadaniem? Nie wiem. W każdym razie, jak chłopak zobaczył reakcje Mallow, spróbował się poprawić. Choć trochę mu to nie wyszło... - A, no tak... Kiełbaska będzie lepsza.
- Nie o to chodzi!
- To o co?! Jest kiełbaska, i wszystko załatwione! Nic innego nie potrzeba, ona jest po prostu tak dobra, że... Łączy wszystkich ludzi, gasi spory, dzięki niej nawiązywane są nowe znajomości... Kiełbaska to... Kiełbaska. Coś idealnego.
- No dobra, ale może coś do picia by się przydało?
- Damy kranówę!
- A gdzie to zorganizujesz? Wiesz, gdzie się spotkać, rozpalić ognisko...
- Tam gdzie byliśmy z Profesorem Kukui. Pamiętacie?
- Tam gdzie wygłosiłeś swój wiersz o kiełbasie? - Jako odpowiedź na to pytanie, Sophocles wolno pokiwał głową. - Tam gdzie ptak ci zabrał twoją "wspaniałą, idealnie wypieczoną kiełbasę"?
- Nigdy mu tego nie wybaczę! Hamigilare jeszcze pożałuje...
- Kto to jest Hamiligare? - Spytał się Clemont
- Hamigilare to taki ptak któ-
- TO ZDRAJCA, STRASZNY CHAM KTÓRY ZAPŁACI ZA SWOJE HANIEBNE CZYNY!
- ...czyli...?
- Złodziej. Okropny złodziej, który wykorzystał moją nieuwagę, by ukraść mój skarb.
- Co ci ukradł?! Pieniądze? Pokemona?!
- Nie... Coś gorszego... - W tym momencie Sophocles zrobił dramatyczną pauzę w wypowiedzi. Po chwili dodał cicho, powstrzymując się od płaczu. - Moją ukochaną kiełbaskę...
Wszyscy w pełni nie rozumieli miłości blondyna do kiełbas, ale po spędzeniu z nim tylu miesięcy, a u niektórych lat, wszyscy się już przyzwyczaili do jego fetyszu. Wszyscy oprócz rodzeństwa, które dopiero co zobaczyło go pierwszy raz w swoich życiach.
- Czyli jesteś wściekły na ptaka, bo zabrał ci jedzenie...?
- Tak! Ale to nie było byle jakie jedzenie! Przecież to była kiełbaska. Pokarm bogów. I to znad ogniska. Pieczona przez odpowiednią ilość czasu, w odpowiedniej pozycji, pod odpowiednim kątem. Strasznie się nad nią postarałem...
- Dobra, bo schodzimy z tematu - skończyła temat kiełbasy Mallow. - Czyli, żeby się lepiej poznać spotykamy się jutro wieczorem w tamtym miejscu, tak?
- Tak!
- Um, a gdzie jest to miejsce...? Wiecie, nie znamy okolicy ani nic, i tak trochę nie wiemy gdzie to jest...
- Ash i Serena was zaprowadzą. Prawda?
- Yhm.
- A co z ciastem? Ja chcę ciasto!
- Jak chcecie, mogę przynieść
- JEJ! Będzie ciasto!
~Time skiiip~
- Więc, Zespół R się za was przebrał?! Jacy niemili...
- A czego można się po nich spodziewać. W końcu, kradną pokemony i w ogóle nie robią jakiś najmilszych rzeczy...
- No ale takie coś?! To już za wiele! - Oburzył się Kiawe, i zaczął wymachiwać rękami tak, że udeżył w ramię pieczącego kiełbaskę Sophoclesa
- Weź się opanuj, bo mi kiełbaskę z kija strącisz!
- Sorry! Ale to wszysrko przez Zespół R! Muszą zapłacić za to, co zrobili
- Ale jak niby? W więzienu zamknięci nie zostaną. Albo to oni są bardzo mądrzy i sprytni, albo to policja tutaj jest niewyobrażalnie niemądra, i nie potrafi robić rzeczy, które robią dziesięciolatki (A/N czy tylko ja odnoszę wrażenie że w pkm ta policja nie zdała podstawówki jak oni Zespołu R nie potrafią złapać? ._."). Sami nic im nie zrobimy. Mimo wszystko, stoi za nimi organizacja która jest o wiele silniejsza od nas. Z resztą, i tak nie mamy pojęcia gdzie się teraz znajdują, a ostatnio nie dawali znaku życia - stwierdziła Lilie, spokojnym i cichym głosem.
- No właśnie, ciekawe co z nimi? Może nie żyją?
- Nieee, na pewno żyją. Nie daliby się zabić. Są zbyt sprytni. Spójrzcie tylko na ich przebrania! Od razu by mogli założyć jakieś kamuflujące coś, i puf! Nikt ich nie znajdzie. A nawet jeśli znajdzie, to jest family-friendly, nie zabijamy się nawzajem. Umierać mogą tylko staruszkowie, z przyczyn zdrowotnych, pokemony, oraz Ash który i tak zawsze się odradza. - Podsumował Clemont. Chyba nikt, nawet Ash, nie zrozumiał tej części z odradzaniem się. W sensie, kiedy on się odradzał? Przecież jeszcze nie umarł.
- co...? Ash się odradza...?
- No? Nie wie- A, przepraszam, przecież wy nie wiecie... W każdym razie, wątpie że coś im się stało. Pewnie po prostu knują swoje plany, jakby to zdobyć Pikachu
- Pika! - Odezwał się mały żółty przyjaciel Asha, słysząc swoje imię
- A gdzie jest ciasto? - Zmieniła temat Bonnie, jako pierwsza zauważając że Mallow nie przyniosła tego, o co ona i Sophocles tak prosili. Jak tylko jej wielbiący kiełbaski przyjaciel to usłyszał, ze zdumienia prawie upuścił patyk z jedzeniem na ziemię.
- No właśnie! Przecież obiecałaś! Ty oszukańcu! Ty... Ty kłam-!
- Hej! Jest ciasto, przyniosłam, spokojnie... Leży w pudełku, tym na ziemi. Z resztą to tylko ciasto, nie wiem o co chodzi...
- O co chodzi? O ciasto. O ciasto chodzi. Ciasto to drugi najlepszy pokarm świata! Zaraz po kiełbasce oczywiście. A ty się jeszcze pytasz o co chodzi...
- No właśnie! Jak można TEGO nie rozumieć! Nawet Clemont wie jak wspaniałe jest ciasto.
- Ej! Co to było za nawet?!
- No nawet! Przecież ty nie rozumiesz wspaniałości kiełbaski!
- No a jak miałbym rozumieć?! To tylko mięso, tłuszcz, i-
- TY IGNORANCIE! - Wrzasnął Sophocles - JAK MOŻESZ TAK MÓWIĆ?!
- Hej, Sophocles, spokojnie...
- Jak SPOKOJNIE?! To jest... To jest... Toż to zdrada! Odwołaj te słowa!
Przrażony niby niegroźnym chłopakiem, Clemont zrozumiał że mocy kiełbasy się nie ignoruje. Zwłaszcza w towarzystwie Sophoclesa
- Odwołuję! Odwołuję!
- Naprawdę odwołaj!
- Szczułt, osęim ylkot ot. Ćeimuzor mybłaim kaj a on?!
- Dobrze. Mam nadzieje, że teraz zrozumiesz potęgę kiełbaski.
~Time skip :3~
Sophocles POV
- My już musimy iść. Wiecie, profesor Kukui nie pozwala wracać po 22:00... - Wytłumaczyła Serena
- Rozumiemy. To pa! - Pożegnała się Lilie
- Pa! - Wszyscy powiedzieli, a dwójka współlokatorów odeszła.
Gdy byli już dosyć daleko, na tyle, że nikt ich nie widział, Bonnie postanowiła się odezwać.
- Więc, - zaczeła swoją przemowę, i zwróciła tym uwagę każdego - czy wszyscy są tu tępi jak mój brat, czy też widzicie że oni nie są tylko przyjaciółmi?
- Ty też tak myślisz?
- No tak! Przecież Serena definitywnie go kocha! A Clemont nadal w to nie wierzy!
- Bo oni są tylko przy-
- Naprawdę? Panie geniuszu, nadal tak myślisz? Nawet po TAMTYM?
Jak tylko dziewczynka wspomniała o czymś, bo nikt oprócz rodzeństwa nie miał pojęcia o co chodzi, Clemont ucichł. Co to było? Co się wydarzyło?
- Czym jest TAMTO? - Spytał się Kiawe
- Nie mówili wam? - Na to, wszyscy oprócz Clemonta pokręcili głowami. - W sumie to ma sens... Przecież to wyglądało jakby on ją odrzucił... Z resztą, po co miałaby o tym wspominać nowym przyjaciołom?
- Ale co się stało?
- Widzicie, byliśmy na lotnisku. Serena odlatywała. Wiecie, pożegnaliśmy się, trochę smutno było, ale to nic w porównaniu z tym co się stało chwilę później. Ona zjeżdżała w dół schodami ruchomymi. I nagle podbiegła na szczyt schodów do Asha i go pocałowała!
- Zaraz, CO?!
- No! I to nie w policzek! Tylko wiecie gdzie!
- To jest żart?
- Nie! Przysięgam! To się serio zdażyło!
- Czyli... AxA jest prawdziwe! YESSSS! - Krzyknąłem przez euforie, z resztą, tak samo jak dosłownie wszyscy którzy dopiero co się o tym fakcie dowiedzieli
- AxA...?
- Nazwa shipu. Wymyśliliśmy sobie. SUPER!
- No tak, wspaniale i w ogóle niesamowicie, ale o czymś nie zapomnieliście?
- O czym niby? Czas świętować! Chce ktoś kiełbaskę? Zostały mi dwie, a drugiej nie zjem.
- Ja chcę!
- No dobra, ale hej! Wiemy że SERENA kocha Asha. Ale co z drugą stroną? Może to niedwzajemniona miłość? - Jak tylko Mallow to powiedziała, nastąpiła cisza. Nikt nie ważył się ruszyć. Pewnie dlatego, że to było straszne. Jednostronna miłość sama w sobie była okropna, ale w OTP? Jeszcze gorzej!
Ale może... To prawda...?
Author's Note
Wreszcie skończyłam ten rozdział! Takkk! ^^
Przepraszam że tyle to zajeło ^^" Wiecie, szkoła online i te sprawy...
Wiem, miał być specjal, ale coś mi opornie idzie pisanie go ._." Ale na pewno kiedyś go skończę. Mam już 500 słów...
Danke za 30 obserwujących! Żeby dotrzymać tradycji, będzie maraton, ale nie teraz. Powód jest chyba dosyć... Oczywisty
Widzicie - w momencie w którym to piszę, mam 3k wyświetleń pod tą książką (mio dio, jak wy to odwaliliście). To jak, chcecie QnA? Wiecie, coś niecodziennego ale jednocześnie łatwego i szybkiego do napisania. Jeśli chcecie, piszcie tu w komach pytanka.
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top