20. Kupujemy chleb!

Serena POV

- Kupcie jeszcze razowy, dobrze?

- Dobrze!

Razem z Ashem wyszłam z domu, i poszłam w stronę bazarku. Mieliśmy kupić chleb, w sumie nic wielkiego. Chleb razowy i pełnoziarnisty. Dostaliśmy pieniądze, i informacje gdzie i co mamy kupić więc to nie było trudne. Jak wyjście z domu i kupienie chleba mogłoby być trudne? Nawet Sophocles umie to zrobić!

- Serena... Możemy jeszcze coś kupić? - Spytał się mnie Ash, jakbym była jego matką a on jakimś pięciolatkiem.

- Tak, dlaczego by nie? Co chcesz?

- Ciasto. Czekoladowe ciasto.

- Zobaczymy czy nam pieniędzy starczy, ok?

- Ok! - Widać że chłopak ucieszył się na myśl ciasta czekoladowego, nawet jeśli  była duża szansa, że pieniędzy nam nie starczy by je kupić. Ale to Ash, działa trochę jak dziecko. Jak opiekun się zgodzi, którym w tym przypadku byłam ja, to przecież nie ma mowy że tego nie dostanie. Logika małego dziecka.

Szedliśmy chwilę w ciszy, dopóki Ash nie postanowił się odezwać.

- Serena. Za ile będziemy? - Zapytał się chłopak. O nie. Ja doskonale wiem co się dzieje gdy ludzie się o to pytają...

- Za chwilę.

- A ile będzie trwać ta chwila?

- Tyle ile trwa chwila.

- A ile trwa chwila?

- Nie wiem. Chwilę.

- Skoro nie wiesz, to dlaczego mówisz że za chwilę?

- Bo za chwilę będziemy, tylko nie wiem ile będzie trwać ta chwila.

- A powiesz mi jak ta chwila minie?

- Tak. - Powiedziałam żeby to zakończyć. To naprawdę zaczynało być wkurzające.

Więc szliśmy chwilę w przyjamnej ciszy. Ale Ash oczywiście musiał znowu zgrywać dzieciaka. Zwykle nie jest aż TAK dziecinny...

- Już jesteśmy?

- Nie.

Znowu przerwa. Przerwa trwająca jakieś40 sekund, bo Ash znowu się odezwał

- A teraz?

- Nie.

~Time skip (nie chciało mi się ciągle pisać "A teraz? Nie.")~

- A teraz? - Spytał się chłopiec, po raz 15

- Tak.

- Jej! To szybko chodźmy kupić chleb, i na ciasto! - Krzyknął, i odbiegł znikając gdzieś w tłumie

- Ash! Zaczekaj! - Wrzasnełam za nim, ale było już za późno. Ja go nie widziałam, a on prawdopodobnie mnie nie słyszał. - Wspaniale! Co ja z nim mam... Ash...! Ash! Ash, gdzie jesteś! - Weszłam w, dzisiaj wyjątkowo duży, tłum ludzi, i zaczełam chodzić w kółko i nawoływać chłopaka, jakby był jakimś pokemonem. - Ash!

W sumie, to nie ma sensu. Mogę popytać przypadkowych ludzi czy go widzieli... To chyba najlepsze rozwiązanie. A tak przy okazji ludzi, skąd tyle ich tutaj się wzieło? Jest jakaś specjalna okazja, czy co? Może jakieś święto o którym nie wiem... Nie ważne, teraz najważniejszy jest Ash.

- Przepraszam, czy widział pan chłopaka, wygląda na 10 lat, ma czarne włosy, i niebieską koszulkę w  białe paski? - Spytałam się pierwszej lepszej osoby

- Co? Nie, nie, przepraszam.

- Dziękuję! Do widzenia!

To to teraz kolejna osoba.

- Przepraszam, czy widziała pani chłopaka, wygląda na 10 lat, ma czarne włosy, i niebieską koszulkę w białe paski?

- Chyba  tak... Pobiegł w tamtą stronę - wskazała palcem wskazującym w stronę stoiska z ziemniakami

- Dziękuję, i miłego dnia!

Pobiegłam w wskazaną przez kobietę stronę, i zostałam nieźle zaskoczona. Na początku nikogo nie widziałam, ale  nagle usłyszałam głośny krzyk. Definitywnie wrzasnął Ash, a zawołał "SERENAAA!". I teraz mam dwa pytania. Co się stało, i gdzie jest. Na drugie  nie musiałam szukać odpowiedzi, bo chłopak sam do mnie przybiegł. No, może nie do końca sam...

- Serena! Patrz kogo znalazłem! - Powiedział, i wypchnął przed siebie dwie osoby, które znalazł i przyciągnął tu.

- Serena! - Krzykneła jedna z nich, i wskoczyła na mnie.

-  Boonie? Clemont? Cześć! - Powiedziałam, bo nie miałam pojęcia co innego zrobić niż się przywitać. - Co tu robicie? Myślałam że zostajecie w Kalos

- Mieliśmy zostać, ale-

- Tak baaardzo chciałam tu przyjechać! Chciałam zobaczyć ciebie i Asha! I Clemont się zgodził!

- Dokładnie...

- I fajnie że się zgodziłeś! Inaczej  by tu was nie  było! Chodźmy na ciasto!

- Tak! Clemont, zgódź się, zgódź się, zgódź się, zgóóóódź!

- Dobra...

- Jej! Serena...?

- Ech... Chleb może poczekać...

- JEJ! Chodźmy! - Krzykneli, i znikneli w tłumie. Znowu. Tym razem przynajmniej wiedziałam gdzie pobiegli. Do kawiarni...

Author's Note

Powinnam teraz robić matmę... Ale co tam

Krótki rozdział... Takie sobie zakończenie... Trochę spóźniony... I tak... Wiem że dziwny tytuł rozdziału... Ja doskonale o tym wiem... Ale co tam. Niech zostanie jaki jest.

Wimc, koniec maratonu! Dzięki za wszystko, gwiazdki, komentarze, ponad 2k wyświetleń (co jest ._.), 20 folowów, i samo w sobie czytanie :3. Ze specialem raczej się na jutro nie wyrobię. Dzisiaj i jutro chcę już wziąc wolne od pisania. Może pojutrze. Albo zmienię zdanię. Nie wiadomo.

Wiem że tak trochę dziwnie wprowadzenie w pewnym sensie nowych postaci, ale nie miałam innego pomysłu. Więc to wszytsko przez chleb...

Mam nadzieje że wasze żyćka się wspaniale ukłdają, lub ułożą.

Guten Bai Mi Amigos

7/7

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top