19. 25 luty
Serena POV
- Więc... Nie wyjeżdżam. - Oznajmiłam wszystkim. Poprzez wszyscy mam na myśli całą moją klasę. Może oprócz Asha, bo on już to wiedział.
I... Cisza. Strasznie niezręczna cisza, przez którą czuję się winna. Jakbym ich zawiodła. Jakby mi nie wybaczyli. Chociaż, czy tu można w ogóle coś wybaczać? W końcu, to tylko małe zamieszanie... Małe... Bardzo małe... Kurcze, mam sumienie że w ogóle chciałam wyjeżdżać. Gdyby nie ta karktka... Nie, gdybym lepiej znała włoski... Ale co się stało, to się nie odstanie. A co do kartki - wierzę Ashowi że to "nienawidzę" nie było o mnie, i to mi wystarczy. Nie obchodzi mnie o kim lub o czym to było, ważne że nie o mnie.
- Super! - Krzyknął nagle Sophocles, i na mnie wskoczył. Jest dosyć ciężki, pewnie przez te wszystkie kiełbaski i lody od Kiawe, więc się przewrówiciłam. Walnięcie tyłkiem w podłogę bolało... - Przepraszam! Ale fajnie że nie wracasz do Kalos!
- No! Trzeba to uczcić!
- Zaraz, uczcić? Dlaczego?
- Bo zmieniłaś zdanie! Zrobię ciasto dla wszystkich. Albo ciastka... Raczej ciasto. Tylko jakie?
- Ja najbardziej lubię czekoladowe.
- Gdybyś mógł, to twoim ulubionym ciastem byłoby kiełbaskowe.
- TO TAKIE ISTNIEJE?!
- Nie! Zwariowałeś? Byłoby obrzydliwe...
- To je stworzę! Wrócę do domu, i stworzę zupełnie nowe ciasto! Niezapomniany, ostateczny smak! Smak kiełbaski!
- Nie wydaje mi się że kiełbasa pasuje do słodkiego ciasta...
- Sprawię że będzie pasować. Nie ma rzeczy niemożliwych!
- Odbiegamy od tematu. Więc, Serena, chcesz może pójść do kina z okazji... Twojego nie wracania do domu...? Chyba można to tak nazwać. Chociaż za długa ta nazwa... Trzeba ją skrócić.
- Nazwą zajmiemy sie później. Serena, chcesz do kina, kawiarni, czyjegoś domu, czy gdzie? To święto powstało dzięki tobie, więc ty wybierasz jak będziemy je świętować. Czy raczej gdzie. Coś w stylu twoich urodzin.
- Kawiarnia brzmi dobrze...
- To ustalone! Dzisiaj w tej kawiarni w której zwykle się spotykamy, jak mamy się spotkać w kawiarni! Wiecie gdzie to jest?
Zamiast normalnie, używając słów odpowiedzieć, wszyscy pokiwali głowami. Ciężko było nie wiedzieć o którą kawiarnie chodziło, i gdzie ona była bo zawsze jak ktoś chciał pójść zjeść z innymi jakieś ciasto, lub napić się czegoś w przyjemnej atmosferze i pogadać (najczęściej chciał się tam spotykać Sophocles) chodziliśmy właśnie tam. Było cicho, przytulnie, niedaleko od naszych domów, nie licząc domu Kiawe, a jedzenie i picie było dosyć tanie oraz od Sophoclesa dostawało średnią ocenę 8,5/10, a były nawet ciasta z 10. To dobra knajpa
- A tak w ogóle Serena. Dlaczego nagle zmieniłaś zdanie? Wcześniej za nic nie dawałaś się przekonać. Coś się stało?
Miałam nadzieje że nie zapytają. Co mam powiedzieć?! Że Ash mnie zapewnił że mnie nie nienawidzi poprzez pocałowanie mnie? To nonsens! Już na samo wspomnienie czuję że się rumienię. Super, i zaraz zrozumieją że go kocham, i mu to powiedzą, a wtedy na pewno mnie znienawidzi! Tylko co teraz zrobić?
- Ja ją przekonałem! - Przerwał mi myślenie Ash. Tylko żeby ten głąb nie powiedział jak mnie przekonał, zaklinam cię Ash!
- Och, naprawdę...? - Powiedziała Mallow z lenny face'em na twarzy. Co ona myśli...? - Jakim to sposobem? Chyba... COŚ specjalnego musiało się stać że zmieniłaś zdanie, prawda Serena? - Powiedziała to specjalnie podkreślając słowo coś. To oczywiste o co jej chodziło, ale Ash chyba nie do końca zrozumiał dlaczego nie powinien jej szczerze odpowiadać.
- Tak! Skąd wiedziałaś? Mniejsza o to, widzisz my-
- Na spokojnie o wszystkim porozmawialiśmy, i Ash mnie przekonał że nie ma sensu wracać! Hehe... Tak, dokładnie tak... - Przerwałam chłopakowi żeby się nie wygadał.
- Naprawdę? Trochę szkoda... - Powiedziała zawiedziona Lana, jednak uśmiechneła się w ten sposób który mówił "Doskonale wiem że kłamiesz, i doskonale wiem co się tam stało". No to super. Gdyby nie ten głąb Ash...
- Ale Serena... My przecież-
- Tak jak mówiłam, spokojnie rozmawialiśmy.
- Ech, jak tam chcesz. W każdym razie, o której się dzisiaj spotykamy?
~Time skip, bo jestem leniwym ziemniakiem~
- Ale ja nie żartuję! To będzie hit! Wszyscy miłośnicy grilla, lub ogniska, i róznych ciast, czyli prawie każdy, będą wniebowzięci! - Przekonywał nas po raz kolejny Sophocles, przy okazji machając rękami tak, że prawie nie uderzył przechodzących klientów, ale i tak na to nie zwrócił uwagi.
- Tak... Hit... Ciasto o smaku kiełbaski znad ogniska... Na pewno...
- Zobaczysz! Uda mi się! Będziesz jeszcze bić przede mną ukłony, błagając następny kawałek! Zobaczysz!
Sophocles chyba mówił na poważnie, ale wszyscy wybuchneliśmy śmiechem. Wyobrażenie Mallow, kłaniającej się przed Sophoclesem proszącej o kolejny kawałek ciasta o smaku kiełbaski znad ogniska... Piękne.
- Dobra, koniec tego wszystkiego. Trzeba uczcić decyzję Sereny! Wnieśmy toast! - Oznajmiła Mallow, i nalała wszystkim do szklanek jakiegoś soku, który zamówiliśmy wcześniej. Nie jest to żaden szampan, ani nic czym się normalnie wznosi toast, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
- Za Serenę! - Wszyscy krzykneliśmy, czym zwróciliśmy na siebie uwagę ludzi wokół, stukając szklankami.
To było miłe. Zrozumiałam że wszyscy mnie lubią. Że to co wcześniej myślałam to jakieś bzdury.
- Od teraz dzień 25 lutego jest dniem... Jest dniem lojalności Sereny!
Author's Note
Ta... Nie miałam pomysłu na nazwę dnia ;-;
Miałam mały problem z napisaniem tego rozdziału... Jest on krótki... Na dodatek jest 17:12 a ja go dopiero skończyłam... Miałam skończyć o 16... Ale cóż, musiałam zrobić co innego.
Wpadłam na pomysł. Co powiecie na special? Taki trochę bezsensowny (troszkę podobny do ostatniego specialu), ale na zakończenie tego maratonu... Idealny. Jeśli go wrzucę, to być może nie będzie to od razu po maratoniku, ale zobaczę czy się wyrobię.
To baaaaaaaiiiiiii
6/7
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top