12. Wyjeżdżamy z tej dziury!

(Żeby nadążyć z fabułą, ten rozdział dzieje się po Świątecznym specialu. Postanowiłam trochę skipnąć, bo nie miałam pomysłów

Enjoy~)

Serena POV

- Więc jedziemy w góry?! Tak! - Krzyknął ze szczęścia czarnowłosy chłopak

- Tak, jedziemy w góry. Jutro wyruszamy, więc radzę się spakować.

- Już jutro?! Ale ja nie zdążę! Nawet nie wiem co spakować, a jest już 20:00!

- Pomogę ci. Razem szybciej to zrobimy. - Zaproponowałam pomoc

- Serio?! Dzięki Serena! - Chłopak rzucił mi się na szyję. Jaki on jest dziecinny...

- Nie ma za co... To może chodźmy się spakować? - Chłopak jak tylko to usłyszał, pobiegł do pokoju a ja prosto za nim. Weszłam do środka, kiedy on już tam siedział z otwartą walizką na podłodze. Już zaczął wyjmować z szafy ubrania, które powoli zajmowały całą podłogę. - Ash?

- Hm? - Odpowiadając nawet na chwilę nie odwrócił wzroku od ubrań

- Tak nic nie zdziałasz... Wszystko będzie porozwalane, i będziesz musiał to sprzątać!

- Zawsze jak wylatywałem do innych regionów, to tak robiłem i się sprawdzało. - A, no tak, zapomniałam, że on dużo podróżował...

- Em, wspaniale zrobisz to zupełnie sam...

- Nie! Proszę, jak wybiorę co zabieram, pomożesz to wpakować? Prooosze! Sam się nie wyrobię!

- No dobrze... - Westchnełam. - Ale na razie sama się spakuję, ok?

- Mhm... - Mruknął, znów w pełni pochłonięty wybieraniem ubrań

Jakimś sposobem, przeszłam na drugi koniec pokoju nie depcząc po niczym. Jak on tak szybko wszystko wywalił? No cóż, teraz to się nie liczy. Liczą się moje ubrania. Wyjełam spod łóżka walizkę, i, znowu ledwo niczego nie depcząc, dostałam się do szafy, przy której siedział Ash. Jest tylko jedna, wspólna, więc muszę jakoś dostać się do moich rzeczy. Nawet mnie nie zauważył jak podchodziłam. Dopóki nie otarłam się o niego ramieniem. Na dotyk zareagował... No cóż... Żeby to jakoś ubrać w słowa, to zachował się jak dziecko podczas wakacji, które cały czas grało w ciemnym pokoju, gdy odsłoni się zasłony. I to dosłownie. Wydał nawet ten typowy dźwięk (A/N Jak to się po polsku nazywa? Bo tylko wiem, że po angielsku to coś w stylu hiiis.). Jednak, ja najzwyczaniej wziełam wszystkie moje rzeczy, żeby się nie wracać, i wróciłam do walizki. No cóż, czas powybierać rzeczy, i się spakować!

~Time skip~

Skończone! A mineło zaledwie 15 minut... W sumie, wyjeżdżamy tylko na półtorej tygodnia, więc nie potrzebuję dużo rzeczy. Jestem z siebie dumna! Mam wszystko co potrzebuję, przynajmniej jeśli o ubrania chodzi, a walizka spokojnie się dopina. Ciekawe jak idzie Ashowi? W sumie... Patrząc na to jak wygląda jego otoczenie, nie za dobrze. Wiele ubrań zostało już złożonych w kupki, ale jeszcze dużo z nich leży na podłodze, za to w samej walizce leżą tylko spodnie narciarskie, i kurtka. Wygląda na to, że zajmie mu to jeszcze przynajmniej 10 minut. Ile mu zajmowało pakowanie się do Kalos? Na Alolę pewnie dosyć szybko to zrobił, pogoda się tu nie zmienia, chyba że pojedziesz na inną wyspę, i jest tu ciepło. Słyszałam też, że wszystkie zimowe ubrania chłopak kupił tutaj, więc nie musiał ich pakować. A za to w Kalos, pogoda zmienia się częściej niż tutaj. Częściej pada, czasami są małe przymrozki, ale w porównaniu ze zmianami tutaj, są one diametralne. Zresztą, po co ja tu czekam? Jestem głodna. A tam, pójdę zrobić sobie kanapkę. Co mi szkodzi.

~Time skip~

- Serena! Pomożesz?! Proszę!!! - Krzyczy chłopak z drugiegu pokoju. Czyli jednak zjedzenie 5 z rzędu kanapki z serem nie było mi dane. No cóż... Sama się na to pisałam.

- Już idę! - Krzyczę, i biegnę w stronę pokoju.

W środku już nie ma bałaganu. Na szczęście. Ash wszystkie niepotrzebne rzeczy schował spowrotem do szafy. Przynajmniej to. Reszta rzeczy, to chyba te które mają być spakowane, leży idealnie poukładana na podłodze. Pod tym względem, Ash chyba jest perfekcjonistą. Tych ubrań chyba jest za dużo jak na tę walizkę. Ciężko będzie ją zapiąć. Eh... Chociaż, może się uda... W końcu jesteśmy we dwójkę, a co dwie głowy to nie jedna.

- Pomożesz mi wpakować te rzeczy, tak?

- Ta, już idę. Więc, zabierasz wszystko to? - Wskazałam na upki ubrań

- Mhm. Chyba się zmieści. - Chyba! Nawet on w to wątpi!

- No, wszystko może się nie zmieścić. Może będziesz musiał trochę zostawić...

- Naprawdę? - Pokiwałam głową. - O nie... Powinienem zabrać większą walizkę...

- No ale cóż, musztarda po obiedzie. No już, dawaj, pakujmy cię, ok? Jak skończymy zrobię ci tosty! - Mówię, tak na zachętę

- Tak! To pakujmy! - Nagle wstąpiła w niego nowa energia. Są po prostu takie rzeczy, które działają zachęcająco i na dzieci, i na niego. Na przykład jedzenie. A dlaczego tak lubi tosty, to już nie wiem.

Pomogłam mu wszystko ogarnąć, beze mnie chyba nic by nie zdziałał. Wkładał to tak, że ciągle musiałam coś przestawiać. Jak on się pakował w domu? Pewnie matka mu pomagała. To by miało sens. O matko, on nawet bierze szalik ode mnie... Jakie słodkie... Chociaż, zrobiłam go specjalnie na tę okazję... Wkładam mój świąteczny prezent do walizki. Teraz czas na bluzki. Zaraz, co to jest? Kartka? Ciekawe co tam jest? Wezmę ją, Ash się nie zorientuje. Sprawdze co tam jest jutro rano, kiedy Ash jeszcze będzie spał. On zawsze wstaje o 8:00, a ja tym razem spróbuję o 7:30. Będę miała więcej czasu na ogarnięcie się.

- Serena? - Chłopak wyrywa mnie z myśli, machając mi ręką przed twarzą. - Serena!

- O co chodzi?

- Jak mam włożyć te bluzy? Nie mieszczą się!

- Bo je wkładasz na bluzki. - Wzdycham. - Patrz, trzeba to zrobić tak, że będą obok. Wtedy się zmieszczą. - Pokazuję mu jak to zrobić

- Wow! Jesteś genialna!

- Przecież to nic trudnego... I mówię ci to po raz trzeci. - Wcześniej miał jeszcze problem ze spodniami, i... Znowu spodniami. Było ich tyle, że  trzeba było je podzielić na dwa stosy. Po co mu tyle spodni?

~Time skip~

- Jej! Skończone! Teraz tosty! - Krzyczy i biegnie do kuchni

- Wreszcie zapieliśmy tę walizkę... - Wzdycham. Samo zamknięcie jego bagażu trwało 5 minut, ale jakoś się nam udało. Teraz  muszę zrobić tosty... No cóż, sama się o to prosiłam. Idę do chłopaka, który już wyjął z szafki i lodówki masło, chleb i ser. Ja robię dla niego jedzenie. Ta, a w tej chwili mogłabym spokojnie leżeć w łóżku i nie przejmować się tym czy tosty są już zrobione. Kiedy słyszę typowe kliknięcie tostera, wyjmuję... Kolcję? Chyba tak. I podaję ją Ashowi. - Proszę

- Dzięki! - Dziękuje brązowooki, i wtapia zęby w jeszcze ciepły posiłek. Zjada oba tosty w minutę. Jak on to tak szybko robi...? Ten gość chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, i to pod wieloma względami. - Dobre to było! Umiesz gotować! No cóż, to ja idę się przebrać! - Mówi i wychodzi. To było... Szybkie. No ale racja, trzeba się już przebrać i iść spać. Jest dosyć późno, a jutro rano wyjeżdżamy.

~Time skip~

- Bip! Bip! Bip! - Dzwoni budzik. Ja jęczę, i go wyłączam. 

Jest 7:30. Czas się ogarnąć. Biorę już przygotowane ubrania, i wchodzę do łazienki. Szybko się przebieram. Mam jeszcze dużo czasu, a śniadanie chcę zjeść później. W  sumie, po co ja tak wcześnie wstałam? A tak, ta kartka. Ale i tak mogłam nastawić budzik chociażby na 7:40. Biorę z  szuflady kartkę. Jest złożona 4  razy. Na pół, i znowu na pół. Czuję się troche zestresowana, nawet nie wiem dlaczego. Nawet nie widzę co jest w środku! Gdy zaczynam otwierać kwrteczkę, instynktownie zamykam oczy. Co jest? Nawet nie mam na to wpływu. Zawartość skrawka papieru stoi dla mnie otworem, a ja jej nie widzę. Dobra, otwieram oczy na

1...

2...

3!

...

Co?

Author's Note

Hah! Polsat! Jako pisarz to takie wspaniałe uczucie nim być!

Jak myślicie, co było na tej kartce (sama nie jestem tego pewna XD)

W  każdym razie, napisałam ten rozdział w tylko 2 dni (zaczełam w czwartek, skończyłam w piątek) dzięki kwarantannie, ale i tak wrzuciałam  (czy raczej wrzucę) go w sobotę. Jeśli szybko skończę nastepny rozdział, to opublikuję go... We wtorek. Albo poniedziałek. Będziecie czekać tylko dwa lub trzy dni :) (Ja na kolejny rozdział "Losowego Mordercy" [Polecam btw]  czekałam ponad miesiąc ;-;)

Nie no, ogólnie tera troche wolniej piszę, bo dzisiaj (w piątek) mi się spacja w laptopie zepsuła ;-;

To pa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top