11. R jak rower

Serena POV

- To ja wezmę waniliowe - powiedziałam pani zza lady

- Dobrze - powiedziała, tak naprawdę nieznajoma, przygotowując loda, którego chwile po tym mi podała. - Smacznego, i miłego dnia!

- Nawzajem! - odpowiedziałam razem z Ashem

- Więc... Gdzie idziemy? - spytałam sie chłopaka

- Hm... - myślał chwilę - Chodźmy na plażę! Słyszałem że dzisiaj jest tam super przyjemnie. Ciepła woda, słońce, piasek parzący w stopy...

- Dobry pomysł! - Powiedziałam. W oczach chłopca zobaczyłam chęć ściagania się. - Ale może nie biegnijmy tam. Jeszcze upuścimy lody, czy coś...

I tym sposobem szliśmy w ciszy, liżąc nasze jedzenie. Każdy miał po dwie gałki, ja waniliową, i sorbet cytrynowy, a Ash wziął czekoladową, i miętową.

Ta cisza potrwałaby jeszcze chwilę, gdyby nie to że oboje skończyliśmy jeść

- Więc... - czarno-włosy zaczął rozmowe - Zagrajmy w grę!

- Jaką?

- Weźmy jakiś klasyk! Może... Wybierzemy jedną litere, i jedną kategorie, i będziemy wymyślać słowa na tę literę i z tej kategorii dopóki sie nie skończą! Wygrywa ten kto wymyśli więcej!

- Hm... Ok! Tylko jak wybierzemy litere?

- Tak jak sie to zwykle robi. Jedna osoba odlicza alfabet w myślach, a druga mówi w pewnym momencie "Stop!". Litera na której sie zatrzymamy będzie tą wybraną!

- Skoro tak to... Odliczaj

- Ok! - po wyrazie twarzy chłopaka można było stwierdzić że już zaczął. Ja za to policzyłam do 7 w myślach, a gdy doszłam do 7 powiedziałam "Stop!"

- M! Ty zaczynasz!

- Dobrze, więc... - próbowałam coś wymyśleć, ale przypomniałam sobie o jednej ważnej zasadzie - A jaka jest kategoria?

- Weźmy... Jedzenie i picie

- Dobra. Malasady!

- Margheritta!

- Mięta!

- Maliny!

- Mortadela!

- Morela!

- Makowiec!

- Mallow!

- Mle- zaraz, co? Mallow?

- No. Mallow

- Ash... Czy ty jesteś... Kanibalem? - zatrzymaliśmy sie na chwile

- Skąd ci to przyszło do głowy? Oczywiście że nie!

- To dlaczego... Mallow?

- To ty nie wiesz? - definitywnie nie wiem, bo pojęcia nie mam o czym on gada, więc potrząsnełam przecząco głową. - W jej kawiarni można kupić sok który się nazywa Mallow!

- Rozumiem... Dobra... - dopiero teraz sie o tym dowiedziałam, mimo że byłam w tamtej kawiarni wiele razy - To konynuujmy. Mleko!

- Mięso! - znowu zaczeliśmy sie poruszać

- Marchew!

- Mago berry!

- Magost berry!

- Um... Marnga berry!

- M... M... M... - zamyśliłam sie nad słowem - Makaron!

- Um... - widać było że Ash nie miał pomysłu  na następne słowo. Po chwili przyznał - Dobra, wygrałaś

- Tak! - krzycze uradowana wygraną - To jak, następna runda?

- Może lepiej ni- O, patrz już jesteśmy! - chłopak znalazł pretekst, żeby nie grać jeszcze raz - Chodźmy usiąść

- Dobra... Ale ja będe pierwsza! - wybiegłam z chodnika, prosto na plaże gdy tylko to powiedziałam

- To nie fair! - krzyczy Ash, i biegnie za mną

Koniec końców, i tak on wygrał. Jest zdecydowanie szybszy ode mnie.

- Heh, i tak wygrałem - powiedział nadal troche dysząc 

- Szybki jesteś

- Dzięki. Ale w porównaniu do Kiawe, jestem wolny jak ty

- Ej!

- I tak jesteś szybsza niż Sophocles - zaśmialiśmy sie razem

- Od niego prawie każdy jest szybszy!

- Chociaż gdy biegnie do lodów Kiawe, lub kiełbasek... Wtedy pędzi jakby go mieli zabić

- Naprawde? Musze to zobaczyć... W każdym razie, co robimy?

~Time skip~

- I tak można włożyć Sophoclesa do lodówki - dokończył swój żart czarnowłosy

- Dobre! - zaśmiałam sie, i spojrzałam na zegarek. Już szósta. - Powinniśmy już wracać. Zaraz kolacja

- Rzeczywiście już się ściemnia... - zauważył Ash - To chodźmy!

Wstaliśmy z piasku, założyliśmy spowrotem buty i wyszliśmy do miasta. Może do domu nie było daleko, ale...

- Ash? Może pójdziemy przez park? To tylko 5 minut drogi, a fajnie tam jest

- Spoko

Zeszliśmy ze ścieżki, i skierowaliśmy sie w strone parku. W tak pięknym miejscu jak Alola, ten park był wspaniały. Wszędzie były palmy, krzaki, ławki, ludzie, pokemony... Raj na Ziemii. Chociaż, z Ashem było jeszcze lepiej.

- Może znowu zagramy? - spytałam sie chłopaka

- W to co graliśmy jak szliśmy na plaże? - pokiwałam głową. - Dajesz! Tym razem ja mówie stop!

Zaczełam wyliczać w myślach litery. A, b, c, d, e, f, g, h, i, j, k, l, ł, m, n, o, p, r-

- Stop!

- R. Skoro ja wtedy zaczynałam, teraz twoja kolej. A kategoria to... Wszystko.

- Reklamówa

- Rampa

- Religia

(A/N Coś tam jeszcze mówili, ale jestem leniwa i nie chce mi sie pisać wimc...)

~Time skip~

- Hm... - Ash już myślał przez minutę nad następnym słowem

- Poddajesz sie?

- Nie! Daj mi jeszce chwile...

Nagle staneły przed nami 2 osoby, ale Ash był tak zamyślony że tego nie zauważył. W przeciwieństwie do mnie. To byli oni.

- By uchronić świat od dewastacji... - Zaczeła typowe motto Jessie

- By zjednoczyć wszystkie ludy naszej nacji...

- By miłości i prawdzie nie przyznać racji

- By gwiazd dosięgnąć będziemy walczyć

- Jessie!

- James!

- Zespół R dzielnie walczy w służbie zła

- Więc poddaj się, lub do walki stań

- Miau! To fakt! - Zakończył Meowth

- Ranidafobia! - Wreszcie wymyśla Ash. Patrzymy na niego zdziwionym wzrokiem - No co? Fobia przed żabami. Nie znasz?

- Nie, ale Ash! Zespół R! - Mówie, a ten patrzy sie przez chwile na mnie

- A to sie na z nie zaczyna? - Ja robie facepalma. Matko, jaki on nieogarnięty

- Głąbie! Spójrz tutaj! - krzyczy do niego Jessie

- Huh? - Chłopak patrzy sie przez chwile w ich strone - ZESPÓŁ R! Dlaczego mi nie mówiłaś?! Zresztą, teraz to nieważne, później mi wytłumaczysz. Pikachu! Wybieram cie! - Krzyknął, pozwalając pokemonowi zejść z ramienia na ziemie

- Pika!

- Jestem głodny, więc zróbmy to szybko. Pikachu, - Ash spojrzał na pokemona, a ten zwrócił swój wzrok na niego - wiesz co robić.

- Pika!

I tym sposobem zaczeli robić pozę do swojego ruchu Z. Zespół R doskonale wiedział co się szykuje, lecz sami się o to prosili. Kiedy oni się nauczą... I nie chodzi mi tylko o złoczyńców, mój crush też musi zrozumieć... Pare spraw. Czasami czuję się jakbym jako jedyna była tu mądra... Ciekawe co by było gdybyśmy żyli w jakiejś grze... To by było ciekawe. I może trochę tłumaczyło by mój wysoki poziom IQ, w porównaniu do innych. A może my żyjemy w grze, tylko tego nie wiemy... Albo tak naprawde jesteśmy aktorami... Albo wszyscy inni są aktorami, a to jest jakiś serial, w którym występuję nie wiedząc o tym! Muszę o tym później pomyśleć... Zresztą, tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam, że już po walce. Oczywiście, to Ash wygrał. Jest głupkowaty, ale potrafi walczyć. Podziwiam go za to

- Zespół R błyska jak iskra! - Krzykneła grupa, odlatując daleko stąd

- Więc... Zespół R. A może R zespół... - Powiedział chłopak

- O co cho- A, dobra. Rywale!

- Serio?! Jak ty to robisz?! - Ash zachowywał sie jak małe dziecko. Jaki słodki

- To proste! - Zaśmiałam sie

- Wcale nie! - Po tym, szliśmy chwile nic nie mówiąc. Gdy już mieliśmy otworzyć drzwi i wejść do domu, Ash powidział to słowo. - Reinkarnacja.

Muszę przyznać, zaskoczyło mnie to. Po trzech minutach on wreszcie wymyślił jedno słowo. Chociaż... Ja nadal mogę powiedzieć reklamacja... Nie zrobie tego, niech sie cieszy z "wygranej".

- Wygrałeś... Już nic nie wymyśle...

- Tak! - Chłopak aż podskoczył z radości. Tak miło jest patrzeć jak sie cieszy...

Guten Tag!

Jak tam lecą wasze egzystencje? Mam nadzieje że dobrze :3

Anyway. Jakim. Kurna. Sposobem. Ta. Opowieść. Ma. Ponad. Tysiąc. Wyświetleń?! Dziękuje! *tuli* I na dodatek 101 gwiazdek! *tuli mocniej* Koooofam was ^^ Przepraszam że rozdziały wstawiam raz na miesiąc, ale szkoła mnie powstrzymuje od pisania i ostatnio troche mi weny brakuje :/. Przy tym rozdziale, to jeszcze to że zaczełam pisać one-shota i challange shota (Phereque, ty już wiesz o co chodzi) mnie spowolniło, wimc nie byłam skupiona na pisaniu tego w 100%

Chciałabym obiecać że następny rozdział będzie albo długi, albo szybko go wstawie, ale nie jestem tego pewna. Przynajmniej mniej więcej wiem co sie tam stanie.

Dzięki za wszystko i bai ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top