Kamień, papier, nożyce
Każde dziecko ma jakieś marzenie, którego trzyma się od najmłodszych lat.
Niektórzy chcą zostać astronautami, inni prezydentkami, kolejni lekarkami czy projektantami mody.
Tyle, że większość z nich wkrótce wyrasta ze swoich marzeń: czują, że są już za duzi na super bohaterkę albo księcia. Marzenie robi się za ciasne, uwiera, a dziecko zaczyna zauważać, że ma wiele pasji, z których każda oferuje mnóstwo większych marzeń do wyboru.
Ale dziesięcioletni Jeon Jungkook nie wyrasta ze swojego marzenia.
Może to dlatego, że zamiast marzenia podstawia w równaniu jedną z podstawowych potrzeb każdego człowieka – potrzebę akceptacji...? Jego działanie wygląda więc tak:
[Wstawić marzenie] Zaakceptowanie przez mamę + [Co zrobić aby je spełnić] Dobre Zachowanie = [Cel] Miłość Mamy
Niektórzy powiedzą, że źle podstawia dane w działaniu.
Dokumenty stwierdzą, iż jest zarejestrowany w domu dziecka i ma matkę, która nadal zachowuje do niego częściowe prawa.
Ja natomiast powiem, że Jeon Jungkook od dawna stara się o uwagę oraz miłość swojej mamy, ale ta jest zbyt zajęta nową rodziną oraz opłakiwaniem śmierci poprzedniego męża, żeby to zauważyć...
Jungkook to przeciętny Koreańczyk o typowych włosach, nosie i oczach, fryzurze jak większość chłopców w swoim wieku, a do tego o przeciętnych budowie ciała oraz wzroście. Jest dosyć nieśmiały, więc rzadko poznaje kolegów, z którymi mógłby się bawić.
Ale ma jedną grę w którym gra od pewnego czasu: autorską wersję „Kamienia, papieru, nożyc": „Obietnice, oczekiwania, rzeczywistość".
Zasady gry są całkiem proste: mama składa mu Obietnice, na które Jungkook zawsze bardzo się cieszy. Dzięki obietnicom powstają jego Oczekiwania – tak duże, że często zupełnie przyćmiewają sobą treść obietnic lub fakt, że przecież mama składała je już wiele razy. Potem jednak pojawia się Rzeczywistość – brak dotrzymywania słowa, ciągłe czekanie w domu dziecka, miesiąc, drugi, trzeci, bez żadnego kontaktu, aż wreszcie nadzieja znika – a potem mama, po długiej nieobecności, przyjeżdża i znowu składa Obietnice, które znowu mają rozbudzić jego Oczekiwania...
I tak w kółko.
Jungkook czasami ma wrażenie, że rodziny tymczasowe, które przychodzą się z nim spotkać, również grają w tą grę – nawet jeżeli nie zdają sobie z tego sprawy. Chyba tylko Kookie wie, że istnieje taka gra...
Grając z rodzinami tymczasowi, trzeba nieco zmienić zasady: to Jungkook składa Obietnice: że będzie grzeczny, że nie będzie robił problemów, że będzie ich słuchał i nikogo więcej nie ugryzie. Nowi rodzice natomiast, Obiecują, że u nich zostanie i nigdy nie będzie musiał wracać do Tego Ohydnego Miejsca (domu dziecka – dlaczego dorośli traktują je jak brzydkie słowo?). Tyle, że ci rodzice zawsze mają jakieś Oczekiwania – zapewne przez to, że Kookie składa im Obietnice – ale te Oczekiwania, rzecz jasna, przegrywają z Rzeczywistością. Bo Kookie może obiecywać, ale obiecuje tak samo jak jego mama – bez dotrzymywania.
Potencjalni rodzice zawsze rezygnują po kilku wizytach. Tłumaczą potem za zamkniętymi drzwiami, że woleliby spokojniejsze, łatwiejsze w opiece dziecko. Jungkook zazwyczaj ich podsłuchuje, bo przecież nie jest dobrym chłopcem.
Gra zaczyna się ciągle od nowa.
Jedyną różnicą między innymi rundami a tą, jest fakt, że tym razem odwiedza go nie Alfa czy Omega, tylko Beta.
Mężczyzna jest wysoki, Kookie musi zadzierać głowę, żeby zobaczyć jego twarz, a przecież obydwaj siedzą na krzesłach. Ma szerokie ramiona, niebieskie włosy i uśmiecha się do chłopca, na co ten nie ma zamiaru odpowiadać.
– Wyglądasz jak jajko – stwierdza rzeczowo, wskazując głowę Wysokiego Pana. Opiekunka udaje, że tego nie słyszy, przygotowując potrzebną dokumentację.
Kookie oczekuje, że mężczyzna się zdenerwuje, albo, tak samo jak kobieta, zignoruje jego słowa. Ten jednak uśmiecha się kącikiem ust.
– Taaak... czasami to słyszę... – przyznaje.
– I ma pan gloniaste włosy – wytyka chłopiec, nie chcąc dać za wygraną.
Tym razem Wysoki Pan bezczelnie szczerzy zęby – jakby komentarz dziesięciolatka był największym komplementem, który w życiu usłyszał!
– Maluchy i mój partnerem mi je pomalowali – wyjaśnia, przygładzając grzywkę.
– Ma pan partnera? – chce wiedzieć Jungkook.
Jednak nim Pan ma szansę odpowiedzieć, opiekunka im przerywa:
– Jungkook, spokój. Panie Kim, tutaj są dokumenty. Widzę, że reszta stada złożyła podpisy, ale i tak będziemy chcieli przyjść za jakiś czas na wizytację. Nie mamy obowiązku się zapowiadać, ale zwykle uprzedzamy telefoniczne. Jeżeli pojawią się jakieś problemy, kontakt z policją lub nagłe wizyty w szpitalu, należy nas poinformować – mówi kobieta surowym tonem. Jungkook, znając te słowa na pamięć (czasami podsłuchuje rodziców tymczasowych innych dzieci), zaczyna bezgłośnie ją przedrzeźniać. Kobieta rzuca mu ostrzegawcze spojrzenie. – Po okresie przystosowania, który trwa dwa miesiące, wysyłamy oficjalny wniosek do sądu o przyznanie praw. Czy ma Pan jakieś pytania?
– Nie, dziękuję, wszystko jest jasne. – „Pan Kim" bierze od niej kopie dokumentów i chowa do torby.
Jungkook pamięta, że mężczyzna odwiedzał dom dziecka od pewnego czasu, po raz pierwszy podczas dnia otwartego („wyprzedaży" jak z cynizmem komentowali niektórzy starsi wychowankowie): pokręcił się tu i tam, a Jungkook chyba zapytał go w którymś w momencie o nalanie picia, ale nic poza tym.
Jednak z czasem Wysoki Pan zaczął przychodzić częściej, a chłopiec szybko zrozumiał, że ten przychodzi akurat do NIEGO; czasami był z kimś jeszcze, ale Kookie wówczas zawsze uciekał, wyłapując tylko plecy czy rozmazany kawałek twarzy.
Liczył, że to wystarczy, aby ich odstraszyć.
Niewielu dorosłych kręcących się po domu dziecka poświęca uwagę akurat Jungkookowi – nie kiedy jest „zajętym" dzieckiem, którego nie można adoptować, bo matka nadal zachowuje część praw rodzicielskich.
Ale najwyraźniej „Pan Kim"/ „Wysoki Pan", woli dziecko na raty skoro wybiera Kookiego – mimo to, chłopiec jest pewien, że wróci do domu za kilka tygodni. Dlatego właśnie nie spakował wszystkich swoich rzeczy, zostawiając je na przechowanie u jednego z kolegów.
Jazda do nowego domu przebiega w ciszy: Jungkook udaje, że śpi, żeby uniknąć morza pytań, którym zwykle zalewają go dorośli. Beta puszcza jakąś spokojną muzykę i nuci, czasami mrucząc coś do siebie pod nosem.
Dotarcie do nowego lokum trwa na tyle długo, że Jungkook ma czas się wynudzić, a nawet rozważyć rozpoczęcie konwersacji – ale wówczas zajeżdżają przed duży dom. Przez szybę chłopiec widzi szeroki podjazd, białe ściany, dwa piętra budynku oraz otaczające je obszerne podwórko. Wysiada z samochodu, rozglądając się uważnie.
Jednym ze zwyczajów domu dziecka jest przyjechanie do nowej rodziny w ładnym ubraniu – Kookie nie ma na sobie wprawdzie koszuli ani krawatu, które dostał od mamy na uroczystości szkolne, ale jest ubrany w schludną koszulkę z długim rękawem oraz jeansy – czuje się całkiem elegancki.
Nie odmówił sobie tylko zabrania plecaka z Iron Man'em, nawet jeżeli, zdaniem opiekunki, jest już na niego „za duży". Kiedy jednak kobieta zaproponowała, żeby schował plecak do walizki i wyciągnął dopiero na miejscu, chłopiec zaczął robić się wściekły, więc odpuściła.
– Duży – mówi Jungkook wskazując dom. Mężczyzna, zajęty wypakowywaniem bagażu, posyła mu uśmiech.
Kookie czuje pewne podenerwowanie – nie jest przyzwyczajony do tego, aby ludzie tak często się do niego uśmiechali. Ludzie nie są mili bez powodu, zawsze czegoś chcą, zawsze czegoś potrzebują – jeżeli ktoś się tak szeroko uśmiecha, też musi czegoś chcieć.
Pewnie grzecznego dziecka – myśli Kookie.
Podchodzą do dużych, ciemnych drzwi z marmurowym podestem – Jungkook zdaje sobie sprawę, że „Wysoki Pan" musi być chyba bogaty, a to nie najlepiej – Kookie nie wie co robić w bogatych domach, nie umie nie kruszyć, nie robić plam na meblach i nie wie jak obsługiwać te dziwne domofony z kodami.
Mogę wrócić do domu dziecka nawet nie specjalnie – myśli.
Mężczyzna dzwoni do drzwi po czym od razu wchodzi, co Kookie uważa za bez sensu. Idzie za mężczyzną, zastanawiając się czy „partner", o którym ten mówił, będzie zachowywał się jednej z trzech typów, którymi zawsze są odwiedzający go rodzice – ci, którzy strasznie dużo współczują (oh, jak mi przykro, musiało ci być trudno w życiu, prawda?), ci, którzy udają, że w ogóle nie istnieje coś takiego jak dom dziecka i, że Kookiego też spotykają gdzie indziej, oraz ci, którzy od początku wyraźnie się do tego nie nadają – choć ten trzeci typ nie ma konkretnych cech, Jungkook zawsze to czuje; ci ostatni zawsze szybko znikają.
Jednak, zamiast morza pytań, po ich wejściu do domu następuje cisza.
Wtem przerywa ją głośne „BUUUU" oraz gwałtowny wystrzał.
Jungkook podskakuje, nie wiedząc czy wrzasnąć, czy uciekać – nim jednak zdąża zrobić którekolwiek z tych, zza półścianki wybiegają dwaj chłopcy z pukawkami w dłoniach i szerokimi uśmiechami na ustach, pokazując braki mlecznych zębów.
– Ju-nie! – krzyczy jeden, o czarnych loczkach oraz dziurze zamiast górnej jedynki. Podbiega do Wysokiego Pana i wczepia się w jego udo z lisim śmiechem.
– Dad! Daddyyyy! – wtóruje mu drogi, brązowowłosy, o oczach zmrużonych w dwie szparki. Ma tak duże usta, że Kookie przez chwilę myśli czy przypadkiem nie użądliła go pszczoła – ale chłopiec nie wygląda jakby płakał, więc chyba nie.
Ten jest ostrożniejszy w przytulaniu Wysokiego Pana, ale gdy już to robi, oplata go dużo ciaśniej, wtulając się nie tylko rączkami, ale również powierzchnią całego swojego pulchnego ciałka.
Beta kuca, aby objąć dzieciaki i je obwąchać, zostawiając na każdym ślady swoich feromonów. Maluchy odpowiadają równie entuzjastycznie; tak entuzjastycznie, że raz stukają się czołami, wędrując brodami po całej jego głowie, policzkach oraz szyi, aż Jungkook zaczyna się zastanawiać czy w ogóle wiedzą co robią.
– To blat? – pyta czarnowłosy chłopiec, wskazując paluchem stojącego w drzwiach Jungkooka. Wysoki Pan kiwa głową, wstając. Dwaj chłopcy natychmiast siadają mu na stopach i, uczepieni jego kolan, piszczą głośno, gdy ten, idąc do przodu, mimowolnie ciągnie maluchy ze sobą. Nie ułatwia to prowadzenia walizki, ale Beta nie każe im zejść.
– Już przyjechali?! – dobiega nagle głos głębi domu.
– A jak myślisz?! – odpowiada inny.
Kookie czuje się speszony – oczekiwał dwójki ludzi, wysokiego Bety i jego partnera – teraz jednak okazuje się, że osób jest czwórka, w tym dwoje (rodzonych? adoptowanych?) dzieci.
Na schodach rozlega się stukot czyichś stóp, któremu zaraz wtóruje dalsza część rozmowy:
– Czemu do mnie nie zadzwoniłeś?! Miałeś zadzwonić gdy będziecie wyjeżdżać! Nic nie podgrzałem, myślałem, dlaczego jedziecie tak długo, dlaczego się nie domyśliłem, że zapomniałeś...?!
Osoba zbiega na partner, pojawiając się w zasięgu wzroku Jungkooka. Wygląda dosyć młodo, ale może też być dorosła – Jungkook widział wielu dorosłych, którzy nie wyglądali jak dorośli – mężczyzna ma brązowe włosy i tak ładną twarz, że Kookie przez chwilę zastanawia się czy to nie książę.
Chłopiec wie, że Ładny Pan nie mógł być nigdy w domu dziecka, bo nikt nie oddaje ładnych dzieci, które są potem tak ładnymi dorosłymi. Więc to musi być partner Wysokiego Pana – uznaje chłopiec.
Ładny Pan, mimo pięknej twarzy, wydaje się jednak zmartwiony oraz zdenerwowany. Natychmiast zaczyna nastawiać piekarnik i wyciągać nakryte folią talerze z lodówki. Kookie szybko wyczuwa jego zapach nerwów, nie musi więc długo się skupiać, aby poznać, iż Ładny Pan jest Omegą – pachnie kwiatowo, chyba lawendą i czymś egzotycznym; tak jak Jungkook zawsze sobie wyobrażał, że musi pachnieć Grecja czy Włochy kiedy nieśmiało marzył, że kiedyś tam pojedzie. Nerwy nieco zabijają ten zapach, dodając woń potu oraz czegoś co przypomina gnijące ryby, ale nadal nie tuszuje łagodnej woni Omegi.
– Jinnie, spokojnie... – usiłuje uspokoić mężczyznę Beta.
– Nie mogę być spokojny! – fuka ten w odpowiedzi. – Wszystko miało być świetnie, z fanfarami i cała reszta! Chciałem, żebyście weszli do domu pachnącego obiadem, gdzie ja i Yoongi, i Hoseok, i chłopcy czekalibyśmy już w wejściu, a ten leń może zwlókłby się wreszcie z łóżka... – Ładny Pan kontynuuje, podczas gdy Wysoki podchodzi, żeby pocałować go w czoło oraz dokładnie obwąchać. Jungkook powoli zaczyna wyczuwać feromony reszty mieszkańców domu, w dużej mierze przefiltrowane odświeżaczami powietrza.
– Sam dopiero co spałeś – marudzi ktoś kolejny, ale ton ma wesoły; schodzi powoli ze schodów, szurając o nie skarpetkami.
Jungkook, zdziwiony, zdaje sobie sprawę, że to kolejny Pan – tym razem niższy, pulchniejszy, o ciemnych, rozczochranych włosach i w workowatym ubraniu. Jego policzki są okrągłe, a usta wydęte, jakby miał się zaraz nadąsać lub zacząć płakać.
Dopiero gdy Beta wymienia z Nowym Panem zapachami, Jungkook może ustalić rangę najniższego z nich i aż otwiera szeroko oczy.
Wprawdzie związki Omega-Beta-Omega się zdarzają, ale są bardzo rzadkie. Jego mama nie lubi takich związków, mówiąc, że „Beta nie może zadowolić dwóch omeg" – ale Kookie nie sądzi, żeby to była prawda. No bo jeżeli Wysoki Pan ma tak duży dom, to musi być w stanie za każdego płacić, prawda?
Bardziej niepokoi go fakt, że przecież Beta i Omegi mają już dwóch chłopców, więc po co im trzeci? Po co im Jungkook, skoro nawet nie mogą go faktycznie adoptować...?
Skoro o chłopcach mowa, to ci zeszli już ze stóp Bety i teraz przyglądają się Jungkookowi z chochlikami w oczach. Jungkook nie wie czy może czekają aż to on się odezwie, czy tylko nie mają odwagi zacząć rozmowy, ale on na pewno nie zamierza.
– Hej, ty blat! – oświadcza czarnowłosy, podchodząc do niego z wyciągniętą rączką.
– Seplenisz – zwraca mu uwagę Jungkook.
– Seplenie – potwierdza ten dumnie.
– Ja też s-plenię! – radośnie wtrąca drugi, nieco skryty za pierwszym, ale szeroko uśmiechnięty.
– Nie – zaprzecza Jungkook. – Ty nie umiesz mówić.
– Jimin jest za glanicy! Z... tam! – pokazuje brunet, machając palcem gdzieś w nieokreślonym kierunku.
– Aha.
Może też są tu tymczasowo...?, myśli sobie. Kookiemu trudno ocenić, bo dom pachnie przede wszystkim środkami czyszczącymi oraz odświeżaczami powietrza, zamiast domownikami. Ktoś musiał tu niedawno sprzątać, myśli.
– Tae, Chim, nie straszcie go! Joonie, odnieś walizkę! Yoongi, pokażesz małemu pokój? – Ładny Pan instruuje każdego, krzątając się po kuchni. – Powinienem w tym czasie zdążyć odgrzać część jedzenia. Nie będzie problemu, jeżeli chwilę zaczekasz?
Kookie spogląda na Omegę, niepewny czy to do niego. Mężczyzna jednak obserwuje go w oczekiwaniu, więc dziesięciolatek kiwa głową. „Jinnie" papuguje jego ruch, chyba samemu sobie potwierdzając przyswojoną informację; jednocześnie wraca do owiniętych folią talerzy oraz wyjmowanych z szuflady sztućców.
Drugi Omega, ten pulchniejszy, sprawia dużo przyjaźniejsze wrażenie. Chłopiec spodziewa się, iż mężczyzna wyciągnie do niego rękę, aby zaprowadzić na górę: ale tego nie robi. Chłopiec marszczy brwi, skonfundowany – zazwyczaj dorośli wszędzie chcą go zaprowadzić, najlepiej w żelaznym uścisku i pod czujnym okiem.
Chociaż, jak teraz o tym myśli, Beta też go nie dotykał, pomijając pomoc przy zapięciu pasa...
– Była tam wcześniej garderoba, jest nas dość dużo, więc mam dużo ubrań... – tłumaczy spokojnie Niski Omega. Jungkook czuje, że ten pachnie snem oraz spokojem. Spokój zawsze ma ładny zapach, niezależnie od osoby. Kookie stara się więc iść jak najbliżej pleców mężczyzny, aby woń spokoju zabiła bezwonność przefiltrowanego powietrza. – Ale przenieśliśmy je do przedpokoju, więc powinno być w porządku – kontynuuje mężczyzna, spoglądając na chłopca przez ramię. Jungkook jednak, zamiast patrzeć w oczy Omedze, obserwuje jego pieprzyk jakby to była najbardziej interesująca rzecz na świecie. – Jest trochę mniejszy niż chłopców, ale ich jest dwóch, a ty będziesz miał własny, więc to chyba fair, hm?
Kookie kiwa głową, nie wiedząc co powiedzieć. Nie pamięta kiedy ostatnio miał własny pokój; a co jeżeli będzie się bał spać...? Tutaj nie ma opiekunki, do której może zapukać w nocy (nawet jeżeli jest wtedy zła) ani Kai'a, do którego łóżka może się wdrapać i powiedzieć, iż broni młodszego kolegę od „złych potworów" (bo nie chce zdradzić, że on sam się boi, więc udaje, że nie, ale zwykle boją się we dwoje, bo Kai boi się tych stworów, o których zawsze opowiada mu Jungkook).
Stają przed otwartymi na oścież drzwiami.
– Masz okno na ogród i balkon łączony z chłopcami. Na razie wolelibyśmy żebyś sam na niego nie wchodził, więc jest zamknięty. Jak ci się podoba...? – Omega patrzy na Jungkooka; stoi przy samej framudze, aby chłopiec miał pełen widok na wnętrze.
Dziesięciolatek, wyobrażając sobie swój pokój, wiedział, iż to co zastanie na pewno będzie inne niż jego fantazja. Ale i tak jest nieco zaskoczony, gdy widzi swój nowy pokój.
W głowie zawsze widział coś, co przypominało mu sypialnię z jego wczesnego dzieciństwa: coś zielono-niebieskiego, małego, ale przytulnego, pewnie poobrzucanego chaotycznie zabawkami, może z jakimś malunkiem na ścianie.
To pomieszczenie jest dużo mniej... dziecinne. Ściany mają beżowy kolor, na ziemi leży brązowy, puchaty dywan, od okna spływają jasne, zwiewne firanki, a za szybą widać jasne, prażące w oczy światło słoneczne, które pada nie tylko na wnętrze pokoju, ale też na ogród. Po jednej stronie pomieszczenia stoi piętrowe łóżko z baldachimem w gwiazdki, tyle, że bez dolnego materaca, ale za to z podstawionymi biurkiem oraz szafką na książki. Po drugiej stronie znajduje się szafa i pudło na zabawki w kształcie zamku rycerskiego.
Jungkook rozgląda się, zdezorientowany. Omega obserwuje tę reakcję, a jego uśmiech wydaje się nieco rzednąć.
– Coś nie tak? – pyta.
– Nic nie pachnie – mówi wreszcie Jungkook.
– A, tak – Omega przerywa na chwilę. – Jinnie wywietrzył i zastawiał pokój filtrami powietrza. Możesz zostawić tu tyle zapachu ile chcesz – obiecuje.
– Po co? – nie rozumie Jungkook.
– Bo to twój pokój?
Obydwaj nie mówią nic więcej, gdyż do pokoju wchodzi Wysoki Pan, wstawiając walizkę Jungkooka.
– Rozpakujesz się sam czy ci pomóc? – chce wiedzieć. Chłopiec szybko zabiera od niego walizkę, przyciągając rączkę do swojej piersi.
– Sam – natychmiast zapewnia.
Wysoki Pan spogląda na Niskiego, ale ten tylko wzrusza ramionami.
– Zejdź na dół gdy skończysz. Jinnie już pewnie skończy odgrzewać obiad – prosi Beta.
Zostawiają go samego w pozbawionym zapachu pokoju.
***
Siedzą wszyscy przy długim stole, na którym stoi dzbanek z papierowymi, nieumiejętnie sklejonymi, kwiatkami. Junkook patrzy na te kwiatki jakby zrobiły mu niewyobrażalną krzywdę swoją brzydotą oraz nierównością. Piorunuje spojrzeniem krzywe listki i doklejane cekiny, nie chcąc spoglądać na nikogo przy stole.
Wysoki Omega się postarał, to nawet kilkulatek jest w stanie stwierdzić: przystawka, zupa, drugie danie... Mężczyzna co chwila chodzi do kuchni, aby donieść kolejne potrawy. W tym czasie maluchy albo grymaszą, to nie chcąc zjeść kapusty, to ryby, a kiedy indziej znowu proszą o dokładkę.
– Ludzie, wy już?! – nagle rozlega się czyjś głos od kuchni.
Jungkook, zbity z tropu, wychyla się na krześle, aby spojrzeć ku tylnym drzwiom. W nich widzi wysokiego mężczyznę o rudobrązowych włosach, w ciemnym płaszczu i czerwonym szaliku sięgającym niemal kolan. Mężczyzna ściska coś w ręce, chyba teczkę, ma zgrzane policzki, a na twarzy wyraz bezkresnego zaskoczenia.
– Hobi – stwierdza spokojnie Niski Omega, nawet nie odwracając głowy.
– Były już zupki, 'ujku! – obwieszcza radośnie ciemnowłosy chłopczyk. „Ujek" patrzy na niego z miną jakby został zdradzony przez najlepszego przyjaciela; maluchy zaczynają chichotać.
– Już były?! – pyta mężczyzna głosem pełnym niedowierzania. Zrzuca buty na wycieraczce i podchodzi na malców, aby wyczochrać ich włosy oraz starannie obwąchać. Obydwaj niemal biją się o to, który pierwszy oznaczy szyję rudowłosego, pchając swoje małe noski pod jego duże uszy. Jungkook, natomiast, usiłuje wyłapać zapach mężczyzny, ale wyczuwa jedynie perfumy oraz resztki spalin samochodowych.
– I nic wujkowi nie zostawiliście?! – pyta nowoprzybyły chłopców, ale zamiast wcześniejszego zaskoczenia, na jego twarzy widnieje szeroki uśmiech. Malcy dalej chichoczą, czepiając się jego szyi.
– Jakbyś nie brał ciągle nadgodzin, to może coś by zostawało, ale nie, musisz być uparty jak ten cholerny osioł...!
– Język – upomina Wysokiego Omegę Beta.
– Jak osioł! – podkreśla ten. – Już trzeci raz w tym tygodniu jesteś po godzinie obiadowej! Obiecywałeś dwa razy, teraz też usłyszę, że „spotkanie się przedłużyło" i „klient chciał zmiany konceptu"?! Nie po to ręce ścieram, żeby wam wszystkim gotować, żebyście...!
– No już, już... – rudowłosy podchodzi do czerwonego ze złości Omegi, który zdążył wstać z krzesła i posłać w jego stronę pioruny. – Podczas weekendu zabiorę was wszystkich do restauracji, hm? Brzmi jak dobry pomysł?
– Nie lubisz mojej kuchni...? – pyta podejrzliwie Omega.
– Oczywiście, że lubię – mężczyzna zapewnia. – Ale w restauracji nie będziesz mógł mnie spuścić z oczu, co?
Omega przez chwilę wydaje się ważyć jego słowa, aż wreszcie kiwa głową – pozwala, aby mężczyzna go przytulił, zanurzył nos pod jego uchem, zakołysał Omegą na boki i dał całusa w czubek głowy.
Jungkook obserwuje to wszystko z jeszcze bardziej skwaszoną miną, niż kiedy patrzył na papierowe kwiatki.
Dostrzega kątem oka, jak Beta daje jakieś znaki Nowemu Panu, chyba o coś pyta, ale ten jedynie kręci głową, może uspokajająco. Kookie nie jest pewien jaka konwersacja właśnie między nimi przebiega, ale domyśla się, iż chodzi o zdenerwowanego Omegę.
– A gdzie mój całus? – pyta spokojnie Niski Pan. Przez cały ten czas nawet nie przerwał jedzenia, sprawiając wrażenie jakby to co się dzieje, go nie dotyczyło. Maluchy, natomiast, wykorzystują wszechobecne zamieszanie, aby wymieniać się jedzeniem pod stołem: ogórki na marchewki, a marchewki na ogórki.
– Już idzie! Całus raz! – zapewnia wesoło Nowy Pan. Szeroko rozpościera ramiona nad głową Omegi, po czym zarzuca je na niego jak sieci. Omega początkowo nie reaguje, ale po chwili odchyla się nieco, opierając głowę o ramię mężczyzny. Pozwala na pocałowanie się po karku oraz staranne obwąchanie.
Beta nagle drga w miejscu po czym posyła domownikom zażenowany uśmiech. Spogląda na obejmujących się mężczyzn z nieśmiałym uśmiechem. Omega odpowiada tym samym, podczas gdy Nowy Pan nadal jest zajęty wydzielaniem swoich feromonów.
Ponieważ Niski Omega siedzi jedno siedzenie od Jungkooka, ten ma szansę wyczuć zapach nowoprzybyłego. Jest ostro-słodki, jak kwiaty w sosie chilli, co nie powinno do siebie pasować, ale z jakiegoś powodu pasuje. Oprócz tego chłopak może też wyczuć zapach potu oraz... ciepła...? Nie wie czy ciepło ma zapach, ale jeżeli ma, to właśnie taki.
Ciepło też jest dosyć ładnym zapachem – tak samo jak spokój Niskiego Omegi. Ciepło oraz spokój razem pachną nawet lepiej, a chłopiec, nieco mimowolnie, wychyla się w ich stronę.
Dopiero gdy Beta wstaje z miejsca, podchodzi do obejmującej się dwójki i dołącza do nich, dodając do mieszanki własne feromony – które są najmniej wyczuwalne, ale jednak obecne – Jungkook zdaje sobie sprawę z trzech rzeczy.
Po pierwsze, Beta jest spokrewniony z Wysokim Omegą oraz ciemnowłosym chłopcem – ich wonie mają te same akcenty, dość mocne, aby stwierdzić, że to bliska rodzina: tak bliska, iż Jungkook krzywi się na myśl, że wcześniej uznał Betę oraz Omegę za partnerów.
Po drugie, Nowy Pan jest Alfą – ma łagodniejszy zapach niż większość Alf, które Jungkook zna, ale jest to spowodowane trzecią rzeczą, z której Jungkook zdaje sobie sprawę:
Zarówno Niski Omega jak i Alfa są oznaczeni przez Betę – nie ma innej opcji przy tym jak feromony Omegi oraz Alfy wtapiały się w woń Bety, wyraźnie pokazując, kto jest najwyżej w hierarchii.
Co oznacza, że Beta jest przywódcą stada.
Przywódcą stada, w którym jest Alfa, który powinien zajmować tę pozycję – a nie B e t a.
Jungkook odkłada sztućce i wstaje od stołu.
– Jungkook? – Wysoki Omega spogląda na niego zaskoczony.
– Jestem zmęczony. Idę do pokoju – oświadcza chłopiec.
Omega marszczy wprawdzie brwi oraz krótko zaciska usta, ale ostatecznie kiwa głową, pozwalając Kookiemu odejść od stołu.
Odprowadzają go szepty wymienianych między pozostałą szóstką rozmów i coraz bardziej nasilające się zapachy...
Heeej!
Oto obiecana, nowa książka!
Bardzo lubię wątki (albo całe opowieści!), gdzie bohaterowie, którzy na początku wcale się nie znają, zaczynają tworzyć rodzinę. Dokładniej o tym, skąd miałam pomysł na opowieść i inspiracje, napiszę w bibliografii, którą wstawię na koniec "Tworzyw sztucznych" (planowane na pięć rozdziałów), a teraz tylko powiem, że bardzo się cieszę, iż wreszcie to publikuję, bo BARDZO długo nad tym pracowałam!
Od razu też wspomnę, że system adopcyjny w świecie ABO działa nieco inaczej, ale o tym więcej w następnych rozdziałach.
A jak podoba się Wam historia jak do teraz? Zwykle piszę krótsze rozdziały, więc mam nadzieję, iż, mimo rzadszych publikacji, większa ilość materiału to wynagrodzi :D
Zawsze Wasza
~Nico
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top