Rozdział 8
Allen zszedł powoli po schodach ziewając potężnie. Miał dziwny sen dzisiejszego wieczoru, ale jakoś nie mógł sobie przypomnieć dokładnie, o czym ani kto w nim był... Minął pierwszy dzień od chwili opuszczenia przez niego szpitala i mimo pewnych luk w pamięci wszystko wydawało się całkiem normalne. Chociaż ciężko patrzeć na obcych sobie ludzi, którzy twierdzą, że są jego przyjaciółmi, a on pomimo usilnych starań nie jest wstanie przypomnieć żadnego z nich. To boli, ale nic na to nie może poradzić, niestety...
- Dobry... - Mruknął ziewając kolejny raz przy wchodzeniu do kuchni.
Pierwszym, co ujrzał to Road w różowym fartuszku z falbanką, łopatką w dłoni stojącą przy kuchence. Smażyła coś, najpewniej jajecznicę sądząc po zapachach. Zamrugał parokrotnie, przetarł oczęta, ale obrazek nie zmieniał się. Owszem nic nie było dziwnego w widoku kuzynki przy kuchence, ale miała na sobie Tylko fartuszek i nic po za nim, nawet bielizny. Patrzył chwilkę na kuzynkę i niczym robot wycofał się powtórnie z kuchni na korytarz, po chwili można było usłyszeć huk i Allen wrócił z obitym czołem, ale obrazek jak na złość nie zmieniał się ani trochę. Odwrócił się i zaczął bić głową w ścianę, czym zwrócił na siebie uwagę zaskoczonej Road i Mikka, który właśnie wszedł zdziwiony dziwnymi odgłosami z samego rana.
- Co to za hałasy? - Zagadnął mężczyzna, a widząc siostrzeńca bijącego głową o ścianę zamrugał parokrotnie i złapał go za czoło nim uderzył kolejny raz. - Co ty niby robisz, co? - Zagadnął, ale Allen nie miał zamiaru odpowiadać. - Inaczej... Co się stało?
- T-To... - Chłopak nie odwracając się wskazał na kuzynkę w jedynie fartuszku.
Tyki zlustrował dziewczynę, uniósł brew w górę, puścił Allena i podszedł do Road. Złapał ją za kark i pomimo usilnych i głośnych protestów ze strony młodej Kamelot zatargał ją na górę. Po krótkiej chwili można było dosłyszeć trzask, jeden drugi, pisk i krzyk protestu Road, potem kolejny huk i nastała nagle martwa cisza.
- Wujku...? - Allen spojrzał niepewnie z kuchni. - R-Road...?
Nie chciał wiedzieć, co oni tam robili, to było zbyt... Dziwne. W sumie jego rodzina ogólnie była jakaś dziwna, ale nie narzekał. Przełknął niepewnie ślinę, gdy nie usłyszał odzewu. Czyżby jego wuj zatłukł Road? Nie, to raczej nie realne nawet dla takiego świra jak on... Po krótkiej chwilce Tyki wrócił z przewieszoną Road przez ramię. O dziwo dziewczyna była całkowicie ubrana, ale...
- Co... Co ona ma na sobie? - Zapytał niepewnie.
- Mundurek. - Tyki postawił nachmurzoną Road na ziemi.
- Damski mundurek mojej szkoły...? - Gapił się jak sroka w gnat nie wierząc własnym oczom. - O-Ona będzie chodziła ze mną do szkoły?!
*
- Słuchajcie panie! - Lavi usiadł przy stoliku obok Miki z widocznym zachwytem z jakiegoś powodu. - Oraz Yuu. - Uśmiechnął się pokazując ząbki do zirytowanego chłopaka. - Mam genialny plan jak przywrócić Allenowi stracone dni sprzed wypadku!
- Tak na poważnie czy sobie jaja robisz? - Mika upiła łyk kawy. - Bo przeważnie twoje genialne plany kończą się porażką...
- Poważnie! - Oburzył się rudzielec. - Musimy przywalić Allenowi w głowę, ale tak porządnie i przypomni sobie wszystko!
- Bredzisz! - Mika przywaliła Laviemu w potylicę otwartą dłonią. - Miało być poważnie, a nie...
- To bolało! - Warknął niezadowolony. - I jestem absolutnie poważny!
- Skąd ty wziąłeś ten pomysł Lavi...? - Lenalee westchnęła ciężko. Bała się usłyszeć odpowiedź, ale wolała wiedzieć.
- W kreskówkach to zawsze działa. - Odpowiedział śmiertelnie poważny w tej samej chwili oberwał po głowie tacką od Lenalee. - Au! Za co?!
- Za głupie pomysły! - Warknęła podenerwowana Lena siadając ponownie.
- Mam też kilka innych pomysłów...
- Z kreskówek, prawda? - Zapytała dobitnie Mika, a Lavi uśmiechną się głupio.
- Czy ty nie możesz, choć raz nie brać wszystkich głupich pomysłów z kreskówek? - Zapytał z westchnięciem Kanda biorąc łyk zielonej herbaty ignorując całkowicie cios w potylicę, który rudy otrzymał znów od Miki.
Na stołówkę zawitał Allen. Lenalee od razu zawołała go do ich stolika, co z dziwną ulgą uczynił niemal natychmiast. Usiadł obok Miki, ale o dziwo tym razem Kanda zignorował całkowicie ten fakt, co zaskoczyło albinosa, ale wolał nie pytać i kopać sobie grobu. Skoro chłopak dobitnie pokazywał nie raz, że przebywanie choćby o dwa kroki od Miki jest śmiertelne dla każdego oprócz osób z jego bandy i dziewczyn, to lepiej udawać, że nic nie dzieje się.
- A co ty taki markotny, Allen? - Zagadnęła nagle Lenalee. Nachyliła się i przez stół dotknęła czoła chłopaka. - Hm, nie masz gorączki, ale wyglądasz okropnie...
- Dzięki za szczerość... - Zaśmiał się niepewnie albinos. - To nic takiego... - Wymamrotał, a widząc twardy wzrok dziewczyn westchnął nieco zmieszany. - T-To przez moją kuzynkę, Road... Spóźniłem się z jej powodu...
- A co zrobiła ta mała dziewczynka? - Zagadnął Lavi dłubiąc w talerzu coś zielonego, co prawdopodobnie kiedyś było groszkiem. - Chyba aż taka straszna nie jest, co? - Zaśmiał się i napił się wody.
- Ona ma szesnaście lat, Lavi... - Mruknął niepewnie Allen, a Lavi wypluł całą zawartość swych ust na twarz Kandy.
- W-Wybacz, Yuu... - Wymamrotał przepraszająco Lavi podając chusteczkę długowłosemu. - O-Ona ma szesnaście lat?! - Wydarł się niemalże na całą szkołę w szoku. Allen jedynie kiwnął spokojnie głową, a chłopak usiadł ciężko w szoku powtórnie na krzesło. - Nie powiedziałbym patrząc na jej wygląd...
- Wiem, każdy to mówi, od kiedy skończyła dziesięć lat. - Walker zaśmiał się otwarcie. - Cóż... Jak mówiłem, spóźniłem się z jej powodu. Dziś rano jak... Ekhm... - Zaczerwienił się nieznacznie na policzkach wbijając wzrok w podłogę nieco speszony. - J-Jak wstałem, to zobaczyłem Road w kuchni, ubrana w różowy fartuszek z łopatką w dłoni. - Przełknął ślinę. - R-Robiła mi śniadanie...
- I to było takie straszne? - Kanda uniósł brew w górę. - Mika często robi mi i Laviemu śniadanie, bo jak sama twierdzi inaczej jedlibyśmy fastfoody. - Prychnął biorąc łyk herbaty. - Królik na pewno, ale nie ja.
- Ty byś jadł Tylko sushi... - Przyznała Mika całkowicie bezczelnym tonem, którym dowaliła Kandzie. - Oczywiście zakupionym przez internet, bo sam nie potrafisz ugotować nawet jajka bez upierdolenia połowy kuchni.
- Pin Pon~! Trafiony! - Zaśmiał się Lavi pokazując dwie tabliczki, na których było Mika vs. Kanda: 1:0.
- Zaraz zrobię ci krzywdę cholerny króliku! - Warknął wkurzony długowłosy omal nie rozwalając kubka, który trzymał w dłoni.
- Spokojnie Kanda... - Zaśmiała się niepewnie Lenalee. - To, co takiego było strasznego w tym śniadaniu, Allen?
- W-Wł... Właściwie to Road była tylko w fartuszku... - Wydukał czerwieniąc się jeszcze bardziej.
- A co jest strasznego w fartuszku? - Lavi spojrzał na albinosa dziwnie. - Przeraża ciebie różowy kolor?
- Nie, nie zrozumiałeś... Road... - Allen spiął się nieznacznie unosząc ramiona. Cała jego buzia była niczym koszyki dojrzałych truskawek. - O-On-aa... Ona b-b-y... B-byy-yył-ła-aa ty-tylko w f-ffa... fart-t-tuszku.. - Wydukał, a wiedząc, że przyjaciele nie do końca rozumieją jego bełkot, nabrał powietrza i wydarł się niemal na pół stołówki. - Mi-Miała na sobie Tylko fartuszek! - Zaczął ciężko dyszeć i lekko trząść ramionami jakby ogłosił sekret tabu całemu światu.
- Twoja kuzynka robiła ci śniadanie ubrana jedynie w fartuszek?! - Lenalee wydusiła jako pierwsza, która odzyskała głos. Allen kiwnął krótko głową.
- Nie miała nawet bielizny?! - Laviemu szczęka opadła do ziemi, kiedy Allen potwierdził ponownie kiwnięciem głowy. - O chol...
Lavi zakrył sobie usta dłonią w głębokim szoku. Pierwszy raz słyszał, aby czyjaś kuzynka odpieprzała takie akcje, ale widać Road jest jedyna w swoim rodzaju...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top