Rozdział 24

- Jasdero! - Zakrzyknął kruczowłosy zatrzymując brata.

Właśnie wracali ze sklepu postanawiając - wedle zaleceń Devito - pójść na skróty tuż obok starej, opuszczonej kręgielni. Blondyn zerknął pytająco na brata, a gdy ten machnął na niego ręką żeby podszedł, uczynił to.

- Co jest? - Zagadnął grzebiąc w siatce z zakupami. - Oby coś ważnego, bo lody się topią, a nie będę ciapać breji...

- Patrz tam i powiedz, że to nie jest najbardziej wyczesane miejsce jakie ostatnim tygodniu widziałeś! - Devito wyszczerzył się pokazując przed siebie.

- Starej kręgielni nie widziałeś? - Jasdero uniósł brew w górę.

- Nie o tym mówię. - Przewrócił oczami. - Patrz, co tam zrobili zamiast niej!

Jasdero nie do końca rozumiał o czym Devito mówi. Wzruszył ramionami i spojrzał we wskazanym kierunku. Jego oczy zalśniły z widocznym zachwytem, a uśmiech momentalnie zakwitł ukazując białe ząbki. Wymienił uśmieszek z bratem.

- Myślisz o tym, co ja? - Zagadnął Devito.

- Musimy pokazać to miejsce Kandzie i reszcie ekipy! - Zakrzykneli wspólnie.

Ruszyli biegiem do domu zostawić zakupy i popędzić do reszty znajomych z zamiarem poinformowania o nowym odkryciu. Jeszcze nie zdawali sobie sprawy jak wielki błąd popełnią tego zwyczajnego dnia...

*

- Ja chce do domu... - Jęknął Allen padając na trawnik tuż przed szkołą.

- Dlaczego tyle zajęć, czemu?! - Dołączył do niego Ritsu.

- Uspokójcie się, to tylko jedna lekcja... - Meido przewrócił oczami.

- Naprawdę?! - Allen i Ritsu zakrzyknęli wspólnie.

- Nie macie planu zajęć? - Mika uniosła brew w górę. - To jak wy na zajęcia przyłazicie?

- Bez podręczników, zazwyczaj... - Przyznali jednogłośnie.

Pozostali palnęli się otwartymi dłońmi w twarz i zjechali nimi aż po szyję. Jak oni w ogóle mogą prosperować bez czegoś tak ważnego?!

- Kruku!!

Obejrzeli się zaskoczeni. W ich stronę bieli Jasdero i Devito wyraźnie czymś bardzo podekscytowani. Kanda uniósł brew w górę. Czego ci dwaj chcą?

- Słuchaj stary, jest w mieście wyczesane miejsce! - Wyszczerzył się Jasdero. - Normalnie zajebiste!!

- Właśnie! - Przytaknął Devito. - Musicie z nami pójść je zobaczyć! Wmontowali je na miejscu starej kręgielni!

- Starej kręgielni? - Allen zamrugał zaskoczony. - Myślałem, że nikt nie zechce wykupić tego miejsca... A, my się chyba osobiście nie znamy. - Wstał i wyciągnął dłoń do bliźniaków. - Jestem Allen.

- Jasdero, a to mój brat, Devito. - Blondyn uścisnął podaną dłoń, to samo zrobił Devito. - To jak? Wybieracie się z nami?

- W sumie mamy jeszcze jedną lekcję... - Lenalee zamyśliła się chwilkę. - Jestem za, a wy?

- Również! - Lavi wyszczerzył się wesoło. - Yuu również idzie, co nie?

Kanda prychnął coś mało zrozumiałego. Road zakrzyknęła, że tylko zwoła jeszcze Nea, Tima i Relo i mogą ruszać bez przeszkód.

Ostatnia lekcja szybko minęła i według ustaleń, Jasdero i Devito czekali na nich przed bramą szkoły. Ruszyli wspólnie na piechotę, bo jak przyznał Lavi, to w końcu nie daleko, a spacerek dobrze im zrobi. Kanda był mniej zachwycony eskapadą niżeli on, ale o dziwo nie narzekał.

- To tu!

Jasdero i Devito pokazali przed siebie jakby ukazywali wspaniały okaz w muzeum. Road machinalnie skoczyła do Allena i zakryła mu oczy dłońmi. Wszyscy spojrzeli na nią dziwnie, gdy szarpała się z chłopakiem i zabraniała patrzenia, a on warczał, żeby dała sobie spokój. Po paru minutach przepychanek, Walker w końcu uwolnił się z rąk kuzynki i spojrzał na to, co chciała przed nim ukryć i momentalnie pobladł. Padł na kolana podpierając rękoma o podłoże, rozpościerając wokół siebie aurę zdołowania.

- A jemu co? - Lavi niepewnie zerknął na Road.

- Masz rację Lavi! - Zakrzyknął Allen podnosząc się na równe nogi z ogniem w oczach. - Nie czas na rozpacz i rozpamiętywanie, to czas pokazania najlepszą stronę swych umiejętności! Idziemy!! - Ruszył z dziwnym błyskiem w oczach w stronę budynku.

- To koniec tego miejsca... - Westchnęła cicho Road.

- Dlaczego? - Ritsu zerknął na nią. - Widać lubi takie miejsca i tyle.

- Przekonasz się już za chwilkę. - Timcanpy skrzywił się. - Mam tylko nadzieje, że panicz Allen nie przysporzy sobie kłopotów...

Nea, Road i Relo pokiwali zgodnie głowami, a reszta patrzyła na nich dziwnie. Oni w ogóle nie rozumieli, co takiego złego jest w kasynie... Po około dwudziestu minutach odkryli, o czym mówiła Relo i Tim, gdyż Allen okazał się mistrzem w każdej grze i niemal doszczętnie zniszczył pieniężnie każdy stolik i punkt z grami wszelkiej maści. Jasdero i Devito w przeciwieństwie do przerażonych i niepewnych znajomych pochłaniali popcorn i pili piwko oglądając każdą zagrywkę Walkera z wielkim podziwem i zaśmiewali się w głos widząc szok i niedowierzanie u każdego jockeya, gdzie wygrał.

- W takim tempie, to zaraz zgarnie go ochrona... - Zacmokał znudzonym tonem Nea.

Jak przewidział po chwili przy Allenie pojawiło się dwóch ochroniarzy prosząc na stronę. Chłopak bez większych oporów chętnie z nimi poszedł wołając do reszty, że spotkają się przed kasynem jak skończy z tymi miłymi panami.

Niestety przez kolejne pół godziny Walker nie pojawiał się i jego przyjaciele zaczęli się powoli niepokoić w końcu rozbił wszędzie bank i mogli wezwać policję...

- Ja mam nadzieje, że temu kretynowi nic nie będzie... - Westchnął cicho Ritsu. - Co jak co, ale on potrafi wpaść w najgłupsze tarapaty i nawet nie starać się przy tym ani trochę.

- Tutaj muszę przyznać rację Ritsu. - Przytaknął Meido. - Allen jest mistrzem wpadania w kłopoty.

- Wydaje mi się, że raczej zabrali go do szefa. - Nea klikał coś w telefonie bez większego zainteresowania całą sytuacją. - To akurat nie byłoby niczym nowy.

- Jak to? - Lavi ściągnął niepewnie brwi.

Nie uzyskał odpowiedzi, bo właśnie drzwi kasyna otworzyły się i wyszedł jakiś ochroniarz przytrzymując drzwi, z których wyszedł wesoły Allen.

- Do soboty Marty! - Pomachał do ochroniarza, a on skinął głową znikając w wejściu. - Wybaczcie, że tak długo, ale szef kasyna chciał mnie wypróbować. - Uśmiechnął się wesoło. - A po tym jak ograłem go do gatek zaproponował mi pracę w kasynie jako jockey, więc zgodziłem się. Dodatkowe fundusze zawsze się przydadzą.

- Jesteś nie możliwy! - Wydarł się Meido machając rękoma jak obłąkany. - Myśmy tu od zmysłów odchodzi, a ty... ty...

- Domyślałem się, że coś podobnego odwalisz. - Zaśmiał się Nea. - Pamiętam jak Tyki tak samo skończył, w samych bokserkach.

- Miałem tylko osiem lat! - Warknął Allen. - Nie moja wina, że wykłócał się z dzieckiem. Mógł nie zaczynać. - Przewrócił oczami.

- Przez kilka lat Allen był pod opieką wujka Mariana Crossa. - Wyjaśniła pobieżnie Road. - Niestety miał on troszeczkę długów u różnych ludzi i nauczył on Allena gry, a kiedy okazał się pojętym uczniem zaczął ogrywać ludzi, u których wujek Cross był zadłużony. Niestety często zostawiał Allena w niezłych tarapatach i musiał gęsto się tłumaczyć, a to nie łatwe dla dzieciaka...

- Ja w tym okresie byłem na studiach zagranicznych i nawet nie wiedziałem, co się dzieje w domu... - Mruknął Nea. - Potem Cross dostał opierdol od Tykiego i Lulubell... I odechciało mu się wykorzystywania Allena, co nie zmienia faktu, że zszargana psychika i dryg do kantowania pozostał u niego nadal.

Cała grupa westchnęła zbiorowo. Im bliżej poznają Allena, tym więcej odkrywają jak bardzo zszarganą psychikę ma dzięki swojej chorej rodzince.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top