Rozdział 23

Przez większość dnia Allen zerkał ciekawie w stronę Raia. Wciąż nurtowała go sprawa dlaczego matka chłopaka porzuciła jego i rodzeństwo tak niespodziewanie, przecież rodzina nie...

- W sumie... - Mruknął wbijając wzrok w tablicę.

On również miał ciężkie przejścia z Nea po śmierci Many, więc to chyba nie ma specjalnej reguły, że rodzina musi kochać i wielbić się bezgranicznie, ale... Zagryzł wargę i znów zerknął na blondyna. Ale zniknąć tak bez niemal żadnego słowa, ot tak po prostu? Przecież to nie realne... Westchnął cicho i machinalnie zwrócił spojrzenie bardziej w tył. Zamrugał zaskoczony, po czym zmarszczył brwi. Rozejrzał się po klasie uważnie, ale nie. Nie mylił się. Tylko on i Meido zerkali ukradkiem na Raia.

- Ale czemu on...

Wytrzeszczył w szoku oczy. Pokręcił głową i znów wbił wzrok w chłopaka. Nie, to na pewno nie przywidzenie.

- Czyli Meido... - Wyszeptał cicho. Uśmiechnął się lekko. - Kto by pomyślał...

Lekcje minęły bardzo szybko i w klasie na dyżurze zostali jedynie Allen i Meido. Ogarnięcie klasy zajęło im stosunkowo nie dużo czasu i obaj ostanowili skoczyć przed wyjściem do automatu z napojami po coś do picia.

- Meido, Tak się zastanawiałem... - Allen podał puszkę coli chłopakowi. - Co ciebie łączy z Raiem?

- W sensie? - Zapytał Meido otwierając napój. - Jest moim najlepszym kumplem.

- A mówiłeś Raiowi, że podkochujesz się w nim?

Meido zakrztusił się upitą colą. Allen poklepał go chwilkę po plecach, aż w końcu dostał znak ręką, że wystarczy. Szatyn odetchnął głębiej i zerknął na Walkera niepewnie.

- Nie kocham się w nim... - Przyznał cicho.

- Widziałem jak na niego patrzysz podczas zajęć... - Zauważył Allen.

- To nie takie proste... - Meido zagryzł dolną wargę. - Rai ma dużo na głowie i nie chce mieszać w jego i tak mocno zachwianym życiu... - Westchnął ciężko. - Musi zajmować się piątką rodzeństwa i domem.

- Wiem, słyszałem od Kandy i Laviego, ale nadal uważam, że nie zrobisz nic, co mogłoby zepsuć wasze relacje, a nawet powiem więcej, na pewno polepszyłoby się jego życie. - Uśmiechnął się ciepło. - Sam miałem nie ciekawie w życiu i dałem radę, bo miałem oparcie w kuzynce, a Rai obecnie nie ma nikogo oprócz rodzeństwa, którym musi się zająć. Gdyby miał kogoś takiego jak ty, to najpewniej wszystko byłoby o wiele łatwiejsze. - Założył torbę na ramię. - Tak myślę, ale zrobisz jak uważasz. Ja lecę, bo Road mnie zabije... Ostatnio ciągle spóźniam się na obiad, który robi i tym razem mi nie popuści.

- W porządku, na razie...

Allen uśmiechnął się po raz ostatni pokrzepiająco zanim nie zniknął za rogiem budynku. Meido westchnął cierpiętniczo. Dlaczego ze wszystkich ludzi, to właśnie Walker musiał dowiedzieć się prawdy, którą ukrywał?! Czemu właśnie on?! Rozmyślał nad słowami chłopaka przez całą drogę do domu oraz po wejściu do niego, aż do wieczora. Przez kolejne pół godziny po kolacji gapił się bez celu w sufit rozmyślając nad wszystkim i niczym. Głównie nurtowała go sprawa jego i Raia, bo z jednej strony najchętniej poszedłby i wykrzyczał co czuje, ale z drugiej zaś nie chce niszczyć jego życia swoją osobą...

„Rai obecnie nie ma nikogo oprócz rodzeństwa, którym musi się zająć. Gdyby miał kogoś takiego jak ty, to najpewniej wszystko byłoby o wiele łatwiejsze"

Słowa Allena dźwięczały w jego głowie przez cały czas i nie potrafił ich w żaden sposób zignorować. Zaklął siarczyście pod nosem i wstał na równe nogi. Złapał za komórkę i zbiegł na dół. Założył w pośpiechu buty i wypadł z domu niczym burza zamykając w pośpiechu frontowe drzwi. Rai nie mieszkał daleko od niego, tylko około kilomtera, więc bardzo szybko dotarł na miejsce. Zapukał machinalnie w drzwi i zaraz spanikowany odsunął się z zamiarem ucieczki. Co on najlepszego wyrabia?! Przecież nie powie Raiowi o tym, co czuje!

- Meido? - W drzwiach pojawił się Mako. - Jak przyszedłeś do Raia, to jest u dziewczynek na górze.

- To ja może później... - Zaczął koślawo, ale chłopiec złapał go za rękaw i wciągnął do domu. - Ale naprawdę, nie będę wam robić kłopotów po nocy...

- Daj spokój. -Mako zaśmiał się krótko. - Rai na pewno ucieszy się z twoich odwiedzin. Zaraz go powiadomię, a ty usiądź sobie na kanapie w salonie. Chcesz coś do picia?

- Nie, dzięki...

Meido usiadł niepewnie na kanapie rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu. Sam nie wiedział na co właściwie czekał. Rai wyśmieje go na wstępie, na pewno! O czym on do cholery myślał?!

- Meido?

Wystraszony chłopak spiął się lekko, gdy usłyszał głos przyjaciela i kroki na schodach. Wstał niczym oparzony na równe nogi, zrobił w tył zwrot i omal nie wpadł na przyjaciela.

- Co ty robisz? - Zapytał się blondyn. - Mako powiedział, że przyszedłeś. Coś się stało?

- Nic, nic! Ja tylko tak... ten, yyy... wpadłem zobaczyć, co u ciebie, a że nic nowego, to ja uciekam! - Wydusił koślawo Meido cofając się do tyłu. - Naaaa!!

Poślizgnął się na lalce leżącej na podłodze i poleciał najpierw w tył, a później do przodu, ale szybkie dłonie blondyna pochwyciły go przed upadkiem, co zakończyło się omyłkowym całusem w usta. Spanikowany Meido odskoczył od przyjaciela z zamiarem gęstego tłumaczyć z zaistniałej sytuacji, ale Rai przyciągnął go do siebie i ponowił pocałunek.

- Możesz zostać na noc, jeśli chcesz... - Szepnął Rai, kiedy oderwał się od chłopaka.

- Zgódź się! - Pisnęły trzy głosiki.

Zamrugali zaskoczeni i odwrócili się. Przy samiutkiej barierce u góry siedziało rodzeństwo Raia przyglądając się im z oczekiwaniem. Mako i Alex przywalili głowami o słupki z głośnym jękiem.

- Popsułyście cały plan! - Warknął zawiedziony Alex.

Rai zaśmiał się serdecznie na takie coś.

- Jeśli nie masz nic przeciwko, to mogę zostać... - Wymamrotał zarumieniony Meido.

- Zostajesz! - Okrzyknęły chórkiem dzieci nim Rai zdążył otworzyć usta.

Następnego ranka Rai wstał jak co dzień, a widząc brak Meido obok siebie w łóżku, rozejrzał się za chłopakiem. Zmarszczył brwi wstając na równe nogi. Zajrzał do łazienki, ale tam również go nie znalazł.

Trzask!

Wyjrzał zdziwiony z łazienki. Zszedł szybko na dół i wpadł do kuchni, żeby zobaczyć jak Alex i Meido kłócą się o to, który zrobi śniadanie. Oczywiście kuchnia była już w lekko opłakanym stanie, a na podłodze leżał rozbity słoik mąki. Westchnął kręcąc głową.

- Won mi od kuchenki potworki. - Zganił ich Rai.

Złapał obu chłopaków za kołnierze i odstawił do stołu na krzesła grożąc, że jak znów ich przyłapie przy kuchence, to zrobi im krzywdę. Wiedział, że nie ważne jaką groźbę rzuci i tak Alex zrobi po swojemu.

Zebranie się do szkoły zajęło im stosunkowo szybciej z małą pomocą Meido, więc mieli czas podrzucić chłopaka pod dom po torbę z książkami. Po odwiezieniu dzieciaków, Rai zajechał z przyjacielem pod własną szkołę.

- A właśnie, bo rano nie dostałem przy śniadaniu. - Zagadnął Rai i bez ostrzeżenia pocałował Meido w usta. - No, teraz mogę zacząć dzień.

- To było podłe! - Burknął Meido. - Ostrzegaj następnym razem...

Rai skwitował to śmiechem, a Meido jeszcze mocniej poczerwieniał na twarzy. Allen przyglądał się uważnie poczynaniom dwójki znajomych.

- Jednak coś zrobił... - Uśmiechnął się wesoło.

- Co ktoś zrobił? - Zagadnęła Mika.

- Nic, nic. - Allen natychmiast uniósł dłonie w geście obronnym. - Tak tylko rozmyślałem. Chodźmy na lekcje, bo spóźnimy się!

Nim dziewczyna zdążyła zaprotestować, złapał ją za rękę i zaciągnął do budynku szkoły. Nie chciał, żeby jeszcze ktoś odkrył związek Meido i Raia, a przynajmniej nie teraz...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top