Rozdział 16
Następnego ranka po przeproszeniu kuzynki i spędzeniu z nią nocy pilnując, aby zasnęła i na pewno wyspała się Allen zjadł śniadanie i również przypilnował Road. Tyki Mikk zaczął się śmiać, że oboje jedzą jak połowa armii Stanów Zjednoczonych i pewnego dnia zabraknie im pieniędzy na jedzenie, jak apetyt im nie zmaleje.
- Ja pozmywam, a ty idź się szykować. - Ogłosił oficjalnie Allen do Road. - No leć, dziewczyny zawsze długo się przygotowują, więc zdążę pozmywać, spokojnie. - Zaśmiał się, gdy dziewczynka otwierała usta, żeby zaprotestować.
- Wcale nie! - Obruszyła się nadymając zabawnie policzki. - Zaraz będę gotowa, zobaczysz!
- Wierzysz w to, że będzie gotowa za chwilę? - Zapytał Tyki odpalając papierosa.
- Nie, w końcu Road lubi się stroić. - Allen otworzył okno. - No, to zabieram się za zmywanie. - Spojrzał na cztery pagórki talerzy. - Hm... Nie zajmie to długo.-Zaśmiał się.
- Żartujesz, tak? - Mężczyzna ściągnął brwi i wciągnął sporą ilość dymu do ust. - Mnie osobiście zajęłoby to wieczność...
- Spokojnie wuju, w końcu zanim się tu zjawiliście sam jakoś sprzątałem po sobie, więc to nie problem. - Uśmiechnął się zabierając za zmywanie. - A mógłbyś sprawdzić czy gdzieś nie ma jakiś jeszcze naczyń do zmywania?
- Jasne. - Strzepnął popiół z papierosa i wyszedł z kuchni.
Tyki sprawdził wszystkie pomieszczenia, ale niczego nie znalazł, a zajęło mu to jedynie pięć minut, w końcu dom aż tak obszerny nie był, więc... Wrócił do kuchni i aż otworzył usta, z których wypadł papieros. Wszystko lśniło czystością, a Allen właśnie odkładał ostatnie talerze do szafki.
- Jak ty...?! - Zamrugał parokrotnie. - Kiedy...?!
- Mówiłem, że dam sobie sam radę.-Zaśmiał się i ruszył na górę. - To ja idę się przebrać i zabrać pieniądze, bo Road pewnie jeszcze nie gotowa.
- Jasne... - Mikk niepewnie spojrzał za chłopakiem i zaciągnął się papierosem, który podniósł z podłogi i odpalił na nowo. - Marnotrawić nie będę. - Wzruszył ramionami i rozejrzał się uważnie. - Ten dzieciak naprawdę mnie zadziwia. - Pokręcił głową z rozbawieniem.
**
- No i gdzie ona jest...? - Mruknął patrząc niepewnie na zegarek. - Chyba nie rozmyśliła się...?
- Jestem!
- W końcu... - Odwrócił się i wmurowało go.
Road była ubrana w dżinsową spódniczkę z falą połowie wokół owalu i nie sięgała ona nawet połowy uda, pasek z ćwiekami i spora klamrą w kształcie czaszki swobodnie spływał na skos i czarna bluzeczka z krótkimi, niemalże nie widocznymi rękawkami związana nad brzuchem z napisem „Fuck The World and Just Be Sweet!". Na nogach glany odrobinę przetarte na czubkach z dwukolorowymi sznurówkami, prawy miał czerwone, a lewy żółte i tego samego koloru inne zakolanówki w czarno czerwone i żółte paski. Włosy przeważnie zmierzwione, teraz były pięknie upięte w dwie kitki płynących fali, a grzywka zaczesana na bok lekko opadała na prawe oko z dwiema wsuwkami na krzyż. Allen otworzył usta z wrażenia. Pierwszy raz widział, żeby jego kuzynka wyglądała tak fantastycznie! Była wręcz śliczna...!
- Allen? - Zagadnęła niepewnie widząc wzrok chłopaka. - Coś nie tak?
- Nie, nie to nic... - Zaśmiał się niepewnie. - Nie martw się.
Momentalnie odgonił od siebie dziwne myśli, w końcu podobno jest w parze z Miką, ale prawdę mówią nic nie miał przy tym do gadania. Oświadczyli mu ten fakt i tyle, co miał zrobić? Mógł zaprzeczyć, odmówić, ale nie, on po prostu był i trwał w zamyśleniu czy na pewno to jest jakoś sensownie przemyślane...
Road patrzyła uważnie chwileczkę na Walkera. Doskonale wiedziała, że coś przed nią ukrywał, ale znała go doskonale i zdawała sobie również sprawę z tego, że powie, gdy będzie gotów. Ten jeden raz odpuści mu i nie będzie dopytywać.
*
Tym czasem Mika, Devitto, Jasdero, Lavi i Kanda z chłopakami obserwują „randkę" Allena z Road. Z ukrycia obserwowali jak wspólnie wyszli z domu i śledzili ich aż do samego parku rozrywki.
- Jak właściwie wy mnie do tego naciągneliści, co? - Kanda westchnął stojąc kawałek dalej od kłębowiska znajomych.
- Zgodziłeś się, żeby obserwować Allena. - Lavi uśmiechnął się wesoło.
- Niby, kiedy? - Uniósł brew w górę patrząc twardo na rudzielca.
- No w końcu on i Mika są parą, nie? - Lavi niepewnie się uśmiechnął widząc nadciągającą burzę. - I musimy przypilnować, żeby nie zdradził naszej małej siostrzyczki, prawda?
Yuu patrzył twardo przez chwilę na rudzielca, który nadal uśmiechał się przygłupio blednąc coraz bardziej w obawie, że takie wytłumaczenie - choć realne - nie przekona Kandy, co do tego pomysłu.
- Kolejna durna zabawa... - Prychnął ignorując resztę wytłumaczenia.
- Ale pilnowanie dziewczyny podczas randki, zwłaszcza, gdy to młodsza siostra jest bardzo istotne dla brata. - Zauważył ktoś inny.
Wszyscy - ci ukryci w krzakach - jak an komendę spojrzeli w prawo. Tuż obok nich siedział schowany Komui w stroju wojskowym i doczepionymi gałązkami do kasku. Zamrugali parokrotnie gapiąc się na niego jak wół w namalowane wrota.
- Co. Pan. Tu. Robi? - Zapytała prosto z mostu Mika przygotowując pięści do obicia twarzy zboczeńcowi. - No słucham? - Jej oczy niebezpiecznie zalśniły złowieszczo.
- Ja tylko... - Komui niepewnie uśmiechnął się cofając. - Ja tylko pilnuję Lenalee~! - Rozryczał się na dobre. - Moja biedna mała siostrzyczka poszła na randkę z jakimś niedobrym zboczeńcem zapoznanym w internecie~!!
- Zboczeńcem? - Devitto i Jasdero zamrugali zdziwieni i spojrzeli po sobie, po czym znów na Komuiego. - W jakim sensie?
- A w jakim innym?! - Mężczyzna niemalże wydarł się, ale szybka interwencja Laviego uciszyła go.
- Ciszej, bo nas usłyszą i nakryją. - Syknął rudzielec. - Widział go pan chociaż? - Westchnął.
- Nie.
- Czyli nie rozmawiał pan z nim? - Kanda uniósł brew w górę zwężając spojrzenie.
- Nie.
- A jest pan pewien, że to chłopak? - Jasdero ściągnął niepewnie brwi.
- Nie.
- A wie pan cokolwiek o nim? - Mika zagadnęła z rezygnacją.
- Nie.
- To skąd wiadomo, że to chłopak i na pewno skrzywdzi te małą? - Devitto upił porządny łyk piwa z butelki.
- Ponieważ to przeczucie starszego brata!
Wszyscy oprócz Kandy zaliczyli spotkanie trzeciego stopnia z matką ziemią, a Komui rozryczał się na dobre.
- Ja wiem, po prostu wiem, że ten niedobry osobnik zrobi jej krzywdę, buuu~!! Moja biedna Lenalee~!!
- Niech ktoś mu wytłumaczy, że coś tak bzdurnego nie istnieje... - Lavi niepewnie westchnął.
- Próbuj, to na nic się zda dopóki się nie uspokoi... - Mika również westchnęła. - Czasem myślę, że nasz dyrektor, to skończony idiota...
Pozostali jedynie pokiwali zgodnie, nawet Kanda przyznać musiał siostrze rację w tej kwestii.
- Rozumiem, że mówiąc krótko jest pan tu z powodu Lenalee i faceta, o którym nic pan nie wie, a nawet nie jest pewien czy to facet? - Devitto niepewnie zerknął na resztę.
- Oczywiście, że to facet, wiem to na pewno! - Obruszył się Komui.
- Aż boję się zapytać, skąd ta pewność...?
Jasdero spojrzał na brata z nadzieją, że nie usłyszy tego, co przeczuwa usłyszeć.
-To przeczucie starszego brata, oczywiście!
Wszyscy oprócz Kandy palnęli się otwarta dłonią w twarz. Czy oni na serio spodziewali się usłyszeć od niego coś innego?
- Jak tylko odkryję, kim jest ten delikwent, który chce zerwać delikatny kwiat mojej biednej Lenalee, to ukatrupię go na miejscu! - Oczy Komuiego niebezpiecznie błysnęły.
Reszta grupy odsunęła się kilka kroków w bok, przynajmniej na tyle, aby być z dala od tego „dziwaka". Biedna Lenalee, pomyśleli jednocześnie, gdy uświadomili sobie, że dziewczyna musi mieć tak codziennie. Ruszyli dalej za Road i Allenem wciąż starając się nie wychylać w miarę możliwości. Dziewczyna zaciągnęła albinosa do budki z lodami piszcząc, że chce jednego.
- W porządku, w porządku. - Allen zaśmiał się. - Śmietanowy i mieszany poproszę.
- Już się robi. - Mężczyzna za ladą uśmiechnął się wesoło. - Proszę dla panienki. - Podał po chwili pierwszego loda Road.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się wesoło i wytknęła go Allenowi przed nos. - Chcesz spróbować?
- Ja nie... - Uniósł niepewnie dłonie. - Nie lubię czekoladowych...
- Ale mieszane są lepsze niż sama śmietanka czy czekolada, więc spróbuj, to może jednak ci posmakują. - Zaśmiała się krótko. - To jak?
- Dobrze już dobrze, ale tylko raz, ok? - Uśmiechnął się.
Road kiwnęła twierdząco. Allen pokręcił głową z rozbawieniem, nachylił się, żeby polizać loda i...
Łup!
Zgiął się w pół niemal nie wywracając, gdy oberwał szklaną butelką po winie prosto w głowę. Złapał się za obolałą skroń i rozejrzał się dookoła, ale nikogo nie dostrzegł, kto mógł w niego rzucić. Road zamrugała zdziwiona jakby nie do końca zorientowała się, co właśnie się wydarzyło.
Tym czasem Lavi trzymał z Jasdero i Devitto rozwścieczoną Mikę, która płonęła żywym ogniem nienawiści i, gdyby chłopcy jej nie przytrzymali i zakneblowali najpewniej rzuciłaby się z pięściami na obicie facjaty najpierw Allenowi, a potem Road.
- Allen? - Chłopak obejrzał się. - A co ty tu robisz? O, hej Road.
- E? Lenalee! - Walker zamrugał parokrotnie. - Nie spodziewałem się ciebie tu zobaczyć... Znaczy... Chciałem powiedzieć...
- Wiem, wiem, spokojnie. - Zaśmiała się. - Przyszłam tu z znajomym. Poznałam go pół roku temu przez internet, a dziś był akurat w mieście, to postanowiliśmy się spotkać.
- Ach, rozumiem...
- Hm? - Lenalee odwróciła się niespodziewanie.
Patrzyła intensywnie w krzaki próbując coś w nich uchwycić, ale jednak po chwili namysłu wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do Road i Allena opowiadając o nowej znajomości.
Tym czasem w krzakach, gdzie patrzyła chwilkę wcześniej, wszyscy oprócz Kandy rzucili się teraz na dyrektora Lee, próbując przytrzymać go przed rzuceniem się na nowego znajomego swojej siostrzyczki, który jeszcze na nawet się nie pojawił. Oczywiście mogliby to zignorować, ale woleli go przytrzymać, bo kto wiem? Mógł przecież wyjawić również ich kryjówkę, a to już byłby problem z wytłumaczeniem swojej obecności Walkerowi i Kamelot.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top