Rozdział 11

- Mogę już otworzyć oczy? - Zapytała trzymając rączki na oczach. - Wujku?

- Jeszcze chwileczkę. - Odpowiedział z rozbawieniem mężczyzna.

- Ale ja chce już! - Sapnęła dziewczynka.

- Spokojnie Road, wytrzymaj jeszcze chwilę. - Zaśmiał się chłopiec.

- Nie wytrzymam... - Mruknęła niezadowolona pięciolatka.

- A jak ci dam, to?

Chłopczyk podszedł i dał buziaka w policzek zaskoczonej dziewczynki. Zaczerwieniła się momentalnie na buzi. Pokiwała nieśmiało główką, że jednak wytrzyma.

- Już możesz. - Tyki Mikk zdjął z oczu rękę dziewczynki. - Wszystkiego najlepszego Road.

Przed dziewczyną stała pokaźna różowa parasolka z główką dyni halloweenowej. Zafascynowana nowym prezentem nieśmiało dotknęła dłonią parasolkę, a ona drgnęła samoistnie i zgięła się patrząc dynią na nią. Pięciolatka jednak nie przestraszyła się. Patrzyła twardo na przedmiot i złapała go niespodziewanie za „kark" ściskając tak mocno, że gdyby parasolka byłaby żywą istotą, najpewniej teraz dusiłaby się jak nigdy.

- Co to za kij? - Zapytała zbliżając twarz tak, że stykała czoło z dynią.

- To parasol kochanie. - Zaśmiał się drugi mężczyzna. - Allen otrzymał na swoje urodziny Tima, a ty dostałaś Relo.

- Relo? - Zamrugała parokrotnie wpatrując się w przedmiot. - Będzie całkiem moja? Jak Timcanpy Allena? - W jej oczach zalśniły gwiazdki zachwytu.

- Owszem. - Obaj mężczyźni uśmiechnęli się wesoło.

- Allen zobacz! Też dostałam droida! - Zawołała zachwycona do chłopczyka. - Teraz jesteśmy jak para!

- Wiem! - Zaśmiał się pięciolatek, a na jego głowie usiadł złoty golem. - Chodź Road, pobawimy się z nimi!

- Dobrze! - Dziewczyna złapała go za rączkę i razem wybiegli ze śmiechem na podwórze. - Allen?

- Tak Road? - Spojrzał na nią jak tylko znaleźli się na trawniku. - Coś się stało?

- Jak dorośniemy, to chce, żebyś został moim mężem.

- Mężem? - Zamrugał zdziwiony. - A co miałbym takiego robić?

- Opiekować się mną i domem, pocieszać i wspierać w przykrych dniach. - Road wyliczyła na paluszkach. - Ee... Dzielić się jedzenie, które ja bym ci gotowała i bym sprzątała i dbała też o ciebie i dużo, dużo więcej! Wszystko byśmy robili razem!

- Hahaha, przecież teraz też to robimy Road. - Zaśmiał się Allen. - Ale jeśli chcesz, to mogę zostać twoim mażem.

- Mężem, Allen, mężem. - Roześmiała się i ucałowała go w policzek. - Oddaję za tamto.

- Dziękuję Road... - Zarumienił się na policzkach.

- Road... - Wymamrotał jako pierwsze, gdy otworzył ciężkie powieki.

Pół przytomnym spojrzeniem rozejrzał się niepewnie dookoła na tyle ile był wstanie. Pierwszym, co zarejestrował to leżącą obok niego długą poduszkę, była kolorowa... Zamrugał parokrotnie mając nadzieje, że to jakoś usunie mgłę przed oczu. Dobijał go jednak nieznośny dźwięk. Pikający nieustannie nad głową... Nie, nie nad głową, tylko gdzieś obok. Zacisnął mocniej powieki i zamrugał parokrotnie. Obraz powoli zaczynał się wyostrzać. Klatka piersiowa odrobinę bolała, jakby ktoś położył mu na niej parę kilo za dużo ciężarków. Spojrzał znów na poduszkę i rozszerzył oczy otwierając usta, ale ktoś zakrył je dłonią powstrzymując przed krzyknięciem z powodu szoku. Zerknął na sprawcę i dostrzegł zadowoloną minę Laviego, który pokazywał aby był cicho. Pokiwał niepewnie głową. Chłopak odsunął dłoń. Spojrzał znów na leżącą obok niego na łóżku dziewczynę. Był w szoku, że tutaj leżała, obok niego i w dodatku na jednym łóżku!

- Skąd... Jak Mika tu się znalazła? - Zapytał głucho patrząc zdezorientowany na śniącą dziewczynę. - I czemu śpi ze mną w jednym łóżku?!

- Co pamiętasz ostatnie? - Lavi patrzył twardo na Allena.

- Co pamiętam...? - Wymamrotał. Przymknął na chwilę oczy. - Eeee... Królika...

- Królika?

- Tak, krwawego króliczka...

Lavi gapił się dłuższą chwilę z głupim wyrazem twarzy na szczerze wyglądającego Allena. Pamięta krwawego króliczka... W głowie mu się poprzekręcało czy...

- Zaraz... - Chłopak wstał i podszedł do wieszaka, wyjął z torebki pluszaka. - To o nim mówisz?

- Tak, tego. - Przytaknął biorąc w dłonie przytulankę krwawego króliczka. - Wygrałem go dla Miki w luna parku.

- A pamiętasz coś jeszcze? - Lavi usiadł powtórnie na dawne siedzenie. - Jak się poznaliśmy na przykład?

- No tak... - Kiwnął niepewnie głową. - Ty i Lenalee odsunęliście ode mnie Kandę, kiedy chciał mnie zabić za narzucanie się Mice.

- A ostatnie dni? - Wciąż patrzył twardo na Walkera.

- Abo... Eeh... - Allen podrapał się niepewnie w tył głowy. - No dzień jak byłem w szpitalu pierwszy raz, gdy mało mnie nie upiekło na chrupko... i tak dalej? Pamiętam, ale... - Pokręcił głową. - Jak o tym myślę, to trochę mnie głowa boli... - Odetchnął i zaraz się skrzywił. - ...i klatka piersiowa... Czy deptał po mnie jakiś słoń?

- Nie, miałeś tylko zawał... - Mruknęła zaspana szatynka podnosząc się do siadu. - Dobry, co na śniadanie? - Przetarła oczy. - Zaraz... To ja przeważnie robię śniadania... Cholera...

- Mika, nasza śpiąca królewna wstała. - Zaśmiał się Lavi.

- Kogo kurwa nazywasz królewną? - Warknęła patrząc wilkiem na chłopaka i dopiero teraz zorientowała się, że Allen jest przytomny. - A...

- Hej? - Uśmiechnął się niepewnie.

- Allen!! - Rzuciła się na niego natychmiast przytulając się mocno do chłopaka. - Allen...

- Mika spokojnie, bo go udusisz... - Prychnął ktoś inny.

Dopiero teraz Allen zorientował się, że w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze. W kącie przy oknie stał Kanda. Patrzył na niego wilkiem, ale z drugiej strony powstrzymywał się przed rzuceniem z chęcią mordu.

- Skoro już nie śpisz królewiczu fasolowej krainy nieszczęść, to oddaję ci głos króliku. - Spojrzał na Laviego i wyszedł.

- A, o co chodzi? - Allen nie do końca rozumiał, co to miało znaczyć. - O czym on mówił?

- Można powiedzieć, że Yuu dał ci swoje błogosławieństwo na bycie z Miką. - Zaśmiał się Lavi. - Ale pod warunkiem, że jej nie skrzywdzisz.

- Taa... Najpewniej jak to zrobisz, wypatroszy cię jak rybę, oprawi do gulaszu jak zwierzynę, a twoje wnętrzności zwiąże w supeł i powiesi na drzewie, a potem tłukłby jako w worek treningowy nim by nie znudził się. - Mika wzruszyła ramionami odsuwając się od Allena. - Norma.

- N-Norma...? - Powtórzył pytająco z rozdziawionymi ustami. - Przecież on chce zrobić sobie ze mnie worek treningowy i obiad w jednym!

- Spokojnie na razie masz taryfę ulgową. - Rudzielec uśmiechnął się wesoło. - A to, co chcieliśmy ci powiedzieć, to powód dlaczego Yuu jest taki, a nie inny...

- S-Skocze po... eee... Po coś do picia! Zaraz wracam.

Mika szybko ulotniła się z pomieszczenia. Allen spojrzał niepewnie na Laviego.

- Uzgodniliśmy we trójkę, że skoro i tak zostałeś dopuszczony do tej rodziny, to powinieneś poznać powód dlaczego Yuu tak broni Miki i jest niedostępny dla wszystkich innych.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top