🥺Bad end🥺

Pov.Tom
Wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta i odjechałem. Niby wszystko było okej, ale coś mi nie pasowało. Próbowałem to pojąć. Nic nie wyglądało mi na podejrzane o nie pasowanie. Dziwne...

Pov.Ty
Poszłam do łazienki. Tam czekała na mnie moja przyszłość. Patrzyłam na pętle. Tak. To był słuszny wybór. Poszłam do kuchni. Przyniosłam stołek na którym za chwile miałam stanąć. Który za chwile miał upaść na ziemie. Na te zimne kafelki, w którę Tom po powrocie z pracy będzie zapewne płakał. Zamknęłam oczy, zacisnełam zęby. Przełożyłam głowe przez pętle.

Pov.Tom
Wracałem do swojego bióra z kawą. Pod pachą miałem papiery. Stos druku do przeczytania i podpisania. Otworzyłem szklane drzwi i wszedłem. Postawiłem kubek na blacie. Papier tak samo. Siadłem rozluźniając ramiona.

~
Układanka...Ta układanka idelnych elementów w moim życiu. Przymknąłem oczy. Spojrzałem na sufit. To mi pasowało. Rozejrzałem sie. Reszta też mi pasowała. Spojrzałem na zdjęcie postawione na biórku. Byłem na nim ja, T.I oraz Edd. Zrobiliśmy to zdjęcie kiedyś. W ASDFladzie. Jeszcze kiedy ją poznałem. To było tak dawno....
~

Teraz wiedziałem. Zamarłem. Wstałem z prędkością światła i wybiegłem z budynku.

T.I nigdy nie mówiła mi takich słów~

Pov.T.I
Stało się. Szyja była otoczona sznurem. Wystarczył jeden ruch aby zsunąć noge ze stołka. Jeden ruch, aby spotkać Edd'a w zaświatach. Matt'a. Kamile. Tord'a. Ich. Te najważniejsze osoby. Kochałam je. Zsunełam noge. W pierwszej chwili czułam nie wyobrażalny ból. Brakowało mi powietrza. Potem jednak ulżyło. I tak przez cały czas. W końcu zobaczyłam światełko i prawdopodobnir umarłam.

Pov.Tom
Biegłem. Nawet nie brałem auta. Pędziłem ile miałem sił w nogach, aby ocaliś ją. Jedyną osobe która teraz trzyma mnie przy życiu po tylu stratach. T.I~ Niestety kiedy wszedłem do domu, a potem wbiegłem do łazienki było za późno. Już koniec. To był koniec. Koniec tego życia. Nic się już nie liczyło. Praca. Pieniądze. Matka. Siostra. Straciłem ją. Straciłem...

-Straciłem. Straciłem-powtarzałem w kółko trzęsąc się bezradnie.

Pozwoliłem kilku łzom spłynąć na me policzki. Staczały się one powoli. Były duże i okrągłe. Nue wytrzymując presji postanowiłem napić się czegoś. Ledwo doszedłem do kuchni. Wpadłem do niej i rzuciłem się w stronę lodówki. Wyjąłem z niej zimną wode i nalałem jej sobie szybko do pierwszego lepszego kubka. Piłem. Nie mogłem przestać. Spojrzałem na blat. Leżał na nim nóż, którym T.I przecinała sznur aby zapewne go skrócić. W sumie...co za róźnica? Teraz nic nie miało już znaczenia. Nim się obejrzałem trzymałem nóż w ręce. Bałem się. Nie wiedziałem jak ani kiedy. Obróciłem jego ostrze w stronę mojego brzucha.

Pov.Olaf
Tak. Było dobrze. Mieszając w scenariuszu zabiłem ich. Zabiłem. Przyszła pora na spotkanie T.I. Ona nie mogła umrzeć. Straciła tylko przytomność. Gdy ściągne z jej szyji sznur obudzi sie. Jestem tego pewien. Wszedłem. Pokierowałem się do łazienki. Zdjąłem z jej szyji sznur. Sprawdziłem puls. Nie było go. Zmieszałem sie. Może musiałem chwile poczekać. Z korytarza dobiegł mnie szur stóp. Odwróciłem się. W drzwiach stał Tom. Miał w brzuch wbity nóż. Żył. Powinien konać w kuchni. Chciał coś powiedzieć ale utrudniała mu to krew. Krew wylewająca się z jego ust, oczu i rany na brzuchu. Plamiła ona jego koszule i kafelki na podłodze. Zbliżył się do mnie. Zbladłem lekko. Lecz nie miałem o co się martwić. Nim mrugnąłem runą na ziemię. Upadł do przodu więc nóż wbił się głębiej. Przebił mu żołądek i wątrobe oraz plecy i uszkodził kręgosłup. To nie mogło tak być. Odwróciłem się do T.I. Leżała na ziemi. Zabiłem ją. Zabiłem. Zabiłem. Zabiłem. Nie mogłem tego tak zostawić...Zajrzałem w szkic książki. Wymazałem rozdziały. Te pierwsze. Te w których Tom wyznawał jej miłość. Musiałem to naprawić. Po prostu musiałem.



*
Doki doki? Wcaaaaale XDDDDDDD
*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top