PODWÓJNA RANDKA I SPOTKANIE

Na kolejnej przerwie szukałam Waldka. Skoro znów doszliśmy do porozumienia, chciałam spędzić z nim trochę czasu. Chłopaka jednak nigdzie nie było widać. Szłam korytarzem na długiej przerwie poszukując wzrokiem przyjaciela, kiedy nagle wpadłam na kogoś. Oboje przewróciliśmy się. Popatrzyłam na tę drugą osobę, która szybko podnosiła się z podłogi i okazało się, że był to Wojtek. Chłopak wstał i natychmiast wyciągnął do mnie rękę, by pomóc mi podnieść się z podłogi.

– Wybacz, Roksi, trochę nie patrzyłem, gdzie idę... – powiedział lekko speszony.

Pokręciłam głową z uśmiechem.

– W porządku, ja też...

– Spoko... W ogóle, to właściwie cię szukałem. Pamiętasz, jak umawialiśmy się na jakieś wspólne wyjście? – zapytał, a ja popatrzyłam na niego zaskoczona.

– No pewnie... – Pokiwałam głową obawiając się lekko tego, co Wojtek miał zamiar powiedzieć dalej. Nie chciałam go olewać, ale nie chciałam robić mu też nadziei. Na początku wydawało mi się, że czułam do niego coś więcej i że moglibyśmy zostać parą. Wojtek był naprawdę fajnym chłopakiem, jednak moje serce należało już do Wiktora...

– Bo wiesz, tak sobie pomyślałem... Może moglibyśmy... – Chłopak zaczął się nieznacznie jąkać. Z mocno bojącym sercem czekałam na jego dalsze słowa. – Bo tak sobie pomyślałem, że może poszlibyśmy na podwójną randkę...

Popatrzyłam na niego zaskoczona. Podwójną randkę? Przecież nawet jeszcze nie byliśmy na pojedynczej! Te przypadkowe spotkania w parku i wspólne jazdy samochodem ze szkoły nie były randkami!

– Co? – zapytałam zdezorientowana. – Ale z kim?

– No z Wiktorem i... – zaczął niepewnie Wojtek, ale przerwałam mu:

– Z Wiktorem? – powtórzyłam.

Słowa Wojtka wprowadziły mnie w ogromny szok. Nie rozumiałam, jak w ogóle chłopak mógł pomyśleć o czymś takim. Poza tym, nie miałam najmniejszej ochoty iść na randkę z chłopakiem, którego kochałam i z jego chyba dziewczyną, której nie znosiłam od pierwszej klasy liceum!

– Nie chcę iść z Wiktorem na randkę... – dodałam zanim Wojtek zareagował i pokręciłam szybko głową.

Słysząc moje słowa chłopak popatrzył na mnie zaskoczony i trochę też zaciekawiony moją nagłą, trochę wybuchową reakcją.

– Dlaczego nie chcesz z nim iść? Pokłóciliście się, czy coś?

– Co? Nie! – zawołałam znów kręcąc głową. Nagle zaświtała mi pewna szalona myśl. – Czekaj chwilę, czy ty myślisz, że ja i Wiktor, że my... Że ja i on jesteśmy... – Tym razem to ja zaczęłam się jąkać.

– No... Myślałem, że jesteście parą... A co? Nie jesteście?

Po raz kolejny pokręciłam głową.

– Chwila, skoro myślałeś, że ja i Wiktor chodzimy ze sobą, to kim miała by być ta czwarta osoba? Masz dziewczynę? – zapytałam wciąż zdezorientowana. Nagle poczułam lekkie ukłucie w sercu na myśl o tym, że Wojtek był już w związku i od samego początku, może dla żartu, zwodził mnie i robił mi głupią nadzieję. Czyżby Waldek miał rację? No ale z drugiej strony, może Wojtek po prostu uznał mnie za fajną koleżankę z klasy, a to, że obudowałam to jakimiś swoimi wyobrażeniami, było tylko i wyłącznie moją winą.

Wojtek nieznacznie pokręcił głową.

– A–antek... M–mój chłopak... – powiedział szybko lekko przyciszonym głosem i jeszcze ciszej, czerwieniąc się przy tym mocno, dodał: – Bo wiesz Roksi... Bo ja lubię dziewczyny, ale chyba nie aż tak... n–nie w taki sposób.

Oczy rozszerzyły mi się z zaskoczenia. Nagle to, co powiedział do mnie V na balu maskowym nabrało wreszcie sensu. Czyli Wojtek odpadał, bo wolał chłopaków od dziewczyn. Czyli już od samego początku potencjalnymi V, byli tylko Wiktor i Waldek. To czego się właśnie dowiedziałam, rzeczywiście definitywnie odrzucało w tej kwestii Wojtka. Potem przypomniałam sobie, jak V powiedział, że poprosił kogoś o to, by zakręcił się wokół mnie, bym nie odgadła tak łatwo, który z nich, Waldek, czy Wiktor tak naprawdę był V... Więc to o Wojtka mu wtedy chodziło...

– Roksi? – Usłyszałam nagle niepewne pytanie chłopaka. Wtedy zdałam sobie sprawę, że od dłuższej chwili patrzyłam na niego ciągle zaskoczona, nie dając mu żadnej odpowiedzi.

– W porządku! – Uśmiechnęłam się do niego, a on powiedział:

– Czy ty... Myślałaś, że ja, że my razem... Jeśli tak, to przepraszam... Ja naprawdę bardzo cię lubię, ale... No właśnie, nie w taki sposób... – powiedział lekko skrępowany.

Szybko pokręciłam głową nadal się uśmiechając.

– Nie ma problemu Wojtku! Naprawdę! Nie przejmuj się – powiedziałam. – I bardzo chętnie poznam też Antka, ale raczej nie na podwójnej randce z Wiktorem. My nie jesteśmy parą... – dodałam na koniec.

Wojtek pokiwał głową.

– A no tak. Przepraszam, tak mi się wydawało, bo widziałem was ostatnio dość często razem... i w ogóle pasujecie do siebie... Ale w porządku, może w takim razie uda nam się kiedy indziej spotkać... – powiedział.

Pokiwałam głową. Potem Wojtek ruszył w swoją stronę, a ja udałam się dalej na poszukiwania Waldka. Dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę z tego, co powiedział na koniec Wojtek. Ja i Wiktor naprawdę pasowaliśmy do siebie?

*

Wróciłam sama do domu. Jakiś czas temu napisałam do Waldka z pytaniem, gdzie się podział, bo nigdzie nie mogłam go znaleźć. Chłopak jednak nie odzywał się do mnie i nie rozumiałam, co takiego się znowu stało. Zastanawiałam się, czy znowu zrobiłam coś, co mu się nie spodobało. Może usłyszał moją rozmowę z Wojtkiem i znowu strzelił focha? Moje rozmyślania przerwała Marta. Przyjaciółka wyszła wcześniej ze szkoły, z powodu wizyty u lekarza, wyglądało na to, że ledwie z niej wróciła i zaraz przybiegła do mnie.

– W życiu nie uwierzysz, co się stało! – zawołała wpadając gwałtownie do mojego pokoju. Niemal podskoczyłam w miejscu nie spodziewając się takiego nagłego wtargnięcia.

Spojrzałam na przyjaciółkę zaskoczona.

– Co się znowu stało? Tylko nie kolejna impreza u Sobańskiego, proszę, nie przeżyję tego... – powiedziałam ze zrezygnowaniem. Odsunęłam się nieco od biurka i obróciłam na krześle, by rozmawiać z Martą twarzą w twarz. Przyjaciółka tymczasem wskoczyła na moje łóżko rozrzucając dookoła małe jaśki ułożone wcześniej na pościeli. Rozsiadła się wygodnie.

– Poza tym, też mam ci coś zaskakującego do powiedzenia i sama w życiu nie uwierzysz! Ale dawaj, ty pierwsza!

– Wiesz, dlaczego nie znalazłaś wcześniej w szkole Waldka? – zapytała, a ja uniosłam brwi.

– A skąd ty wiesz, skoro wyszłaś wcześniej?

– Bo widziałam wszystko, kiedy wychodziłam! Ja nie mogę, o mało się przez to nie spóźniłam do lekarza! – zawołała podekscytowana. Poczułam nagłe ukłucie w żołądku.

– Co się stało?

– Waldek i Wiktor bili się na parkingu przed szkołą! Wszystko się skończyło zanim jakiś nauczyciel ich przyłapał, ale, ja nie mogę! Roksi! To przez ciebie!

Przez chwilę nie wiedziałam, jak właściwie zareagować na jej słowa. Czułam tylko jak bicie mojego serca przyśpieszyło niekontrolowanie. Bili się przeze mnie? Powinnam się cieszyć, czy może raczej być przerażona?

– Dlaczego przeze mnie? – Zdobyłam się wreszcie na krótkie pytanie.

– No może źle to ujęłam, raczej o ciebie! – Uśmiechnęła się Marta.

– Jakie to ma znaczenie, przeze mnie, czy o mnie? W ogóle nie powinni tego robić! – zawołałam.

Marta wzruszyła ramionami.

– Mówili coś? W sensie, o co dokładnie poszło? – dopytywałam.

– Nie, w każdym razie nie przy mnie... Jak już poszłam, widziałam jeszcze, że ktoś ich w końcu rozdzielił i każdy poszedł w swoją stronę. Nie wiem, o co dokładnie poszło. Możesz zapytać Waldiego, ale podejrzewam, że jeśli to ma związek z tobą, to nie będzie chciał ci powiedzieć... – Marta pokręciła głową.

No nie. W co ja się wpakowałam?

– A który w ogóle zaczął?

Marta znów wzruszyła ramionami.

– Nie mam pojęcia. Kiedy ich zauważyłam, już się bili.

– No rany, Marta, co ja mam robić? Tobie się to może wydawać super, ale to wcale takie nie jest. Nie chcę, żeby robili przeze mnie takie rzeczy... – powiedziałam ze zrezygnowaniem. Wstałam i usiadłam na łóżku koło przyjaciółki.

– Nie powinnaś się tym tak przejmować. Przecież mają swoje mózgi. To nie tak, że kazałaś im konkurować o ciebie, czy coś w tym rodzaju. Możesz z nimi pogadać i to wyjaśnić, ale szczerze mówiąc, nie wiem, czy to coś zmieni.

Padłam na poduszki. Do tej pory nie miałam chłopaka i do niedawna nie zapowiadało się, że miałabym kiedykolwiek jakiegoś mieć. A teraz nagle rzucili się jak szaleni? Waldek, Wiktor i jeszcze V! W dalszym ciągu brałam pod uwagę, że to mógł być ktoś zupełnie inny. Choć nie wiem, dlaczego w końcu, oprócz Wojtka, inni kolesie raczej do mnie nie zagadywali. Nie potrzebowałam wcale takie zamieszania w swoim życiu...

Miałam dziwne wrażenie, że gdyby V do mnie nie napisał, wszystko byłoby po staremu. Teraz niestety nie było już powrotu do tego, jak było kiedyś.

– Wszystko przez te listy... – mruknęłam, a Marta wybuchła śmiechem.

– Dobra, a teraz gadaj, co ty chciałaś mi powiedzieć? – zapytała, kiedy się nieco uspokoiła. Z westchnieniem opowiedziałam jej o Wojtku. Marta słuchała tego z otwartymi ustami. Była równie zaskoczona co ja.

– No to chyba to tym bardziej wyjaśnia zachowanie Wiktora i Waldiego... – powiedziała, kiedy skończyłam mówić.

*

Przez rewelacje, jakie przyniosła mi wcześniej Marata, prawie zapomniałam o liście i propozycji spotkania z V! Dopiero wieczorem, kiedy już trochę ochłonęłam po zaskakujących nowinach, postanowiłam udać się na spotkanie ze swoim tajemniczym adoratorem. Moje plany natychmiast legły w gruzach, kiedy do pokoju weszła mama.

– Kochanie, zostaniesz w domu z Kasią? Jedziemy razem z tatą do cioci Beaty, trochę jej się pogorszyło... Wiesz jak to jest z jej zdrowiem. Nie chcemy brać Kasi ze sobą. Zostaniesz z nią na chwilę? – Poprosiła.

– Ale mamo, ja mam umówione spotkanie... – zaczęłam, jednak ona przerwała mi:

– Proszę cię Roksi, ten jeden raz... Obiecuję ci, że więcej razy już tak nie zrobimy, ale sama widzisz, to wyjątkowa sytuacja...

Westchnęłam. Zastanowiłam się. V w swoim liście pisał, że jest codziennie na huśtawkach. Może wcale nie musiałam biec do niego już na pierwsze zawołanie, niczym desperatka... ale tak bardzo chciałam już wiedzieć kim on był...

– No dobrze... – mruknęłam po chwili ze zrezygnowaniem. – Zostanę...

Cóż, rodzice bardzo rzadko robili mi podobne akcje, więc nie działo się znowu nic strasznego. Poza tym lubiłam ciocię Beatę i przejęłam się trochę tym, co powiedziała mama.

– Dajcie znać, jak się czuje ciocia – powiedziałam z lekkim uśmiechem.

Mama pokiwała głową i również się uśmiechnęła. Podeszła do mnie i pocałowała mnie w czoło.

– Dziękuje kochanie... – To mówiąc, wyszła z pokoju.

*

– W piątek jest zakończenie roku, kiedy mu powiesz? – zapytała Marta bawiąc się poduszką. Skoro musiałam zostać w domu, postanowiłam zaprosić do siebie przyjaciółkę jeszcze raz. Zapraszałam też Judytę, ale nawet nie odpowiedziała na moją wiadomość. Nie byłyśmy nigdy jakoś blisko, ale trochę dziwiło mnie to, że tak nagle się ode mnie odsunęła i nie powiedziała nawet, dlaczego? Jej zachowanie wydawało mi się trochę dziwne. kiedy pytałam Martę, czy wie, o co chodziło, ona tylko wzruszała ramionami.

Teraz siedziałyśmy u mnie w pokoju pogryzając popcorn i rozmawiając o Wiktorze.

– No chyba w tym tygodniu... Nie wiem, może jutro zapytam go, czy pójdziemy gdzieś po szkole, albo coś... Ale boje się. On się ostatnio jakoś dziwnie zachowywał. Jakby mnie całkowicie ignorował... No i jeszcze ta bójka...

– Wiesz, że dziś jest wtorek... Masz mało czasu, co jeśli nie będzie go jutro w szkole? – wypytywała dalej Marta.

– No to wtedy w czwartek!

– A jak nie będzie chciał nigdzie iść?

– To mu powiem wprost! Dobrze? – zawołałam.

Czułam lekkie zdenerwowanie na samą myśl o tym, że miałabym powiedzieć Wiktorowi o swoich uczuciach. Pierwsza i na dodatek bez żadnej wiedzy, co do jego odczuć wobec mnie... Czułam jednak, że już dłużej nie mogłam wytrzymać. Bałam się też, że chłopak wyjedzie gdzieś na wakacje i zobaczę go dopiero na rozpoczęciu nowego roku szkolnego. Nie chciałam tego. Czekać tak długo z wyznaniem swojej miłości, którą zaczęłam go niedawno darzyć. Nie chciałam trwać aż tak długo w niepewności i marnować czasu...

*

Marta mi wykrakała. Wiktor nie pojawił się następnego dnia w szkole. Było mi z tego powodu trochę przykro, ale uznałam, że nie będę się aż tak bardzo tym przejmować. W końcu mimo wszystko, miałam jeszcze trochę czasu... Tak naprawdę nawet trochę się cieszyłam. Wciąż nie byłam pewna, jak w ogóle powiedzieć o wszystkim Wiktorowi i obawiałam się też, że chłopak mnie odrzuci.

Waldka też nie było w szkole i podejrzewałam, że i on i Wiktor po prostu za bardzo sprali się dzień wcześniej i nie chcieli, by ktoś ich widział. Albo może tylko ja?

Musiałam jednak przyznać, że akurat z nieobecności Waldka bardzo sie cieszyłam. Nadal nie byłam pewna, jak porozmawiać z nim o tej bójce i czy w ogóle to robić...

*

Już do końca tygodnia Wiktor nie chodził na lekcje. Z obawą zastanawiałam się, dlaczego. Nikt jednak nie znał powodu jego nieobecności. Nawet Aśka, która uważała się za jego dziewczynę, czy chłopaki, z którymi trzymał się blisko w czasie trwania tego kończącego się właśnie roku szkolnego. Nawet Wojtek. Wiktor zjawił się dopiero na uroczystości zakończeniu roku.

Natychmiast chciałam do niego podejść i zagadać, jednak uprzedziła mnie Aśka. Dziewczyna podbiegła do Wiktora i objęła go, jednak on poirytowany odepchnął ją. Widziałam też z oddali, że powiedział coś do niej zdenerwowany i przez chwilę kłócili się o coś, aż wreszcie Aśka odeszła z niezadowoloną miną. Dlatego też pomyślałam, że może lepiej będzie zagadać do Wiktora później, kiedy trochę się uspokoi. Wyraźnie był czymś zdenerwowany, a zachowanie Aśki wcale mu nie popoprawiało humoru, a wręcz przeciwnie.

Kiedy wreszcie skończył się apel i spotkanie w salach lekcyjnych, całą klasą staliśmy pod szkołą żegnając się nawzajem i życząc sobie udanych wakacji. Właśnie wtedy chciałam skorzystać z okazji, by zagadać do Wiktora, jednak chłopak przez cały czas skutecznie mnie unikał. Tym razem też ktoś do niego podszedł z zaskoczeniem odkryłam, że była to Judyta. To, co mówiła do Wiktora najwyraźniej mu się nie spodobało, bo znów się zdenerwował i z Judytą również się o coś kłócił.

Stałam i patrzyłam w ich stronę. Kiedy Wiktor to zauważył, przerwał swoje tyrady i odwrócił się ode mnie i od Judyty. Dziewczyna niezadowolona zostawiła go w spokoju. Kiedy chciałam do niej podejść i zapytać, o co chodziło, zignorowała mnie i poszła w swoją stronę. Zdziwiło mnie jej zachowanie. Wciąż jednak moje myśli w tej chwili w większości zajmował Wiktor.

Nie rozumiałam jego zachowania. Wydawało mi się wcześniej, że między nami wszystko było już w porządku. Wiktor sam sprawiał wrażenie, jakby nawet mnie lubił i chciał mieć ze mną jakiś lepszy kontakt. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Nawet już mnie nie zaczepiał... Wszystko zmieniło się po tym, kiedy mnie przeprosił... Czy to właśnie przez to tak się zachowywał? Czy może powiedziałam mu później coś, czego nie powinnam była mówić? Obraziłam go jakoś, albo... zrobiłam coś złego? Nie miałam pojęcia, jaki mógł być powód jego zachowania.

Po południu, kiedy opróżniałam plecak ze wszystkich niepotrzebnych rzeczy, znalazłam w nim ostatni list od V. Przez całą tę akcje z Wiktorem kompletnie zapomniałam o tym liście i że miałam możliwość poznać jego autora. Z westchnieniem rozłożyłam kartkę i przeczytałam:

"Cześć Roksi....

Ostatnio między nami wydarzyło się parę różnych rzeczy... Wybacz, ale chyba już nie mam siły dłużej tego w ten sposób ciągnąć. Cóż, dla Ciebie to pewnie nawet lepiej i pewnie się ucieszysz...

Jeśli chcesz się dowiedzieć wszystkiego i mnie poznać... Jestem codziennie wieczorem w parku, tam, gdzie chodzisz na spacery z Bursztynem. Znajdziesz mnie na huśtawkach...

Jeśli nadal chcesz się dowiedzieć i nie zmieniłaś zdania, będę tam na Ciebie czekał.

Twój V."

Nagle ze zgrozą zdałam sobie sprawę, że przecież mój tajemniczy adorator od kilku dni czekał na mnie w parku! Poczułam dreszcz lęku, a zarazem ekscytacji przebiegający po moich plecach. Powinnam się z nim spotkać? Nawet mimo że minęło już dość dużo czasu, od kiedy dostałam od niego ten list? Nie zastanawiałam się zbyt długo nad odpowiedzią. No bo... Co mi szkodziło? Przecież spotkanie z nim jeszcze niczego nie znaczyło... A nadal mimo wszystko byłam ciekawa, kto to był...

Szybko przygotowałam się do wyjścia zakładając lepsze ciuchy, niż te, w których chodziłam po domu. Pamiętałam, jak V pisał w swoim liście po balu o kolorze lawendowym, więc właśnie w takim kolorze wybrałam sukienkę. Poprawiłam włosy i na jednym z loków przewiązałam żółtą wstążkę, jak to miałam w zwyczaju.

Wyszłam szybko z domu i z mocno bojącym sercem skierowałam się w stronę parku.

*

Stałam w oddali patrząc na chłopaka siedzącego na huśtawce i bujającego się nieznacznie. Obok niego na ziemi leżał czarno zielony BMX i miałam wrażenie, że gdzieś już widziałam ten rower. Chłopak trzymał telefon w ręce i coś na nim przeglądał. Na głowę założony miał kaptur i przez to, że pochylał się lekko, z miejsca, w którym stałam nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Domyśliłam się już, że to właśnie on był wtedy w parku, kiedy byłam z Bursztynem na spacerze i spotkałam Wojtka z Szaszą.

Czułam podenerwowanie myśląc o tym, że zaraz wreszcie wszystko się rozwiąże. Kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie miałam zielonego pojęcia, co do niego powiedzieć, jak zagadać. Nie wiedziałam, jak chłopak na mnie zareaguje i co mi powie. No i jak ja sama zareaguję na jego słowa i w ogóle na jego widok.

Wahałam się jeszcze chwilę, jednak w końcu odetchnąwszy głęboko ruszyłam w jego stronę. Kiedy znalazłam się koło niego, nawet nie drgnął wciąż patrząc w telefon. Domyśliłam się, że mnie nie zauważył. Zbierając w sobie kolejne pokłady odwagi poklepałam go po ramieniu.

– To ty jesteś V? – zapytałam lekko drżącym głosem.

Natychmiast zauważyłam, że chłopak znieruchomiał. Milczał przez dłuższą chwilę, aż wreszcie podniósł głowę i popatrzył na mnie. Nasze spojrzenia spotkały się, a ja poczułam, jak moje serce przestało na moment bić. Od razu zwróciłam uwagę na te jego piękne oczy, które nieznacznie zasłaniały dłuższe kosmyki kasztanowych włosów i te jego usta, które w innych okolicznościach na pewno ukazywałyby ten uśmiech, który tak bardzo mi się podobał. Od razu wyczułam też jego zapach, który tak dobrze znałam i lubiłam... Wtedy wreszcie zrozumiałam jaka byłam wcześniej ślepa.

Mimo swoich wszystkich podejrzeń, wskazówek, jakie od niego dostawałam, mimo wszystkich rozmów, jakie odbyłam z trójką podejrzanych, nadal byłam kompletnie zaskoczona, tym kogo zobaczyłam przed sobą i nagle odjęło mi mowę.

On też zdziwił się bardzo na mój widok. Najwyraźniej nie spodziewał się, że w końcu jednak przyjdę... Szczególnie po tym, jak to było między nami w ostatnich dniach szkoły...

– W–w... – Zaczęłam się jąkać, a on powiedział:

– Co ty tu robisz Roksi?

– Przecież chciałeś, żebym przyszła! Boże, powinnam była to zrobić już następnego dnia, po tym jak znalazłam ten list... To by wszystko tak bardzo ułatwiło... Nie wierzę, to naprawdę ty jesteś V? – Zaczęłam wreszcie mówić.

Chłopak pokiwał nieznacznie głową.

– Tak, to ja... I co z tego? Wybacz, nie powinienem był ci go dawać i w ogóle zawracać głowy. Miałem zamiar go zwinąć jeszcze przed lekcjami, zaraz po tym, jak Wojtek ci go porzucił, ale... Nie bardzo miałem jak... – powiedział.

– Co? Dlaczego? – zawołałam siadając obok niego na drugiej huśtawce.

– Dlaczego? Czy to nie jest dość oczywiste? Po co mam ci zawracać głowę sobą, kiedy ty już od dawna jesteś w związku... Od samego początku byłem na przegranej pozycji. W ogóle nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby to wszystko do ciebie pisać. Nie powinienem był tego robić, ale... Cóż, byłem głupi myśląc, że to coś między nami zmieni... W każdym razie Roksi dajmy już sobie z tym spokój. Wyrzuć te listy, spal je... Nie wiem, co wolisz... Przepraszam za wszystko i proszę cię, zapomnij o tym... Najlepiej jak najszybciej... – To mówiąc wstał z zamiarem odejścia w swoją stronę.

Zerwałam się szybko z mojego miejsca i złapałam go chwytając jego dłoń w moją. Chłopak zatrzymał się, a ja powiedziałam:

– Zaczekaj Wiktor, chyba siętrochę nie zrozumieliśmy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top