DOUBLEV
Przyczepiłam smycz do obroży Bursztyna. Tego wieczoru Wiktor miał inne plany niż spotkanie ze mną, więc uznałam, że wybiorę się z moim pupilem na dłuższy spacer za miasto do pumptracku. Od kiedy zaczęłam spotykać się z Wiktorem, rzadziej tam bywałam. Co prawda przeszłam się tam kilka razy z Wojtkiem, ale ostatnio przyjaciel wyjechał na parę dni i zostałam pozbawiona jego towarzystwa. Bez niego jakoś tak nie czułam się zbyt pewnie chodząc tam. W końcu, mimo że byłam tam już kilka razy, nie znałam aż tak dobrze ludzi, którzy tam jeździli. Teraz uznałam, że czas to zmienić. Zapakowałam swój aparat i razem z Bursztynem ruszyliśmy niespiesznie w odpowiednim kierunku.
Właściwie to nie spodziewałam się, że spotkam na miejscu DoubleV. Czasami, kiedy byłam tam z Wojtkiem, jego nie było. Przeważnie jednak był i tym razem również. Będąc sobą nie potrafiłam się powstrzymać i zrobiłam mu kilka fotek. W którymś momencie niemal zerwałam się z miejsca, nie wiedząc, co właściwie robić, bo w obiektywie udało mi się uchwycić jego dość nieprzyjemny upadek, kiedy próbował nowego triku. Ruszyłam już nawet z miejsca, by jakoś się do niego dostać i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, ale po dłuższej chwili podniósł się z ziemi i wskoczył z powrotem na rower. Spróbował jeszcze kilka razy tej sztuczki, aż uznał, że wychodzi mu w miarę dobrze. Potem zjechał z toru i skierował się w moją stronę, by pogadać. Wtedy zrobiłam mu jeszcze kilka zdjęć.
Od tamtej pory, kiedy po naszym pierwszym spotkaniu, zgodził się żebym opublikowała jego zdjęcia w moich socialmediach wspieraliśmy się w tym zakresie. Właściwe to on mnie bardziej wspierał. W przestrzeni internetowej był dużo bardziej rozpoznawalny niż ja i na tej naszej powiedzmy współpracy, to zdecydowanie ja więcej zyskiwałam, niż on. Ale tak to właśnie wyglądało. Kiedy udało mi się zrobić mu fajne fotki, zawsze go oznaczałam w swoich postach. On wtedy udostępniał wszystko u siebie. Czasami chwalił się swoimi zdjęciami wrzucając ich zlepek w krótkim filmiku na tik toku zamiast kolejnego, w którym pokazywał swoje sztuczki. No i też zawsze mnie oznaczał. Dzięki temu przybyło mi sporo obserwujących.
Byłam mu za to ogromnie wdzięczna, choć nigdy nie zależało mi aż tak bardzo na sławie w sieci. Fotografia była moim hobby. Bardzo lubiłam robić zdjęcia, ale raczej nie wiązałam z tym swojej przyszłości. Moja przyszłość wiązała się z historią...
– Co ja widzę... Moja prywatna fotografka wreszcie się pojawiła. Gdzie byłaś, jak cię nie było? – zapytał chłopak podjeżdżając do mnie. Bursztyn natychmiast oderwał się od moich nóg i podbiegł do DoubleV, merdając na powitanie ogonem. Chłopak oparł się łokciem o kierownicę, a drugą rękę wyciągnął i pogłaskał psa między uszami.
Wzruszyłam ramionami.
– Tu i tam... – powiedziałam z lekkim uśmiechem. – No wiesz, zawsze przychodziłam tu z Wojtkiem, a jego teraz nie ma i tak jakoś wyszło, że dopiero dziś wpadłam na to, że przecież mogę przyjść tu bez niego... – zaśmiałam się.
Uśmiechnął się, bo w tej niewielkiej przestrzeni szybki kasku, którą odsunął wcześniej, by pokazać część swojej twarzy, zauważyłam, że jego oczy nieznacznie się zwęziły.
– Jak się dzisiaj zaprezentowałem? – zapytał wskazując na aparat.
– Świetnie! – Uśmiechnęłam się.
– Szkoda, że nie przyszłaś trochę wcześniej. Zdecydowanie lepiej mi wtedy szło. – Sięgnął do barku i lekko rozmasował. Spojrzał na mnie i zapytał: – Widziałaś, jak się przewróciłem?
Uśmiechnęłam się lekko, kiedy zdałam sobie sprawę, że przejął się tym, że mogłam widzieć jego upadek. Aż tak bardzo zależało mu na tym, by zaprezentować się przede mną z jak najlepszej strony?
– Tak, widziałam wszystko. – Pokiwałam głową. Postukałam palcem w aparat i dodałam: – Mam to nawet uchwycone! Oczywiście niespecjalnie, akurat robiłam zdjęcie, kiedy się to stało... Właściwie to już usunę...
– Daj spokój, wcale nie musisz. Byłbym ci nawet wdzięczny, gdybyś mi to przesłała. – Znów się uśmiechnął. Pokiwałam na to lekko głową i na chwilę zapadło milczenie. Odwróciłam się i spojrzałam na kilku rowerzystów wciąż jeżdżących na torze. Kątem oka zauważyłam, że DoubleV rozejrzał się dookoła.
– To co? Nie jest jeszcze późno, dasz się zaprosić na randkę? – zapytał po chwili przerywając nasze milczenie.
Speszyłam się lekko i zawstydziłam jego propozycją. Do tej pory nie pomyślałam nawet, że mogłabym mu się podobać i że lubił mnie w taki sposób. Pokręciłam szybko głową.
– Wybacz, ale nie...
– Nie bój się, przecież nie jestem paszczurem pod tym kaskiem...
Uśmiechnęłam się lekko słysząc jego słowa.
– Nie, to nie tak... – Znów pokręciłam głową. – Po prostu ja już kogoś mam... To nie będzie w porządku wobec niego.
Chłopak patrzył na mnie dłuższą chwilę. Potem ten kawałek jego twarzy, który widziałam zmienił się nieco i chyba uniósł brwi, jakby się zdziwił. Potem jego oczy zwęziły się nieco, co wskazywało na to, że się uśmiechnął.
– Oj daj spokój, myślę, że się nie obrazi. – Próbował mnie przekonać.
– Proszę cię. Jeśli zależy ci na znajomości ze mną, to przestań.
– Oczywiście, że mi zależy! Inaczej nie prosiłbym cię o spotkanie! – Obruszył się lekko.
Spojrzałam na niego nieznacznie poirytowana. Było mi ogólnie bardzo miło, że mnie tak polubił, ale był dobrym kumplem, myślę, że mogłabym też uznać go właściwie za przyjaciela... Nie chciałam stracić tej znajomości. Nawet mimo tego, że nie znałam jego prawdziwego imienia i nigdy nie widziałam całej twarzy, dobrze czułam się w jego towarzystwie. Podobnie było mi w towarzystwie Wiktora... Lubiłam przychodzić na tor i patrzeć, jak DoubleV jeździ i ćwiczy różne sztuczki. Lubiłam robić mu zdjęcia. Ale tylko tyle. Moje serce należało do Wiktora i wiedziałam, że nic tego nigdy nie zmieni.
Nie chciałam być wobec niego niemiła, ale nie chciałam też dawać mu głupiej nadziei. Patrząc na chłopaka złapałam się więc ostatniej deski ratunku, jaka mi pozostała.
– Jeśli rzeczywiście ci tak na mnie zależy, to dlaczego nadal nie chcesz mi pokazać swojej twarzy? – zapytałam krzyżując ręce na piersi.
Popatrzyłam na niego uparcie. On również na mnie spojrzał i nasze oczy spotkały się. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę i byłam pewna, że spróbuję się jakoś wymigać od pokazania mi swojego oblicza. On jednak zamiast tego roześmiał się. Odwrócił się nieznacznie lekko kręcąc głową z rozbawienia.
– Rany, no nie dam rady... – mruknął cicho, tak że ledwie usłyszałam i zrozumiałam słowa stłumione przez kask. Potem spojrzał na mnie i powiedział: – Przecież widzisz ją codziennie od roku...
Popatrzyłam na niego unosząc brwi zdezorientowana. Nie zwróciłam nawet większej uwagi na ten rozbawiony ton jego głosu.
– C-co? – wydukałam po chwili.
– Czyli jednak nie jestem taki oczywisty, jak uważa Wojtek... – mruknął do siebie jeszcze bardziej rozbawiony i nawet zadowolony z siebie. Wreszcie po tym sięgnął do kasku i powoli ściągnął go z głowy. Zaraz po tym odruchowo zarzucił kaptur bluzy na głowę jakby czuł się źle z tym, że nic jej nie zakrywało.
No nie. Nagle wszystko ułożyło się w całość. Wszystkie te jego zadrapania na rękach, porozbijane kolana, posiniaczone ciało... Nawet przed chwilą miałam dowód na to, skąd się brały! Najwyraźniej te wszystkie ochraniacze, które miał na sobie nie zawsze zdawały egzamin... a może czasami po prostu ich nie zakładał... Co prawda nadal uważałam, że wiele z tych siniaków mógł zafundować mu ojciec, ale najwyraźniej nie wszystkie... No i pewnie połowa tych jego wymówek, że przewrócił się na rowerze była zgodna z prawdą...
– Wiktor?
Chłopak uśmiechnął się do mnie prezentując swoje urocze dołeczki w policzkach, a ja tym razem poczułam się jak idiotka. Jak mogłam być tak głupia i ślepa i nic nie zauważyć? Poczułam też lekką irytację, że mimo naszej relacji, nieustannie to przede mną ukrywał. Wieczorem widywaliśmy się czasem na torze i za każdym razem traktował mnie jak tylko znajomą, po czym następnego dnia rano przychodził i całował na powitanie...
Mój wyraz twarzy chyba wyraźnie odzwierciedlał moje myśli, bo Wiktor powiedział:
– Roksi, proszę cię, nie bądź zła. Ja naprawdę byłem przekonany, że ty wiesz... Że Wojtek ci już powiedział, kiedy zaczęłaś tu z nim przychodzić.. No dopiero przed chwilą zdałem sobie sprawę, że nie!
Odwróciłam się od niego lekko.
– Tyle razy tu już byłam, od tamtego dnia, kiedy zaczęliśmy się spotykać i ani razu nie zachowałeś się wobec mnie, jakbym była twoją dziewczyną! Traktowałeś mnie, jak tylko znajomą, którą właściwie ledwie znasz! – zawołałam z wyrzutem.
– Roksi... – Wiktor wydał się szczerze zaskoczony moim wybuchem. – Przecież ci mówię, że byłem pewny, że wiesz, ale ty...
– Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego się tak zachowywałeś! – wtrąciłam mu się.
– Roksi! Byłem przekonany, że wcale tego nie chcesz! To znaczy tutaj! Cały czas trzymałaś mnie na dystans! Myślałem, że nie czujesz się przy mnie jeszcze na tyle komfortowo... Za każdym razem, kiedy próbowałem się do ciebie zbliżyć, ty się odsuwałaś! – wypomniał mi.
Zdałam sobie sprawę, że wcześniej raz czy dwa zdarzyło mu się zbliżyć do mnie, albo wykonywać gesty, jakby chciał chwycić mnie za dłoń, kilka razy zwrócił się do mnie w taki sposób, jakbyśmy byli bardzo blisko i świetnie się znali... I ja rzeczywiście, zawsze się wtedy od niego odsuwałam. W końcu miałam Wiktora.
– Naprawdę tak myślałeś? Nawet po tym, co się między nami wczoraj wydarzyło? – zapytałam odtwarzając w myślach nasz pocałunek, kiedy wyznaliśmy sobie miłość. Jasne, może trochę momentami niektóre rzeczy i gesty między nami wciąż mnie krępowały, ale przecież nie na tyle, żeby miała się nie przyznawać publicznie do mojego chłopaka!
Wiktor wbił spojrzenie w ziemię.
– Przepraszam... – mruknął.
Uśmiechnęłam się lekko.
– W porządku. Nic się nie stało. Tutaj chyba oboje trochę zawiniliśmy. Ja też przepraszam.
Wiktor podniósł wzrok i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się do mnie i wyciągnął w moją stronę dłoń. Podeszłam do niego i ujęłam ją. Wtedy on pociągnął mnie bliżej siebie i asekurując posadził mnie na swoim kolanie. Poczułam, jak mocno się zarumieniłam. Chwilę później Wiktor przytulił mnie do siebie i pocałował mnie w policzek. Odwzajemniłam jego uścisk wtulając się w jego szyję. Sama go pocałowałam.
– To jak? – Usłyszałam cichy głos Wiktora zaraz przy swoim uchu. – Dasz się zaprosić na tę randkę?
Zaśmiałam się cicho.
– No pewnie! – Wstałam z jego kolana i odwróciłam się w jego stronę. – Ale najpierw chyba wolałabym odprowadzić Bursztyna do domu.
– Dobrze, to zróbmy tak. Odstawię rower i sprzęt do domu, a ty Bursztyna i potem przyjadę po ciebie. Może być?
– Jasne! – zgodziłam się.
– Świetnie, to wskakuj! – Wiktor uśmiechnął się.
– Wskakuj? Niby gdzie? – zdziwiłam się.
– No chyba nie myślałaś, że każę ci iść na nogach ten kawał drogi, a ja będę sobie siedział obok i jechał? – zdziwił się.
– Gdzie chcesz, żebym usiadła? – Wskazałam na jego rower. Nie było mowy, żebym zajęła miejsce na siodełku. Oczywiście nie miał bagażnika, a poprzeczna rurka ramy była zbyt nisko, bym mogła na niej siedzieć i nie szorować nogami po asfalcie.
– No, masz dwie opcje. Z przodu... – Wiktor poklepał kierownicę roweru. – Albo z tyłu. – Wskazał na pegi przymocowane przy tylnym kole.
Patrzyłam na niego przez chwilę. Jeśli rzeczywiście miałam jechać z nim rowerem, to wybór był oczywisty. Nie byłam zbyt odważna i choć miałam pewność, że Wiktor nie zrobiłby mi celowo krzywdy, różnie to mogło być. Ruszyłam więc do tylnego koła i ostrożnie postawiłam stopy na pegach. Uchwyciłam się mocno ramion Wiktora, a on ruszył. Najpierw powoli, ale po chwili nabrał większej prędkości, jednak nie pędził zbyt szybko. Bursztyn biegał koło nas wesoło poszczękując, jakby chciał nas popędzić.
*
Jechaliśmy już dłuższy czas w ciszy. Wiktor poinformował mnie jedynie, że gdzieś w okolicy jest fajny punkt obserwacyjny na miasto i tam właśnie chciał mnie zabrać. Teraz siedzieliśmy oboje w samochodzie i Wiktor patrzył w skupieniu na drogę przed nami, a ja w boczną szybę. Słuchaliśmy piosenki „Stargazer" zespołu Rainbow. Kiedy zobaczyłam, że Wiktor kupił sobie niedawno płytę „Rising", nie mogłam sobie odpuścić przesłuchania tego kawałka. Uwielbiałam dosłownie wszystko w tej piosence! Od mocnego głosu Dio, tekstu piosenki, po jej mocne i podniosłe brzmienie. Wszystko to sprawiało, że podczas słuchania czułam się, jakbym była niezwyciężona. Dlatego też nic z Wiktorem do siebie nie mówiliśmy, kiedy słuchaliśmy tego kawałka. To była piosenka, której słuchania nie powinno się niczym zakłócać!
Kiedy wreszcie muzyka ucichła, zmieniłam płytę na BFMV, którego puszczałam niemal za każdym razem, kiedy byłam w samochodzie Wiktora. Kątem oka widziałam, że chłopak się uśmiechnął.
– Rany, Roksi, ile można? – zapytał z rozbawieniem.
– Tylko mi nie mów, że tobie już się nie podoba! – Popatrzyłam na niego oskarżycielsko.
Pokręcił głową z uśmiechem.
– Nie, ale tylko dlatego, że nie słucham ich prawie w ogóle, tylko wtedy, kiedy jedziemy gdzieś razem. No i co jakiś czas zmieniam te płyty. Ostatnio mieliśmy „Fever", wcześniej „Gravity", teraz „Venom". Inaczej rzeczywiście, mogłoby mi już działać na nerwy.
Wybuchłam śmiechem, a on po chwili dołączył do mnie.
– To co? Jak długo będziemy jeszcze jechać? – zapytałam zmieniając temat.
– Już niedaleko.
Skinęłam głową. Sięgnęłam do radia i zaczęłam zmieniać piosenki, aż wreszcie trafiłam na tę, którą chciałam, „You Want a Battle". Nie mogłam się powstrzymać i wykrzyknęłam na głos początek piosenki jednocześnie z wokalistą. Wiktor natychmiast nam zawtórował. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Potem uchyliłam szybę okna i wystawiłam nieco głowę na zewnątrz. Poczułam, jak moje włosy zaczął targać wiatr. Śpiewałam dalej na zewnątrz i wciąż słyszałam, jak Wiktor wtórował mi naśladując wrzaski wokalisty.
Wsunęłam się z powrotem do samochodu i zamknęłam szybę, dopiero, kiedy zauważyłam, że Wiktor zaczął zwalniać, co mogło oznaczać, że byliśmy już na miejscu. Jednoczenie przyciszył nieco radio, które wcześniej puszczone było bardzo głośno.
Kiedy zatrzymał się na poboczu drogi, spojrzeliśmy na siebie.
– Nieźle nam to wyszło. Moglibyśmy założyć zespół. Ty będziesz śpiewać, a ja będę darł japę – zażartował i wybuchliśmy śmiechem.
Kiedy po dłuższej chwili nieco się opanowaliśmy, Wiktor uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Sięgnęłam szybko do torebki szukając gumki do włosów i czując przy tym, jak oblewam się rumieńcem.
– Boże, pewnie wyglądam jak lew! – mruknęłam do siebie. Wystawienie głowy za okno było głupim pomysłem... Wiatr z pewnością nie potraktował łagodnie moich loków. Byłam pewna, że sterczały mi na wszystkie strony, zupełnie tak jak wtedy, kiedy w ostateczności używam suszarki do włosów. Moje loki zamieniały się przez to w prawdziwą lwią grzywę! Nigdy wtedy nie puszczałam ich luzem, zawsze wiązałam, albo spinałam, czasami robiłam warkocze...
Zanim zdążyłam je teraz związać, Wiktor mnie powstrzymał.
– Daj spokój, wyglądasz pięknie. – Przysunął się do mnie i ująwszy delikatnie moje włosy, rozłożył mi je na ramionach. No rany... dlaczego patrzył na mnie tak, jakbym rzeczywiście była najpiękniejsza na świecie? Na samą tę myśl poczułam, że czerwienię się jeszcze bardziej niż wcześniej. Opuściłam głowę i spojrzenie, wbijając wzrok w moje dłonie, w których wciąż trzymałam torebkę. Wiktor nadal był blisko i po chwili ujął moją twarz w swoją dłoń. Uniósł ją nieco, byśmy na siebie spojrzeli. Kiedy nasze oczy się spotkały nie zdążyłam nawet zareagować. Wiktor pocałował mnie, a ja po chwili mu odpowiedziałam.
Natychmiast poczułam, jak ten pocałunek, który stawał się coraz bardziej intensywny, rozbudził we mnie napięcie i przyjemne ciepło. Sprawiał, że moje serce przyśpieszało swoje bicie. Poczułam, jak Wiktor puszczając mój policzek objął mnie w pasie, a drugą rękę wsunął za mój kark ujmując mnie lekko. Przysunął mnie do siebie jeszcze bardziej. Sama chciałam być bliżej, więc również objęłam go za kark. Nasz pocałunek stawał się coraz głębszy, a ja czułam się coraz lepiej.
Nie zaprotestowałam, kiedy poczułam jak dłoń Wiktora wsunęła się powoli pod moją koszulkę. Mimo że trochę mnie to zdziwiło, pozwoliłam mu. To było niesamowicie przyjemne, kiedy jego dłoń przesuwała się co chwilę w górę, masując przy tym moje ciało. Od razy domyśliłam się do czego zmieszał i też nie mogłam się tego doczekać.
Przez myśl przebiegło mi wspomnienie Judyty, która opowiadała o takim momencie ze swoim byłym. Mówiła, że strasznie ją wtedy zirytował, bo jego dłonie zaciskały się na jej piersiach jak na piłeczkach antystresowych i w ogóle jej się to nie podobało... Ciekawe czy Wiktor też tak będzie robił...
Cóż, ani trochę. Kiedy jego dłoń wreszcie wsunęła się pod mój stanik, zagwarantował mojej piersi niesamowity masaż wywołując we mnie dotąd mi nieznaną falę podniecenia i pożądania. To mnie wystraszyło i choć jednocześnie bardzo chciałam, by spróbował tego samego z drugą piersią, spróbowałam się od niego odsunąć. Wyczuł to dopiero po chwili i sam zwiększył między nami dystans. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie oddychając głęboko. Wciąż byliśmy blisko i nasze oddechy mieszały się ze sobą.
Nagle Wiktor gwałtownie wysunął swoją dłoń spod moich ubrań i odsunął się ode mnie siadając prosto na swoim fotelu. Stłumiłam wybuch śmiechu widząc, jak bardzo się speszył.
– Przepraszam... – Zdobył się na ledwie szept.
Uśmiechnęłam się.
– W porządku, nic się nie stało.
Wiktor odkaszlnął cicho i sięgnął do drzwi samochodu.
– Chodźmy pooglądać to miasto, po to tu w końcu przyjechaliśmy – powiedział wciąż speszony. Nadal na mnie nie patrzył. Ja tymczasem nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu.
Chłopak wysiadł i zanim zamknął za sobą drzwi, usłyszałam jeszcze, jak mówi do siebie:
– Rany, co to było...
Przebiegł na drugą stronę i otworzył mi drzwi. Podał mi dłoń i pomógł wysiąść. Kiedy znalazłam się na zewnątrz, ruszyłam w stronę barierki, za którą znajdowało się niewielkie urwisko i pagórki poniżej. Oparłam na niej dłonie. Rzeczywiście, widok na miasto rozświetlone w ciemnościach lampami był piękny! Uśmiechnęłam się do siebie. Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy, kiedy poczułam, że Wiktor podszedł do mnie i stając za moimi plecami objął mnie. Przyciągnął bliżej siebie, tak, że oparłam się plecami o jego klatkę piersiową. Potem wtulił się w moją szyję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top