✓Part I/3✓

— Znasz to uczucie, które sprawia, że czujesz się naprawdę szczęśliwy? To, w którym endorfiny przejmują nad Tobą górę i choć nie cierpisz przesłodzonych piosenek, to właśnie takie śpiewasz? To, przez które masz motylki w brzuchu i cieszysz się z byle słowa tej drugiej osoby? Na pewno znasz. A wiesz, że to właśnie najczęściej przez to uczucie przestajemy myśleć racjonalnie? Pewnie też, prawda? Najgorsze w tym wszystkim są zasady, których powinieneś się trzymać, ale przez miłość stwierdzasz, że je wszystkie łamiesz. Ja nazywam się Thomas Brodie Sangster i że sam się zastanawiam, jakim cudem wciąż nie trafiłem do więzienia?

A moim odpowiednikiem miłości jest właśnie Dylan. A więc posłuchajmy tej historii...

Pamiętam jak poznałem go jakoś w przedszkolu. Nasze grupy bawiły się razem na placu zabaw. Wszyscy w grupie, ale on był wyjątkiem. Samotnie budował zamek z piasku. W oczach miał takie iskierki, że do tej pory je widzę przed oczyma. Miał naprawdę ładne oczy. Takie ciemne, ale konkretnie skupione na swoim celu. Podszedłem do niego i spojrzałem na jego zamek.

— Czy ja też mogę? — spytałem, czym zwróciłem uwagę bruneta.

Chłopak zamyślił się na chwilę, patrząc to na mnie, to na zamek.

— Jest tyle dzieci, a ty chcesz właśnie ze mną budować zamek?

— A, dlaczego nie?

Na jego twarzy pojawił się ogromny smutek. Nie chciałem, by się smucił. Mama zawsze mówiła, że nie wolno zostawiać drugiego człowieka samego, gdy mu smutno.

— Bo inne dzieci mnie nie lubią i nie chcą budować zamków ze mną. — oświadczył, a po jego policzkach spłynęła łza, którą szybko starł.

— Ale ja chce — odparłem z uśmiechem i uklęknąłem tuż obok chłopaka. Wziąłem leżące w piasku wiaderko i zacząłem tworzyć z nim zamek tak wielki jak Hogwart. Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało. Mama bardzo lubiła oglądać Harre'go. Mówiła, że ta bajka naprawdę dużo uczy. Dziś wiem, że o coś zupełnie innego. Jej chodziło o przyjaźnie, miłości i poświęcenia, a także walkę ze złem. W każdym razie, w końcu udało się nam zbudować zamek.

— Myślisz, że deszcz go zabierze? — zapytał słodko, kładąc kamyczki na zamku. Miały one służyć, jako okna. Mieliśmy wtedy naprawdę wielką wyobraźnię.

— Nawet, jeśli go zabierze to zostanie w naszych sercach. — uśmiechnąłem się, bo gdzieś usłyszałem taki cytat. Mama lubiła mi czytać, więc musiałem go zapamiętać z jakiejś książki.

Chwilę później zaczęła nas wołać nauczycielka, więc musiałem się zbierać. Wstałem od piasku i zacząłem odchodzić, ale usłyszałem jego dziecięcy głos.

— Jak się nazywasz?

— Thomas — odparłem.

— Pobawimy się kiedyś jeszcze, Thomas? — Jego oczy patrzyły na mnie z niepokojem, więc tylko przytaknąłem.

— Obiecuję.

I spełniłem moją prośbę, bo potem bawiliśmy się razem całe przedszkole, a potem wylądowaliśmy w jednej podstawówce. Razem graliśmy w piłkę. On zawsze był bramkarzem, a ja atakującym. Poza tym ja zacząłem dużo grać na gitarze, a on rozwijał się w malarstwie. Wszystko było naprawdę dobrze. Mieliśmy zajebistą relację do momentu, aż któregoś wieczoru nie zdarzył się pewien incydent.

Siedzieliśmy wtedy u mnie w domu, oglądając jakąś powaloną bajkę, której kompletnie nie mogłem zrozumieć. Dylan, bo tak się nazywał ten chłopak, miał zupełnie to samo. Dlatego chichraliśmy się w niebogłosy. Poza tym piliśmy wtedy jakieś dobre winko. Znaczy, jedno razy dwa. Mieliśmy wtedy po trzynaście lat, więc chcieliśmy zaszaleć. Moich rodziców miało nie być, bo byli w kancelarii, to też skorzystałem z tej okazji i zaprosiłem Dylana. Miał to być jeden z lepszych wieczorów, ale skończył się tak, że właśnie tego wieczoru zmieniło się moje życie. Podczas chichrania się doszło między nami do pocałunku, o którym potem powiedziałem mojej mamie. Ta powiedziała mojemu ojcu, który zrobił wtedy awanturę, że on cioty nie ma zamiaru wychowywać i postanowił, że wyprowadzamy się z Nowego Yorku.

Pomimo, że ojciec nie pozwolił mi się pożegna , to i tak się do niego udałem. Poprosiłem, by usiadł na murku, bo nie zostaje na długo.Przynajmniej myślał że będzie to coś złego, bo spojrzał w dół. Wytłumaczyłem mu, że ojciec stwierdził, że tak nie może być i musimy się wyprowadzić. Widziałem jak zaczyna płakać, więc przytuliłem go do siebie.

— Przepraszam, ja po prostu się w Tobie zakochałem, Tommy...

— To nie twoja wina... — wyszeptałem. — On nie rozumie tak jak mama, że miłość to miłość. Mama chciała zostać, ale ona też kocha tatę i wybrała jego

Byłem pewien, że i mi łzy już lecą. Nie chciałem się z nim żegnać, ale wiedziałem, że to jedyna opcja. Nie chciałem, by tata się denerwował. Jak był zły, to lubił uderzyć mnie w buzię. Nie chciałem, by znów to zrobił.

— Czyli czujesz coś mnie? — Dylan spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłem jednocześnie ból i nadzieję. Nie do końca zrozumiałem o co pytał, co brunet zauważył, bo dodał. — Powiedziałeś, że miłość to miłość.

— Gdyby tak nie było, to bym tu nie przyszedł. — oznajmiłem, ścierając z jego policzka łzy. Nie lubiłem, gdy płakał. Czułem wtedy wielki smutek, a w dodatku wyjątkowo bolało mnie serce. Chłopak uśmiechnął się na moje słowa. Będzie mi brakować tego uśmiechu. — Będę tęsknić, ale obiecuję, że któregoś dnia do Ciebie wrócę.

— A co jeśli oni wszyscy mają rację i to uczucie jest jakieś chore?
— Nie mów tak. — szybko odrzuciłem.— Jeśli to miłość, to znajdziemy sposób, słonko.

Powiedziałem, a potem się do niego przytuliłem. Niestety chwilę później przyjechał tata, który siłą wpakował mnie do auta. Kazał Dylanowi się nie kontaktować ze mną, ale ja wiedziałem, że i tak znajdę sposób. Nie mogłem pozwolić wypuścić go z moich rąk. Za bardzo czułem się dobrze, gdy był obok mnie. I właśnie dlatego to tak strasznie bolało. Musiałem zostawić cały mój świat, bo było to nieodpowiednie dla kogoś. Dlaczego ja nie mogłem być szczęśliwy?

Być może gdyby nie jego podejście, moje życie nie skończyłoby się tak szybko. Trzy lata później założyłem swój zespół, grałem na gitarze, nawet miałem przez chwilę dziewczynę, ale to nie miało sensu. Ojciec był ze mnie dumny tylko wtedy, gdy nie mówiłem o Dylanie. A ja nie chciałem dłużej udawać, że mi na nim nie zależy. Pisałem do niego listy, ale myślałem, że o mnie zapomniał, bo nie dostawałem odpowiedzi. Pamiętam jak któregoś wieczoru pokłóciłem się z ojcem. Jak się okazało, ukrywał listy od O'Briena. Byłem wściekły, bo sam mi wmawiał jak to brunet pewnie o mnie zapomniał.

— Powodzenia — rzuciłem w jego stronę — Wracam tam, czy Tobie się to podoba, czy nie.

— Nigdzie nie wracasz — krzyknął, gdy od niego odchodziłem. — Nigdzie nie idziesz, słyszysz ­­? — W tym momencie poczułem jak ktoś pcha mnie na ścianę. Nie zdążyłem zareagować, wiec uderzyłem głową. Jęknąłem głośno i opadłem na podłogę. — Mój syn nie będzie ciotą.

— Masz rację nie będzie... — wydukałem w złościach. — Wiesz, dlaczego? Bo ja nie mam ojca.

Poczułem kopniaka w brzuch i gdyby nie krzyk matki, to raczej nie byłby to jedyny.

— Co ty wyprawiasz? — odciągnęła go ode mnie, więc wykorzystałem tą okazję, by wstać.

— Mój syn nie będzie ciotą..

Ciągle to powtarzał, przez co z moich oczu spłynęły łzy. Nie rozumiałem jak mogłem znosić coś takiego, aż trzy lata. Trzy lata próby perfekcji, tylko po to by cierpieć jeszcze więcej. Nienawidziłem go z całego serca.

— Przestań... — Matka zaczęła się z nim kłócić, więc szybko chwyciłem moją torbę i wybiegłem na podwórko. Włożyłem torbę pod siedzenie motoru, założyłem kask i odpaliłem silnik.

Potem pamiętam drogę przez łzy, kiedy dociskałem gazu i w pewnym momencie nie wyrobiłem się na zakręcie. Wyleciałem wprost do rzeki, a potem zacząłem tonąć. Pamiętam jak serce mi waliło i jak desperacko, próbowałem wypłynąć, jednak kask trzymał mnie pod wodą. Nie pamiętam, co było potem. No poza tym, że uniosłem się nad jeziorem i mocno się świeciłem.

Teraz siedziałem w swoim pokoju. Od tamtego dnia minął tydzień. I nie. Nie ocalili mnie. Znaleźli mnie trzy dni potem w jeziorze. Widziałem dokładnie płacz matki, nawet ojca, ale nie mogłem nic już zmienić. Nie rozumiałem, jakim cudem te wieści nie dotarły do Dylana, ale on nie był świadom. Nie był świadom tego, że jestem martwy i to było naprawdę dziwne. Być może rodzicie nie mogli znaleźć kontaktu do niego, a być może nie chcieli.

Pewnie chcielibyście wiedzieć, gdzie teraz byłem? Proste. W niebie. Stałem się jednym z aniołów, którzy mieli chronić ludzi. I co dziwne, gdy tu przyszedłem, to również zostałem poinformowany, kim będę się opiekować. Jak się okazało miał być to Dylan, na co omal nie zesłabłem. Jak do cholery miałem go pilnować? Na szczęście powiedzieli mi, że mam moc, dzięki której jestem jak człowiek. Ponadto mogłem kontrolować ludzi, ale tylko w dobrych celach i zabierać ich ból. Niestety nie mogłem ujawniać się ludziom, którzy mnie znali i wiedzieli, że byłem martwy.

Dziś, kiedy nabrałem sił, postanowiłem zobaczyć się z chłopakiem. Wylądowałem na ziemi, zmieniając się w człowieka. Z dala dostrzegłem bruneta, który przez trzy lata całkowicie dojrzał. Miał wielkie mięśnie, ale tą samą czuprynę.

— O młody! — zawołał do jakiegoś chłopaka, który od razu się przestraszył. — Bardzo ładna koszulka. Męskiej nie było?

— No, choć pobawimy się — zawołał ten drugi brunet, który wyglądał jakby był albo dobrze zjarany, albo podpity.

— Zostawcie mnie! — Dobiegł mnie głos tego chłopca, który próbował przed nim uciekać. Niestety nie udało się to mu, bo starsi się na niego rzucili. Zaczęli go bić, a ja omal nie wstrzymałem oddechu. Ten Dylan, którego kiedyś poznałem go jako bezwzględnego tyrana.

Musiałem to przerwać, więc wychyliłem się za budynku i pobiegłem w tamtą stronę. Dylan mnie nie zauważył, bo stał do mnie tyłem, dlatego po prostu się upomniałem.

— Od kiedy znęcasz się nad młodszymi, Dylan? — Chłopaka chyba zupełnie zmroziło, bo się nie ruszał przez dobrą chwilę po moim pytaniu. W końcu jednak postanowił się odwrócić. Jego spojrzenie wciąż było chłodne i naprawdę raniło, ale musiałem to . Musiałem znów przeciągnąć go na dobrą stronę, bo wątpiłem że mam przed czym go chronić. — No zostawcie go! — dodałem, na co Dylan puścił chłopaka.

— Ki Hong, Derek zostawcie nas samych... — rozkazał, na co oboje przytaknęlii bez słowa poszli.— A, ty spierdalaj mi z oczu! — dodał, spoglądając na przerażonego pierwszoklasistę, który szybko wstał i również biegiem udał się do szkoły.

— Kopę lat, Thomas. — Dylan rzucił w końcu, dokładnie mnie lustrując. — Co cię tu sprowadza?

— To nie odpowiedź na moje pytanie.

— Nie mam zamiaru Ci na nie odpowiadać. 

— Chce tylko.... — zacząłem, ale nie dane mi było skończyć, ponieważ krzyk chłopaka mi przerwał.

— Nie twój zasrany interes.

Miałem wrażenie, że rozmawiam z zupełnie innym człowiekiem. Nie był tak kochany i dobry jak ten, którego obraz wciąż odtwarzałem w głowie. Miał te same oczy, ale zniknęły z nich iskierki.

— Jak mogłeś się tak do cholery zmienić? — Zapytałem cicho, ale na tyle by mnie usłyszał.

— Jak mogłeś? — Przedrzeźniał mnie, co naprawdę mnie bolało. Chciałem mu tylko pomóc. Chciałem zrozumieć, ale on mi na to nie pozwolił. — Mam dosyć twojego przesłuchania. Nie ma Cię trzy lata, olewasz mnie, na listy nie odpisujesz i ty się dziwisz, że nie mam zamiaru z Tobą rozmawiać?

Tym razem w jego głosie mogłem dostrzec smutek. Miał do mnie żal. Nie dziwiłem mu się. Najchętniej cofnąłbym czas, ale niestety tego nie mogę.

— To nie tak...

— Przestań pieprzyć Thomas. I przestań wpieprzać się w moje życie, bo nic o nim nie wiesz.

Wziął bucha w nerwach, a potem wyrzucił papierosa, wdeptując go w ziemię.

— Przepraszam....

Tym razem to mój głos drżał. Nie miałem pojęcia, że aż tak strasznie cierpiał z mojej winy. Zacząłem siebie nienawidzić, mimo że przecież pisałem do niego listy. Tylko on nie wiedział, że mój własny ojciec zatajał te od niego. Tak samo jak nie wiedział, że jestem martwy.

— Wsadź sobie to przepraszam w dupę za przeproszeniem.... — Wyrzucił, po czym mnie wyminął. Kilka metrów ode mnie się zatrzymał, by dorzucić swoje pieć groszy. — Miałem wtedy rację, to było chore i wciąż tak myślę...

I to sprawiło, że moje oczy się zaszkliły. Na szczęście miałem plan, który postanowiłem zrealizować. Poleciałem na ulice, w której stał mój dom , że zobaczę, co w tym momencie robili moi rodzice, a przy okazji znajdę listy dla Dylana. Przy okazji przechadzałem się po jakże pięknych ulicach miasta, gdy natknąłem się na mojego ojca. Miał ten sam surowy wygląd twarzy. Ciekawe, czy wciąż był reżyserem? I czy te parę dni beze mnie coś zmieniły w ich życiach. Poszedłem za nim do środka, spoglądając na ogromny plan zdjęciowy. Mężczyzna przywitał się z każdym, a potem dawał im jakieś wskazówki. Na pozór było wszystko normalnie. Przynajmniej do momentu, aż listonosz nie przyniósł mu listu z sądu. Zainteresowany otworzył, a potem omal się nie popłakał. Stałem za nim, więc mogłem przeczytać jego treść. Dowiedziałem się, że mama chce się z ojcem rozwieść. Ciekawe, dlaczego? Czyżby to przeze mnie? Potem pojawiłem się we własnym pokoju, widząc kompletny nieporządek. Dokładnie taki, jaki zostawiłem wtedy, gdy się szybko pakowałem, by wrócić do Dylana. Zobaczyłem moją ścianę pełną starych zdjęć. To było takie piękne. Każde najważniejsze wydarzenie w moim życiu na nim było. Usiadłem na łóżku, biorąc do rąk mojego starego misia. Kiedy bałem się, albo byłem smutny to zawsze go do siebie przytulałem. W pewnym momencie do pokoju weszła mama z butelką wina. Płakała. Ona niestety nie mogła mnie zobaczyć.

— Brakuje mi Ciebie synku. Wiem, że wtedy już dawno powinnam wyrzucić ojca, ale tego nie zrobiłam. — wyszeptała. Bolało mnie, gdy widziałem jak łzy płyną po jej policzku. Chciałem je zetrzeć, ale nie mogłem. Nie mogłem pokazywać się rodzinie, ani przyjaciołom. Jedynie, komu mogłem to tylko osobom trzecim, albo własnemu wychowankowi.

— Wiem, mamo... — odparłem szczerze, chwytając ją za rękę. — Mi ciebie też.

Wtuliłem się w nią, pomimo że byłem pewny, że mnie nie czuję. Postanowiłem z nią zostać do momentu, aż bezpiecznie nie uśnie. Widziałem po niej, że ten moment jest bliski, więc odczekałem jeszcze chwilę. Gdy położyła się na moim łóżku, położyłem jej dłoń, przesyłając jej wiadomość w śnie. Nie chciałem, żeby się o mnie martwiła. Miała rozwód na głowie, więc nie powinna się jeszcze dołować mną. Powiedziałem jej, że ją kocham i że jej wybaczam. Potem zabrałem listy, które pisałem do Dylana i pofrunąłem pod znajomy mi adres.

*DYLAN*

Moje serce stanęło, gdy go zobaczyłem. Tak niewinne oczy jak wtedy. Widziałem jak patrzył na mnie z żalem, ale on nic nie rozumiał. Nie miał pojęcia jak ciężko mi było przez te trzy lata. Nawet nie raczył się odezwać, ani odpisać na moje listy. I on do cholery chciał wiedzieć, dlaczego się zmieniłem? To było oczywiste, że to wszystko było z jego winy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wciąż go kochałem. W każdym razie powinienem wracać do szkoły, ale już z góry na dół miałem zjebany humor, dlatego wsiadłem do mojego auta i wróciłem do domu.

Rzuciłem plecakiem o kąt, nie dbając o to, że ktoś mi coś powie. W tym domu poza mną i tak nikt nie mieszkał. Nie, od kiedy mój ojciec zmarł sprzed laty. Pamiętam, że załamałem się wtedy. Zawsze mnie wspierał i rozumiał, że jestem gejem. Nie spodziewałem się tego po nim, ale powiedział, że to nie zmienia jego stosunku do mnie. Zawsze mówił, że ładnie maluje i że powinienem walczyć o Thomasa. No i walczyłem. Tylko blondyn chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, bo nie raczył odpisać. Miałem od niego wciąż pierwszy list, który właśnie wziąłem do ręki i zacząłem czytać.

DROGI DYLANIE

Piszę do Ciebie, by opowiedzieć Ci, co u mnie. Ponadto pokaże Ci mój adres, na który możesz pisać, bo tata kazał dać mi swoje hasła na facebooku. Ma naprawdę świra na punkcie tego, żebym z Tobą nie pisał. Dorośli są naprawdę dziwni, wiesz? Oni nie rozumieją naszych uczuć, ale ja rozumiem. Pamiętam jak w przedszkolu Cię poznałem, od razu wiedziałem, że to właśnie Ciebie chce poznać bliżej. Wydawałeś się wyjątkowy i wciąż taki dla mnie jesteś. I nie myliłem się.

Założyłem zespół muzyczny, w którym śpiewam i gram na gitarze. Niedługo będziemy grać na scenach, a potem może jakaś płyta. Pamiętam, że zawsze mówiłeś, że mam talent, więc następna piosenka będzie dla Ciebie. Obiecuje. A, wiesz, że obietnic dotrzymuje. Ludzie tutaj są naprawdę w porządku, ale i tak mi Ciebie brakuje.

Opowiedz mi co u Ciebie, bo brakuje mi naszych rozmów.

Pozdrawiam

Twój Tommy

Za każdym razem, gdy czytałem ten list, to łzy same cisnęły się do oczu. Z jednej strony nie chciałem wierzyć, że specjalnie by mnie olał, ale z drugiej by mi nie odpisał? Miałem dość tego zgadywania. Szczególnie, że moje życie już i tak dało mi za dużo niespodzianek w życiu. Najpierw straciłem Thomasa, potem ojca, a teraz powoli tracę siebie. W gimnazjum się nade mną znęcali, więc obiecałem sobie, że w średniej to ja będę rządzić innymi, ale nie mogłem znieść tej presji. Nie byłem jak Ki Hong i Derek, żeby nie myśleć o tym, co tym ludziom robię. Byłem pewien, że Thomas ma mnie za dupka, bo skrzywdziłem tamtego chłopaka, ale tak naprawdę nim nie byłem. Zgrywałem pozory, bo tak było dużo łatwiej. Potem przychodziłem do domu i tak jak dziś siadałem w mojej łazience, zadając sobie żyletką ból.

— Auu — jęknąłem, gdy robiłem kolejną kreskę.

Przy okazji myślałem także o tym, że wkrótce pewnie umrę. W zeszłym roku dowiedziałem się, że choruję na białaczkę. Nikomu o tym nie mówiłem, bo wolałem by nikt tego nie wiedział. Mogłem udawać, że wszystko jest w porządku, mimo że umierałem. Przynajmniej miałem pewność, że nikt nie daje mi łaski.

Zrobiłem sobie kolejną kreskę, myśląc o tym, że mogłem też skrzywdzić dziś Thomasa. Byłem dla niego za surowy, ale tak długo na niego czekałem. Na jego odpowiedź, czy choćby odwiedziny, a nic z tego nie było. Byłem naprawdę w nim zakochany, dlatego nie mogłem o nim zapomnieć. Czułem się oszukany, zdradzony, a jednocześnie, gdy go dziś zobaczyłem, to chciałem go przytulić.

— Brakuje mi Ciebie, Tommy.— wyszeptałem cicho, aby potem zabandażować moją rękę. Wstałem, a następnie udałem się coś zjeść. Przynamniej taki miałem plan, dopóki nie usłyszałem dzwonku do drzwi. Zdziwiony podszedłem do nich i je uchyliłem.

W progu stanął nie kto inny niż Sangster, który w dłoniach trzymał związane listy. Podał mi je, a ja zdziwiony zacząłem je przeglądać. Wszystkie były albo od niego, albo ode mnie, ale żadne niedostarczone. Odłożyłem je na stolik i wpuściłem do środka chłopaka.

— Mój ojciec Cię nienawidził... - wyrzucił smutno, a chwilę później jego wzrok poleciał na moją rękę, spod której wystawał bandaż. Starałem się opuścić rękaw bluzy jeszcze niżej, ale zmartwiony blondyn chwycił mnie za rękę i podniósł rękaw do góry. Zdjął delikatnie bandaż, a potem w jego oczach pojawiły się łzy. Dziś już kolejny raz doprowadziłem go do łez.

— To przeze mnie? — zapytał smutno, a ja nie potrafiłem mu wyznać prawdy. Nie chciałem, by się obwiniał. Szczególnie, że teraz dowiedziałem się dlaczego mi nie odpisywał. Boże. Byłem takim idiotą. Jak w ogóle mogłem pomyśleć, że by nie próbował się ze mną skontaktować. — Ja przepraszam. Chciałem tu być. Naprawdę. Musisz mi uwierzyć.

— Tommy — wyszeptałem cicho — Tylko nie potrafiłem sobie wyobrazić, że mogłeś mnie oszukać...

— Nigdy bym Cię nie oszukał, Dylan. — Powiedział, tuląc się do mnie. — Naprawdę coś do Ciebie wtedy czułem.

— A teraz co czujesz? — Zapytałem, bo naprawdę chciałem wiedzieć, czy między nami wciąż jest jakakolwiek nadzieja na cokolwiek.
— To, co teraz czuję i tak nie ma znaczenia.

— Dlaczego nie?

Blondyn spojrzał w moje oczy i cicho westchnął.

— Zapomnij, że o to pytałeś..

Chwilę później poczułem zupełną pustkę w głowie. Blondyn tylko się uśmiechnął i mocno się do mnie przytulił. Dopiero wtedy zrozumiałem, że brakowało mi tego uczucia, gdy ktoś naprawdę o mnie dba, że zapomniałem jak to jest. Czułem się tak jak wtedy, gdy wszystko było inaczej. Gdy było bezpieczniej.

— Muszę już iść — szepnął mi do ucha, na co przeszedł mnie ogromny dreszcz. — Ale obiecaj mi, że już sobie nie zrobisz krzywdy, dobrze?

— Obiecuję — wyszeptałem, a chwilę później patrzyłem jak chłopak znika za drzwiami. Zastanawiałem się, czy jeszcze kiedyś go zobaczę, czy raczej ponownie rozpłynie się i to będzie ostatni raz, gdy go widziałem.

***

Któregoś dnia jednak pojawił się znowu. Uśmiechnął się, stojąc w moim progu, pytając, czy może kierować. Nie byłem pewien, czy prawko w jego dłoniach to dobry pomysł, ale zaufałem mu. Wziąłem tylko portfel i telefon, a kluczyki blondyn sam sobie znalazł, a chwilę potem wsiadł w mój samochód. Zrobiłem to samo, dokładnie obserwując chłopaka. Zupełnie nie mógł się ustawić, co trochę mnie rozśmieszyło, a jego oczywiście burzyło. Wciąż nie mogło do mnie dotrzeć, że on jednak tu jest i to dla mnie.

— A może byś tak ręczny ściągnął?

— Racja — odpowiedział, a potem zdjął ręczny i wyjechał na drogę.

Zastanawiałem się, gdzie on mnie prowadzi, bo przez jego skupienie na drodze, to gadać się z nim nie dało. Przynajmniej do momentu, aż nie wyjechaliśmy na autostradę.

— Gdzie ty, do cholery mnie wywozisz? — Zaśmiałem się, co blondyn odwzajemnił.

— No jak to gdzie? — oburzył się. — Pamiętasz jak bardzo chciałeś jechać nad morze? Popływać, albo zbudować zamek? To już wiesz, gdzie jedziemy.

Między nami nastała cisza, którą po chwili przerwałem.

— A dlaczego wróciłeś?

Jego oczy na chwilę na mnie spojrzały, aby potem patrzeć dalej na drogę.

— Bo Ci obiecałem. — odrzucił szybko, a następnie dodał. — Skoro gramy w grę pod tytułem „Pytanie za pytanie" to, czemu znęcałeś się nad tym chłopakiem? — Jego głos świadczył o tym, że zawiódł się, gdy mnie takiego zobaczył. Nie chciałem, by miał mnie za chuja. Po prostu tak było lepiej. Tak mogłem udawać, że mam kontrolę nad życiem, która była tylko iluzjoniczna.

— Na pewno chcesz wiedzieć? — Zapytałem go, na co Thomas przytaknął. — W gimnazjum nikt mnie nie tolerował. Szczególnie, gdy się dowiedzieli o mojej orientacji. Wtedy stałem się celem drwin i śmiechów. Było takich dwóch, którzy potrafili obić mi buźkę, wsadzić ją do kibla i tak zostawić. Dlatego w szkole średniej, a dokładnie po śmierci ojca, stałem się zwykłym chujem.

Widziałem jak z każdym słowem blondynowi robi się smutno. Każde moje słowo zadawało mu ból.

— To wszystko moja wina.. — zaczął płakać — Nie pozwoliłbym na to, gdybym się nie przeprowadził.

— Nie mów tak... — wyszeptałem, kładąc mu dłoń na kolanie. Mój dotyk chyba na niego zadział, bo przeszedł po nim dreszcz. — Nie mogłeś nic zrobić.

— Ale chciałem... — przerwał mi — Miałem tam wszystko, rozumiesz? Rodzinę, zespół, przyjaciół i dziewczynę — Ostatnie słowo mnie zabolało, ale nie mogłem dać po sobie tego znać. Nie mogłem wyjść na zazdrosnego. — Ale nie miałem Ciebie. Każdy dzień był pieprzonym kłamstwem, tylko po to by rodzice zaczęli mnie doceniać, a przynajmniej ojciec, bo mama zawsze mnie broniła.

Słowa które wyszły z jego ust sprawiły, że poczułem się okropnie, a jednocześnie cieszyłem się, że to mnie w jego życiu brakowało.

— Aż tak za mną tęskniłeś? — uśmiechnąłem się, spoglądając na jego idealną twarz. Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo się zmienił. Oczywiście miał wciąż tą samą dziecinną buzię, którą tak uwielbiałem. Ponadto bardzo schudł, a mięśni nie miał wcale.

— Gdyby tak nie było, to bym tu nie wrócił, co nie? — Odparł, po czym w końcu skręcił w pas prawy, potem objeżdżał jakieś drogi, by w końcu dotrzeć na jedną z plaż. Zatrzymaliśmy się na parkingu, a ja wtedy sobie uświadomiłem, że nie mam kompletnie nic poza portfelem i telefonem. Sangster chyba to zauważył, bo chytrze się uśmiechnął i kazał mi spojrzeć do torby, która była na tylnych siedzeniach. Jak się okazało, były tam ubrania chłopaka, kocyk, ręczniki, okulary przeciwsłoneczne, a także coś do zjedzenia.

Wziąłem torbę i pognałem za Thomasem, by potem usiąść w najmniej zatłoczonym miejscu na plaży. Rozłożyliśmy kocyk, a następnie rzuciliśmy się na niego. Thomas poczęstował mnie swoimi ciasteczkami, które były naprawdę zajebiste.

— Nad czym tak myślisz? — spytałem zaciekawiony, gdy blondyn w ciszy patrzył na morze.

— Nad tym, jakie życie jest niesprawiedliwe.— odpowiedział krótko, by potem wyjąć papierosa, zapalić i wsadzić do ust. Od kiedy on do cholery palił? Ja mogłem, bo byłem chujem, ale on? Od razu wziąłem go od niego i rzuciłem na piasek, gniotąc go swoim kapciem. — Pogrzało Cię? Wiesz ile kosztuje taki jeden? Za dużo. 

— A wiesz ile kosztują leki na raka płuc? — przerwałem mu, co widocznie go zdenerwowało. Napiął się, a w jego oczach dostrzegłem złość i troskę.

To co powiedział, sprawiło, że tym razem to ja napiąłem swoje mięśnie. Czego on oczekiwał do mnie? Owszem mogłem siebie nie krzywdzić, ale nie potrafiłem być złym człowiekiem. Nie mieć wyrzutów sumienia. Ponadto nie potrafiłem żyć bez Thomasa, a w dodatku czułem jak traciłem kontrolę. To był jedyny sposób, by ją przy sobie zatrzymać. Po cholerę on mi robi te jazdy, skoro doskonale zdawałem sobie z tego sprawę? Wiem, że byłem cholernym dupkiem i egoistą, ale on nie musiał mi tego mówić.

— Skoro tak myślisz, to po chuj tu ze mną siedzisz? — zapytałem wkurzony, bo miałem dość jego pretensji, co do mojej osoby.

— Bo ja też dałem sobie zniszczyć życie przez Ciebie.

Odpowiedział, a po jego policzku spłynęła łzą, którą szybko starł.

— Thomas, co chcesz mi przez to powiedzieć...

— Nie ważne... — Wstał i zaczął zbierać rzeczy do torby. — Znudziło mi się siedzenie tu. Może pojedziemy do hotelu? — zaproponował. Oczywiście ja wiedziałem, że ucieka przed kontynuowaniem tematu. Zawsze tak robił.

— Unikasz moich odpowiedzi. — Stwierdziłem, krzyżując ręce.

Kucnął na piasku, lecz nie patrzył na mnie.

— Bo lepiej, żebyś ich nie znał.

Smutek który wyczułem w jego głosie, sprawiał, że chciałem się rzucić się pod pociąg. Nie lubiłem gdy taki był. Wtedy moje serce tak bardzo mnie cierpiało.

— Dlaczego? 

— Bo wtedy dowiesz się, dlaczego musisz o mnie zapomnieć i kochać kogoś innego. — Spojrzałem na niego niezrozumiałe, ale chłopak zamilknął. Spakował wszystkie rzeczy i bez słowa ruszył do auta.

— Thomas! — wołałem go tak z dobrą chwilę, zanim w końcu zdecydował się popatrzeć w moje oczy. — Nie mam zamiaru kochać nikogo innego niż Ciebie. - dodałem już znacznie pewniej. 

— Ty nic nie rozumiesz. — wrzasnął, rzucając torbę do środka auta. Widziałem ogrom emocji, które malowały się na jego twarzy, przez co nie byłem w stanie ich rozpoznać.

— To pozwól mi zrozumieć.. — odparłem, gdy blondyn włączył silnik i odjechał z parkingu.

— Nie!

   — Proszę Cię Dylan, nie mówmy o tym... — I tak w ciszy dojechaliśmy do jakieś hotelu. Jak się okazało na dole był również jakiś nadmorski klub, a ja w głowie miałem plan, żeby jak najszybciej się upić. Szczególnie, że w głowie wciąż miałem wizję jak mówił, że powinienem kochać kogoś innego. A ja wciąż nie rozumiałem, o co mu chodziło.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top