EPILOG. ...minęło tyle czasu... Nie jest to najwyższa pora, żeby odpuścić?
A tym czymś jest... tak, to już koniec x
Przeczytajcie jeszcze podziękowania. Proszę. Tpwk
💙💚💙💚💙💚💙💚💙💚💙
Zayn od rana czuł się słabo, był śpiący mimo wypitych z rana dwóch kaw - być może dlatego tak trzęsły mu się ręce - a do tego cały się stresował. Ale jednocześnie był bardzo podekscytowany na myśl o perspektywie spotkania się z Liamem. Ostatnio nie mógł spać, wyglądał, jak zombie, aż Louis zaczynał się o niego martwić, jednak ilość emocji, szalejąca w jego głowie, uniemożliwiała mu to. Nie było to spotkanie, jak jedno z wielu - co sobotę i niedzielę przyjeżdżał do mężczyzny na wizytę na kilka godzin, co ciągnęło się już półtora roku - a po tych wszystkich wyrzeczeniach, samotnych nocach, tęsknocie, niekończących się rozmowach na odległość, Liam wracał do domu. Malik prawie płakał ze szczęścia, kiedy został o tym poinformowany.
Już ostatni raz stał w tym pokoju, przyglądał się tym jasnym ścianom, które słyszały za dużo obietnic oraz wyznań miłości i wreszcie udało mu się wziąć głęboki wdech w tym, miał wrażenie, zawsze dusznym pomieszczeniu. To koniec.
Jego wzrok zatrzymał na chwilę na stercie pocztówek z wszystkich stron świata. Można było na nich ujrzeć słoneczną plażę z Filipin, panoramę Barcelony, piramidę Chichén Itzá z Meksyku, czy widok na świątynię oraz wulkan Fudżi z Japonii. Każda zawierała krótką notatkę, narysowany uśmiech oraz oczywiście autograf Stylesa. Malik prychnął cicho, przeglądając każdą z osobna. Nie był pewny, ile tego się tutaj znajdowało, ale kilkanaście przynajmniej. Jednak całe zdenerwowanie i napięcie zniknęło, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kiedy poczuł silnie ramiona oplatające go w pasie oraz miękki pocałunek na szyi.
- Na co patrzysz?
Malik westchnął cicho i uniósł pierwszą lepszą pocztówkę, która okazała się być z RPA.
- Oh... Ciekawe, gdzie jeszcze go nie było.
- U ciebie - wymsknęło się piosenkarzowi.
Payne odsunął się od partnera i zebrał ze stolika wszystkie swoje rzeczy. Potrzebował wziąć głęboki wdech zanim zaczął mówić.
- Odwiedził mnie przed swoim wyjazdem i dobrze o tym wiesz.
Zayn oparł się o ścianę i uważnie przyglądał się Liamowi. Naprawdę nie rozumiał tego człowieka.
- Serio nie masz do niego żalu o to? Zostawił cię w takim momencie.
- Sam mu to zaproponowałem. Zee, przestań traktować go w ten sposób, bo wbrew pozorom nie była to tak bardzo nieprzemyślana decyzja. - Szatyn podszedł do ukochanego i ułożył dłonie na jego bokach, które zaczął delikatnie głaskać. - Rozmawiałem z nim bardzo dużo zanim się w końcu na to zdecydował, nie było mu tutaj łatwo i chciał odpocząć. Powiedziałem mu, że nie będę miał nic przeciwko i powinien zrobić to, co czuje, wyjechać, odpocząć, niezależnie od tego, czy będzie to trwało tydzień, miesiąc, rok, czy teraz już prawie półtora. Kazałem mu tylko dawać cały czas o sobie znać i przysyłać pocztówki, żebym się o niego nie martwił nadto... choć i tak to robię, ale teraz przynajmniej wiem, że chociaż w dniu, kiedy szedł na pocztę był bezpieczny. Wiem, jesteś na niego zły o to, ale minęło tyle czasu... Nie jest to najwyższa pora, żeby odpuścić?
Brunet odwrócił wzrok, nie wiedząc co odpowiedzieć. Bo oczywiście powinien się z tym pogodzić, lecz chłopak swoim zniknięciem złamał Louisowi serce, choć mężczyzna starał się udawać, że wszystko jest dobrze, nie wspierał Liama, kiedy ten był na odwyku, choć przecież obaj podobno tyle dla niego znaczyli. Z jednej strony rozumiał potrzebę przerwy, być może, gdyby trwała krócej inaczej by na to patrzył, jednak rok i pięć miesięcy?
- Jesteś za dobry dla niego.
- A ty dla mnie i nie mam do ciebie o to żalu.
Oczy Malika na nowo spoczęły na tych szatyna, wyrażając swoje zaskoczenie.
- Ja?
- Tak, ty. Ile razy cię zawiodłem, ćpałem, zostawiałem nawet i na kilka dni bez żadnej wieści, gdzie się znajduję, zaniedbywałem na rzecz Hazzy, łamałem obietnice? Komuś innemu kazałbyś wywalić takiego partnera za drzwi, a najlepiej nawet nie zaczynać nawet związku. A jesteśmy razem już ponad dwa lata i wciąż mnie chcesz.
- Bo cię kocham.
- No właśnie.
Zayn westchnął cicho i wtulił się w Payne'a. Oczywiście mężczyzna miał rację, jednak to on był zawsze najważniejszy, nie Styles, więc to po jego stronie będzie stał. Ale wiedział też, że z tą braterską miłością nigdy nie wygra.
- Wracajmy już... - mruknął. - Nasze łóżko jest za duże bez ciebie.
- Oczywiście. Jeszcze tylko muszę podpisać kilka papierów i już nas tutaj nie ma.
Liam czuł się szczęśliwy, wolny, jak jeszcze nigdy w całym jego życiu. Teraz był pewny, że cokolwiek by się nie wydarzyło, nie będzie brał narkotyków. Długie godziny terapii, ćwiczeń, rozmowy z innymi uzależnionymi osobami oraz terapeutami zrobiły swoje i wreszcie był czysty zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Minęło tyle czasu, a on w końcu znalazł w sobie dostateczną siłę by żyć samodzielnie. Choć prawdopodobnie to wsparcie Harry'ego oraz Zayna najwięcej zdziałały. Bo nawet jeśli chłopak nie był przy nim w sensie dosłownym, w sercu oraz pocztówkach czuł jego obecność i wiarę w powodzenie terapii. Malik wciąż był dla niego kimś niezwykłym, który poświęcił wiele, aby wciąż być przy nim, kochać nie ważne co i podnosić, kiedy sam już ledwo był w stanie funkcjonować. Pragnął spędzić z nim resztę życia, a fakt, iż jeszcze dzisiaj się mu nie oświadczył, był jedynie spowodowany tym, że nie był w stanie tak zdobyć idealnego pierścionka dla tego wyjątkowego mężczyzny. Jednak teraz już wszystko się ułoży, wezmą ślub, adoptują tyle dzieci, ile będzie chciał Zee, kota, psa, cokolwiek, byleby tylko był szczęśliwy.
Pół godziny później siedzieli już w samochodzie. Zayn co chwilę przekładał dłoń ze skrzyni biegów na kolano partnera, pragnąc cały czas czuć jego obecność. Liam naprawdę był przy nim, jadą do domu, a ten czas rozłąki nareszcie miał się zakończyć. Zaczynali nowe życie.
Nagle Payne zmarszczył brwi, słysząc w radio imię swojego brata i podgłośnił je, żeby wyraźniej słyszeć. To nie tak, że piosenki Stylesa były rzadkością, jak również spekulacje na temat tego, co się z nim dzieje, że nagle umilkł na wszystkich portalach społecznościowych, jednak teraz...
- ... nową piosenką! Premierowo, moi państwo, Sweet creature!
Z głośnika zaczął lecieć dźwięk gitary, a obaj mężczyźni spojrzeli po sobie z szokiem.
- Premierowo? - powtórzył cicho Liam, niepewnie analizując znaczenie tego słowa.
- Sweet creature
Had another talk about where it's going wrong
But we're still young
We don't know where we're going
But we know where we belong...
- To... W domu zadzwonię do Lewisa, spytać, co się dzieje - mruknął Zayn. Czuł pod powiekami łzy, lecz szybko się ogarnął, wiedząc, że nic nie może zakłócać mu obrazu, kiedy prowadził samochód. Choć może mimo całej swojej złości na chłopaka, gdzieś w głębi serca tak naprawdę zdążył się z nim zaprzyjaźnić i brakowało mu tych absurdalnych żartów, śmiechu, chaosu, jaki wprowadzał i ciągłych humorków.
- And oh, we started
Two hearts in one home
It's hard when we argue
We're both stubborn
I know but, oh
Sweet creature, sweet creature
Wherever I go, you'll bring me home
Sweet creature, sweet creature
When I run out of road, you'll bring me home...
Capaldi uśmiechnął się pod nosem, kiedy, siedząc w kawiarni, usłyszał w radio utwór swojego podopiecznego. Nie był pewny, czy wszystko się ułoży zgodnie z planem, ale był dobrej myśli. Teraz tylko pozostało czekać...
- Sweet creature
Running through the garden
Where nothing bothered us
But we're still young
I always think about you and how we don't speak enough
And oh, we started
Two hearts in one home
I know, it's hard when we argue
We're both stubborn
I know but, oh...
Louis wstrzymał oddech na dłuższą chwilę, kiedy usłyszał głos swojego chłopca.
Minęło tyle czasu, a on wciąż nie potrafił wyzbyć się tej nadziei, że wróci. Harry zawsze był inny on niego, a przysięga była dla niego świętością. Choć może z każdym kolejnym tygodniem coraz bardziej tracił wiarę w szczęśliwe zakończenie. Nawet jeśli zdążył odsłuchać płytę loczka oraz jego występy na żywo tysiące, jak nie miliony razy, a każdy list, który przychodził średnio raz w miesiącu z krótką wiadomością, gdzie jest, co widział, jak się bawi oraz że bardzo tęskni był czytany częściej, niż przez całe życie bajki, czy Biblia. Można by w tym momencie nadmienić, że Louis nie był bardzo religijny, jednak nie jest to konieczne.
Mężczyzna nie potrafił już siedzieć w domu w ciszy, przyzwyczajony przez Stylesa do ciągle grającej muzyki, dlatego i tym razem, kiedy robił sobie herbatę musiał słuchać radio, ale nie spodziewał się, że pośród tylu piosenek nagle usłyszy utwór ukochanego. I może często się zdarzało, że leciało Adore me, czy Lights up. Jednak nigdy nie słyszał tej piosenki. A znał wszystkie, chociażby z uwagi na fakt, iż były nagrywane w jego wytwórni. Im bardziej wsłuchiwał się w tekst, tym słabiej się czuł.
- Sweet creature, sweet creature
Wherever I go, you'll bring me home
Sweet creature, sweet creature
When I run out of road, you'll bring me home...
Kiedy usłyszał dzwonek do drzwi, naszła go irracjonalna myśl, iż może to Harry wrócił do domu. Ale takie rzeczy się nie dzieją, to byłby za duży zbieg okoliczności. Mimo wszystko gdzieś nadzieja ściskała go w sercu, gdy szedł otworzyć, a nogi były miękkie, z ledwością wykonujące swoje zadanie.
Jednak kiedy otworzył drzwi, myślał że to kolejny głupi sen, jeden z wielu, gdzie Harry wracał do domu i mówił, że go kocha. Zakręciło mu się w głowie, a niemoc ogarnęła jego ciało.
Stał tam. Jego Harry.
Zmienił się. Te niegdyś długie loczki, nadające jego twarzy nieco delikatności, teraz zostały skrócone, odsłaniając tę ostrą linię szczęki oraz wyraźnie zarysowane kości policzkowe. Blada skóra przybrała bardziej rumiany, brazowawy odcień, a odkryte ramiona zdobiło więcej czarnego tuszu. Bardziej dziecięca, wręcz chuda figura zmieniła się pod wpływem większej ilości mięśni. Nawet ubiór uległ zmianie. Zniknęły obcisłe rurki oraz w połowie rozpięte koszule, a zastąpiły je luźne spodnie z wysokim stanem oraz najzwyklejsza bluzka. Właściwie jedynym, co wciąż pozostało były tęczowe paznokcie, blask w zielonych oczach oraz ten zniewalający, anielski uśmiech.
- Hi.
Oraz głos. Brzmiał dokładnie tak samo, jak rok, pięć miesięcy i trzy dni temu. Jak w dniu, kiedy poleciał niewiadomo gdzie, żegnając się z Louisem. Te drobne rzeczy łączące starego Harry'ego z tym nowym najbardziej uderzyły Tomlinsona w twarz. Mężczyzna w pierwszym odruchu chciał przytulić bruneta, lecz nogi w końcu zaprotestowały, potknął się i gdyby nie ramiona ukochanego, leżałby teraz na wycieraczce.
- Oops...
Cichy chichot wyrwał się z ust młodszego. Już bez ociągania przyciągnął partnera bliżej i objął mocno. Tak bardzo za tym tęsknił...
- Jak prawie trzy lata temu - szepnął Styles.
- Co?
- Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. Tylko wtedy to ja się przewróciłem...
Szatyn parsknął śmiechem i mocniej wtulił się w ukochanego. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Nie był stworzony do związku, ciągle popełniał idiotyczne gafy, potrzebował całodobowej atencji, za łatwo rezygnował, jednak ta przerwa uświadomiła mu, jak bardzo kochał tego uroczego chłopca i jak bardzo go potrzebuje. Dla niego był gotów się zmienić, zrobić wszystko byleby tylko nigdy więcej go nie opuścił.
- Kocham cię.
Styles uśmiechnął się szeroko i nachylił się do czułego, delikatnego pocałunku. Poznał wiele osób, zwiedził jeszcze więcej miejsc, zapoznał się z innymi kulturami, religiami, zwyczajami, poznał kilka prostych zwrotów w obcych językach, lecz wciąż czegoś mu brakowało. Ciągle w gorszych momentach utrzymywał kontakt z psychiatrą, nie zapomniał o tabletkach, starał się czerpać z każdej przygody, jak najwięcej, a przy tym pamiętać o swoich najbliższych, jednak zasypiając w pustym łóżku, bez osoby, z którą mógłby cały czas aktywnie rozmawiać na temat aktualnych wydarzeń oraz filozoficznych rozmyślań, doszedł do wniosku, że to nie jest to. Choć wyjazd dobrze mu zrobił, potrzebował tego odpoczynku, oddechu.
Szczególnie do serca przypadła mu Japonia, Jamajka, Francja oraz Holandia. Zdecydowanie chciałby jeszcze wrócić w te miejsca, lecz tym razem z najbliższymi by móc pokazać im jego ulubione miejsca, zobaczyć wspólnie coś nowego i stworzyć wiele nowych wspomnień.
- Ja ciebie też. Wejdziemy do środka?
- Oczywiście, ale ostrzegam, że jeśli teraz przekroczysz próg tego mieszkania, nigdy więcej się nie uwolnisz od jego lokatora. Za żadne skarby tego świata - odparł Tomlinson ze śmiertelnie poważną miną.
- Zaryzykuję - szepnął Harry i na moment znowu połączył ich wargi.
Teraz czekał go trudny moment, Lewis jasno dał mu to do zrozumienia, że po takiej przerwie jego powrót zrobi wielkie bum w mediach, jak również nowy singiel, który chłopak napisał w czasie wyjazdu i bardzo chciał wydać, kiedy tylko zdecyduje się wrócić. Właściwie menadżer był osobą, którą najbardziej utrzymywał kontakt zaraz obok psychiatry, głównie z przyczyn służbowych, choć wciąż starał się to ograniczać do minimum. Musiał się zresetować. Ale teraz wrócił z nową energią i nadzieją na lepsze jutro. Oczywiście w każdej chwili demony mogły na nowo się uaktywnić, jednak zdecydował się zaryzykować.
- Masz mi tak wiele do opowiedzenia - zaczął Louis, lecz urwał widząc dezaprobatę w oczach młodszego, kiedy skanował wzrokiem porozrzucane buty oraz kurtki przy wejściu. - Cóż...
- Tak, na pewno, ale najpierw pójdę się odświeżyć po podróży, a ty w tym czasie bierzesz mop i wszystko czyścisz, jasne? Przy okazji przejrzę szafę i wezmę parę starych ubrań, może w jakiejś fundacji zbierają. Wyjazd uświadamił mi, jak miało potrzebuję, wiesz? Oh, i będziemy jeszcze musieli skoczyć do Liama... Co u niego? Wyszedł już z ośrodka?
Louis przez moment przyglądał się brunetowi, aż w końcu na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. Ten wyjątkowy, specjalny, którego już dawno nikt nie widział...
- Zmieniłeś się.
Harry zmarszczył brwi, ale zaraz wygiął wargi do góry i objął szyję partnera.
- Tylko troszkę. Wewnątrz wciąż jestem twoją księżniczką.
Szatyn zaśmiał się cicho i potarł nos młodszego swoim. Miał wrażenie, że minęło zaledwie parę godzin od ich ostatniego spotkania. Jakby Styles wyszedł tylko na chwilę do parku, jak zwykle gubiąc się po drodze w paru sklepach z ciuchami oraz u fryzjera, a nie zapodział się gdzieś na drugiej półkuli.
- I znalazłeś już swoją koronę?
- Tak. Jest tak piękna, jak ją opisywałeś.
W pewnym momencie wszystkie hamulce oraz szok puściły, a Tomlinson przytulił chłopaka, zaciskając mocno ręce, jakby od tego zależało całe jego życie. Po policzkach popłynęły długo wstrzymywane łzy, natomiast ciało ogarnęła nagła fala spokoju.
- Lou? - szepnął Harry, tuląc niższe ciało.
- Tak cholernie za tobą tęskniłem...
- Oh... Ja za tobą też, słońce. Bardzo. Bałem się, jak zareagujesz, kiedy mnie zobaczysz, wiesz? Co jeśli już ułożyłeś sobie życie? Minęło tyle czasu...
- Czasami chciałem zacząć od nowa - zdradził Louis - ale wtedy przypomniałem sobie twój uśmiech i uświadamiałem sobie, że nigdy, nigdzie nie znajdę piękniejszego, niż twój. Tylko nie wykorzystuj tego, jasne? Nie chcę cię znowu stracić.
- Nigdy. Obiecuję.
Być może pochodzili z dwóch różnych światów, jednak ich serca biły niczym jedno i nic nie mogło ich rozdzielić. Prawdopodobnie nieraz się pokłócą, rozstaną jednak zawsze skończą w tym samym miejscu - ich domu.
The end.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top